0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys/OKO.pressil. Mateusz Mirys/OK...

- Panie Łopata, pokaże mi pan ten dąb?

- Ach, z tym dębem to było, dobra historia. Pan sobie tam podjedzie, wejdzie po schodach do kościoła i na lewo. Pan zobaczy: prawdziwy, polski dąb. Papieski, z certyfikatem.

Płot na każdy temat

Pojechałem do Lanckorony, żeby w cieniu dwóch papieskich dębów porozmawiać ze zwolennikami Trzaskowskiego, Mentzena i Nawrockiego.

Tak trafiłem pod płot Tadeusza Łopaty, byłego wójta Lanckorony.

Bo gdyby pod domem Łopaty wylądowali kosmici, od razu zobaczyliby, czym aktualnie żyje Polska. Łopata od lat wszystko komentuje banerami na swoim płocie przy ruchliwej drodze z Wadowic do Krakowa.

Gdy TVN wypuścił serię reportaży o pedofilii w kościele, z plakatu spoglądał Jan Paweł II. Były wójt napisał: „Niech żyje Polska i pamięć o wielkim Polaku”.

Gdy wybuchł kryzys na granicy polsko-białoruskiej, baner wykrzykiwał podziękowania dla SG i wojska: „Ziemia Lanckorońska wdzięczna Obrońcom Granicy”.

Był też plakat krytyczny wobec Agnieszki Holland po premierze filmu „Zielona granica”, ale ani żona, ani syn byłego wójta, choć szukają zawzięcie w telefonach, zdjęcia nie znajdują. Później Łopata doślę mi treść plakatu: „Straż Graniczna walecznie broni naszej Ojczyzny, a Agnieszka Holland oczernia i niszczy Ich dobre Imię”.

- Jakie Pan jeszcze plakaty wieszał?

- Wiele ich było. Wieszałem oczywiście Dudę, bo co, miałem niby Komorowskiego powiesić?

- A teraz pusto.

- A no pusto. Choć mam pomysł.

- Jaki?

- „Najgorsze zło dla Polski to jest Rafał Trzaskowski”. Nie będę panu nic narzucał, ale jeśli nie uczył się pan niemieckiego w szkole, to niedługo się pan będzie uczył. I jeszcze to LGBT. Jak świat powstał, to już było. W moich młodzieńczych latach też tego nie brakowało. Ale publicznie do tego namawiać?

Sadzonkę załatwiłem z Wadowic

Łopata uważa się za prawicowca i konserwatystę. Rok temu, po dwóch kadencjach wójta z poparcia PiS, przeszedł na emeryturę. Chciał zostawić po sobie Lanckoronę na prawach miejskich jak za czasów Kazimierza Wielkiego. Król wybudował tu zamek, dziś ruiny górują nad okolicą. A za Władysława Jagiełły Lanckorona była nawet siedzibą starostwa. Tyle że w XXI wieku mieszkańcy praw miejskich nie chcieli. Podczas pierwszych konsultacji społecznych do urn poszło tylko 7 proc. z nich, na drugich pomysł też przepadł i Lanckorona pozostała gminą wiejską.

- Jak byłem u władzy, to nikomu nic nie narzucałem. Ale uroczystości państwowe zawsze zaczynałem od kościoła, od Boga. Bo to jest nasza wiara, to jest nasza ojczyzna. Każdy z nas jest katolikiem – mówi Łopata. Zostawił po sobie gminę bez długu, wprowadził nowy herb i godło, zajęcia o historii gminy w szkołach podstawowych, a nawet pierwszy bankomat w gminie, do którego można było się dostać przez okno.

I oczywiście dąb papieski.

- Ten prawdziwy, certyfikowany – dopowiada Łopata.

- No właśnie. Słyszałem, że macie dwa?

- Już panu mówię. Moja poprzedniczka posadziła dąb i chwaliła się, że to papieski. Jakbyś pan pogrzebał w gminie, to pan znajdzie paragony, że kupili sadzonkę za 50 zł w sklepie ogrodniczym w Krzywaczce i posadzili na rynku. Pan spojrzy przez okno, taki sam zasadziłem przed domem 30 lat temu, jak mi się syn urodził.

- Czyli ten pierwszy dąb był pana zdaniem za mało papieski.

- W ogóle nie był. To dąb kanadyjski, zwykły pasożyt. Rośnie to na kamieniu, świnia, nie drzewo. Wiem, bo zrobiłem badania dendrologiczne. Przyszedłem do gminy i mówię, żeby pokazali mi certyfikat papieskości. I co? Żadnego dokumentu nie było. Jakiś obelisk przy drzewie postawili z napisem, że ludzie przyszli się tam modlić o godz. 21.37, jak papież-Polak umarł.

- I pan jako wójt kazał wyciąć ten dąb?

- Najpierw podniosłem kamień wyżej, bo krew zalewała, że byle pies szczał na pamiątkową tablicę. Dęba też chciałem wyciąć. Poszedłem do księdza, a on mówi: „Nie usuwaj, bo cię wykończą”. Na szczęście dowiedziałem się, że polscy leśnicy zawieźli kiedyś żołędzie dębu polskiego do Watykanu i papież je poświęcił. Już tysiąc tych dębów posadzili w Polsce z autoryzowanej hodowli. Każdy ma swój numer i certyfikat.

I taką sadzonkę załatwiłem z Wadowic, gdy burmistrzem był tam Mateusz Klinowski, lewicowiec, aleśmy się dogadywali. Z sadzonką z nasiona poświęconego przez papieża poszedłem do księdza. „Dawaj go do mnie, będę pilnował”. I przez miesiąc ksiądz latał i codziennie podlewał.

Dąb z in-vitro? Pretensje do Boga

- Czytałem, że te nasiona pochodzą z hodowli in-vitro, prawda? – pytam Łopatę, bo przeczytałem, że protoplastą dębów papieskich był obumarły dziś ponad 750-letni dąb Chrobry z rezerwatu Buczyna Szprotawska.

- No tak. Leśnicy wzięli te poświęcone nasiona, ale nie jakieś wytworzone sztucznie, jakieś komórki z drzewa, tylko z tych poświęconych żołędzi wyhodowali kolejne. To się tylko nazywa in-vitro – tłumaczy były wójt.

- Mieszkańcy nie mieli problemu?

- Jakaś moja opozycjonistka, kobieta 56 lat, biegała i gadała. Ale szybko się skończyło. Ludzie widzieli, że tamto to była fikcja. Każdy rolnik wie, jak wygląda prawdziwy polski dąb. Ten kanadyjski na jesieni ma różne kolory: czerwony, pomarańczowy, cała tęcza. Ładne to może, ale jak to uznać za symbol Jana Pawła II?

- Ja właśnie u pana w tej sprawie. Nasz papież był przeciwko in-vitro. A tu się okazuje, że kandydat Karol Nawrocki nie ma z tym problemu. A przecież PiS zaczynał rządy od wycofania refundacji programu in vitro.

- Nawrocki nie powinien się wypowiadać, bo to jest czuły temat. Ale na pewno sobie nie przysporzy elektoratu po prawej stronie, chciał przyciągnąć tych z lewej. Kampania to jest taka gra na uczuciach ludzkich.

- A pan się z tym nie zgadza?

- Nie. Ale tu jest pies pogrzebany. W kampanii każdy obiecuje. Jak kandydowałem na wójta, to obiecałem jedno: nie zamknę szkół. I słowa dotrzymałem. A jak teraz patrzę w te programy, obietnice, gruszki na wierzbie… Nie powinno czegoś takiego być. Nie wiem, jak to nazwać, jaki powinien być ustrój. Ale ten, który jest w tej chwili, ta konstytucja, która dopuszcza do takich wyborów, a właściwie „nie wyborów”... No nie. Dlatego, powiem panu,

dla mnie nie ma kandydata.

Jestem prawicowiec, dwa razy z poparcia PiS-u byłem wójtem, trzeci raz już nie, bo też PiS to nie jest partia.

- A co?

- Ideowców już nie ma. Choćby taki Piłsudski, umarł w biedzie, a teraz wszyscy chcą coś mieć z tej władzy.

- Ma pan na myśli Nawrockiego, że przejął mieszkanie od emeryta?

- Niech pan się tym nie podnieca, bo ilu jest takich w PO, co mają po siedem, po dziewięć mieszkań. Kampania jest brudna i tyle. Rok temu podczas wyborów samorządowych też chodzili od domu do domu i kłamali na mój temat. W przeszłości mi wyciągali, że jak byłem dzieckiem, to sikałem przez okno. Ale przecież nie pójdę do sądu, bo nie ma sądu. Nie ma prokuratury. Popierałem te zapowiedzi Ziobry o zmianach, ale człowiek się naklął, bo to się ciągnęło i ciągnęło, aż się człowiekowi znudziło. Więc gdzie ja się będę sądził z przeciwnikami? Nowy wójt nastał i nie zrobił nic. Tylko śmieci poszły w górę o sześć złotych.

- Ale skoro posadził Pan dąb z in-vitro i to papieski, to może nie jest to takie złe?

- No tak szczerze, to zależy, czy oprzemy się na boskich przykazaniach, czy na nauce. Dla mnie to jednak te komórki selekcjonują i zabijają ileś tysięcy. Ale tak naprawdę to pretensje można mieć do Boga. Czemu nie daje dziecka tym, co chcą je mieć?

- Jak rozumiem, uważa Pan, że to wybór każdego człowieka.

- Tak. Każdy człowiek wybiera lepsze zło. Skoro Bóg stworzył świat, a wraz z nim profesorów i doktorów, a oni doprowadzili do tego, żeby zadowolić innych ludzi, to można to przyjąć.

- In-vitro?

- Z żoną staraliśmy się piętnaście lat o syna. Wiem, jak to jest. Czy ja bym teraz patrzył, czy to było dziecko poczęte z in vitro, czy rzeczywiście z Boga? Więc nie będę dyskutował, bo każdy ma swoje zasady. Choć jako głęboko wierzący się z tym nie zgadzam. Nam się udało, także dzięki lekarzowi. Jak ktoś dopuszcza in-vitro w swojej moralności, to jego sprawa.

- Ale kościół nie dopuszcza.

- Jestem silnie wierzący, ale mam bardzo złą opinię o księżach. Choćby o tych, co publicznie agitowali za moim kontrkandydatem.

- Zaskakuje mnie pan. Myślałem, że będzie mnie pan przekonywał o wielkości PiS.

- Proszę pana, mnie PiS popierał, ale jak przegrałem, to nagle przestali odbierać telefony. Nie jestem mściwy ani głupi, bo PiS dużo ludziom pomógł. A ja będąc wójtem, umiejętnie to wykorzystałem. Ale przecież nie ze wszystkim się zgadzałem.

- A z czym się pan nie zgadzał?

- Choćby z dwukadencyjnością wójtów. Albo z tym, że obcięli pensję wójtom i burmistrzom o 20 proc. Albo, żeby wszyscy 800 plus dostawali. Ile razy jako wójt zapierdzielałem od rana, a przyszedł pijaczyna ze wsi i musiałem mu wypłacić. Dawałem, ale w sprzeczności z sumieniem. Według mnie powinni brać ci, co się im należy, ubezpieczeni i pracujący.

- Mówi pan prawie jak Trzaskowski.

- A gdzie tam, pan zobaczy, jak on wygra, to wszystkim obetną. I Ukraińcom, i Polakom. Ale powtórzę, ja swojego kandydata nie mam. W pierwszej turze pewnie zagłosuję na Mentzena. Młody człowiek, założenia ma piękne, choć nierealne. Choćby ta Unia Europejska. Przecież my nigdy z niej nie wyjdziemy. No ale w pierwszej zagłosuję za nim.

- A w drugiej?

- Za prawicą.

Mustang po tuningu pod dębem mniej papieskim

Kilka dni później wracam do Lanckorony z Wojtkiem, studentem piątego roku krakowskiej uczelni. Przyszłego inżyniera namówiłem na przejażdżkę jego sportowym fordem mustangiem. Rocznik 2017, bity, ściągnięty z zagranicy, naprawiony u majstra pod Wadowicami, bo to rodzinne strony Wojtka. Mkniemy więc zakopianką z Krakowa, Wojtek całą drogę opowiada o tuningu samochodowym: głośnych tłumikach, spojlerach i naklejkach na auta. Ojciec przedsiębiorca budowlany pożyczył mu kasę na pierwszy biznes. Jakoś to idzie, da się utrzymać na studiach, choć pracuje po godzinach.

- Na studiach rozmawiacie o wyborach?

- Nie, nikt jakoś nie żyje polityką.

Ja politykę znam z memów, podsyłanych przez kumpli.

Jakbyś spojrzał na moje ściany na TikToku albo Instagramie, to żaden algorytm jeszcze nie wpadł na to, żeby mi coś podpowiedzieć.

- Ale przecież wyniki wyborów wpłyną na Twoją przyszłość. Nie chcesz wiedzieć więcej?

- Nie mam złudzeń, ten czy tamten kandydat i tak będzie zależny od Trumpa i Putina. Co my możemy? Ja nie wierzę w mit Polski, która coś może.

Do centrum Lanckorony nazywanej „miastem aniołów”, bo co roku w grudniu odbywała się tutaj anielska parada, można dojechać z trzech stron, Wojtek wybrał ulicę Piłsudskiego. Parkujemy z warkotem na brukowanym ryneczku tuż obok dębu papieskiego bez certyfikatu. Pokazuję go studentowi, wzrusza ramionami.

A potem idziemy pod kościół, w którym w 2002 roku ślub brał Trzaskowski. Wojtek jest zaskoczony, bo był przekonany, że to „lewicowy antyklerykał”.

„Wszystko, jak Pan Bóg przykazał. Nawet się nie zastanawialiśmy z Gośką nad inną opcją. Ślub wzięliśmy w kościele w Lanckoronie, ksiądz był sympatyczny, a wesele dwudniowe. W Willi Tadeusz zagubionej w lesie, młodopolskiej, z sadem, klimaty czechowowskie trochę” – tak dzisiejszy kandydat KO wspomina to w wywiadzie-rzece „Rafał” autorstwa Donaty Subbotko.

Pięć lat temu w wyborach prezydenckich Trzaskowski w gminie Lanckorona zdobył ledwie 575 głosów (18,3 proc.). 57,8 proc. mieszkańców zagłosowało na Andrzeja Dudę.

Pod kościołem oglądamy z Wojtkiem drugi dąb: młodszy, niepozorny, ale z papieskim certyfikatem.

- Przyszliśmy oglądać drzewa, czy może siądziemy na latte? – chłopak patrzy na mnie jak na wariata.

Więc tłumaczę przy latte, że te dwa drzewka papieskie to może taka żywa metafora dwóch Polsk, które żyją obok siebie. Skłócone, przywiązane do swoich racji, symboli, ideologii. A jednak sobie bliskie.

Opowiadam, jak w jednej z miejscowych podstawówek wybierano patrona. Były trzy opcje: Marek Grechuta, który napisał piosenkę o Lanckoronie, Robert Lewandowski i Jan Paweł II. Gdy wygrał pieśniarz, rozgorzała taka dyskusja, że wdowa po Grechucie wycofała zgodę na patronat. I wygrał papież.

- Ja bym wybrał Lewandowskiego – kwituje Wojtek. – Jak Wojtyła umierał, to jeszcze robiłem w pampersy. Ta historia z dębami to jakieś grzebanie w historii. A mieliśmy gadać o przyszłości.

- Jestem dziadersem?

- Nie o to chodzi, w Polsce wszystko musi być papieskie. Albo prawo, albo lewo. Albo za, albo przeciw. Nie ma środka. Ja i moi rówieśnicy mamy dość. Chcemy czegoś nowego. A wy starsi cały czas w kółko o tym samym: komunie, Żydach, kościele.

- Więc zagłosujesz na Mentzena?

- No chyba tak.

- A dlaczego?

- No bo właśnie chce nowego. Nie jest prawicą ani lewicą. No i jest przeciwko kościołowi. Widziałem na Tik-Toku nagranie z podkastu Kuby Wojewódzkiego. Mentzen nas chce zabrać z tego skansenu.

- Jest przeciwko LGBT+, chce wyjścia z UE. Uważasz, że nie jest prawicą?

- To zależy, nie znam się. Ale choćby z tą Unią. Podobają mi się nowe drogi, ale już Zielony Ład, to zupełnie nie. Bo to przecież nierealne, zrezygnować z silników na rzecz jakichś elektryków? Może nam będą hulajnogami kazali jeździć?

- Hulajnogi to akurat znak rozpoznawczy Mentzena.

- Pije też piwo, a ja w ogóle alkoholu nie tykam. I co z tego?

- Mówi też, że studia powinny być płatne dla wszystkich. Podobnie jak służba zdrowia.

- Z tym to się totalnie nie zgadzam. Ale jemu chyba chodzi o to, że w Polsce wszystko się po znajomościach załatwia. Jak moja matka miała raka, to razem z ojcem pół Krakowa obdzwonili. A gdyby było prywatnie, to płacisz i się leczysz.

- Mimo wszystko, jak cię słucham, to równie dobrze mógłbyś zagłosować na każdego innego kandydata.

- No sam już nie wiem. Może?

Kilka godzin później dostaję wiadomość od Wojtka. Algorytmy podpowiedziały mu reklamę sklepu z sadzonkami drzew. „Pokolenie Z jest politykoodporne” – napisał z emotikonką uśmiechu.

Przeczytaj także:

Dwa dęby i sójka bez dziupli

Szukam po Lanckoronie tej Polski podzielonej, przy ulicy św. Jana dom w dom wiszą plakaty Nawrockiego i Trzaskowskiego. Pukam, nikt nie otwiera. W innym miejscu baner Mentzena, jedyny we wsi. Też nie zastaję nikogo. Lewica jest za to nieobecna.

W kawiarni Arka Café dwie kobiety dyskutują o wyborze nowego papieża.

- Jak to papież Amerykanin?

- Oby nie był kumplem Trumpa – wzdycha druga.

Zagaduję o zbliżające się wybory. – Nie chcemy sobie psuć humorów – uśmiechają się.

Na rynku w Lanckoronie siedzą studentki krakowskiej ASP ze szkicownikami. Pytam, na kogo zagłosują. Tylko wzruszają ramionami.

Opowiadam o tym Alex, która ponad dekadę temu, w czasach „szukania tożsamości” też studiowała na ASP. Była nawet na plenerze w Lanckoronie. A może to była Kalwaria Zebrzydowska albo Wadowice, ale na pewno „coś papieskiego”.

Sztukę rzuciła, dziś pracuje w korporacji. „Bez artystycznych dramatów” i „ukojona wielkomiejską anonimowością” może poczuć się bardziej sobą niż na dolnośląskiej prowincji, gdzie dorastała.

- Jak się mam do Ciebie zwracać? – pytam Alex, która określa siebie jako osobę niebinarną. Łączymy się na Zoomie, a ja przyznaję, że cały czas uczę się zaimków neutralnych płciowo.

- Rozumiem. Babcia mówi mi „wnusiu” i jakoś to „u” na końcu mi idealnie pasuje. Poza tym nie przeszkadza mi forma bliższa żeńskiej. Nie jestem z tych ortodoksyjnych. Przynajmniej dopóki ktoś nie odbiera mi podmiotowości.

Zagajam o lanckorońskich dębach, podzielonej Polsce i woltach kandydatów.

Alex mieszka w Warszawie od siedmiu lat, dwa razy głosowała na Trzaskowskiego w wyborach samorządowych, a raz (w drugiej turze) w prezydenckich.

- Nie wkurza cię to, kiedy twój kandydat mówi, że w Polsce mamy dwie płci?

- Tak dokładnie to powiedział, że według polskiego prawa mamy dwie płci. I to dla mnie wyraz politycznego wyczucia, bo dzięki temu Braunom i innym zabrakło paliwa do hejtu.

- To nie odbiera ci podmiotowości?

- Pewnie kilka lat temu bym krzyczała. Ale dziś czuję się mocniej osadzona w sobie i nie odbieram tego osobiście. Wiem, że kampania to spektakl dla mas.

- Czyli czujesz się zaopiekowana jako wyborczyni?

- Szczerze, to nie czułabym się zaopiekowana, nawet gdyby w Polsce rządziła lewica, do której mi najbliżej. Skoro trzymamy się tego twojego obrazka z dębami, to w ich cieniu nie ma miejsca dla takich jak ja, wszelkich mniejszości, nie tylko seksualnych. I to mnie wkurza.

- A gdybyś miała to naszkicować?

- Dobra, niech będą te dwa dęby, papieskie, czy nie, wszystko jedno. W środku tej sceny drepcze po ziemi jakaś sójka, czy szpak. W dziobie trzyma nasionko, z którym wyfrunie gdzieś poza kadr. Albo wiewiórka z żołędziem w pyszczku? Na pewno te rozłożyste dęby miałyby jeden szczegół, na który nawet nie zwróciłbyś uwagi.

- Jaki?

- W żadnym nie ma dziupli.

- Nie rozumiem.

- Wiesz, co dla mnie najlepiej podsumowuje Polskę? To, że osoba singielska nie ma szans na kupno mieszkania. Jestem krytyczna w stosunku do wszystkich kandydatów. Polityka mieszkaniowa pojawia się w kampaniach od lat. I co? Trzaskowski chwali się, że wybudował więcej mieszkań niż PiS, ale czytałam gdzieś, że to nieprawda. Mentzen coś tam bredzi o niższych kredytach. Nawrocki? Nawet szkoda słów. I tak od lat. A ja połowę pensji wydaję na wynajem mieszkania. Na kredyt, mimo samodzielności finansowej, mam nikłe szanse. Nie dlatego, że jestem mniejszością.

Dlatego, że państwo mnie nie widzi.

Nie jako Alex, nie jako mniejszość, ale właśnie jako osobę singielską.

- Magdalena Biejat i Adrian Zandberg proponują, by mieszkanie było „prawem, a nie towarem”.

- I ja się z tym totalnie zgadzam! Tylko rozejrzyj się po Polsce, lewica jest tylko w dużych miastach. A potem jadę na wieś do babci, rozglądam się po płotach i widzę kraj podzielony na dwa. Gdzie dla jednych i drugich biel oraz czerwień oznaczają zupełnie inne rzeczy.

- Więc co?

- Jak to mówi babcia: „Wnusiu, ty się po prostu życiem zajmij”.

Odpapieżyć

Wszystkie rozmowy kończę pytaniem, czy jednak te dwa dęby mogą istnieć obok siebie.

Były wójt Łopata: – Pewnie, że mogą. Choć mnie posądzali, że wytnę ten fałszywy, to on został. Pogodziły się te dęby i jakoś nie ma z tym problemu. A czy to nadzieja dla Polski? Tego nie wiem, oby.

Alex: – Jako osoba polska chcę zobaczyć tę dziuplę. Tylko i aż tyle.

Wojtek: – No dobra, niech będzie, że Polska to taki mem z dwoma dębami. Ja tego tak nie widzę, ale jeśli już, to w pierwszej kolejności bym je „odpapieżył”. A potem zastanawiał się, co dalej.

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.

Komentarze