0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

W trakcie manifestacji przed Pałacem Prezydenckim w obronie niezależności sądownictwa w czwartek 26 lipca 2018 jeden z policjantów użył przeciwko demonstrantom gazu łzawiącego. Stało się to już po zmroku. Protestujący napierali na grupę policjantów legitymujących osoby zatrzymane podczas malowania napisów na chodniku i domagali się ich uwolnienia. Obrażeń od gazu doznało co najmniej kilkoro demonstrantów, dziennikarzy i policjantów.

Co do tych faktów nie ma większych wątpliwości. Powstały jednak co najmniej trzy wersje wydarzeń, tłumaczące kto i wobec kogo użył gazu:

  • policja twierdzi, że najpierw “ktoś z tłumu” raził gazem policjantów, a następnie jeden z funkcjonariuszy użył gazu w samoobronie;
  • świadkowie twierdzą, że gazu użyła tylko policja,
  • a po mediach społecznościowych krążył wpis z Facebooka sugerujący, że demonstranci sami spryskali się gazem, żeby móc oskarżyć o to policję.

Sprawdziliśmy, czyja wersja jest najbardziej prawdopodobna, skąd pochodzą fake newsy i kto je rozpowszechniał.

Policji dezinformuje: to oni zaczęli

Tuż po zakończeniu demonstracji, o 01:06 w nocy 27 lipca, Komenda Stołeczna Policji poinformowała na Twitterze, że najpierw “ktoś z tłumu” użył gazu wobec policjantów, a dopiero w reakcji na ten atak jeden z policjantów “użył ręcznego gazu będącego na wyposażeniu indywidualnym”.

View post on Twitter

Rankiem 27 lipca policja na poparcie swojego swojego stanowiska przytoczyła relację Jacka Rakowieckiego, jednego z dziennikarzy, który był na miejscu i został rażony gazem. Rakowiecki napisał na Facebooki, że “nagle od policji poszła chmura gazu". Według rzecznika Komendy Stołecznej Policji Sylwestra Marczaka dowodzi to tego, że gaz nie mógł pochodzić z policyjnego miotacza, bo używany przez funkcjonariuszy model nie rozpyla gazu w formie chmury, ale bardzo wąskiego strumienia. Jego działanie pokazał na

" rel="noopener nofollow" target="_blank">filmie zamieszczonym na Twitterze.

View post on Twitter

Czy rzeczywiście w tłumie widać było “chmurę gazu”? Zapytaliśmy o to Jacka Rakowieckiego.

“Tego słowa użyłem tylko raz w gorącej relacji zaraz po fakcie i na wpół ślepo... Chodziło mi o wrażenie, jakie odczułem, czyli osiadania na mojej twarz małych kropelek wilgoci, a nie kształtu ataku gazowego” - wyjaśnił Rakowiecki.

Dopytywany, czy widział kto użył przeciwko niemu gazu, odpowiedział: “Chyba bezpośrednio nie widziałem, ale w takim zamieszaniu trudno cokolwiek pisać na pewno. Z całą jednak pewnością dostałem w twarz, stojąc frontem do policji, sądzę, że z 1-1,5 metra. Niejako rykoszetem dostali też dwaj policjanci najbliżej mnie i uciekli na tył, zanim mnie jeszcze zmogło”.

Z tej relacji wynika, że przynajmniej niektórzy policjanci byli rażeni gazem równocześnie, a nie przed użyciem go przeciwko demonstrantom. W rozmowie z OKO.press Rakowiecki zapewnia, że w jego pobliżu nikt wcześniej gazem nie psikał.

Na nagraniach z tego zdarzenia widać policjanta bez czapki, który kilkukrotnie wystawia rękę ponad głowami kolegów w kierunku demonstrujących. Wszystko wskazuje na to, że to on użył gazu łzawiącego.

Na poniższym filmie najlepiej widać go w 40 sekundzie:

A na tym w 33 sekundzie:

Na drugim z filmów po lewej stronie kadru widać też Jacka Rakowieckiego - na tle tłumu wyróżnia go biała koszula z paskiem od torby na ramieniu. Poniżej widać go już po ataku gazem (po prawej):

Nie widać za to na tych nagraniach żadnej chmury gazu, ani nikogo spośród demonstrantów, kto mógłby ją rozpylić.

Wbrew słowom rzecznika stołecznej policji nie można więc powiedzieć, że “użycie gazu przez policjanta było adekwatne do zagrożenia dla policjantów”. Nawet jeśli jakiś demonstrant rozpylił gaz w trakcie tej demonstracji, musiał zrobić to w innym miejscu. Z kolei funkcjonariusz, który użył gazu sam nie był zagrożony, ponieważ znajdował się w trzecim szeregu kordonu.

Zgodnie z ustawą o środkach przymusu bezpośredniego (art. 34) można ich użyć “po uprzednim bezskutecznym wezwaniu osoby do zachowania się zgodnego z prawem oraz po uprzedzeniu jej o zamiarze użycia tych środków”. Ostrzeżenie można pominąć m.in., gdy bezpośrednio zagrożone jest czyjeś życie, zdrowie lub wolność.

Art. 34. 1. Środków przymusu bezpośredniego można użyć po uprzednim bezskutecznym wezwaniu osoby do zachowania się zgodnego z prawem oraz po uprzedzeniu jej o zamiarze użycia tych środków.

  1. Przepisu ust. 1 nie stosuje się, w przypadku gdy:

1) występuje bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub wolności uprawnionego lub innej osoby lub

2) zwłoka groziłaby niebezpieczeństwem dla dobra chronionego prawem, a środków przymusu bezpośredniego używa się prewencyjnie.

Poza tym, za każdym razem, gdy policjant podejmuje decyzję o użyciu środków przymusu, w tym gazu, powinien pamiętać, że ma obowiązek korzystać z nich “w sposób możliwie najmniej naruszający dobra osobiste osoby, wobec której zostają podjęte” (co nakazuje art. 15 ust. 6 ustawy o policji).

Amnesty International wydało oświadczenie, w którym podkreśliło, że zgodnie z orzecznictwem Trybunału w Strasburgu rozpylanie na protestujących gazu pieprzowego bez ostrzeżenia narusza zakaz tortur.

Choć podczas manifestacji tłum wrzeszczał i napierał na policjantów, ich życie ani zdrowie nie było zagrożone. Co więcej, to użycie gazu przez policjanta w tych warunkach wywołało obrażenia u jego kolegów i zmusiło ich do ucieczki poza teren manifestacji. Wygląda więc na to, że policjant bez czapki przekroczył swoje uprawnienia.

Wobec tego polska policja - świadomie lub nie - pod hasłem #stopfakenews sama szerzyła dezinformację.

31 lipca przesłaliśmy rzecznikowi stołecznej komendy powyższe nagrania i zapytaliśmy, czy wobec funkcjonariusza bez czapki zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające oraz czy KSP nadal stoi na stanowisku, że użył gazu w reakcji na gazowy atak demonstrantów. Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

Przeczytaj także:

Manifestanci sami się spryskali

Nie mamy pewności, czy rzecznik stołecznej policji dezinformował świadomie, czy też sam został wprowadzony w błąd przez policjantów biorących udział w akcji zanim zdążył zobaczyć nagrania. Nie ma jednak wątpliwości, że autorzy fake newsów, które dzień po manifestacji krążyły po sieci, dezinformowali z premedytacją.

Po południu 27 lipca po mediach społecznościowych zaczęły krążyć zrzuty ekranu z dyskusji na Facebooku, w której Zofia Sarnowska (w jednej z wersji nazwiska są zamazane) krytykuje członków jakiegoś zamkniętego forum za to, że rozpylili gaz w środku tłumu, z dala od policjantów, i ostrzega, że zostali zdemaskowani, a policja ma nagrania.

Dla każdego, kto był na manifestacji lub widział relacje, jest jasne, że to prowokacja lub żart. Mimo to, część komentujących bierze jej słowa na poważnie. W pierwszym komentarzu została wyśmiana za naiwność: "Dziękuję Pani, że w tak ładny sposób po raz kolejny udowodniła, że to nie policja rozpyliła gaz". Forum nie było zamknięte. Najprawdopodobniej był to fanpage Obywateli RP, z którego wpis został już jednak usunięty.

Zrzut pojawił się na co najmniej kilkunastu kontach twitterowych i facebookowych, na wykop.pl, przywoływano go w komentarzach na prawicowych portalach.

Najwcześniejszy ślad, jaki znaleźliśmy, pochodzi z twitterowego konta niejakiego Rolanda (@Roland_KR_). Udostępnił zrzut posta Sarnowskiej 27 lipca o 17:54. Roland przedstawia się na TT: “Ani PiS ani PO. Tylko @RuchNarodowy @_Wolnosc”. W dalszej kolejności zrzut udostępnił m.in.@TommySloan01 w dyskusji z twitterowym kontem Polskiej Policji o godz. 18.19, a BlackHawk144 na wykopie o godz. 19.32.

O godz. 20.12 portal propisowskiego “Tygodnika Solidarność”opublikował artykuł, według którego zrzut posta Sarnowskiej opublikowało twitterowe konto polskiej policji z komentarzem: “Szczegółowo wyjaśniamy okoliczności zdarzenia z dnia wczorajszego. Na chwilę obecną nie dopatrzono się uchybień ze strony policjantów zabezpieczających wczorajsze zgromadzenia”.

Tysol.pl zamieścił link do tłita, ale został on już usunięty, podobnie zresztą jak sam artykuł. Google zachował kopię tekstu tysol.pl, ale usuniętych tłitów nie da się odtworzyć. Jego zrzut można jednak zobaczyć w artykule wsensie.pl, który także powstał 27 lipca.

Troll z TVP Info

Post krążył także wśród przeciwników PiS. Jeszcze 27 lipca na koncie Zofii Sarnowskiej pojawiły się komentarze w ostrych słowach potępiające jej prowokację. Sarnowska odpowiedziała im tajemniczym: “Nie mam wsparcia, pomyliłam się. Magda nagrała ..” i załączyła link do… kolejnego fake newsa.

Odnośnik prowadził do tłita z krótkim filmem, na którym słychać tylko: “- Psikacie gazem? - Tak”, a nie widać nic poza podpisem: “Materiał video Marta Bogdanowicz”. “To by było na tyle” - skomentował tłiterowicz @bogdan607. Tłit został usunięty, ale wcześniej udało mi się go zobaczyć. Udostępniła go także propisowska niezalezna.pl jako dowód na to, że gaz rozpylił demonstrant, a nie policjant.

@bogdan607 to Radosław Poszwiński, znany z tłita, w którym ujawnił słynne zdjęcie Ryszarda Petru i Joanny Schmidt zrobione w samolocie lecącym do Portugalii w trakcie okupacji Sejmu w styczniu 2017 roku. Miesiąc później zatrudniła go TVP Info, w której do dzisiaj odpowiada za obsługę mediów internetowych.

Z kolei Marta Bogdanowicz to fotografka, znana na Facebooku jako Spacerowiczka. Nagranie z tłita Poszwińskiego naprawdę pochodziło z jej wideorelacji protestu przed Pałacem Prezydenckim. Udostępniony przez niego fragment znajduje się w 42 sekundzie ósmej minuty (7:42):

W poprzedzających go sekundach słychać kaszel i soczyste” kurwa”. W rozmowie z OKO.press Marta Bogdanowicz mówi, że było to tuż po tym, jak sama poczuła krople gazu na swojej twarzy. Na filmie, który sama nagrała widać efekt działania gazu niedługo po jego użyciu.

Przyznaje, że to ona odpowiedziała “tak” na pytanie o “psikanie gazem”. “Zdaje się, że odpowiedziałam tak, w znaczeniu: tak, policja pryska” - mówi OKO.press. Nie wie, kim był pytający.

Kim jest Zofia Sarnowska?

Zofia Sarnowska użytkowników fanpejdża Obywateli RP próbowała nabrać na jeszcze jednego fake newsa. Pod postami dotyczącymi manifestacji pod Pałacem Prezydenckim kilkukrotnie wrzuciła zdjęcie mężczyzny, który kopie kogoś skulonego pod ścianą z komentarzem: “Funkcjonariusz WOT w cywilu kopie Naszego? Podajcie dalej!”

Tym razem prowokacja się nie udała, bo szybko rozpoznano w tym zdjęciu kadr nagrania z Marszu Niepodległości w 2011 roku, na którym policjant w cywilu kopie jednego z maszerujących. Policjant został za to skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu.

Zofia Sarnowska w ciągu jednego dnia stworzyła i udostępnia łącznie trzy fake newsy. Czy to możliwe, że po prostu “pomyliła się” lub ktoś wprowadził ją w błąd? Teoretycznie możliwe, ale zupełnie nieprawdopodobne.

Z analizy jej konta facebookowego wynika, że służy ono wyłącznie dezawuowaniu opozycji. Jej komentarze dotyczą polityki, przy czym w ciągu ostatnich lat zajmowała się głównie komentowaniem postów publikowanych przez fanpejdże TVN i ”Polityki”, wp.pl i wyborcza.pl, a także pojedynczych postów popularnych postaci związanych z opozycją, m.in. Jurka Owsiaka, Radomiła Szumełdy z KOD, Agnieszki Holland, a ostatnio także Rafała Trzaskowskiego, kandydata na prezydenta Warszawy.

Na przykład 2 sierpnia pod postem Trzaskowskiego przekonywała : “Lista potknięć PiS to za mało by być poważnym kandydatem na Prezydenta Warszawy. Tym bardziej stworzona przez znaną z niewiarygodności PO”.

Co ciekawe, Sarnowska zmieniła zainteresowania po wyborach w 2015, przed którymi w podobnym tonie komentowała przede wszystkim posty “Wprost”.

Kto mieczem wojuje

Można więc śmiało powiedzieć, że facebookowe konto Zofii Sarnowskiej to konto trolla. Hobbysty lub zawodowca. Od niego rozpoczęła się akcja dezinformująca, która miała na celu skompromitowanie uczestników protestu pod Pałacem Prezydenckim i wybielenie policji odpowiedzialnej za nieuzasadnione użycie gazu łzawiącego. W akcję - świadomie lub nie - włączył się pracownik TVP Info, prawicowi komentatorzy i media (niezalezna.pl, tysol.pl, wsensie.pl). Jej zasięg byłby dziś dużo większy, gdyby nie to, że ich posty i teksty zaczęły znikać. Być może zorientowali się, że dali się wkręcić. A być może uznali, że ich prowokacja wymknęła się spod kontroli, gdy na fake newsa dał się nabrać administrator konta polskiej policji. Fake news, który miał wesprzeć policjantów, obrócił się przeciwko nim.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze