Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz odmawia stawienia się przed komisją weryfikacyjną do spraw reprywatyzacji warszawskiej. W kwietniu stwierdziła, że komisja jest niekonstytucyjna. „Ona jest niekonstytucyjna. Ja zawsze mówiłam, że jeśli będzie ciało niekonstytucyjne, to poproszę, żeby mnie wezwał prokurator, który jest ciałem konstytucyjnym” – mówiła w „Faktach po Faktach” TVN 4 kwietnia (2017).
Linia PiS w tej sprawie jest jasna: prezydent Warszawy nie może oceniać, czy powołana przez Sejm komisja jest konstytucyjna, czy nie. „Nie wyobrażam sobie, że ktoś łamie prawo, bo ma takie widzimisię” – powiedziała 5 kwietnia premier Beata Szydło.
Sprawa nie jest jednak oczywista: prezydent miasta, która jest profesorem prawa, może dowodzić, że komisja łączy uprawnienia sądu, administracji i prokuratury, naruszając tym samym zapisany w konstytucji trójpodział władz. Zresztą podobne wątpliwości miało Biuro Analiz Sejmowych, RPO i liczni prawnicy.
W poniedziałek 26 czerwca (2017) prezydent Warszawy przeniosła ten spór z poziomu polemik prawników na poziom sądowy. Zwróciła się do NSA o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego, bo „w Polsce są dwa organy powołane do rozstrzygania spraw reprywatyzacyjnych – komisja oraz Prezydent Warszawy”. „Jeśli więc pojawiły się wątpliwości, zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego, wystąpiliśmy do Naczelnego Sądu Administracyjnego o to, aby taki spór rozstrzygnąć. Z mocy prawa wtedy komisja (weryfikacyjna) powinna zawiesić swoje działania”.
Z drugiej strony, PiS może powoływać się na tzw. domniemanie konstytucyjności: komisja została powołana sejmową ustawą, którą podpisał prezydent. Dopóki Trybunał Konstytucyjny nie stwierdzi, że jest niezgodna z konstytucją, domyślnie się uznaje, że nie narusza jej zapisów. A po opanowaniu TK rządząca partia nie musi się obawiać, że podważy on jakiekolwiek stanowione przez nią prawo.
W poniedziałek (26 czerwca) decyzji prezydent Warszawy bronił europoseł PO Marcin Święcicki, partyjny kolega Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz jej poprzednik na stanowisku prezydenta stolicy (1994-1999). Pomijając wszystkie zawiłości prawne Święcicki mówił:
Prezydent @hannagw nie stawiła się przed #KomisjaWeryfikacyjna "To sprzeciw obywatelski na wzór Gandhiego lub Solidarności" @Platforma_org pic.twitter.com/Rs7LlojYl6
— AIP (@AgencjaAIP) June 26, 2017
Europoseł PO porównał w tej wypowiedzi Hannę Gronkiewicz-Waltz do Mahatmy Gandhiego (i działaczy „S” walczących z komunizmem).
Pani prezydent jest profesorem prawa. Ja rozumiem, że to jest rodzaj sprzeciwu obywatelskiego, tak jak Gandhi robił sprzeciw obywatelski, czy Solidarność (...) przeciwko czemuś, co jest przyjęte jako prawo, ale w sposób jawny nie służy prawu
fałsz. Fałsz. Nie, pani prezydent nie jest jak Gandhi.
Dodał jeszcze po co PiS powołał komisję weryfikacyjną: „To jest polityka obliczona na społeczny trybunał ludowy, który narobi dużo szumu, będzie grillował jakichś polityków, by wygrać wybory w Warszawie”.
Trzy różnice
Z przykrością informujemy Marcina Święcickiego, że Hanna Gronkiewicz-Waltz i Mahatma Gandhi nie mają tak wiele wspólnego, jak europosłowi się wydaje.
- Gandhi walczył o uwolnienie Indii spod kolonialnego panowania Brytyjczyków, a Hanna Gronkiewicz-Waltz sprzeciwia się decyzjom legalnie wybranej demokratycznej władzy własnego kraju. Można nie lubić PiS, ani tego co robi z prawem, sądami, Trybunałem, ale to nie jest to samo;
- Jedną z najgłośniejszych akcji Gandhiego był przeprowadzony w 1930 roku protest przeciwko monopolowi brytyjskiemu na handel solą; w ramach tej kampanii odbył pieszo blisko 300 km marsz, dotarł nad morze i znalazł tam grudkę soli – łamiąc w ten sposób brytyjskie prawo. Został za to aresztowany (razem z 60 tys. zwolenników).
Gandhi był wówczas prywatną osobą. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest wysokim urzędnikiem samorządowym, a jej „protest” polega na niestawieniu się na przesłuchanie. To znów nie jest to samo; - Wreszcie – uprawianie obywatelskiego nieposłuszeństwa oznacza łamanie prawa z pełną świadomością, że zostanie się za to ukaranym. W przypadku prezydent miasta służy to raczej obronie pozycji. Chodzi o to, aby uniknąć politycznych konsekwencji swoich czynów, czy zaniechań czynów w związku z reprywatyzacją, a nie o to, żeby je ponieść.
Kamienice Ghandiego
Europosła Święcickiego przebił jednak poseł PiS Paweł Lisiecki, członek komisji ds. reprywatyzacji, który został w TVP Info zapytany o porównanie Hanny Gronkiewicz-Waltz do Gandhiego. Poseł wypowiedział wówczas następujące zdanie:
To jest ciekawe porównanie do Mahatmy Gandhiego, bo zdaje się, że Mahatma Gandhi nie miał problemów ze zwracaniem kamienic.
zbity zegar. Nonsens. Nie wiadomo, o co posłowi chodzi.
Zupełnie nie wiadomo, o co posłowi chodzi. Czy o to, że Gandhi nie naruszyłby świętego prawa własności i zwracał kamienice w taki sposób, aby nie doszło do oszustw? Tego oczywiście nie wiadomo. My w każdym razie nie wiemy i raczej nie może tego wiedzieć poseł Lisiecki, ponieważ Gandhi został zamordowany w 1947 roku, a wcześniej nie stanął przed problemem zwracania kamienic komukolwiek.
Być może posłowi chodzi o to, że Gandhi nie zajmował się zwracaniem nikomu kamienic, co jest obserwacją prawdziwą, ale banalną i trochę od rzeczy. Święcickiemu chodziło nie o to, że Gandhi miał coś wspólnego z kamienicami, tylko o to, że prowadził kampanię obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Poseł Lisiecki może tego nie wiedzieć, ale Gandhi w ogóle nie darzył szacunkiem świętego prawa własności – zwłaszcza własności ludzi bogatych, takich jak kamienicznicy. Był przeciwnikiem kapitalizmu, wielkiego przemysłu oraz wielkich miast. Ideałem dla niego było spokojne, wiejskie życie prowadzone w ubóstwie (ale nie w nędzy) z maksymalnym udziałem własności wspólnej i jak najmniejszym – prywatnej. W dzisiejszych czasach mógłby być alterglobalistą, weganinem i socjalistą. W tym także, jak się zdaje, nie przypomina prezydent Warszawy.