0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Weronika Syrkowska/OKO.pressWeronika Syrkowska/O...

Hipoteza Sapira-Whorfa zakłada, że język kształtuje nasze postrzeganie świata. Jeśli dwa różne języki opisują to samo w odmienny sposób, ludzie myślący w tych językach będą odmiennie postrzegać świat. Zakłada zatem, że istnieje „relatywizm językowy”.

Nazwa hipotezy pochodzi od nazwisk Edwarda Sapira i Benjamina Lee Whorfa (dwóch językoznawców zajmujących się głównie językami rdzennych Amerykanów), jednak nigdy nie pracowali razem. Różnili się też poglądami na temat relatywizmu językowego.

W skrajnej postaci hipoteza ta zakłada, że jeśli czegoś nie ma w języku, to nie ma w umyśle. W niektórych językach nie ma osobnego terminu na kolor niebieski i zielony, na przykład w walijskim słowo glas określać może kolor trawy, morza lub nieba. Czy to oznacza, że Walijczycy nie odróżniają tych kolorów?

Dziś większość językoznawców uważa, że taka skrajna postać tej hipotezy jest nieprawdziwa. Walijczycy dobrze odróżniają niebieski od zielonego.

Jeśli istnieje związek między językiem a postrzeganiem świata, nie jest aż tak silny.

Mimo to język może zmieniać nasze doświadczenia.

Język i czas, język i emocje

W języku chińskim w ogóle nie ma gramatycznych czasów – różnicę między „poszedłem”, „idę” i „pójdę” można wyrazić tylko dodając odpowiednio „wczoraj”, „teraz” albo „jutro”. Konfucjusz twierdził, że rzeczy – niezależnie od tego, czy ważne, czy błahe – powinno się robić, gdy nadejdzie właściwy czas, nie wedle ustalonych planów i zegara. Chińczycy są mniej punktualni od Europejczyków. Czy to przypadek, czy kwestia języka?

W języku angielskim można tylko powiedzieć „jestem smutny” („I am sad”). Po polsku możemy też powiedzieć „smutno mi”, jakby smutek był czymś, co nadeszło z zewnątrz. W irlandzkim można tylko powiedzieć „tá brón orm” (co dosłownie oznacza „jest na mnie smutek”). W porównaniu z Anglikami, Irlandczycy i Polacy częściej uchodzą za fatalistów. Jaki wpływ na to ma język, którym opisujemy emocje jako „nadchodzące z zewnątrz”?

W języku polskim wyjątkowo liczna jest kategoria czasowników ułomnych. Należy, można, trzeba, warto, wiadomo, wolno, wypada. Rolę czasownika mogą pełnić też: brak, czas, grzech, strach, wstyd i żal. Użyte w roli czasownika całkiem pomijają osobę. „Szkoda gadać, wiadomo, trzeba to zrobić”. No dobrze, ale komu szkoda, komu wiadomo i – wreszcie – kto ma to zrobić? Czasowniki ułomne rozmywają odpowiedzialność. Czy ma to wpływ na nasze życie?

Takich pytań można zadawać bez liku – trudniej jest dowieść takich związków. Nawet jeśli ktoś postanowi te zależności badać, to pojedynczy eksperyment (zwłaszcza na niewielkiej grupie badanych) ma niewielką naukową wartość. Dopiero uzyskanie podobnych wyników w kilku niezależnych badaniach pozwala na potwierdzenie (lub obalenie) danej hipotezy.

Przeczytaj także:

Język ułatwia lub utrudnia, czyli o cierpliwości i oszczędzaniu

W niektórych językach zaplanowane czynności wyrażamy czasem teraźniejszym. Po polsku też możemy powiedzieć „jutro idę do lekarza”. To, co zaplanowane staje się więc gramatycznie teraźniejszością. Użycie czasu przyszłego: „jutro pójdę do lekarza”, brzmi jakbyśmy wpadli właśnie na pomysł, albo składali obietnicę. Czy to, jak myślimy o przyszłości, może mieć wpływ na realizację naszych planów, a nawet siłę woli?

Na to pytanie akurat nauka zna odpowiedź.

Tyrol Południowy do końca I wojny światowej był częścią Tyrolu, należącego do Austro-Węgier. Potem przypadł Włochom, jednak proces italianizacji nie był tam intensywny. Dziś połowa mieszkańców Merano na północy tego regionu posługuje się językiem niemieckim, połowa zaś włoskim. W języku niemieckim jest jak w polskim – do wyrażania przyszłości używa się czasu teraźniejszego. We włoskim znacznie rzadziej (tylko do bliskiej przyszłości).

Z badań dzieci w wieku szkolnym wynika, że niemieckojęzyczne dzieci z Merano są bardziej cierpliwe i częściej oszczędzają. Włoskojęzyczne zaś – mniej cierpliwe i mniej skłonne do oszczędzania. Dzieci z rodzin, w których jedno z rodziców mówi po niemiecku, drugie po włosku, wypadły w badaniu pośrodku, pomiędzy swoimi rodzicami.

Można twierdzić, że różnice nie wynikają z języka, ale z kultury (i spierać się, jak bardzo język na nią wpływa). Jednak te różnice między dziećmi widoczne są nawet we wczesnym wieku szkolnym. Zdaniem badaczy sugeruje to, że na oszczędność czy cierpliwość dzieci w Merano wpływ ma raczej język, a nie (przyswajana znacznie dłużej) kultura.

To język, czy kultura?

No dobrze, ale to tylko jedno takie badanie, może ktoś powiedzieć. Otóż nie, takich badań prowadzono już wiele. Są i inne, wskazujące na to, że języki, w których przyszłość wyraża się czasem teraźniejszym, zmieniają nastawienie do przyszłości użytkowników takiego języka.

Już dekadę temu Keith Chen (z University of California w Los Angeles) wykazał, że posługujący się takimi językami o 31 procent częściej oszczędzają, a po przejściu na emeryturę są o 39 procent zamożniejsi. O 29 procent więcej z nich uprawia aktywność fizyczną i mniej jest wśród nich osób otyłych. Mniej z nich także pali i więcej uprawia bezpieczny seks.

Mówienie o przyszłości wpływa też na coś więcej niż indywidualne wybory. W krajach posługujących się językami, gdzie czasem teraźniejszym opisuje się przyszłość, więcej ludzi dba o środowisko. Ba, w takich krajach firmy inwestują więcej w badania i rozwój.

To chyba dobrze, że możemy powiedzieć „rzucam palenie, zaczynam biegać i odkładam na emeryturę”, a wszystko to w czasie teraźniejszym, nawet jeśli dodamy „w przyszłym roku”.

Ile to trwało po szwedzku, ile po hiszpańsku

Czy to, ile coś trwa, zależy od tego, w jakim języku mówimy? Owszem, może. Eksperymenty, w których badano mówiących po szwedzku, hiszpańsku lub dwujęzycznych, pokazują, że język może nas wprowadzać w błąd w ocenie czasu.

W szwedzkim czas opisuje się częściej jako długość: krótki lub długi. W hiszpańskim czas opisywany jest jak ilość: mało albo dużo. Niektóre języki (jak polski) pozwalają na oba rodzaje opisu upływu czasu. W innych (jak w szwedzkim i hiszpańskim właśnie) znacznie częściej używa się jednego z nich.

Badani oglądali na ekranach wydłużające się linie i napełniające się pojemniki, po czym mieli ocenić, ile trwał krótki film. Szwedzi gorzej radzili sobie z oceną filmów z wypełnianiem pojemników. Hiszpanie – z oceną filmów z wydłużającą się linią.

Dwujęzyczni badani byli przy tym lepsi w ocenie długości obu filmów.

Naukowcy zastrzegają, że nie dowodzi to twardego relatywizmu językowego. Badani mylili się w ocenie długości filmów, tylko jeśli różnice były naprawdę niewielkie.

Języki, zaimki i wspólnota

Społeczeństwa można z grubsza podzielić na indywidualistyczne, w których ludzie są bardziej skoncentrowani na sobie, i na kolektywistyczne, w których bardziej postrzegają się jako członkowie wspólnoty (na przykład rodziny).

Nie jest to podział zero-jedynkowy, raczej spektrum, ale określa wiele naszych społecznych ról i zachowań. Na jednym jego końcu są zajęci sobą Amerykanie, na przeciwnym – zatroskani innymi Japończycy. Polacy plasują się mniej więcej w połowie między nimi (na skali indywidualizmu Amerykanie zdobywają średnio 90 punktów, Polacy 60, Japończycy 46).

Australijskie badania wskazują, że tam, gdzie język pozwala na brak zaimka osobowego podmiotu w zdaniu lub wręcz go nie lubi (jak w języku japońskim albo polskim), społeczeństwa są bardziej kolektywistyczne. I przeciwnie – tam, gdzie mówi się w języku wymagającym zaimka (są obowiązkowe w angielskim, niemieckim czy francuskim), społeczeństwa są bardziej indywidualistyczne.

To tak, jakby brak zaimków „ty” czy „ja” sprawiał, że różnica między nami a innymi ludźmi, była mniejsza. Najwyraźniej bez zaimków osobowych mniej się sobą samymi przejmujemy.

Język ojczysty wpływa na budowę mózgu

No dobrze, ale czy to oznacza, że język jakoś zmienia nasz mózg? Jak najbardziej.

Debunking

Nabyty w dzieciństwie język zmienia nasz mózg, co wykazały badania rezonansem magnetycznym.
Wykazał to funkcjonalny rezonans magnetyczny naszego mózgu. Ale kształtuje go tylko język nabyty w dzieciństwie

Naukowcy z Instytutu Kognitywistyki i Badań Mózgu Maxa Plancka w Lipsku (Max Planck Institute for Human Cognitive and Brain Sciences) przebadali dwie grupy za pomocą rezonansu magnetycznego.

Jedną grupą były osoby od urodzenia niemieckojęzyczne, drugą zaś od urodzenia posługujące się językiem arabskim. Badania ich mózgów wykazały, że niemieckojęzyczne mają silniejsze połączenia między neuronami w lewej półkuli mózgu. Arabskojęzyczne zaś – między lewą a prawą półkulą. Zdaniem badaczy wynika to z odmiennych cech obu języków.

Niemiecki jest językiem analitycznym i wymagającym większej cierpliwości. Formy gramatyczne wyrażane są w nim przez końcówki słów, dzięki czemu szyk zdania jest ruchomy (choć nie do końca tak swobodny, jak w polskim), a czasowniki często wędrują na sam koniec zdania.

W językach semickich (takich jak arabski i hebrajski) o formie gramatycznej dowiadujemy się jednocześnie ze znaczeniem. Spółgłoski wyrazu przekazują rdzeń znaczenia – a samogłoski je uściślają i niosą informacje o gramatycznej formie. Na przykład spółgłoski k, t, b (zarówno w arabskim, jak i hebrajskim) oznaczają „coś związanego z pisaniem”. Po arabsku kitaab to „książka”, kutub to „książki”, katib to „pisarz”, „piszę” to aktubu.

Co z językami obcymi? Cóż, pozostają „obce”, nawet jeśli jesteśmy w nich biegli. Z innych badań obrazowych wynika, że języki przyswojone po okresie dojrzewania przetwarzane są w mózgu w innych miejscach i w inny sposób, niż przetwarzany jest język ojczysty. To nabyty w dzieciństwie język kształtuje nasz mózg.

Czy język nas krępuje?

Czy takie badania mają praktyczne znaczenie? Raczej nie bezpośrednie. Mogą jednak przyczynić się do większej wiedzy, jak języki wpływają na postrzeganie świata i jak przekłada się to na skłonność do oszczędzania, aktywności fizycznej, troski o środowisko – albo troski o innych.

Szczęśliwie jednak nie jest tak, że język, którym się posługujemy, sztywno nas krępuje. Jest gorsetem, ale możemy go poluzować. Jeśli wykonamy pewien wysiłek, to nawet zdjąć.

Jest szereg ćwiczeń, które pozwalają zmienić perspektywę postrzegania czasu. Jednym z nich jest wyobrażenie siebie w podeszłym wieku i napisanie do siebie listu. Nie powinno nas dziwić, że to ułatwia rozmyślanie o odległej przyszłości.

Gdy z kolei rozmyślamy nad tym, co poświęciły dla nas poprzednie pokolenia – na przykład myśląc o wojnie lub kryzysach – jesteśmy bardziej skłonni do odczuwania zobowiązań wobec przyszłych pokoleń.

Język może zatem wpływać na nasze postrzeganie przyszłości czy poczucie wspólnoty, ale potrafimy wyjść poza ramy przezeń narzucane.

Język zmienia nasz mózg i może wpływać na nasze postrzeganie świata. Przede wszystkim jest jednak narzędziem, którym się posługujemy. Możemy robić to mniej lub bardziej świadomie.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze