"Wcale nie jest pewne, czy należy w głosowaniu w Senacie w sprawie immunitetu senatora PiS widzieć przykład nagannego kolesiostwa" - ostrzega prof. Ewa Łętowska. I broni orzeczenie TK z 2011 roku, który uznał za niekonstytucyjną (bo niejednoznaczną) nowelizację KK, która zrównała kary za posiadanie symboli systemów totalitarnych i za ich propagowanie
Kiedyś była piosenka Czerwonych (nomen omen!) Gitar: „Nie daj się nabrać na byle co,/ Na byle ubaw - chatę i szkło...” Zawsze trzeba uważać.
Toczy się wobec niego postępowanie karne. Immunitetu się zrzekł, ale prokuratura zwróciła się do Senatu o zgodę na tymczasowe aresztowanie. W wypadku posła czy senatora wymaga to oddzielnej decyzji, mimo że immunitetu zrzeka się sam. I Senat, ku dużemu nieukontentowaniu politycznego środowiska senatora – odmówił.
Środowisko senatora PiS chciało zadośćuczynić żądaniu prokuratury, powołując się przy tym na chwytliwe hasło „prawo jednakowe dla wszystkich”. To ważne i godne przestrzegania hasło, ale tu akurat trzeba je czytać ze szczególnym zrozumieniem, bo właśnie ochrona „nas wszystkich” tego wymaga.
I wcale nie jest pewne, czy należy w głosowaniu w Senacie widzieć przykład nagannego kolesiostwa.
Immunitet oraz wyrażanie zgody na aresztowanie parlamentarzysty (tu idzie o to drugie, bo p. K. zrzekł się sam immunitetu i współpracuje z prokuraturą) ma na celu ochronę przed represją polityczną lub zemstą osobistą uczestników polityki: zwłaszcza opozycji.
W wypadku p. K. jest wątpliwe, czy wobec współpracy z prokuraturą w ogóle należy stosować areszt tymczasowy. Byłoby zresztą tak samo w wypadku współpracującego z prokuraturą podejrzanego niebędącego senatorem.
A więc argument "wszyscy równi wobec prawa" tu przemawia za niestosowaniem aresztu! Politycy mówią, i to nie półgębkiem, że
jest spore podejrzenie, iż chodzi o nieproporcjonalne, nadmiarowe korzystanie ze środka zabezpieczającego w postępowaniu karnym.
Były jakieś nieporozumienia K. ze środowiskiem, z którego wywodzi się kierownictwo prokuratury. Dlatego głosowanie Senatu nie jest tak jednoznaczne, jak to oceniają potępiający je autorzy. Przeciwnie, można przy tej kondemnacji
wpisać się w nurt popierania zemsty politycznej, prywatnej, albo czegoś jeszcze gorszego: przygotowań do użycia „środków mocnych” wobec opozycji.
Historia zna przykłady (także w Polsce) gdy owe rozrachunki zaczynano poświęcając nielubianego „swojego”. Nie należy więc zbyt krótkowzrocznie patrzeć na to, co się stało w Senacie. No i nie dawać się nabrać. Dmuchać na zimne.
Kolejny, świeższy przykład.
Celebracje wzbudziły powszechne – słuszne – potępienie. Pojawiły się głosy optujące wręcz za delegalizacją. W programie "Fakty po Faktach" TVN24, w dniu 22 stycznia, wiceminister sprawiedliwości oburzony incydentem poszukiwał winnych. Wskazał tu pobłażliwość Trybunału Konstytucyjnego, pod dawnym, ma się rozumieć, kierownictwem. Zapowiadał starania o delegalizację - czemu, jak sugerował, na przeszkodzie staje orzecznictwo TK.
W Trybunale w 2011 roku były dwie sprawy dotyczące symboliki totalitarnej, które w wyobraźni wiceministra najwidoczniej zlały się w jedność.
Pierwszą (sygn. Pp1/10) Trybunał rzeczywiście umorzył. Tu sąd rejestrowy pytał:
Czy symbole (krzyż celtycki i „zakaz pedałowania”), których partia zamierza używać, uzasadniają odmowę rejestracji partii,
z uwagi na niezgodność z Konstytucją celów i zasad działania tej partii. Otóż przy całej kontrowersyjności oceny samych symboli (o czym pisałam zresztą sama),
umorzenie eksponowało myśl, że co innego cele i zasady działania, a co innego – używana symbolika. Umorzenie (kontrowersyjne – pięć zdań odrębnych) umożliwiło rejestrację NOP [faszyzującego Narodowego Odrodzenia Polski - red.].
Sprawa druga (sygn. K 11/10) dotyczyła stwierdzenia niekonstytucyjności nowelizacji art. 256 k.k. Jest to przepis, który przewiduje
Nowela polegała na dodaniu paragrafu przewidującego identyczne kary za produkowanie, utrwalanie lub sprowadzanie, nabywanie, przechowywanie, posiadanie, prezentowanie, przewożenie lub przesyłanie – w celu rozpowszechniania – druku, nagrania lub innego przedmiotu zawierającego symbolikę totalitarną - faszystowska lub komunistyczną.
Trybunał uznał nowelizację za niekonstytucyjną jako niejednoznaczną. Orzeczenie było jednomyślne.
Oczywiście nie oznacza ono, że TK wypowiedział się za bezkarnością pochwalania faszyzmu – utrzymał jednak konieczność wykazania przez prokuraturę propagowania ustroju faszystowskiego (lub totalitarnego) albo nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo z uwagi na bezwyznaniowość (art. 256 k.k.).
Otóż wykazywanie „propagowania” czy „nawoływania” wymaga trudu. Wykazanie „posiadania”, „prezentowania” czegoś – bardzo łatwe. Ba, tak łatwe, że
może powstawać zdrożna pokusa, aby zrezygnować ze zbierania dowodów trudnych i dopomagać losowi w pojawieniu się łatwych.
Dlatego (m.in.) przepis ułatwiający nadmiernie życie organom ścigania jest niebezpieczny nie tylko dla prawdziwych sprawców, ale i tych, którzy chcą go wykorzystać dla prywaty, otworzyć wrota rozgrywce politycznej czy prowokacji.
To, że z kręgów zbliżonych do administracji wymiaru sprawiedliwości dają się słyszeć narzekania na przeszkody w ściganiu z art. 256 k.k. (i to mimo istnienia fotografii, filmów czy zapisów fonograficznych) – skłania do ostrożności w kondemnacji wyroku TK z 2011 roku. I skłania do myślenia, aby nie dać się nabrać na byle co.
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Ewa Łętowska - prof. dr hab., profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności. Pierwszy rzecznik praw obywatelskich w Polsce (1988–1992), sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999–2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).
Komentarze