0:000:00

0:00

9 stycznia 2018 roku w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie projektu "Ratujmy kobiety", który liberalizuje ustawę antyaborcyjną. Działaczki boją się, że w związku z wnioskiem do TK Sejm odłoży rozpatrywanie projektu.

Niech sędziowie zdecydują

Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS, 27 października 2017 złożył w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją ustawy antyaborcyjnej. Chodzi o ten zapis ustawy, który pozwala na przerwanie ciąży, gdy płód jest uszkodzony. Poseł zapewnił, że prezes Kaczyński "życzliwie odnosi się" do tego pomysłu:

„Od początku kadencji staram się zabiegać o ochronę życia. Zdecydowana większość koleżanek i kolegów z PiS ma, myślę, podobne zdanie. (…) Jarosław Kaczyński jest przeciwko aborcji eugenicznej. (…) Prezes Kaczyński znał moje stanowisko, wiedział o pracy, a także, myślę, życzliwie się do tego odnosi”.

Podobne deklaracje składali najważniejsi politycy PiS, np. premier Beata Szydło. Prezydent Duda obiecał, że podpisze ustawę zaostrzającą przepisy antyaborcyjne.

Jeżeli poseł Wróblewski ma rację i prezes Kaczyński wniosek do TK popiera, to zaostrzenie ustawy jest już niemal pewne. Już raz zmiana prawa za pomocą TK się powiodła.

Przeczytaj także:

W 1993 roku - mimo ogromnego sprzeciwu społecznego (co widać w sondażach z tamtego okresu, o których piszemy tutaj) - drastycznie zaostrzono przepisy dotyczące aborcji. Od tej pory można było legalnie przerwać ciążę jedynie w trzech przypadkach: gdy jest zagrożone życie lub zdrowie matki, gdy płód jest uszkodzony, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa.

W 1996 roku ustawę zliberalizowano. Zezwolono na przerywanie ciąży także wtedy, gdy „kobieta ciężarna znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji osobistej”. Preambuła nowej ustawy brzmiała: „Uznając, że życie jest fundamentalnym dobrem człowieka, a troska o życie i zdrowie należy do podstawowych obowiązków państwa, społeczeństwa i obywatela; uznając prawo każdego do odpowiedzialnego decydowania o posiadaniu dzieci oraz prawo dostępu do informacji, edukacji, poradnictwa i środków umożliwiających korzystanie z tego prawa, stanowi się, co następuje”. W artykule 1 zastrzegano jednak, że „Prawo do życia podlega ochronie, w tym również w fazie prenatalnej w granicach określonych w ustawie”.

Ustawa nie obowiązywała długo. Na wniosek 37 senatorów Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył w maju 1997 zgodność z Konstytucją czwartej przesłanki (trudna sytuacja kobiety). I uznał, że zapis jest niezgodny z Konstytucją. Ustawa wróciła do stanu z 1993 roku.

Udało się więc zaostrzyć ustawę, mimo, że w parlamencie większość miała ciągle koalicja SLD-PSL – ta sama, która wcześniej ustawę zliberalizowała.

TK wydał wyrok tuż przed wyborami 1997 roku, w których zwyciężyła konserwatywna AWS.

Wyrok Trybunału jest dla PiS wygodniejszy - „ochrona życia” zostaje wzmocniona i cieszą się środowiska konserwatywne, a jednocześnie, przynajmniej teoretycznie, PiS nie jest temu „winien”, bo zmiany nie dokonał parlament.

Politycy PiS dobrze pamiętają siłę i skutki Czarnego Protestu, który zatrzymał jesienią 2016 roku inny projekt zakazujący aborcji.

Ogólnopolski Strajk Kobiet: "Wycofajcie się"

Jednocześnie do Sejmu wpłynął projekt ustawy "Ratujmy kobiety", którego pierwsze czytanie zaplanowano na 9 stycznia 2018 roku. Działaczki OSK twierdzą, że wniosek do TK może być pretekstem, by nie procedować "Ratujmy kobiety":

"Przewidywalne w obecnej sytuacji politycznej orzeczenie Trybunału uniemożliwi prace nad projektem ustawy ["Ratujmy kobiety"], ponieważ jej część stanie się niezgodna z Konstytucją.

Posłowie powinni debatować i głosować podczas prac nad projektem ustawy w Sejmie, przyjąć odpowiedzialność za tworzone przez nich prawo wobec swoich wyborców.

Żądamy od niżej wymienionych posłów i posłanek wycofania podpisu pod wnioskiem i umożliwienie debaty podczas procedowania w/w projektu obywatelskiego i głosowania w Sejmie".

Apele są dwa i można podpisać je tutaj i tutaj. Pierwszy jest skierowany do wszystkich posłów, którzy podpisali się pod wnioskiem do TK, a drugi do posłów z okręgu lubelskiego. Na tych stronach można też znaleźć pełne listy posłów, którzy poparli wniosek.

Prof. Matczak: "Działanie złe w sensie moralnym"

O wspomnianej odpowiedzialności za stanowienie prawa pisał w listopadowym Tygodniku Powszechnym prof. Marcin Matczak, prawnik, członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego: Prawnik zastanawiał się, dlaczego większość parlamentarna decyduje się na wniosek do TK zamiast przegłosować zmianę prawa w parlamencie. I ocenia jednoznacznie takie działanie:

"Uważam ich działanie za złe w sensie moralnym.

Regulacja prawna aborcji należy do grupy najbardziej kontrowersyjnych zagadnień społecznych. Jedynym sposobem radzenia sobie z takimi kontrowersjami jest ich rozstrzygnięcie przez głosowanie w transparentnym procesie demokratycznym".

Matczak przytacza przykład sędziego Sądu Najwyższego USA, Antonina Scali. Mimo że Scalia był zadeklarowanym, ortodoksyjnym katolikiem (z dziewięciorgiem dzieci, z których jedno zostało księdzem), uważał, że jeżeli konstytucja nie proponuje jasnego rozwiązania w kwestii moralnej, sędziowie nie mogą o tym decydować. Prof. Matczak przytacza słowa sędziego: „bez względu na to, czy uważasz, że zakaz aborcji jest dobry, czy też, że jest zły, bez względu na to, jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie, moja jedyna uwaga jest następująca: konstytucja nic o tym nie mówi. Pozostawia to demokratycznej decyzji”.

Dlaczego więc polscy parlamentarzyści tak chętnie pozbywają się tego problemu? Matczak przedstawia trzy powody, z których każdy, jego zdaniem, jest "moralnie naganny".

Po pierwsze, posłowie wiedzą, że społeczeństwo nie popiera zmiany ustawy (co widać bardzo wyraźnie w sondażach m.in. realizowanych na zlecenie OKO.press. Więcej o tym w tekście tutaj).

Po drugie, skoro posłowie udają się z tą kwestią do TK, zamiast zagłosować w Sejmie, muszą być pewni, że Trybunał zadecyduje po ich myśli. "Nielegalnie przejęty przez obecną większość Trybunał jest tej większości całkowicie posłuszny, dlatego chętnie wykorzystuje go ona do realizacji swoich politycznych planów. Częste w ostatnim czasie składanie wniosków do TK przez przedstawicieli rządzącej większości jest anomalią. Rolą Trybunału jest obrona mniejszości niereprezentowanej aktualnie w parlamencie, nie zaś realizowanie politycznych planów większości", pisze profesor.

Po trzecie, decyzja TK pokaże, że regulacje prawne w kwestii aborcji w Polsce są niewłaściwe, ale nie z powodów moralnych lub politycznych, tylko bardziej "obiektywnych" - w powodu niekonstytucyjności ustawy. "W takiej sytuacji konieczność zmiany regulacji wydaje się nieunikniona, dokonywana poza wolą polityczną posłów. W domyśle: nie wińcie nas, wińcie konstytucję, my nie mieliśmy żadnego wyboru. A może nawet: wińcie sędziów – to narracja, do której obecna większość nas przyzwyczaiła".

Prof. Matczak uważa, że to posłowie powinni - w normalnym procesie demokratycznym - podjąć decyzję o aborcji. Skoro jednak złożyli wniosek do TK, jak w takim przypadku powinni zachować się sędziowie? Odpowiedź Matczaka jest jednoznaczna, choć zaskakuje: sędzia-katolik powinien wycofać się ze sprawy i nie brać udziału w rozpatrywaniu wniosku - bo nie będzie bezstronny.

"Jeśli natomiast uważa, że może być w takiej sytuacji bezstronny, to albo niepoważnie traktuje pełnienie funkcji sędziego, albo niepoważnie traktuje swój katolicyzm. Tertium non datur".
;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze