"Specjaliści powinni się zastanowić, czy nie powinno się wyposażyć pracowników zbiorników w telefony satelitarne lub systemy Starlink – mówi burmistrz Kłodzka Michał Piszko, który za późno dostał informację o wielkiej wodzie płynącej na jego miasto po przerwaniu tamy w Stroniu
W niedzielę 15 września 2024 Kłodzko zostało zalane w wyniku intensywnych deszczy. Z brzegów wystąpiła Nysa Kłodzka. Tego dnia w mieście ewakuowało się 19 osób, a część się przeniosła na wyższe piętra budynków. Przez jakiś czas Kłodzko było pozbawione wody pitnej i energii elektrycznej.
Zalany został także Lądek-Zdrój oraz Stronie Śląskie, gdzie w niedzielę 15 września pękła tama na zbiorniku przeciwpowodziowym. Ucierpieli również mieszkańcy wielu wsi na Ziemi Kłodzkiej.
W sprawie przerwania zapory ziemnej suchego zbiornika w Stroniu Śląskim na potoku Morawka prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania katastrofy budowlanej. Zarządzające nim Wody Polskie napisały w oświadczeniu, że „w piątek 13 września o godz. 23:00 zbiornik Stronie Śląskie rozpoczął piętrzenie. W sobotę 14 września o godzinie 21:13, z uwagi na przekroczenie maksymalnego poziomu piętrzenia, na zbiorniku Stronie Śląskie zaczął działać przelew powierzchniowy.
Obsługa zbiornika utraciła możliwość bezpiecznego sterowania urządzeniami zapory. Pracownicy pracujący na zbiorniku ewakuowali się z miejsca jako ostatni".
Dodano też, że „w niedzielę 15 września około godziny 10:35, ze względu na ciągły napór wody na konstrukcję zbiornika, doszło do rozmycia zapory ziemnej i woda przelała się przez obiekt w całkowicie niekontrolowany sposób”.
Początkowo policja informowała o siedmiu ofiarach powodzi. W czwartek wieczorem funkcjonariusze dodali do tragicznej statystyki kolejne dwie osoby: ich zwłoki odnaleziono podczas porządków po powodzi. "Okoliczności śmierci wskazują, że może to być 8. i 9. ofiara” – napisano na portalu X.
Z burmistrzem Kłodzka Michałem Piszką rozmawiamy m.in.:
Natalia Sawka, OKO.press: W mediach rozpowszechniła się informacja, że o pęknięciu tamy w Stroniu Śląskim dowiedział się pan od dziennikarki. Czy to prawda?
Michał Piszko, burmistrz Kłodzka: Tak, w niedzielę 15 września otrzymałem taką informację po godz. 12:00 od dziennikarki lokalnego kłodzkiego portalu. Jako burmistrz muszę opierać się na potwierdzonych danych uzyskanych z oficjalnych źródeł. Takie informacje dotarły do mnie dopiero koło godz. 14:30, gdy woda z tamy na Morawce dotarła do Kłodzka, a skutki zalania były już widoczne, m.in. na osiedlu Malczewskiego.
A od kogo powinien Pan dostać taką informację?
Zgodnie z obowiązującym systemem powinienem ją otrzymać od Wydziału Zarządzania Kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Kłodzku. Natomiast Starostwo powinno być poinformowane przez operatora zbiornika, czyli Wody Polskie.
Szef Wydziału Zarządzania Kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Kłodzku Jan Kalfas złożył wypowiedzenie z pracy. Zarzuca staroście z Kłodzka, że wskutek jej zaniedbań nie dotarła do niej informacja o pęknięciu tamy w Stroniu Śląskim, czym naraziła mieszkańców na niebezpieczeństwo. Małgorzata Jędrzejewska-Skrzypczyk powiedziała dziennikarzom TVP, że wina nie leży po jej stronie.
Trudno mi komentować te wewnętrzne kwestie między starostą a szefem Wydziału Zarządzania Kryzysowego. Informacja powinna dotrzeć od operatora zbiornika. Gdyby została przekazana na czas, zostałaby natychmiast rozesłana oficjalnymi kanałami: mailowo czy telefonicznie.
Wody Polskie tłumaczą, że w momencie przelania się wody przez zaporę zbiornika poinformowano centrum zarządzania kryzysowego w Stroniu Śląskim za pomocą obecnej na miejscu straży miejskiej, ponieważ nie było łączności.
Dlatego uważam, że przepływ informacji powinien zostać usprawniony.
Specjaliści powinni się zastanowić, czy nie powinno się wyposażyć pracowników zbiorników w telefony satelitarne lub systemy Starlink. Rozumiem, że w pewnym momencie mogły wystąpić problemy z łącznością GSM. Jednak chciałbym zwrócić uwagę, że były osoby, które zarejestrowały moment przerwania tamy z bardzo bliskiej odległości i jeszcze około godz. 12. zdążyły opublikować nagranie na jednym z portali społecznościowych wraz z komentarzem. Więc argument o braku łączności wydaje się nietrafiony.
Jak dotychczas wyglądała pana współpraca z Wodami Polskimi?
Z Wodami Polskimi współpracuję głównie w kwestiach inwestycji, opiniowania i konsultowania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Przed powodzią współpracowaliśmy przy realizacji dużej inwestycji – budowy systemu ochrony przeciwpowodziowej doliny rzeki Nysy Kłodzkiej przez firmę Budimex, zleconej przez Wody Polskie.
Naukowcy wskazują, że powodzi można by uniknąć, gdyby działania koncentrowały się na proklimatycznych inwestycjach, bo to naturalne rzeki, obszary zalesione i mokradła skutecznie zatrzymują wodę.
Ufam, że naukowcy przedstawią odpowiednie analizy. Nie wypowiadam się na temat kwestii ekologicznych, bo nie jestem specjalistą. W czasie ostatnich intensywnych opadów mieliśmy namacalny dowód na to, jak dobrze działają suche zbiorniki retencyjne.
Gdyby ich nie było, to Pana zdaniem poziom wody w Kłodzku byłby wyższy?
Tak, na własne oczy widziałem, że zbiorniki pomogły uniknąć dużej fali powodziowej. W okolicach Kłodzka takie zbiorniki są na rzece Bystrzycy Dusznickiej oraz na potoku Duna w Krosnowicach. Zostały one oddane do użytku w zeszłym roku, a podczas dużych opadów deszczu i spływającej z gór wody były one zamknięte w 95 proc. Osobiście widziałem, jak dobrze regulują przepływ wody w Bystrzycy Dusznickiej, co zapobiegło jej wylewaniu się z koryta oraz zmniejszyły dopływ wody do Nysy Kłodzkiej.
Mamy także dwa zbiorniki od południa, na potoku Goworówka w Roztokach Bystrzyckich, który wpływa do Nysy Kłodzkiej oraz zbiornik w Boboszowie. Uważam, że te cztery zbiorniki spełniły swoją funkcję.
Ale takiej infrastruktury brakuje od wschodniej strony Kłodzka.
Niestety, po wschodniej stronie, właśnie od strony Lądka-Zdroju, oprócz suchego zbiornika z 1908 roku na potoku Morawka nie ma takiej infrastruktury. W 2019 roku istniała koncepcja budowy dziewięciu kolejnych zbiorników na terenie Ziemi Kłodzkiej. Gdyby powstały, mogłyby uratować Kłodzko przed powodzią.
Czy fala powodziowa w 1997 roku była większa niż teraz?
W 1997 roku miałem 16 lat. Wówczas fala powodziowa była wyższa o około 2,5–3 metry. Woda miała większą energię kinetyczną i bardziej niszczycielski charakter.
W tym roku, po przerwaniu wału na Morawce, woda najpierw uderzyła z impetem w Stronie Śląskie i Lądek-Zdrój, a dopiero później już z mniejszą siłą dotarła do Kłodzka.
Dlatego obecne zniszczenia są mniejsze niż w 1997 roku, choć oczywiście zalania i szkody nadal są dotkliwe.
Jak pan ocenia obecność premiera Donalda Tuska na Dolnym Śląsku i organizowanie w miejscowościach posiedzeń sztabów kryzysowych?
Bardzo pozytywnie. Jego bliskość na pewno pomogła samorządowcom w podejmowaniu trudnych decyzji. Mogę osobiście potwierdzić, że po wizycie premiera w Kłodzku zostały rozdysponowane znaczne siły wojskowe, które przybyły, aby pomóc mieszkańcom w odgruzowywaniu i sprzątaniu miasta. Bardzo dobrze, że osoba premiera jest blisko tych wydarzeń i jednocześnie nadzoruje pracę ministrów, wojewody i wszystkich innych pracowników szczebla administracji rządowej.
Jak wygląda teraz Kłodzko?
Trwa wielkie sprzątanie – usuwamy wszystkie odpady popowodziowe, w tym zniszczone tynki, podłogi oraz gruz z obszarów zurbanizowanych. Na ten moment z Kłodzka wywieźliśmy ponad 530 ton odpadów. Kilkanaście naszych ciężarówek wywozi też odpady na wyznaczone przeze mnie tereny w granicach administracyjnych miasta Kłodzka. Chodzi o miejsca przez nikogo niezamieszkałe, aby te odpady, muł i błoto, odsunąć jak najdalej od mieszkańców.
Na ulicach, gdzie trwają prace z udziałem koparek czy wywrotek, policja blokuje ruch. Proszę o cierpliwość – chcemy, aby tylko mieszkańcy, którzy muszą dotrzeć do swoich nieruchomości, mieli dostęp do tych terenów. Pojazdy, zarówno z innych części miasta, jak i spoza Kłodzka, nie są wpuszczane, by operatorzy ciężkiego sprzętu mieli odpowiednią przestrzeń do manewrowania i mogli normalnie pracować.
W Kłodzku była tak dramatyczna sytuacja, że woda sięgała mieszkań na pierwszym piętrze. Ile osób straciło miejsce do życia?
Zalanych zostało ponad 1,2 tys. mieszkań oraz lokali usługowych, garaży itp., z czego 196 mieszkań prywatnych i 39 mieszkań gminnych zostało zniszczonych w ponad 81 proc.
Gdzie przenieśli się mieszkańcy z zalanych domostw?
Mieszkają u rodzin, znajomych oraz 28 osób przebywa w jednym z hoteli.
Pod wodą znalazło się 38 proc. całego miasta. Jak wielkie są straty po powodzi?
Wstępne szacunki strat przekraczają 200 mln zł i obejmują jedynie infrastrukturę komunalną, w tym mieszkania komunalne. Dotyczą one też zniszczonych dróg, oczyszczalni ścieków, ośrodka sportu i rekreacji, oświetlenia, parkingów, parków, żłobka, przedszkola oraz fragment jednej szkoły.
Woda, która wdarła się do Kłodzka, przyczyniła się do zniszczeń również kłodzkich mostów. Czy nadają się one jeszcze do użytku?
Tak, choć nie znamy dokładnych kosztów ich odbudowy, ponieważ wymagają one oceny specjalistów w kwestii koniecznych prac modernizacyjnych i stanów technicznych. Mowa o moście przy ul. Matejki, moście przy ul. Grottgera, potocznie zwanym Żelaznym oraz o kładce pieszej na ul, Malczewskiego.
Czy życie w Kłodzku po wielkiej fali już wróciło do normy?
Na razie trwa wielkie sprzątanie. Żołnierze cały czas pomagają mieszkańcom w usuwaniu tynków czy opróżnianiu piwnic z zalanych rzeczy. Na miejscu jest wojsko i policja, a także wolontariusze. Komunikacja między nimi jest dobrze zorganizowana, więc nikt sobie nawzajem nie przeszkadza – wszystko jest koordynowane. Na miejscu działają też Wojska Obrony Terytorialnej, którym jestem niezmiernie wdzięczny za skierowanie ich sił na ten teren. Mamy również duże wsparcie od strażaków ochotników, którzy nieustannie angażują się w pomoc.
Ponadto przyjechało wiele osób prywatnych, które bezinteresownie oferują swoją pomoc. Chciałbym w szczególności podziękować urzędnikom z Przemyśla, którzy do wczoraj intensywnie wspierali mieszkańców w porządkowaniu zalanych pomieszczeń. Dziękuję także licznie przybyłym ochotniczym strażom pożarnym. Na myśl przychodzi mi szczególnie straż z Jawora, którego burmistrzem jest Emilian Bera. Nie sposób wymienić wszystkich, ale wyrażam ogromną wdzięczność wszystkim ludziom dobrej woli, którzy z potrzeby serca przyjechali, by nam pomóc – zarówno w Kłodzku, jak i na innych terenach dotkniętych powodzią.
Czy w Kłodzku można już normalnie pić wodę z kranu?
Tak, woda została dopuszczona do spożycia przez Sanepid w ubiegłym tygodniu – jej zdatność do picia została potwierdzona przez dwa badania.
A co z prądem?
We wtorek wieczorem Tauron przywrócił zasilanie prądu we wszystkich zalanych częściach miasta. Nie wszyscy jednak mają jeszcze prąd, ponieważ aby go włączyć, Tauron musi otrzymać zaświadczenie od uprawnionego elektryka, że instalacja w danym budynku nadaje się do użytkowania. Obecnie są z tym pewne trudności, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Elektrycy, zarówno w mieszkaniach komunalnych, jak i prywatnych, muszą dotrzeć do wszystkich lokali i dopuszczać instalacje do użytkowania. Może to zająć jeszcze kilka dni.
Osoby poszkodowane przez powódź mogą ubiegać się również o zasiłek powodziowy w wysokości 2 tys. zł i jednorazowy doraźny zasiłek celowy w wysokości 8 tys. zł niezależnie od dochodów. Będzie można wnioskować także o zasiłek na remont nieruchomości w wysokości do 100 lub na odbudowę do 200 tys. zł. Ich wysokość jest uzależniona od oszacowania procentu zniszczenia. Jego rozpatrzenie może potrwać dłużej, bo jest wymóg oszacowania szkody. Gdzie można składać wnioski?
Wnioski o pomoc doraźną, w kwotach 2 i 8 tys. złotych, są wypełniane i składane w Ośrodku Pomocy Społecznej, jak również w urzędzie miasta. Można je składać w sekretariacie Biura Obsługi Ludności.
Czego mieszkańcy teraz najbardziej potrzebują?
Jeśli chodzi o artykuły pierwszej potrzeby, czyli żywność i wodę, to mamy już wszystko i serdecznie dziękujemy za dotychczasową pomoc. Obecnie najbardziej są potrzebne środki czystości, zwłaszcza preparaty do dezynfekcji oraz środki grzybobójcze, które można nanosić na ściany zalanych budynków i ich wnętrza. Ważną kwestią jest również wciąż rosnąca lista ponad 80 osób oczekujących na osuszacze, ozonatory lub nagrzewnice. Te urządzenia pomogą nam w szybkim osuszeniu budynków przed nadejściem przymrozków i zimy.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze