0:000:00

0:00

Rozmawiamy z prof. Agnieszką Golec de Zavala, psycholożką z Uniwersytetu SWPS, która od lat szuka odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że ludzie angażują się w konflikty, i rozwija koncepcję narcyzmu grupowego.

„Ten koncept powstał w 2005 roku, kiedy przyglądaliśmy się różnym konfliktom etnicznym i narodowym, na przykład izraelsko-palestyńskiemu, rwandyjskiemu, napaści amerykańskiej na Irak. Zadawaliśmy sobie pytanie, co motywuje ludzi, żeby się w te konflikty angażować, trwać w nich i tak w nich działać, jakby nie mieli rozumu, jakby to, co racjonalne, zostało zawieszone” – opowiada prof. Golec de Zavala. Podkreśla, że interesują ją nie to, jak funkcjonuje grupa, ale jak funkcjonują ludzie w grupie.

Katarzyna Sroczyńska: Czy my jako Polki i Polacy jesteśmy narcystyczni?

Agnieszka Golec de Zavala: Ale co to znaczy narcystyczni? Kiedy zaczynałam się tym interesować, narcyzm funkcjonował jako jedna zmienna. Teraz bada się różne rodzaje narcyzmu. W procesie rozumienia tego pojęcia jesteśmy w fazie analitycznej, rozdrabniamy je, rozkładamy na części pierwsze. Pewnie za chwilę będziemy te elementy integrować, ale jeszcze w tę kolejną fazę nie weszliśmy.

Ja definiuję narcyzm jako postawę wyższościowo-roszczeniową. Chodzi po pierwsze o założenie, że się jest lepszym; nie dobrym, ale właśnie lepszym – to ważne rozróżnienie. To oznacza, że trzeba się stale z kimś porównywać, twoja ocena zawsze zależy od porównania się z kimś innym. Drugi element, roszczeniowy, to domaganie się potwierdzenia swojej wyższości. Chcesz nie tylko, by cię podziwiali, ale w dodatku żeby cię podziwiali jako lepszą.

We współczesnych ujęciach narcyzmu ciekawe jest to, że to nie jest jeden stan. Forma narcyzmu fluktuuje w zależności od tego, czy otoczenie potwierdza, że jesteś wielka, czy nie.

Psychoterapeuci mówią o narcyzmie wielkościowym i wrażliwym.

Jest podejście, które proponuje połączenie tych obu stanów: dopóki dostajesz potwierdzenie swojej wyjątkowości z otoczenia, funkcjonujesz w postawie wielkościowej, ale kiedy brak uznania cię z tego stanu wybije, to przechodzisz do wersji wrażliwej i skupiasz się na tym, że inni nie dają ci uznania. Narcyzi wtedy strasznie rozpaczają i są przekonani, że nikt nie cierpi bardziej niż oni. Tylko to jest inny rodzaj cierpienia niż ten, o którym mówiłaś. To jest resentyment i zapiekanie się we wrogości i chęci odwetu.

Nie wiem, czy Polacy są narcystyczni. Generalnie od lat 70. XX wieku pojawiają się analizy pokazujące, że globalna północ staje się coraz bardziej narcystyczna. Także badania psychologiczne wykazały, że z pokolenia na pokolenie poziom narcyzmu wzrasta. To się wiąże z kulturą indywidualizmu i neoliberalizmem, z kapitalistycznymi roszczeniami: „jestem tego warta”, których już się nie odnosi do tego, że każdy inny też. Taka narracja od lat obowiązuje w naszej kulturze i być może ludzie już siebie nie wyrażają w inny sposób. W tym sensie narcyzm na poziomie indywidualnym może w ogóle wzrastać w zglobalizowanym świecie. Ale to akurat nie ma prawie nic wspólnego z narcyzmem grupowym.

Jak to?

Każdy z nas ma „ja społeczne” – definiujemy siebie przez grupę, do której należymy. Tu się objawia narcyzm grupowy: w tym, jak określam tożsamość mojej grupy.

Narcyzm grupowy definiuję jako przekonanie, że moja grupa jest wyjątkowa, ale niewystarczająco uznawana przez innych. Mamy te dwa elementy, o których wspomniałam: wyższościowy i roszczeniowy. I zobacz, jak takie przekonanie jest sprytne: może dotyczyć ludzi, którzy nie są narcystyczni na swój temat. Badania pokazują, że związek między narcyzmem grupowym a indywidualnym istnieje co prawda, ale jest niewielki. Co więcej, narcyzm grupowy wiąże się z niską samooceną.

