Brexit obudził w Irlandii Północnej drzemiące demony. Ale nawet gdyby okazało się, że większość mieszkańców stanowią tam (po raz pierwszy w historii) Irlandczycy, nie musi to oznaczać chęci przyłączenia się do Republiki. Tam np. płaci się za lekarza...
Dla jednych Irlandia Północna to nic innego, jak część Zjednoczonego Królestwa, dla innych to teren okupowany przez wrogie siły. Jedni, Brytyjczycy (unioniści), chcą ją zatrzymać jako część Imperium, inni, Irlandczycy (republikanie) – przywrócić do macierzy. Te dwie narracje wzajemnie się wykluczają. I choć od 1998 roku panuje w Irlandii Północnej pokój, to wciąż obie strony usiłują walczyć o swoje – choć przy użyciu demokratycznych środków, nie bomb i w białych rękawiczkach.
Irlandia Północna powstała w 1921 roku w wyniku rozbioru wyspy Irlandii (jak proces ten określają Irlandczycy) czy wspaniałomyślnego oddania Irlandczykom jej południowej części (jak to określają Brytyjczycy). Jej powstanie dla republikanów jest klęską, dla Brytyjczyków podkreśleniem charakteru imperium. Sto lat później, w 2021 i 2022 roku ci ostatni będą świętować stulecie Irlandii Północnej na tyle hucznie, na ile pozwoli im pandemia. Rząd przeznaczy miliony funtów na celebracje i projekty, przypominające ten fakt. Wszystkie te inicjatywy zignoruje większość Irlandczyków.
- Powstanie Irlandii Północnej to nasza nakba – mówi Lorraine, republikanka związana z jedną z partii politycznych działających w prowincji. Uczy swojego dziesięcioletniego synka, że pod żadnym pozorem nie może się identyfikować jako Brytyjczyk.
Irlandczycy lubią porównywać swój konflikt z sytuacją na Bliskim Wschodzie, a konkretnie z konfliktem palestyńsko-izraelskim.
Nakba w języku arabskim oznacza katastrofę.
Tak Palestyńczycy określają dzień powstania państwa Izrael. W dzielnicach irlandzkich w Irlandii Północnej nierzadko można natknąć się na flagi palestyńskie czy murale wyrażające solidarność z Palestyńczykami. Druga strona chętnie wywiesza flagi Izraela.
Irlandia Północna od swojego powstania była tworem kontrowersyjnym. Zamieszkiwali ją głównie Brytyjczycy, potomkowie osiadłych tutaj w XVII wieku Szkotów i Anglików, najczęściej protestantów.
Irlandczycy byli głównie katolikami. Dyskryminowano ich we wszystkich dziedzinach życia. Mieli utrudniony dostęp do domów socjalnych, nie mogli dostać pracy – co sprawiło, że tym chętniej wysyłali dzieci do szkół, żeby te zdobyły jak najlepszą edukację (po wielu dekadach okazało się, że katoliccy są dużo lepiej wykształceni niż dzieci protestanci). Odmawiano im możliwości uczenia się języka irlandzkiego. To powodowało rozliczne napięcia. Do tego z południa na północ przyjechali Irlandczycy protestanci – wyrzucani przez swoich ziomków z Irlandii.
Granica pomiędzy Irlandią Północną a Republiką została nakreślona w sposób chaotyczny – przechodziła przez ogrody, domy, rzeki, pola. Do tego doszła nienawiść religijna, bo religię bardzo łatwo wykorzystać jako narzędzie określające, kto jest niewiernym, a zatem wrogiem. Różnice doktrynalne pomiędzy protestantyzmem a katolicyzmem urosły do rangi potężnego problemu dla obu stron. Od tego czasu Brytyjczycy pogardliwie są określani „Hunami” (Huns), a Irlandczycy utożsamiani z katolicyzmem – Taigs (katole).
- Zobacz, co tu jest napisane, mama – mówi synek Lorraine, kiedy wracamy ze szkoły przez katolicką dzielnicę. – Co to znaczy?
Na murze w jego dzielnicy ktoś nabazgrał: KAT, czyli, co oznacza Kill All Taigs, czyli „zabić wszystkich katoli”. Po drugiej stronie napisy na ścianach mówią: KAH, czyli Kill All Huns. Żeby nie było wątpliwości, czyja to dzielnica. I kto jest w niej wrogiem.
Mama nic nie mówi – chce zjednoczenia obu Irlandii, ale na szczęście należy do coraz większej grupy ludzi umiarkowanych, przynajmniej jeśli chodzi o okazywania niechęci do drugiej strony.
Nie chce, by jej syn był postrzegany jako Brytyjczyk, bo Brytyjczycy dla niej to okupanci i imperialiści, ale jednocześnie nie chce już rozlewu krwi. Za dużo pamięta z własnego dzieciństwa. Ma zaledwie czterdzieści parę lat i jej młodość upłynęła wśród alertów bombowych, odwołanych lekcji i strachu o życie.
A stało się tak, bo wieloletnie napięcia pomiędzy katolikami a protestantami, unionistami a republikanami, zamieniły się w wojnę cywilną w 1969 roku – wtedy zaczęły się tak zwane Kłopoty (The Troubles, jak eufemistycznie okres ten nazwał rząd brytyjski), które trwały do 1998 roku. To najboleśniejsza część historii Irlandii Północnej.
- Naszą normalnością było wojsko, policja, zamachy bombowe i zamieszki – opowiada Jim, protestant, który spędził wiele lat w więzieniu za przynależność do organizacji zaklasyfikowanej przez rząd brytyjski jako organizacja terrorystyczna - Ulster Volunteer Force, która miała za zadanie chronić protestantów przed katolikami, a zwłaszcza Irlandzką Armią Republikańską, IRA.
Teraz Jim pracuje z dziećmi z trudnych dzielnic Belfastu (katolickich i protestanckich) i pomaga im w odrabianiu lekcji, uczy obsługi komputera i prowadzi z nimi zajęcia sportowe. Ma niecałe pięćdziesiąt lat. Jego wujek zginął w zamachu przeprowadzonym przez IRA. Najbliższy przyjaciel na jego oczach został zastrzelony przez terrorystę, kiedy wracali ze szkoły, miał raptem 15 lat.
Kłopoty przyniosły ze sobą ponad 4 tysiące ofiar śmiertelnych i setki tysięcy rannych – duża ich część żyje do dzisiaj. Niektórzy stracili kończyny, oczy, mają ciała pokryte bliznami po oparzeniach od bomb, żyją z syndromem posttraumatycznym, depresjami, problemami alkoholowymi.
Część z nich chce zemsty, zadośćuczynienia, ukarania winnych, część chce pokoju.
Ponad trzy dekady wojny domowej, w czasie której organizacje terrorystyczne i paramilitarne siały postrach i zniszczenie, politycy po obu stronach, ponaglani przez sfrustrowany rząd brytyjski, irlandzki i zaangażowane w dialog Stany Zjednoczone, rozpoczęli negocjacje pokojowe.
I wreszcie pokój zawarto w 1998 roku – na mocy Porozumienia Wielkopiątkowego wypuszczono z więzień „bojowników o wolność” – sprawców zamachów bombowych, mordów, wszystkich tych, którzy działali kierując się którąś z ideologii. Co więcej, Porozumienie Wielkopiątkowe, podpisane przez osiem partii politycznych z Irlandii Północnej: Sinn Fein (polityczne skrzydło IRA), Ulster Unionist Party, Progressive Unionist Party (powiązaną z organizacją terrorystyczną UVF), Democratic Unionist Party (powiązaną z organizacją paramilitarną UDA), SDLP, Alliance, Womens Coalition i Labour Coalition przewidywało przeprowadzenie referendum, co do ewentualnego zjednoczenia obu Irlandii w przyszłości, jeśli taka będzie wola mieszkańców prowincji. Stworzono też rząd, bardzo unikalny twór, którego premierem jest przedstawiciel partii, która zdobędzie w wyniku wyborów więcej głosów – do 2022 roku był to przedstawiciel partii unionistycznej, a wicepremierem – przedstawiciel partii republikańskiej.
- Dla części z nas Porozumienie Wielkopiątkowe to zdrada naszej sprawy - opowiada mi jeden z republikanów, który siedział za produkcję materiałów wybuchowych. Został dysydentem – Bo o to przecież chodziło, żeby się nie układać z unionistami, nie współtworzyć z nimi rządu, no wiadomo, że ich jest wciąż więcej, więc my będziemy grać w rządzie drugie skrzypce, a na to się nie mogliśmy zgodzić. Dla nas sprawa jest jasna, albo zjednoczenie Irlandii albo wojna. Sinn Fein nas zdradziła.
Większość republikanów jednak przyjęła koniec konfliktu z nadzieją.
- Zjednoczenie obu Irlandii jest nieuniknione – mówi Lorraine. – Demograficznie już niedługo będziemy liczniejsi, a to oznacza, że jeśli wreszcie dojdzie do referendum dotyczącego potencjalnego przyłączenia do Republiki, wygramy je.
Nie zrozum mnie źle, ale my to bomba demograficzna. Nie wszyscy republikanie to katolicy, ale wielu republikanów ma spore rodziny, taka tradycja.
A katolicy jeszcze większe, bo u nas i rozwodów nie może być i antykoncepcja zakazana. W przypadku referendum za kilka lat wygramy.
- Nie sądzę, żeby doszło do wygranej republikanów – kontruje Jim. - Nikt nas nie chce. Republika nigdy nas nie przyjmie.
Dla Irlandczyków z Południa mieszkańcy Irlandii Północnej to „trouble makers” – ale też tylko dla tych, których w ogóle mieszkańcy prowincji interesują. Bo wbrew pozorom Republika nie żyje tym, co się dzieje na północy. Ma swoje problemy. A poza tym, przyjęcie 1,8 milionowej Irlandii Północnej stanowiłoby bardzo poważne obciążenie ekonomiczne, wynikające z oczekiwań Północnoirlandczyków, rozpieszczonych dywidendami pokojowymi, jakie otrzymują od państwa brytyjskiego.
W Irlandii Północnej nie płaci się za wodę (w Szkocji, Walii i Anglii obowiązują opłaty za wodę). Osoby z niepełnosprawnościami, których jest 4 procent więcej niż w pozostałej części Zjednoczonego Królestwa, dostają godne zasiłki zwłaszcza, kiedy udowodnią, że ich niepełnosprawność (fizyczna, intelektualna czy psychiczna) była skutkiem Kłopotów. Weterani dostają zresztą nie tylko pieniądze – mogą liczyć na różne terapie w ramach darmowej służby zdrowia.
Mieszkańcy Irlandii Północnej nie płacą ani za wizytę u lekarza (w Republice Irlandii taka wizyta kosztuje 50 euro), za badania krwi (30 euro w Republice), ani za leki na receptę. Takich standardów życia oczekiwaliby wszyscy po przyłączeniu Irlandii Północnej do Republiki.
Dlatego nic dziwnego, że ostatnie badania opinii publicznej opublikowane w czwartek 26 maja 2022 w „Belfast Telegraph” pokazują wyraźnie, że
gdyby jutro miało dojść do referendum, to jego wyniki były porażką dla republikanów.
Ponad połowa mieszkańców chce wciąż należeć do Zjednoczonego Królestwa, a tylko jedna trzecia byłaby za przyłączeniem Irlandii północnej do Republiki.
Najwyraźniej pojawiła się nowa grupa, trzecia siła w tej trudnej układance, zwana przez Petera Shirleya, dyrektora Institute of Irish Studies Liverpool University „sekuralnymi unionistami”, czyli tymi, którzy niezależnie od religii, chcą pozostać w unii ze Zjednoczonym Królestwem – bo tak wygodniej i pragmatycznie.
Nie zmienił tego sukces Sinn Fein w tegorocznych majowych wyborach do północnoirlandzkiego Zgromadzenia
(Sinn Fein nie uzyskała większości, ale jednocześnie doszło do spadku poparcia dla unionistów, którzy zepsuli sobie image Brexitem - skutkiem tego teoretycznie może być objęcie stanowiska premiera rządu północnoirlandzkiego przez obecną szefową Sinn Fein – teoretycznie, bo partia unionistyczna zablokowała powstanie rządu).
W czasie kampanii wyborczej Sinn Fein nie machała wyborcom przed nosami referendum – tym razem akcentowała gotowość do wsparcia mieszkańców Irlandii Północnej w rozwiązaniu palących problemów: ogromnego wzrostu cen gazu, prądu, żywności, braku mieszkań socjalnych, długiego czasu oczekiwania na wizytę u specjalisty-lekarza, itp.
- Mówienie teraz o referendum nie ma sensu. Po porażce referendum Brexitowego, ludzie chcą poznać więcej detali na temat skutków wyniku referendum – mówi Malachi O’Doherty, pisarz i komentator polityczny z Irlandii Północnej.
Brexit obudził w Irlandii Północnej drzemiące demony. Pojawiła się kwestia granicy, najpierw „twardej”, na lądzie, do czego nie doszło, a potem na morzu Irlandzkim, która istnieje i blokuje przepływ niektórych towarów z Wielkiej Brytanii do Irlandii Północnej, co rozsierdza unionistów.
Zatem nawet jeśli okazałoby się, że faktycznie po raz pierwszy w historii Irlandii Północnej większość mieszkańców 2022 roku stanowią Irlandczycy, niekoniecznie oznaczać to będzie chęć przyłączenia się do Republiki. Jedyne, co jest pewne w tej chwili, to fakt, że dwie strony konfliktu w tej części świata nie są zadowolone z obecnego stanu rzeczy. Nadzieja w tych, którzy są ponad podziałami i po prostu chcą normalnie żyć.
autorka „Belfast. 99 ścian pokoju”, wyd. Czarne, z wykształcenia iranistka i socjolożka, prowadziła na UJ autorskie zajęcia o ideologii dżihadu i sztuce islamu. Po stypendium na University College London została w UK. Mediatorka, trenerka zdrowia psychicznego mniejszości etnicznych, przez kilka lat pracowała jako support worker dla ofiar rasizmu - z migrantami i uchodźcami.
autorka „Belfast. 99 ścian pokoju”, wyd. Czarne, z wykształcenia iranistka i socjolożka, prowadziła na UJ autorskie zajęcia o ideologii dżihadu i sztuce islamu. Po stypendium na University College London została w UK. Mediatorka, trenerka zdrowia psychicznego mniejszości etnicznych, przez kilka lat pracowała jako support worker dla ofiar rasizmu - z migrantami i uchodźcami.
Komentarze