Ciekawe, czy gdyby przy stoliku były inne flagi, to też by tak zareagowali? Ale pewne jest, że gdyby trafiło na ludzi mniej doświadczonych policyjnymi szykanami, to mogliby ich w tej Dębicy zgnoić
Dębica, wrzesień 2020. Cztery osoby z QueerTouru rozkładają na rynku stoliczek z ulotkami, gadżetami, naklejkami. Mają tęczową flagę. Na rynku nie ma dużego ruchu. Osoby z Touru podchodzą do przechodniów, zagadują.
Pojawiają się młodzieńcy ryzykownie pewni swej męskości. Coś skandują. Policja czuwa. Mówi młodzieńcom, żeby odeszli, bo tu jest legalne zgromadzenie.
Tymczasem na rynek wychodzi z ratusza burmistrz. Rozmawia z policjantami, dzwoni gdzieś. Potem policjanci informują QueerTour, że zgromadzenie jest jednak nielegalne, spisuje uczestników, nakazują się rozejść.
Zgromadzeni— czyli cztery osoby — pakują stolik do samochodu i odjeżdżają.
Po miesiącu Nadia Kłos jako główna organizatorka dostaje tysiąc złotych kary wyrokiem nakazowym. Za niezgłoszenie zgromadzenia.
Ale to nie było tak. Bo zgromadzenie w postaci czterech osób było zgłoszone. Tyle że Dębica ustawia na ludzi liczne pułapki — bo co mają urzędowi zawracać głowę.
Prawo o zgromadzeniach mówi, że organizując zgromadzenie, które nie utrudnia ruchu drogowego, wystarczy zawiadomić o zamiarze jego zorganizowania. Telefonicznie lub mailowo. Nadia Kłos dzwoni więc do urzędu w Dębicy i dowiaduje się, że w Dębicy nie zgłasza się telefonem, tylko mailem. Urząd podaje mail.
Tu jest pułapka druga. Urząd ma dwa typy maili (dwie różne skrzynki mailowe): @um.debica.pl i @umdebica.pl (w rozmowie telefonicznej trudno różnicę wychwycić, sama pytałam się o to trzy razy).
Nadia Kłos wpadła w tę pułapkę na obywateli: wysłała mail, ale wadliwy. To znaczy mail istnieje, więc system pocztowy nie zawiadomił o błędzie. Ale musiał należeć do kogoś, kto w urzędzie nie ma zgromadzeń “we właściwościach”.
Ostatni strzał tego wrześniowego dnia należy do burmistrza: wychodzi przed budynek ratusza, widzi flagi tęczowe, dzwoni, upewnia się, że właściwy urzędnik nie wie nic o zgromadzeniu. Mówi o tym policji. I policja interweniuje.
A potem kieruje sprawę do sądu. Sad zaś wydaje wyrok nakazowy na dwóch stronach z orłem w koronie.
Nadia Kłos, studentka z Warszawy: Oczywiście na wyrok nakazowy złożyliśmy sprzeciw. A na rozprawie sąd w Dębicy mnie uniewinnił. Powiedział, że ustawa o zgromadzeniach mówi wyraźnie o tym, że zgromadzenie zgłasza się telefonicznie LUB mailem. Ja je zgłosiłam przez telefon, a dodatkowo starałam się to zrobić mailem - więc zrobiłam więcej niż trzeba.
Sąd stwierdził: “Skoro zgłoszenie nastąpiło telefonicznie, to nie ma znaczenia fakt, iż kierownik Biura informował o konieczności zgłoszenia na adres email. Bowiem to do zgłaszającego należy wybór formy, w jakiej dokonuje zgłoszenia”.
Wyrok jest prawomocny. Nadię w sprawie reprezentowali: adw. Anna Mazurczak oraz apl. adw. Artur Kula z kancelarii Knut Mazurczak Adwokaci.
Aplikant adwokacki Artur Kula, kancelaria Knut Mazurczak Adwokaci: Z prawnego punktu widzenia prawnego to nie jest skomplikowana sprawa. Zwykła wykroczeniówka. Ale przecież, choć stawką było najwyżej kilka tysięcy zł, miała wyraźnie represyjny charakter.
Tak wygląda powolne gotowanie żaby: już najmniejsze wystąpienia obywatelskie spotykają się ze stanowczą reakcją państwa, co stopniowo normalizuje represyjną politykę państwa wobec społeczeństwa.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: To się już Wam zdarzało na Queer Tourach?
Nadia Kłos: Nie, to pierwszy raz. Ale to oczywiście nie jest mój pierwszy kontakt z policją.
Queer Toury polegają na wystawieniu stoliczka i rozmowie z ludźmi o prawach osób LGBT+. W małych miejscowościach. Głównie w tych, które uchwaliły sobie “strefę wolną od LGBT” albo “samorządową kartę praw rodziny” (w Dębicy jest ta ostatnia, dla osób LGBT+ to jest to samo, tyle że grzeczniej).
Jeździmy w kilka osób.
To jest rozmowa z mieszkańcami, czy wiedzą, że taką uchwałę mają (wielu nie wie), czy rozumieją, jak to jest bolesne dla osób LGBT. Mamy torby, szablony i spraye - ładne kolorowe torby za darmo przyciągają.
Część ludzi jest nieprzekonana, ale bierze ulotki. Część jest na “tak” i chce brać ulotki także dla znajomych, do rozmowy. Część od razu odchodzi. Niektórzy mówią, że "nie mają »nic przeciwko«”, ale “przesadzacie z tymi marszami”.
Tak to wyglądało w Dębicy.
A homofobi?
No właśnie nie. Bo w małych miejscowościach oni nie są zorganizowani.
A tylko wtedy kontakt z nimi jest niebezpieczny. Pojedynczy homofob nic ci nie zrobi. Owszem, zorganizowani to był w Puławach. Rzucali w nas jajkami. W Zamościu byliśmy na piłkarskim queer-turnieju. I wrzucili do sali gimnastycznej gaz pieprzowy. Ale tam byli zorganizowani kibole.
W Tuchowie, dzień przed Dębicą, była przeciwko nam demonstracja typu Ordo Iuris, z transparentami, pełną oprawą. Jeden samochód jeździł w kółko po rynku z polską flagą. Ale młodzież była tam bardzo pozytywnie nastawiona, dużo gadaliśmy. Tę akcję robiliśmy razem z Tęczowym Tarnowem. I dużo ludzi podeszło. W Lubaczowie natomiast było sporo seniorów - oni nic nie wiedzieli o tym, że im uchwalili “strefę” (już jej nie ma).
Nasze działania są ważne dla samorządów. Widzą wtedy, że ktoś zauważa te ich działania (nawet jeśli mieszkańcy o nich nie wiedzą).
I często bywało, że jak potem te uchwały odwoływali, to w informacji o tym podawali, że spotkali się z Queer Tourem, że rozmawiali, że to miało znaczenie.
Rozumiem, że “obsługi” naszego państwa, które atakuje swoich obywateli, nauczyliście się na protestach w Warszawie?
W 2017 roku brałam udział w blokadzie marszu ONR w rocznicę Powstania Warszawskiego. Mam więc doświadczenie ?, widzę, jak zmienia się zachowanie policji.
Na początku po prostu nas wynosili z blokady. A w czasie protestów po zatrzymaniu Margot w sierpniu 2020 widać było, że mają rozkaz, by działać brutalniej niż potrzeba. Potem, na strajkach kobiet policjanci nad sobą nie panowali. Byli brutalni, dawali mandaty, tylko dlatego, że mogli.
Ale oczywiście nie zapominajmy, że nasza policja była brutalna już wcześniej, bo to nie zaczęło się w 2020 roku.
Tylko nie wobec “zwykłych ludzi”
(śmiech)
W czasie strajku kobiet w 2020 i 2021 byłam w policyjnych kotłach. Spisywali mnie, próbowali wręczać mandaty. Nigdy nie trafiłam na komisariat, miałam szczęście.
Ale tych spraw o nieprzyjęcie mandatu jest tyle, że to jest naprawdę uciążliwe. Sprawa z 2017 r. o “zakłócanie zgromadzenia przez krzyczenie” trwała dwa lata. Druga z 2017 się przedawniła - nic nigdy z nią się nie wydarzyło.
Reszta spraw wisi.
Trzeba sprawdzać pocztę, czy nie ma wezwania. Często przychodzi dopiero drugie awizo. Jak sprawa trwa długo, to przesyłki mogą przychodzić na nieaktualny adres – bo zdążyłam się przeprowadzić.
Jak jest wyrok nakazowy, to na złożenie sprzeciwu jest tylko tydzień. To mało, zwłaszcza jeśli się nie wie, jak to zrobić.
Queer Toury ruszyły w 2019 roku.W pandemii na ogół obywają się na otwartej przestrzeni, chyba że - jak np. w Sochaczewie – jest tam przyjazna kawiarnia. W Dębicy stanęłyśmy na rynku. No i nas spisali.
Mec. Artur Kula: Nadia Kłos wiedziała, jak szukać pomocy. To było kluczowe. Ja funkcjonuję w takiej prawniczej bańce, ale mam wrażenie, że wiedza o tym, jak należy się zachować w kontakcie z policją rozchodzi się. Chociaż niestety wynika to z coraz bardziej agresywnych postaw służb. To one stały się katalizatorem dla szkoleń prawnych z działań antyrepresyjnych.
Ale wyobraźmy sobie lokalne stowarzyszenie, które nie ma kontaktów z prawnikami. Przyszedłby wyrok nakazowy i by zapłacili, bo często to prościej i taniej niż szukać pomocy. I być może potem dwa razy by pomyśleli, zanim by coś zrobili w przestrzeni publicznej.
A to jest aberracyjna sprawa: policja nie musiała kierować tej sprawy do sądu.
Organizatorzy akcji, kiedy otrzymali informację, że zdaniem policji zgromadzenie nie jest zgłoszone, odeszli. Nic się złego nie stało.
A ile czasu zajęła ta sprawa prawnikowi?
Najpierw było przesłuchanie z Nadią Kłos - w Warszawie, na które poszła mec. Anna Mazurczak. Potem dwie rozprawy sądowe w Dębicy, na które jeździłem. W tym przypadku na szczęście jest dobre połączenie kolejowe, bo pendolino do Rzeszowa zatrzymuje się w Dębicy. Do tego musiałem organizować nocleg.
Jedna rozprawa trwała półtorej godziny, druga godzinę. Sporo czasu zajęło wyjaśnienie problemu z kropką lub brakiem kropki w urzędowym mailu.
Tu się można śmiać, ale przecież - powtórzę to - mówimy o sprawie, która dotyczyła wolności zgromadzeń. Prawa gwarantowanego w Konstytucji czy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Które to prawo władze Dębicy sobie ot tak zniosły.
Wykorzystano art. 52 ust. 2 pkt 2 Kodeksu wykroczeń do ograniczenia tego prawa.
Musiałem się przygotować, przeczytać akta, przygotować pytania do świadka (nie przyszedł). Złożyłem wniosek o sprostowanie protokołu, przygotowywałem mowę końcową - bo nie wiedziałem, czy sąd uwzględni ten podstawowy argument, że ustawa mówi “LUB".
Ale sąd uznał, że ten pierwszy argument zupełnie wystarcza. Że sprawa jest prosta.
Najpierw jednak ten sam sąd wydał w tej sprawie skazujący wyrok nakazowy.
Tak, Sąd skorzystał z istniejących przepisów, pewnie żeby jak najszybciej zakończyć sprawę. Zmartwiło mnie, że w tym nakazowym wyroku nie było słowa uzasadnienia. Dwie strony bitego prawniczego tekstu – nie dla ludzi.
Ile czasu zajęła sprawa legalnego zgromadzenia w Dębicy osobom z Tour Queer?
Nadia Kłos: Byłam na przesłuchaniu w Warszawie i na jednej rozprawy w Dębicy.
Na szczęście jest pendolino.
No nie, nie dla nas. Jechałam z przesiadkami. Proszę koniecznie napisać, że połączenia kolejowe są w Polsce straszne.
Ktoś inny może zapłaciłby ten tysiąc i nie mordował się tak?
Jak ktoś ma pieniądze, to może płacić i nie latać po sądach. Korzystam z tego, że prawnicy pomagają nam pro bono. Ale bym pewnie odpuściła, gdyby chodziło o naganę - bo przecież w czasie, który poświęcam na sąd, mogę robić inne aktywistyczne rzeczy.
Są takie osoby aktywistyczne, które nawet zbierają te mandaty, żeby obnażyć ten absurd działania władz.
Ale to szybko wypala człowieka, bo jest bardzo męczące. Ja staram się tego unikać - choć się z tym cały czas liczę.
Trzeba dobrze mierzyć, ile dasz radę zrobić. W aktywizmie jest wielka pokusa, żeby wszystkim się zajmować, wszędzie być.
Czyli pracujecie nad work-life balance?
No tak. Ale jeszcze tak myślę, jakby to trafiło na kogoś bez takiego zaplecza jak nasz, to by go można było zgnoić. Nawet takie proste uniewinnienie wymaga sporego wysiłku.
Podejrzewam, że Queer Tourów nie odwołacie.
Jasne, że nie.
To jest jednak duży koszt. W tym homofobicznym kraju osoby LGBT+ starają się żyć w swojej bezpiecznej bańce. A aktywizm wymaga, żeby z niej wyjść.
Musisz np. czytać te uchwały o “strefach wolnych”, a to psychicznie jest męczące.
Działacie już dwa lata. Widzicie zmiany w kraju?
Ciężko powiedzieć. Na pewno młode osoby się aktywizują. To wyraźnie widać, także w tych małych miejscowościach, zwłaszcza w pokoleniu 13-20 lat. Tam są ludzie już wyoutowani i akceptowani. Przychodzą do nas i są z nami. Dajemy im znać prze Facebooka, że będziemy, pomagają rozklejać plakaty (w Sochaczewie tak było i w Malborku).
Widzę superpozytywne osoby z ogromną wiedza - a mają 14-15 lat.
Skąd wiedzą?
Nie wiem, może z TikToka (śmiech).
Ludzie się zaktywizowali w czasie strajku kobiet.
Ogólnie jednak zmiany na lepsze nie widać, państwo nie poprawia się, tyle że ludzie się aktywizują. Właśnie z kilkoma innymi osobami aktywistycznymi zakładamy fundacje „Wrzenie”, która ma organizować wsparcie finansowe, merytoryczne i właśnie działania antywypaleniowe - odpoczynek dla aktywistów.
PS. Sprawa wykroczeniowa przeciwko Nadii Kłos jest prawomocnie zakończona.
Ale prawnicy Nadii Kłos złożyli też odwołanie od decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia. Legalnego – jak się okazało, ale potraktowanego jako nielegalne z powodu niewiedzy i bałaganu w urzędzie.
Legalnie rozwiązać zgromadzenie mógłby tylko burmistrz, ale ten uważa, że nie wydał takiej decyzji, tylko powiedział policjantom, że urząd nie ma informacji o zgłoszeniu. Gdyby tak było, policja znalazłaby się na spalonym.
Sprawę musi zbadać sąd. Bo chodzi o wolność zgromadzeń - także dla Dębicy.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze