0:000:00

0:00

Po lekturze potężnego, liczącego 1600 stron dzieła historyków z Centrum Badań nad Zagładą przy PAN nie mamy wątpliwości, że zostanie ono uznane przez rządzącą prawicę za książkę antypolską, a wezwania do wycofania publicznego finansowania dla centrum – wysuwane przy okazji ostatniego sporu pomiędzy Polską a Izraelem o nowelizację ustawy o IPN – powrócą. Książka była już omawiana w prasie: w listopadzie 2017 roku prof. Barbara Engelking jeszcze przed premierą mówiła o płynących z niej wnioskach w OKO.press, w marcu 2018 roku „Gazeta Wyborcza” opublikowała wywiad z innym z jej współautorów, prof. Janem Grabowskim, a na początku kwietnia tygodnik „Newsweek” zrobił z omówienia książki temat okładkowy, poświęcając większość miejsca drastycznym opisom zabijania ukrywających się Żydów przez Polaków.

Podejrzewamy, że większość artykułów w prasie skupi się właśnie na tym. Lektura książki historyków z PAN jest trudna właśnie ze względu na niebywałe nasycenie brutalnością – relacjonowanymi z beznamiętnym chłodem badacza opisami okrucieństw, mordów i zdrady.

W OKO.press postanowiliśmy zrobić co innego: napiszemy krótko – w punktach - dlaczego książka jest ważna, jakie płyną z niej wnioski i na jakiej podstawie zostały one sformułowane.

Pytanie 1: Dlaczego książka jest ważna?

Ponieważ zapełnia podstawowe luki w naszej wiedzy o tym, jak przebiegała Zagłada na ziemiach polskich.

Dotychczas historycy bardzo starannie przebadali historie największych gett, w tym zwłaszcza w Warszawie, Krakowie i Łodzi. Większość polskich Żydów mieszkała jednak w małych miejscowościach, w których getta – o ile były – pozostawały otwarte niemal do wymordowania większości więzionych tam Żydów (które w większości dokonało się latem i jesienią 1942 roku). O tym wiedziano znacznie mniej, a badania nie były prowadzone systematycznie. Ta luka pozwalała polskim negacjonistom Zagłady opowiadać historie niemające cienia pokrycia w źródłach – np. o setkach tysięcy Polaków ratujących Żydów z narażeniem życia.

Historycy z Centrum Badań nad Zagładą przebadali niesłychanie starannie przebieg zagłady w dziewięciu okupacyjnych powiatach (w skład każdego wchodziły 2-3 przedwojenne): w Miechowie, Nowym Targu, Dębicy, Bochni, Węgrowie, Łukowie, Złoczowie, Biłgoraju i Bielsku.

Wszystkie rozdziały mają taką samą strukturę: zaczynają się od charakterystyki ludności żydowskiej zamieszkującej dany powiat przed wojną, opisują przebieg okupacji niemieckiej i narastające represje, wreszcie przebieg wymordowania większości polskich Żydów – eksterminacji na miejscu oraz wywózek do obozów śmierci – a także strategie przetrwania, czyli skuteczne i nieskuteczne próby ratowania życia. To zespołowe przedsięwzięcie badawcze o skali właściwe niespotykanej w polskim dziejopisarstwie.

Autorzy i autorki podejmują się także prób ustalenia statystyk. To jest również wyjątkowe.

W polskiej debacie o współudziale Polaków w Zagładzie często pojawia się argument, że „nie można policzyć” tych, którzy zostali uratowani albo tych, którzy w ogóle próbowali się ratować. (W domyśle: „skoro nic nie da się policzyć, to każdy może opowiadać, co mu się podoba”.) Otóż nie: autorzy i autorki tak głęboko przebadali źródła, że spróbowali policzyć Ocalałych – i pokazać, jak liczną stanowili oni część zarówno przedwojennej populacji, jak i tych, którzy starali się ukrywać. Taka operacja podjęta na tak dużą skalę jest nowym i przełomowym osiągnięciem.

Pytanie 2: Jakie wnioski płyną z ustaleń historyków?

  • Na terenie przebadanych powiatów przed Zagładą (w 1942 roku) mieszkało 138 tys. 149 Żydów. Przeżyło 2513, czyli 1,8 proc., chociaż istniały duże różnice pomiędzy przebadanymi obszarami. Najwięcej przeżyło Żydów ze Złoczowa: 6,1 proc., czyli więcej niż co dwudziesty. Najmniej z Miechowa – 0,6 proc., czyli co dwusetny.
  • Bardzo często Niemcy – których w terenie było niewielu – opierali się na służbach, w których działali przede wszystkim Polacy: granatowej policji, Ochotniczej Straży Pożarnej oraz oddziałach junaków ze Straży Budowlanej (Baudienst). Szczególnie złowrogą rolę odegrała granatowa policja. Nie tylko pilnowała gett w czasie „akcji likwidacyjnych”. „Wkraczała z niemieckimi żandarmami do dzielnic żydowskich, brała udział w poszukiwaniach ukrywających się Żydów, złapanych eskortowała do pociągów śmierci oraz często dokonywała egzekucji” - piszą prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski we wstępie.
  • Ilu Żydów ukrywało się po likwidacji gett? Na terenie badanych powiatów średnio 10 proc. (najwięcej w Nowym Targu – 15 proc., najmniej w Dębicy – 4 proc.). Lokalne różnice były więc bardzo duże. Historycy starali się znaleźć „szczegółowe informacje jednostkowe” (np. nazwisko) o każdym ukrywającym się uciekinierze z getta. W przypadku niektórych powiatów udało się to w stu procentach!
  • Przeżyła mniej więcej jedna trzecia z tych, którzy się ukrywali. Pod tym względem również były bardzo duże różnice pomiędzy powiatami. Np. w powiecie Złoczowskim wysoki odsetek uratowanych – połowa uciekinierów przeżyła – wynikała z późnej likwidacji getta, pomocy partyzantki sowieckiej i statystycznie lepszego nastawienia polskich sąsiadów (którzy sami byli zagrożeni przez UPA). Teren także został wcześnie wyzwolony przez Armię Czerwoną – już w 1944 roku.
  • Żydzi stosowali bardzo różne strategie przetrwania: część próbowała zdobyć „aryjskie papiery”, część ukrywała się w lasach, inni szukali schronienia u polskich sąsiadów.
  • Ogromnym zagrożeniem była polska konspiracja, która bardzo często rozstrzeliwała ukrywających się Żydów. Np. w powiecie miechowskim aż 14 proc. uciekinierów z gett zostało zamordowanych przez polskich partyzantów (podobne sytuacje miały miejsce w innych powiatach, ale dokumentacja jest zbyt niewielka, aby stawiać ostateczne wnioski).
  • „Zdecydowana większość próbujących się ratować Żydów – na podstawie przebadanych i zweryfikowanych przypadków – zginęła z rąk polskich bądź też została zabita przy współudziale Polaków” - piszą prof. Engelking i prof. Grabowski. To najbardziej przygnębiający wniosek końcowy.

Pytanie 3: Skąd to wszystko historycy wiedzą?

Autorzy i autorki wykorzystali wszystkie dostępne źródła. Dokumenty pochodzą z archiwów polskich, izraelskich, amerykańskich, niemieckich, ukraińskich, białoruskich i rosyjskich. Wykorzystano dokumentację wytworzoną przez Polskie Państwo Podziemne, władze na emigracji, żydowskie organizacje samopomocy, niemiecko-polską i niemiecką administrację, żandarmerię i policję, prasę podziemną i „gadzinową”. Autorzy i autorki przeczytali także relacje i pamiętniki ocalałych oraz zeznania składane przez Polaków w powojennych procesach. „Po raz pierwszy w literaturze przedmiotu sięgnęliśmy po teczki polskich sądów grodzkich i okręgowych z okresu okupacji, szerzej wykorzystaliśmy również obfite zasoby archiwów regionalnych, gdzie zgromadzono między innymi dokumentację urzędów niższego szczebla (zarządów miejskich) i akta gminne, zawierające na przykład korespondencję wójtów i sołtysów czy protokoły posiedzeń władz gminy” - piszą historycy we wstępie.

Baza źródłowa książki – używając fachowego zwrotu – jest więc imponująca. Na każdej stronie zaopatrzonej w tysiące przypisów książki widać niesłychaną staranność i dbałość o szczegóły.

Co będzie dalej?

Nie ulega wątpliwości, że „Dalej jest noc” to wielkie osiągnięcie badawcze. Jej ustalenia bardzo trudno jest zakwestionować.

Po tej publikacji znacznie trudniej będzie twierdzić, że Polacy powszechnie ratowali Żydów w czasie wojny. Niektórzy Polacy ratowali Żydów; inni – i tych było znacznie więcej – współpracowali z okupantem. Przykłady takiej współpracy są liczne, trudne do podważenia i często poruszające.

Czytamy więc nie tylko o Żydach mordowanych przez polską partyzantkę, ale także o oddziałach Ochotniczej Straży Pożarnej, które do udziału w akcjach likwidacji gett zgłaszały się na ochotnika i bez przymusu.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze