„Są to bzdury, których nie warto po prostu komentować” - tak w dziewięciu słowach premier odniosła się do zeznań swojej podwładnej, szefowej Rządowego Centrum Legislacji. Wynika z nich, że w marcu 2016 to Beata Szydło osobiście nakazała jej wstrzymanie publikacji wyroków TK. Czyli osobiście naruszyła Konstytucję RP" - pisze Maciej Pach dla OKO.press
Na co liczy Beata Szydło dezawuując zeznania Jolanty Rusiniak o tym, jak naprawdę było z niedrukowaniem orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego prezesa Rzeplińskiego? Nie upłynęło jeszcze tyle wody w Wiśle, żeby zapomnieć o jednej z najbardziej kontrowersyjnych spraw jej urzędowania. A dokumentacja przedstawiona przez Fundację Helsińską jeszcze odświeża nam pamięć.
Tekst został napisany dla Archiwum Osiatyńskiego, obywatelskiego centrum analiz, powołanego w celu społecznego monitorowania stanu praworządności, skali nadużyć władzy publicznej oraz stanu przestrzegania wolności i praw obywatelskich w Polsce.
Maciej Pach jest doktorantem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przypomnijmy, jak 8 marca 2016 roku premier Beata Szydło skomentowała rozprawę przed Trybunałem Konstytucyjnym w sprawie K 47/15, w której kontrolowano konstytucyjność tzw. noweli grudniowej przegłosowanej przez PiS do ustawy o TK.
Stwierdziła: „W tej chwili odbywa się dwudniowe spotkanie wybranych sędziów Trybunału, które nie odbywa się zgodnie z obowiązującą w tej chwili ustawą, więc trudno uznać, ażeby to było posiedzenie Trybunału, którego rozstrzygnięcia będą w związku z tym wiążące, biorąc pod uwagę to, że nie odbywa się ono na takich zasadach, jak przewiduje w tej chwili ustawa”.
Powiedziała też:
„Moim obowiązkiem jest publikowanie tych orzeczeń i dokumentów, które zostały podjęte na mocy obowiązującego prawa. Jutrzejszy komunikat, który przedstawią wybrani sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie będzie orzeczeniem w myśl obowiązującego prawa. W związku z czym nie mogę łamać konstytucji, nie mogę takiego dokumentu publikować”.
W świetle przytoczonych cytatów może zaskakiwać niedawne stanowcze dementi Beaty Szydło, wygłoszone po tym jak ujawniono zeznania Jolanty Rusiniak, dyrektor Rządowego Centrum Legislacji (jednostki obsługującej Prezesa Rady Ministrów m.in. w zakresie technicznego przygotowania orzeczeń TK do ogłoszenia w Dzienniku Ustaw i w Monitorze Polskim).
Pani Dyrektor złożyła je w postępowaniu karnym mającym za przedmiot odmowę ogłoszenia wyroku TK, o którym tutaj mowa. Jolanta Rusiniak zeznała, iż to właśnie premier Szydło osobiście zadecydowała, by nie publikować orzeczenia. Pani premier ostro się zdystansowała:
„Są to bzdury, których nie warto po prostu komentować”. Jak to „bzdury”?! Przecież 8 i 9 marca 2016 roku była pani premier niezłomnie przekonaną o swoich racjach.
Co takiego zatem wydarzyło się przez 21 miesięcy, że nagle wypiera się podjęcia tamtej decyzji?
Zresztą choćby pobieżna lektura ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych pozwala zauważyć, że to Prezes Rady Ministrów wydaje Dziennik Ustaw, mając w tym zakresie do pomocy Rządowe Centrum Legislacji (art. 21 ust. 1 pkt 1), a w Dzienniku Ustaw ogłaszane są m.in. orzeczenia TK dotyczące aktów normatywnych ogłoszonych w Dzienniku Ustaw (art. 9 ust. 1 pkt 6).
Gdyby decyzję o odmowie ogłoszenia wyroku TK z 9 marca 2016 roku podjął ktoś inny niż prezes Rady Ministrów, świadczyłoby to o postawieniu na głowie hierarchii personalnej w kierowanym przez Beatę Szydło rządzie, a jednocześnie o naruszeniu ww. ustawy, skoro przewiduje ona jedynie pomocniczą, a nie decyzyjną rolę Rządowego Centrum Legislacji.
Naruszenia art. 190 ust. 2 zd. 1 Konstytucji („Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawach wymienionych w art. 188 podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony”), jej art. 2 (zasada demokratycznego państwa prawa) i art. 7 (zasada legalizmu i praworządności) – choć z bólem serca – zostawiam tu na boku. Przyzwyczailiśmy się już bowiem, że obecna ekipa rządząca przewróciła do góry nogami hierarchię aktów normatywnych, przywracając w tym zakresie „standard” PRL-owski.
Co ma zatem oznaczać wypowiedź o „bzdurach, których nie warto komentować”? Że to nie pani premier podjęła decyzję o odmowie ogłoszenia orzeczenia? Scedowała kompetencję dotyczącą ogłaszania wyroków na kogoś innego, a tym samym naruszyła ustawę? A może chciała powiedzieć, że ktoś inny był premierem w marcu 2016 roku? Tyleż odważna, co zaskakująca to sugestia. I raczej nieprzekonująca.
Być może premier się wstydzi tamtej decyzji i dlatego się jej wypiera.
Opinia publiczna czeka jednak na wyjaśnienia. Zbyt ważna to bowiem sprawa, aby ją zbyć dokładnie dziewięcioma słowami.
Dodajmy jednak, że wypowiedział się też Rafał Bochenek (rzecznik rządu). Jego komentarz wydaje się sprzeczny z wypowiedzią premier Szydło z 30 listopada, za to zgodny ze stanowiskiem premier Szydło z marca 2016: „Zawsze działamy na podstawie prawa, a dokumenty wydawane przez TK pod kierunkiem pana Rzeplińskiego, wydawane były bez podstawy prawnej, łamały przepisy i wydawano je w niewłaściwym składzie, przez to nie były wyrokami”.
To jak w końcu, Pani Premier? Podjęła Pani tę decyzję, czy jej Pani nie podjęła?
jest doktorem nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne oraz asystentem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
jest doktorem nauk społecznych w dyscyplinie nauki prawne oraz asystentem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Komentarze