Wszyscy mamy potrzebę przynależności do wspólnoty. Jako samotne jednostki byśmy nie przeżyli, więc wytworzyliśmy w ewolucji mechanizm dostosowywania się do innych, układania się z innymi. Jesteśmy wychowywani do wspólnoty, zachowania skierowane na „ja” są zawstydzane: taki jesteś chciwy, wszystko chcesz dla siebie, i rugowane przez normy społeczne.

Narcyzm grupowy się temu wymyka: jesteś narcystyczna, ale nie w swoim imieniu, nie chcesz dla siebie, tylko dla innych, dla swojej grupy.

Możesz snuć opowieści o swojej wielkoduszności i wspólnotowości, bo ty przecież domagasz się różnych rzeczy też dla innych. Chronisz swoje ego, ale tak naprawdę wszystko to służy twojemu dobru.

Ten opis kojarzy się ze stereotypem matki Polki: obciążonej, poświęcającej się, ale też wymagającej rozmaitych rzeczy od innych, tyle że nie dla siebie, tylko – przynajmniej w deklaracjach – dla rodziny.

Nie badałam tego, ale intuicje mam takie, że to zachowanie narcystyczne. Takie przekonanie służy kobietom, które uwewnętrzniają patriarchat. Prowadzimy teraz badania nad narcyzmem grupowym wśród kobiet i mężczyzn. Mamy dwa poziomy analizy grupowej: z jednej strony narcyzm narodowy, z drugiej genderowy – męski i kobiecy. I okazuje się, że o ile narcyzm narodowy i męski przewidują takie same patriarchalne postawy, to narcyzm kobiecy już nie.

Te kobiety, które uwewnętrzniają narcyzm narodowy, internalizują też patriarchat.

"Prawdziwy Polak" to przecież mężczyzna i to heteroseksualny. Ale oczywiście to nie jest charakterystyczne tylko dla nas. "Prawdziwy Amerykanin" to też jest biały, heteroseksualny mężczyzna. Jeśli internalizujesz ten punkt widzenia, internalizujesz męski punkt widzenia. Kobiety, które mają narcystyczne narodowe przekonania, są bardziej seksistowskie niż te, które ich nie mają, a nawet bardziej seksistowskie niż mężczyźni.

Z kolei kiedy badamy genderowy narcyzm grupowy kobiet, to on się wiąże z większym egalitaryzmem, z postawami równościowymi, z odrzucaniem legitymizacji patriarchatu, z poparciem dla Strajku Kobiet, a także z poparciem dla tych działań na rzecz równości płci, które są nielegalne. Co więcej, wiąże bardziej niż takie zmienne jak satysfakcja z tego, że jestem kobietą, czy solidarność z innymi kobietami. Narcyzm grupowy motywuje kobiety do konfliktu. Bo w ogóle narcyzm grupowy motywuje do konfliktu. A sytuacja konfliktu jest konieczna dla zmiany społecznej.

Wiąże się z agresją?

Tak, z preferencją zachowań wrogich, konfrontacyjnych, siłowych. Jeśli badamy to u kobiet i u mężczyzn, u osób czarnych i u białych, i zadasz im pytanie, czy zgadzają się ze stwierdzeniem: „zrobię wszystko, żeby interesy mojej grupy zostały zrealizowane”, to osoby z wysokim narcyzmem grupowym odpowiedzą: tak. Podasz przykład: „będę rzucać kamieniami”, odpowiedzą: jak najbardziej. „Będę negocjować” – jak najbardziej. Czyli jedne i drugie metody są akceptowalne, ale osoby z wysokim narcyzmem grupowym nie stronią od rozwiązań konfrontacyjnych, a nawet je preferują.

Ostatnio jednak zauważyliśmy jeszcze jedną ciekawą rzecz. Genderowy narcyzm grupowy wśród kobiet wiąże się z większą tendencją do odczuwania takich emocji jak współczucie, wzruszenie, chęć ulżenia w cierpieniu. To jest grupa emocji, które nazywamy prospołecznymi, ale można je też określić jako selftranscendent emotions – czyli przekraczające ja i wiążące mnie na ważnym, wspólnotowym poziomie z innymi. Co więcej, kiedy sprawdzamy, jak te emocje wpływają na narcyzm grupowy, to okazuje się, że redukują jego związek z konfliktowością i wrogością.

Ale te emocje, o których mówisz, wiążą mnie po prostu z innymi ludźmi, czy tylko z takimi, którzy są do mnie podobni?

Tylko z podobnymi. Zauważyliśmy, że kobiety z genderowym narcyzmem grupowym mają pod ich wpływem większą skłonność do działania na rzecz kobiet za każdą cenę, do angażowania się na rzecz innych kobiet, poświęcania się dla nich. Ale równocześnie im wyższy poziom emocji wspólnotowych, tym mniej one widzą sytuację z mężczyznami jako konflikt.

Pierwsza część tych wyników przywodzi na myśl książkę psychologa Paula Blooma „Przeciw empatii”. Bloom przestrzega w niej, że empatią obejmujemy wyłącznie członków grupy, do której należymy. A więc tylko swoich, nie obcych.

Empatia ma ten ciasny oraz zaściankowy wymiar. Jest tu i teraz, nie ma w niej miejsca na szersze spojrzenie. Compassion, poczucie współodczuwania z innymi, łączy się z szerszym spojrzeniem – chodzi o chęć ulżenia w cierpieniu zasadniczo wszystkim. Nie słyszałam o „parochial (grupowym) compassion”, ale o „parochial empathy” już tak.

W ramach badań pokazywaliśmy ludziom film z obrad parlamentu, podczas których przemawiającym kobietom wyłączane są mikrofony. Wykorzystaliśmy nagranie z Sejmu, na którym marszałek Ryszard Terlecki wyłączył mikrofon posłance Joannie Scheuring-Wielgus i innym posłankom Lewicy. Badani reagowali negatywnymi emocjami na tę sytuację. Negatywny stres odczuwały przede wszystkim kobiety, które miały narcystyczne przekonania na temat swojej grupy genderowej. Ale mężczyźni już nie. Oni patrzyli spokojnie.

Reakcje są zresztą symetryczne: badaliśmy sytuacje, w których mężczyźni wyłączali kobiety, ale także kobiety – mężczyzn. Narcyzm grupowy zawsze pozwalał przewidzieć przejmowanie się wyłączeniem twojej grupy, ale nie tej obcej.

Dlatego podkreślam, że narcyzm grupowy to zmienna konfliktowa, sprzyjająca narastaniu konfliktu. Dodatkowo wiąże się z brakiem zaufania do innych, z myśleniem spiskowym, paranoidalnym.

Mówisz o kobietach – o grupie, która nadal w niektórych sferach jest mniej uznana czy szanowana niż mężczyźni. Mamy więc sytuację, w której one słusznie domagają się większego uznania. Czy to nadal jest narcyzm?

Oczywiście, że kobietom należą się równe prawa i uznanie. Ale kobiety z narcyzmem grupowym sądzą nie tylko, że innym kobietom należą się równe prawa. One sądzą, że kobietom należy się specjalne uznanie i tu nie chodzi o parytety czy akcje afirmacyjne. To jest przekonanie wyższościowe. To, że należymy do grypy dyskryminowanej, wcale nie znaczy, że część z nas nie może być narcystyczna na temat tej grupy. To często osoby, które są najbardziej zmotywowane do działania. Tylko że dla nich celem jest nie tyle równość, ile raczej odwrócenie hierarchii. Ale i tak ich zaangażowanie w działania podważające hierarchie to dla mnie dotychczas jedyny przykład pozytywnych konsekwencji narcyzmu grupowego.

Zmiana społeczna zawsze się dokonuje przez zakwestionowanie i rozchwianie jakiegoś porządku i nieunikanie sytuacji konfliktowej. Może ono przyjąć formę krwawej rewolucji albo bezkrwawej, ale trzeba naruszyć porządek.

Może tego dokonać tylko ktoś, kto ma płynącą z emocji energię, żeby się buntować, i przekonanie, że jego grupie się należy. I część tej energii jest narcystyczna.

Fascynuje mnie solidarnościowy przewrót w Polsce. Z analiz dotyczących tamtych wydarzeń najbardziej utkwiła mi rozmowa z Jackiem Kuroniem, który mówił o tym, że częścią wysiłku solidarnościowego było hamowanie nienawiści do innych, do komunistów. Wygaszanie tych procesów odwetowych. Śpiewało się: „od pogardy mnie zachowaj”, pamiętasz? Ta wrogość to jest właśnie narcystyczny proces w grupie dyskryminowanej czy w grupie rewolucjonistów.

Kuroń mówił: nie palcie komitetów, zakładajcie własne. To by było to wygaszanie agresywnych popędów?

To opis kanalizowania tych popędów w procesie demokratycznym. Ale najciekawsze wydawało mi się rozpoznanie, że w grupie dyskryminowanej obecna jest motywacja narcystyczna. I być może tutaj właśnie jest o tyle niebezpieczna, że kiedy jesteś dyskryminowana, masz poczucie, że racja jest po twojej stronie. Ale tylko do czasu, kiedy jesteś dyskryminowana. A często zdarza się, że to poczucie zostaje: zmienił się porządek i robisz innym dokładnie to, co wcześniej ktoś robił tobie. Historia Liberii jest tego wyrazistym przykładem: w tym państwie osiedlono wyzwolonych niewolników, którzy natychmiast zniewolili autochtonną ludność.

Doświadczenie bycia w przeszłości ofiarą do niczego specjalnego nas nie uprawnia.

Obie mieszkamy w dużych miastach, podobnie jak wielu czytelników OKO.press mamy może liberalne, może lewicowe poglądy, należymy do klasy średniej. W spolaryzowanym polskim społeczeństwie po drugiej stronie są wyborcy PiS. Zastanawiam się, jak myślimy o nas jako o grupie, i o nich. I wydaje mi się, że mamy poczucie wyjątkowości naszej grupy i tego, że to właśnie naszej grupie należy się specjalne traktowanie. Czy patrzycie w badaniach na tę sytuacje przez pryzmat narcyzmu grupowego?

Od początku formułowania tej teorii powtarzam, że ona dotyczy każdej grupy, nawet takiej, którą sobie stworzysz na piętnaście minut, grając z innymi w piłkę. Jeśli masz tylko narcystyczną, kolektywną tendencję, to w takiej grupie ona też się może zrealizować.

A skąd się w ogóle ta tendencja bierze?

Nie wiemy tego jeszcze, nie mamy np. badań rozwojowych, nie wiemy, jak to się kształtuje i zmienia w życiu człowieka. Traktuję narcyzm grupowy jako zmienna indywidualną, którą mogę opisać, ale nie mogę się wypowiadać na temat jej źródeł. Na pewno trzeba się identyfikować z grupą, której to przekonanie dotyczy.

Czyli jedni maja mniejszą, a inni większą tendencję do postrzegania swojej grupy w kategoriach wyższościowo-roszczeniowych?

Tak, i ta cecha rozkłada się w społeczeństwie według krzywej Gaussa, najwięcej ludzi jest w środku spektrum. Ale wróćmy do klasowości, o którą pytałaś.

Absolutnie może się zdarzyć, że się zatrzaśniemy w swojej grupie: my inteligencja i nasz etos, albo my - klasa średnia. Na pewno tworzymy też hierarchie grup. Ale mózg to jest organ, który można gimnastykować. Jestem naukowczynią, ale jestem też kobietą. Należę i do grupy uprzywilejowanej, i do dyskryminowanej. Przecież mogę te doświadczenia zintegrować. I to będzie wpływało na moje myślenie w kategoriach uprzywilejowania, będzie je – mam nadzieję – ograniczało.

Mieszkam teraz w międzykulturowym mieście. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem biała. To jest jeszcze zupełnie inny kontekst, którego w Polsce nie musimy brać pod uwagę. Ponoszę konsekwencje tego, że jestem biała, choć nie mam żadnego udziału w historii tej grupy w Wielkiej Brytanii. Nie ma znaczenia, czy moi przodkowie mieli niewolników, czy nie, należę do jakiejś kategorii i muszę się do niej odnieść.

Problem w tym, że przywileju sobie często nie uświadamiamy. I wtedy rzeczywiście nie myślimy: jak to jest, kiedy się jest w tej drugiej kategorii. Czy jestem w stanie zbudować jakiś sposób rozumienia tych, którzy akurat w tej kategoryzacji są niżej niż ja? I czy mogę zadziałać na rzecz zmiany ustawienia? Warto sobie uświadomić, że jesteśmy też uprzywilejowani. To wymaga pokory. A narcyzm na żadnym poziomie nie sprzyja pokorze.

Jakie warunki społeczne sprzyjają temu, żeby narcyzm grupowy rozkwitał?

Narcyzm grupowy to jest aspekt identyfikacji grupowej. Tego, jak oceniasz swoją grupę. Jeśli identyfikacja grupowa jest wyraźna, to narcyzm grupowy też może być, jeśli masz do niego skłonność. Bo nie musisz jej mieć, możesz mieć identyfikację grupową bez narcyzmu.

I wtedy np. jestem zadowolona, że należę do jakiejś grupy, uważając, że jest fajna, ale nie wymagając dla niej szczególnego traktowania czy uznania.

Bez poczucia wyższości i roszczeniowości zostaje pozytywne myślenie o swojej grupie, co generalnie jest dobre. Nie ma wielu badań, które pokazywałyby, że w jakiejś sytuacji pojawia się narcyzm grupowy, a nie pojawia się nasilone przekonanie, że jest dla ciebie ważne, że należysz do jakiejś grupy. Niższy status społeczny sprawia, że przynależność do grupy jest dla ciebie bardziej widoczna. I wtedy też narcyzm grupowy jest wyraźniejszy. Czyli grupy o niższym statusie to te, w których narcyzm grupowy będzie wyższy niż w tych uprzywilejowanych.

To się wiąże z tym, o czym mówiłam przed chwilą: jeśli jesteś uprzywilejowana, twoja grupowość jest dla ciebie przezroczysta, nie musisz o niej myśleć. Masz poczucie, że to co masz, zawdzięczasz sobie.

Osoby o niższym statusie mają wyższy narcyzm grupowy, ale też wyższe poczucie przynależności, solidarności z grupą. Dlatego w grupach dyskryminowanych często panuje większa wspólnotowość. I to zresztą stanowi też siłę tych grup i tego się boją tyrani.

Zauważyliśmy za to, że narcyzm grupowy – ale już nie identyfikacja grupowa – rośnie, kiedy mówisz Polakom, że ktoś ich nie odróżnia od Rosjan. Albo kiedy mówisz Portugalczykom, że wszyscy ich mylą z Hiszpanami. To sytuacje, kiedy ktoś ci w twarz mówi, że twoja grupa nie jest wystarczająco uznawana za wyjątkową.

Twoje zainteresowanie narcyzmem grupowym wyrosło – jak sama mówisz – ze studiów nad eskalacją konfliktów grupowych. Na początku roku konflikt rosyjsko-ukraiński nasilił się na tyle, że doszło do napaści Rosji na Ukrainę. Czy da się spojrzeć na tę sytuację przez pryzmat badań nad narcyzmem grupowym?

Koncept narcyzmu grupowego powstał, żeby zrozumieć motywacje ludzi w konflikcie. Kiedy wybucha konflikt, ludzie grupowo wyjaśniają sobie sytuację tak, żeby się do niej zaadaptować. Jednocześnie jednak przedłużają i eskalują konflikt. Szczególnie, jeśli to wyjaśnienie ma narcystyczny charakter. Konflikt w ogóle ma taka dynamikę, że ludzie szybko wpadają w myślowe, emocjonalne koleiny, które ten konflikt będą eskalować.

W konflikcie ludzie stosują kategorie my i oni. To może być oczywiście pomocne w różnych sytuacjach: jeśli potrafimy zmieniać grupy i perspektywę w tym my i oni, to to pomaga nam określać swoja tożsamość. Ale jak się w jednym my i oni zatrzaśniemy, zatrzymamy w jednej pozycji, a jeszcze do tego przypiszemy grupom ewaluację, to już jest inna sprawa.

Jaka ewaluację?

Sobie pozytywną, im negatywną. Oraz moralną. My jesteśmy piękni i wspaniali, ale także dobrzy, uczciwi i szlachetni, a oni podli, podstępni. I brzydcy, i głupi. Nie tylko więc tworzymy kategoryzacje, ale jeszcze nadajemy im wartościowanie, aksjologizujemy je. Mamy jasno określonego oponenta, na którym się skupiamy. Nie potrzebujemy już nikogo innego, żeby się określić. To zaczyna organizować nasze myślenie. W dodatku nie robisz tego sama, robi to cała grupa.

Czyli my się nawzajem wzmacniamy w tym schematycznym myśleniu?

Oczywiście, że tak. Tu jest zresztą problem z narcyzmem grupowym. To jest jeden ze sposobów myślenia o grupie i konfliktach grupowych, ale to jest taki sposób, który w konflikcie staje się normą. Ludzie się jej trzymają, bo ten rodzaj myślenia wyjaśnia im świat.

Mówię tu o narcyzmie grupowym na dwóch poziomach. Z jednej strony w każdej populacji, w każdej grupie są ludzie, którzy mają wyższy poziom narcyzmu grupowego. I w każdej populacji są ludzie, którzy pojmują relacje międzyludzkie w kategoriach konfliktu. Myślą: my jesteśmy dobrzy, a oni są źli, i oni nam czegoś nie dają, bo właśnie tacy są – niemoralni. Zawsze będą ludzie, którzy uważają, że tych drugich najlepiej zaatakować. Kiedyś ludzi, którzy tak myślą, określało się też jako ekstremistów. Ekstremiści, bez względu na ideologię, mają rys narcystyczny. Robiono badania wśród resocjalizowanych terrorystów – ich narcyzm grupowy na temat ich organizacji był zawsze wysoki. Mamy więc narcyzm grupowy jako zmienną indywidualną.

Ale w niektórych sytuacjach ten sposób myślenia staje się normą dla całej grupy. Nawet ludzie, którzy niekoniecznie są nosicielami cechy, jaką jest narcyzm grupowy, będą tak myśleć, albo przynajmniej deklarować, że tak myślą. Jestem bardzo podejrzliwa wobec danych dotyczących opinii Rosjan, choćby poparcia dla Putina.

Nie dlatego, żeby instytucje, które prowadzą badania, kłamały, ale dlatego, że ta populacje nie mówi już nikomu, co myśli.

Populacja rządzona strachem przez tyrana zaadoptowała się do tej sytuacji. Mówię o tym, bo czasem ludzie nie muszą głęboko wierzyć w narcystyczną dynamikę, ale deklarują, że wierzą, ponieważ taka jest norma grupy, do której należą. W Rosji mamy do czynienia z narcyzmem grupowym podniesionym do rangi ideologii narodowej.

Ale normatywność narcyzmu grupowego jako głównego przekonania o grupie niekoniecznie buduje się za pomocą przemocy czy dyktatury. To przekonanie ludziom różne rzeczy załatwia, wyjaśnia. A mechanizmy wpływu społecznego sprawiają, że się przenosi. Rober Zajonc opisywał efekt czystej ekspozycji: im częściej coś widzisz, tym bardziej ci się podoba. Podobnie: im częściej ktoś coś powtarza, tym bardziej wydaje ci się to prawdziwe i słuszne.

Podobnie: im łatwiej coś nam przychodzi, tym prawdziwsze się wydaje.

Te złudzenia poznawcze są jeszcze wzmacniane przez funkcjonowanie w grupie. Wpływa ma nie tylko posłuszeństwo wobec autorytetu, o którym pisał Milgram. Funkcjonują też mechanizmy konformizmu: chcemy się dopasować do grupy, współgrać z innymi. Z tego może wypływać mnóstwo dobrych rzeczy, ale też niedobre, bo zawieszamy własny osąd i poddajemy się myśleniu grupowemu.

Poza tym grupa służy nam także jako autorytet poznawczy. Co robimy, kiedy nie wiemy, co myśleć? Gdybyśmy działali racjonalnie, poszukalibyśmy różnych źródeł, sprawdzili ich jakość i wyrobilibyśmy sobie zdanie. Ale często postępujemy inaczej. Sprawdzamy, co myślą inni, wcale niekoniecznie autorytety, czy specjaliści w określonej dziedzinie, ale np. ktoś, kogo lubimy albo kto jest popularny. A często w ogóle nie przywiązujemy wagi do tego, kim są ci inni, bo chcemy szybko sobie wyrobić zdanie.

Dzięki tym procesom: informacyjnemu wpływowi społecznemu w grupie, normatywnemu wpływowi społecznemu i posłuszeństwu, uczymy się funkcjonować jako dobry członek grupy. Dobry Polak, dobry Rosjanin, dobra kobieta. W konflikcie to służy to jako wzmacniacz myślenia w kategoriach my i oni, a także aksjologizowania i moralizowania tego procesu.

Co więcej, w konflikcie pojawia się zjawisko lustrzanej percepcji. To, co my myślimy o nich, oni myślą o nas. To, co my myślimy o sobie, i oni myślą o sobie.

Kiedy konflikt przechodzi w fazę otwarta, kiedy ludzie zaczynają się konfrontować i robić sobie krzywdę, to trzeba sobie uzasadnić. Żeby kogoś wyłączyć ze wspólnoty, trzeba wykonać pewnego rodzaju gwałt na własnym myśleniu.

Kiedy słyszymy o masakrach, jak ta w Buczy, albo o rozmowach rosyjskich żołnierzy ze swoimi bliskimi, z żonami i matkami, w których opowiadają o zbrodniach i gwałtach, to zadajemy sobie pytanie: jak to możliwe, że ludzie robią coś takiego innym ludziom?

Patrzymy i myślimy: poszaleli? Nie bierzemy pod uwagę, że sami jesteśmy w podobnych procesach. Może nikt nas nie wodzi na pokuszenie i nie musimy funkcjonować w warunkach wojennych, ale kto z nas nigdy nie skrzywdził w jakimś stopniu kogoś innego, tylko dlatego, że ten ktoś był z innej grupy?

Ludzie, o których mówisz, nie doszli do tego, co robią z dnia na dzień. Do tego, że wolno im zgwałcić czy zabić, a nawet że to jest chwalebne. Do takich postaw i wniosków dochodzą ludzie we wszystkich konfliktach, które kończą się rzeziami i gwałtami. To się jednak dzieje na początku powoli, małymi krokami. Dlatego te małe kroki są takie niebezpieczne. Sytuacja w końcu wymyka się spod kontroli, dlatego lepiej w ogóle nie chodzić w tę stronę.

Rosjanie jednak poszli. A co z innymi Europejczykami? Jesteśmy na podobnej drodze?

Na pewno część Ukraińców pójdzie w tę stronę, bo zostali potwornie skrzywdzeni. Narcyzm grupowy jest po obu stronach, wśród ofiar też.

Ale po ukraińskiej stronie jest zdecydowanie więcej emocji wspólnotowych o pozytywnym wydźwięku. Dlatego tak z nimi rezonujemy. Pod ich wpływem budzą się w nas emocje, które przyjemnie jest odczuwać: wzruszenie, współczucie, chęć niesienia ulgi w cierpieniu.

To też sprawia, że Ukraina w tym konflikcie jest silna, jest przeciwnikiem, a nie ofiarą. Bo walczy o swoją tożsamość, o tożsamość grupową.

A jeśli pytasz, dlaczego ludzie w ogóle wkraczają na drogę eskalacji konfliktu – wiesz, jak silna jest pokusa, by iść ta drogą? W konflikcie grupa szybko się hierarchizuje, kostnieje, uruchamia się autocenzura: nie można podawać w wątpliwość tego, co mówią i robią ludzie w forpoczcie walki, nie można ich krytykować. Wyłania się lider. Ponieważ to są czasy przemocy, on też działa przemocą. Dlatego konflikt jest silną pokusą dla tyranów, dla tych, którzy chcą stosować zasadę „dziel i rządź”.

Moim zdaniem na świecie mamy do czynienia ze zmianą reakcyjną w stronę zwiększenia hierarchii i w stronę tyranii. Nie chodzi tylko o obronę przywilejów grup dominujących, ale także o ich powiększanie. Zobacz, co się dzieje w USA w związku z prawami kobiet. Napaść Rosji na Ukrainę też to wyraża – powrót tradycyjnej dyktatury. Nawet ta wojna tak jest toczona, jak ją kiedyś toczyły tyranie.

Powiedziałaś, że w konflikcie zachowujemy się, jakbyśmy zawiesili rozum. Czy jest jakiś sposób, żeby tę racjonalność na powrót uruchomić? W Predjudice Lab badacie metody, które wydają się zupełnie nie przystawać do sytuacji konfliktu i wojny, między innymi sprawdzacie, jak na poziom narcyzmu grupowego wpływa uważna wdzięczność, mindfulness.

Te praktyki uczą tego, jak się zdystansować do swoich myśli i stanów emocjonalnych. Jak stanąć obok i się do nich specjalnie nie przywiązywać, wybierać takie, które nas budują. My na Zachodzie chcemy się dzięki nim głównie odstresować i zrelaksować. Tymczasem one zakładają wykonanie pracy umysłowej: spojrzenie z boku i przeanalizowanie tego, co myślimy i czujemy.

Skąd pomysł, by sięgnąć po takie narzędzia jak mindfulness?

Narcyzm grupowy wiąże się z negatywną emocjonalnością i neurotycznością, z podatnością na zranienie, po angielsku mówi się vulnerable. Także z tym, że mocniej się zauważa i nadmiernie reaguje na negatywne bodźce. Ludzie muszą sobie z taką nadreaktywnością jakoś poradzić, często twórczo to opracowują, ale jednym ze sposobów radzenia sobie w takiej sytuacji jest też narcyzm grupowy. Osoby z wysokim poziomem narcyzmu grupowego mają problem z regulacją emocji: przeżywają negatywne emocje silniej niż inni, trudno im sobie z nimi poradzić.

Kiedy badania zaczęły nam pokazywać takie wyniki, pomyśleliśmy, że pomoc w uczeniu się regulacji emocji może być interwencją, która wygasza albo ogranicza związek narcyzmu grupowego z wrogością. Przeprowadziliśmy kilka badań eksperymentalnych, w których stosowaliśmy krótkie interwencje, na przykład wzbudzaliśmy kama mutę, silne wzruszenie połączone z poczuciem autotranscendencji, prezentując badanym wzruszający film.

Co to był za film?

Tajska reklama, wzięliśmy nagranie od badaczy kama muty, pokazujące drobne wzruszające gesty życzliwości. Po obejrzeniu tego filmu ludzie, którzy mieli generalnie wysoki poziom narcyzmu narodowego, wykazywali mniejszą wrogość wobec uchodźców. Nastąpiła zmiana nastawienia emocjonalnego.

Na ile taka zmiana może być trwała?

Na pewno jest chwilowa, to była krótka manipulacja. Ale przygotowaliśmy także sześciotygodniowy trening mindfulnessu, specjalnie z myślą o osobach z wysokim narcyzmem grupowym. Przebadaliśmy w ten sposób ponad 200 osób. Analizujemy jeszcze wyniki, ale wiemy już, że ten trening sprzyjał ograniczeniu reaktywności i zmieniał emocjonalność, sprzyjał odczuwaniu takich emocji, jak wdzięczność, self-compassion, zachwyt. Sprzyjał też wzrostowi zadowolenia z życia i redukował stres. Ale co dla nas szczególnie istotne – redukował uprzedzenia: seksizm, homofobię, antysemityzm i uprzedzenia wobec Ukraińców (badania prowadziliśmy przed wojną). Ponieważ te wszystkie uprzedzenia były ze sobą skorelowane, sprawdzaliśmy, jak trening wpływa na nie wszystkie. I poziom wszystkich obniżał. Więcej – obniżał je szczególnie u osób o wysokim poziomie narcyzmu grupowego. Możemy więc powiedzieć, że ten trening obniża uprzedzenia szczególnie u osób uprzedzonych.

Można ten kierunek badań oczywiście obśmiać, że nawiedzony i że zaraz będziemy drzewa ściskać. No cóż. Jeden wynik w badaniach nad mindfulnessem jest wyraźny – mindfulness nie szkodzi.

Prof. Agnieszka Golec de Zavalapsycholożka społeczna, wykładowczyni w Uniwersytecie SWPS, Goldsmiths University of London w Wielkiej Brytanii. Szefowa zespołu PrejudiceLab, który skupia naukowców i doktorantów z Goldsmiths University of London, Uniwersytetu SWPS, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi projekt badawczy „Rola praktyki uważnej wdzięczności w redukowaniu agresji międzygrupowej wśród narcyzów grupowych” finansowany z grantu NCN Maestro

;

Komentarze