0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: "Wiesti" 18.10.24 / A.Jedrzejczyk"Wiesti" 18.10.24 / ...

Nic z tego, co tu napiszę, nie świadczy o tym, że carstwo Putina zaraz się zawali. Ale car Putin ma powody do troski. Zwłaszcza że o jego problemach wprost i nie wprost opowiada cała jego propaganda.

Zacznijmy od tego, że Putin spotkał się w zeszłym tygodniu z dziennikarzami krajów BRICS, w związku ze szczytem, który dziś organizuje w Kazaniu. Propaganda ogłosiła, że Putin zwrócił się w ten sposób do miliardów ludzi na świecie. A to dlatego, że propaganda Kremla potrzebuje sukcesu i tym sukcesem jest teraz to, że kraje BRICS mają więcej mieszkańców niż „zachodni byli partnerzy” (a dokładnie, by zacytować Putina: „45 proc. populacji planety, to 33 proc. masy lądowej”).

Kreml od dawna powtarza, że wojna Putina wcale nie skazała Rosji na izolację. Bo Londyn, Paryż i Nicea, gdzie tak miło się żyło oligarchom, to nic w porównaniu z Globalnym Południem. To tu przenosi się ciężar światowej gospodarki. Zaś w aliansie Chin, Brazylii, Indii i Afryki Południowej (BRICS) i kolejnych dołączających do BRICS państw Moskwa gra zdaniem propagandy pierwsze skrzypce.

Putin chichoczący

Spotkanie Putina z dziennikarzami krajów BRICS, poprzedzające szczyt krajów BRICS w Kazaniu w Rosji, miało być tego sukcesu dowodem. A jak Putin gdzieś występuje, to propaganda działa automatycznie: zdaje sprawę obficie. I przekonuje, że Putin mówi rzeczy nowe i wspaniale.

Z tym że w tym przypadku tak nie było: Putin powtarzał te same komunały, tyle że zachowywał się dziwnie.

Obraz wyłaniający się z obfitego sprawozdania tego spotkania w piątkowych „Wiestiach” był zadziwiający: kilku mężczyzn z kamiennymi twarzami siedzi nieruchomo przy wielkim okrągłym stole. Pośrodku Putin podskakuje jak kogucik, macha rękami. Mówiąc o wojnie, uśmiecha się, żartuje i chichocze, a watowana w ramionach marynarka wałkuje mu się w garb nad karkiem. (Kilka kadrów z tego przedstawienia na zdjęciu u góry – proszę mi wierzyć, w relacji „Wiesti” wyglądało to naprawdę śmiesznie).

Putin zawsze wierci się i podskakuje, to jasne.

Ale na tle nieruchomych postaci BRICS-owych dziennikarzy wyglądało to bardziej niż dziwnie. Zwłaszcza że gra ciała Putina przeczyła jego zapewnieniem, że kontroluje sytuację na froncie i w Rosji. Jak kontroluje, jeśli nie kontroluje własnych ramion?

To nie mogło być tylko moje wrażenie

Bo niedzielne, podsumowujące tydzień "Wiesti Niedieli” bardzo dokładnie wyedytowały to nagranie. Wycięły nerwowe chichoty i podskakiwania. Jeśli po wycięciu tego nie zostawało nic sensownego, prowadzący program Dmitrij Kisielow swoimi słowami opowiadał, co powiedział jego car. Na tle zdjęcia nieruchomego Putina.

Obraz ze studia. Na pierwszym planie starszy prezenter, w tle - wielkie zdjęcie Putina
Kisielow streszcza Putina. "Wiesti", 20 października 2024

Przy okazji dowiedzieliśmy się, na czym polegał problem: Kisielow ujawnił, że dziennikarze krajów BRICS zadawali Putinowi „drażliwe pytania”, ale „Putin takie uwielbia”. Oczywiście propaganda tych uwielbianych pytań nie zacytowała, co tym bardziej pobudziło ciekawość. I okazało się, że całe spotkanie jest na Youtube – Moskwa najwyraźniej nie ma już dosyć siły, by temu zapobiec.

A kraje BRICS chciały pokazać, jakie miejsce w tym sojuszu ma literka R

Putin traktowany jak byle kto

Z nagrania wynika, że pytania nie były „drażliwe”.

Były poniżające dla Putina i w tym sensie rewolucyjne:

Putin został potraktowany jak szef państwa średniej wielkości, w świecie, w którym karty rozdają Chiny i USA, a liczące propozycje rozwiązywania światowych konfliktów przedstawiają Brazylia i Arabia Saudyjska. Zaś Indie mają do załatwienia swoje konkretne interesy. Putin był po prostu pytany o komentarz do tych planów. Oraz o to, czy się nie boi aresztowania na polecenie Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Zachowanie Putina, bez kontekstu pytań, sprawiało wrażenie, że coś z nim jest nie tak. Okazało się jednak, że Putin był po prostu zdenerwowany. I jego deklaracje, jak widzi sytuację na świecie, były po prostu odpowiedziami na dość brutalne pytania. A nie oświadczeniami o woli Rosji. Stad komunały o tym, że Rosja na pewno wygra, choć nie wiadomo, kiedy.

Noc, w glei limuzyna, a na ekraie rosyjskie napisy
Kiedy Putinowi nie idzie, propaganda słodzi mu życie, organizując wybuchy społecznego entuzjazmu. Tu ustawka z Ufy z zeszłego tygodnia: kolumna limuzyn Putina zatrzymuje się całkiem nieoczekiwanie. Zupełnie przypadkiem stoją w tym miejscu kamery programu propagandowego "Moskwa-Kreml-Putin", więc przypadkiem też mogą zarejestrować okrzyki zachwytu. Dla pewności są one jeszcze pokazane w formie napisów na ekranie, żeby telewidzowie mieli jasność: "Wychodzi, wychodzi! Jak zwykle wychodzi! O jeju, Władimir Władimirowicz". Potem telewizja pokazuje tłum ochroniarzy, otoczony przez grupkę ludzi. W środku zapewne jest Putin, ale nic nie widać, bo ciemno. Tak oto lud kocha swojego Putina. 20 października 2024

Czy sześć zrównanych z ziemią wsi to dużo?

Tymczasem wojna Putina wygląda w telewizji coraz okropniej. Widz mógł się już przyzwyczaić do scen zabijania i zdjęć zwłok ukraińskich żołnierzy. Nowością są spotkania Putina z weteranami, uświetniane teraz meczami piłkarskimi między zawodnikami-weteranami bez nóg lub sparaliżowanymi od pasa w dół.

Ale kolejne opowieści o sukcesach rosyjskiej armii polegającymi na zdobyciu obróconej w perzynę wsi, budzą już ewidentnie w Rosji wątpliwości. Na tyle poważne, że sam propagandysta Kisielow zadał sobie na początku „Wiesti” 20 października pytanie,

czy sześć ruin osad zajętych w ostatnim tygodniu, to dużo. „Dużo” – odpowiedział sobie z przekonaniem. – „Bo gdyby było mało, to Ukraińcy by ich nie bronili”.

Obrazek z 13 października:

Akurat udało się wojskom Putina zająć jedną osadę. Z tym że nie ma tam ani jednego stojącego budynku i nie ma gdzie zawiesić flagi Putina. Wobec tego jeden z żołnierzy chwyta flagę i biegnie przez ruiny, a dron filmuje go z góry. Filmik puszczają telewizyjne „Wiesti” z podkładem w postaci chóralnego wykonania hymnu Rosji („Rossija świaszczennaja nasza dierżawa” – „Rosja – nasze święte mocarstwo”). Potem jest wywiad z biegaczem – jak z zawodnikiem po zawodach. „Reporter” pyta, jak się biegło, a biegacz odpowiada, że dobrze, choć mogli go zabić. Gdyż zdobyte ruiny nadal są ostrzeliwane przez Ukraińców. Nie sposób ustalić, czy i kiedy te, jak i inne „zdobyte” ruiny da się je odbudować.

„Bóg zesłał nam Operację Specjalną, abyśmy zrozumieli i odróżnili jedno od drugiego; gdyby nie ona, ta erozja występowałaby w elitach, trwałaby dalej, i nie zauważylibyśmy tego aż do chwili, gdy znaleźlibyśmy się w otchłani”

ogłosił słynny niegdyś rosyjski reżyser Siergiej Michałkow. Jego szaleństwo, jak wynika z publicznych wystąpień, postępuje wraz ze zdenerwowaniem Putina i biegami z flagą przez ruiny.

W szaleństwie tym Michałkow nie jest jednak sam. Oto materiał z telewizyjnych „Wiesti Niedieli” 13 października. O tym, że bezwstydny (dosłowny cytat) francuski Macron, który lubi obejmować mężczyzn (tu: zdjęcie prezydenta Macrona obejmującego francuskich sportowców, zapewne na olimpiadzie) spotkał się z ukraińskimi żołnierzami ćwiczącymi na poligonie pod Reims, ale ich nie obejmował (tu: zdjęcie Macrona przed szeregiem ukraińskich żołnierzy). Co jest tym bardziej bezwstydne, że w czasie I wojny światowej Reims wyzwalał rosyjski korpus ekspedycyjny, wysłany osobiście przez cara Mikołaja II.

A korpus składał się z żołnierzy nie niższych niż 180 cm i opłynął statkiem Azję, żeby dostać się do Europy, by tam polec.

Wystarczy, czy jeszcze Państwo chcecie? Bo tych bredni jest „skol’ko ugodno”. Nie da się na tej podstawie już nic ustalić.

Czy Kim uratuje Putina?

Pozostaje pytanie o pomoc Korei Północnej. Z propagandy Kremla wynika, że Rosja i chciałaby, i wstydzi się. Trzeba pamiętać, jak ważne jest pojęcie mocarstwowości dla rosyjskiej tożsamości. Zaakceptowanie faktu, że Wielikaja Rossija, Swiaszczennaja Dierżawa, potrzebuje pomocy jakiegoś półpaństwa, może być dla tej tożsamości dużym wyzwaniem.

To, że Putinowi zależy na koreańskiej pomocy, poznajemy po tym, że telewizyjne obrazki z Pjongjangu podpisywane są teraz „Republika Korei” zgodnie z przekonaniem Kima, iż jego kraj jest jedyną prawdziwą Koreą. Tej jego fantazji nikt nie podziela, ale Rosja ostatnio zaczęła się uginać (choć np. depesze agencyjne po staremu podpisywane są "Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna).

To, że Putin się wstydzi, widać z pasji, z jaką ta sama propaganda opowiada o zagrożeniu kraju Kima ze strony Korei Południowej. KRLD/Republika Korei jest tak straszliwie zagrożona atakiem z południa, że Rosja lada chwila pospieszy jej z militarną pomocą. Zatem północnokoreańscy żołnierze na ukraińskim froncie byliby tylko formą braterskiego podziękowania.

Jednocześnie pojawiają się komentarze, że Rosja walczy, aby zapobiec powtórzeniu się „scenariusza koreańskiego” na „swoim historycznym terytorium” – gdy „jeden naród podzielony na dwie części”.

To miałoby dowodzić, że Putin na froncie posługuje się myślą geopolityczną, a nie czystą desperacją.

Wszelkie te propagandowe wygibasy świadczą też jednak o panice, że być może niechcianych skutków operacji specjalnej na światowej scenie nie da się odwrócić, a Rosja została zdegradowana do krajów partnerskich „Republiki Korei”. O czym wiedzą nie tylko dziennikarze BRICS

Rak zwany Putinem zżera państwo od środka

Ale na geopolityce się nie kończy. Mnożą się też złe konsekwencje wojny wewnątrz Rosji.

Przede wszystkim opowieści o nieustannych triumfach oręża rosyjskiego, te wszystkie biegi z flagą między ruinami, przekonywanie, że z obwodem kurskim wszystko jest OK (bo zajęty przez Ukraińców obszar w najcieńszym miejscu ma jedynie 20 km, a to, że cywile giną tam od ostrzału, to wina Ukraińców), opowieści o 180-centymetrowych żołnierzach Mikołaja II, nie pozwalają zrozumieć, co się dzieje naprawdę, a co jest fikcją, Ludzie więc wolą z góry przyjąć najgorsze rozwiązanie.

Proces ten widać w propagandzie.

Duma Państwowa przyjęła właśnie nowe przepisy – o karaniu za „propagandę bezdzietności”. Taki sposób władza wymyśliła na to, że ludzie w Rosji nie chcą mieć dzieci z powodu pogłębiającego się kryzysu i wojny. Nowe prawo przewiduje karę za „propagandę bezdzietności”, ale do końca nie wiadomo, co nią jest (patriarcha Cyryl zaniepokoił się właśnie, że karana będzie też pobożna chęć wstąpienia do zakonu).

Tymczasem aparatczycy Kremla niższego czynu zaczęli ochoczo opowiadać, że nowe prawo oznacza także nowy podatek nałożony na bezdzietnych. Zachowanie aparatczyków jest zrozumiałe: nowe przepisy są tak bez sensu, że nie ma innego sposobu na upewnienie zwierzchności, że się ją popiera, jak przekraczanie granic absurdu.

Ale najwyraźniej ludzie naprawdę się przestraszyli (oficjalny sondaż ujawnił 21 października, że aż 48 proc. jest przeciw grzywnom za „promowanie ideologii bezdzietności”). Dlatego przewodniczący Dumy Wołodin publicznie zbeształ deputowanych, że opowiadają o rozwiązaniach, których władza jeszcze nie wprowadziła („nieuzgodnione inicjatywy”). „Nieustannie mówimy naszym kolegom: »Najpierw powinniście pomyśleć, zanim wyrazicie inicjatywę. Nie ma co straszyć społeczeństwa. To skrajności«” – stwierdził Wołodin.

Polowanie na nastolatków bez znajomych

Ale jeszcze ciekawsza jest wiadomość dotycząca obowiązujących już aberracyjnych prawa Putina: ustawy nakładającej kary za “dyskredytację” rosyjskiej armii (dla przypomnienia: początkowo na jej podstawie za krytykę wojny karano grzywnami, a obecnie – już wieloletnim więzieniem). Przy czym „dyskredytacją” jest każdy niepodobający się władzy komentarz w sprawie wojny, a nakręcający się system uwzględnia już nie tylko publiczne wypowiedzi, prywatne wpisy w sieciach społecznościowych, ale także donosy

W związku z czym – uwaga – władze zaczęły ostrzegać poddanych Putina przed paniką. Kto jej ulega, daje posłuch wrażej propagandzie.

Przykłady takich panik znalazłam dwa

Wśród rodziców rozniosła się wieść, że służby specjalne namierzają dzieci z małą liczbą znajomych w sieciach społecznościowych. Zdaniem FSB mała liczba znajomych oznacza niską samoocenę i słabe umiejętności społeczne. A to może się łączyć z podatnością na obcy werbunek i „dyskredytację”.

Więc władza zaatakuje ich więc, zanim zdążą „zdyskredytować” – niesie wieść.

Władze pospieszyły z dementi: „Informacja o tym, że organy ścigania rzekomo uważają nastolatków mających niewielu znajomych na portalach społecznościowych za potencjalnie niebezpiecznych, jest niewiarygodna, ale zaczęła aktywnie rozprzestrzeniać się w rosyjskim segmencie Internetu i mediach – podała Sewastopolska Komisja Antyterrorystyczna. – Oczywiście, po raz kolejny mamy do czynienia z tak zwaną wrzutką ze strony nieprzyjaznych krajów i służb, powtarzaną bez sprawdzenia przez wiele mediów. Informujemy, że Narodowy Komitet Antyterrorystyczny nie ma nic wspólnego z rozpowszechnianymi informacjami”.

Druga historyjka jest jeszcze lepsza:

Do poddanych Putina wydzwaniają oszuści, domagając się okupu za umorzenie spraw o „dyskredytację” armii -podała RIA Nowosti 10 października. Podobny, duży materiał zrobiły też telewizyjne „Wiesti” z 20 października. Oznacza to, że Rosjanie wiedzą dziś, że o „dyskredytację” może oskarżyć każdego – i ze względu na rosnące niezadowolenie z wojny, jak i z powodu rosnącej paranoi władz. Więc coraz chętniej opłacają się szantażystom. Zwłaszcza że świetnie oni udają skorumpowanych przedstawicieli władz (a może nimi są, kto wie?).

"Oszuści zaczęli oszukiwać Rosjan, stosując schemat wszczynania nieistniejących spraw karnych w związku z dyskredytacją Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej – poinformowała RIA Nowosti służba prasowa RANEPA [Rosyjska Akademia Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej], powołując się na ekspertów.

»Eksperci projektu Akademii ds. zwalczania nadużyć finansowych odnotowują gwałtowny wzrost liczby oszukańczych przesyłek w imieniu funkcjonariuszy organów ścigania na konta osobiste obywateli« – czytamy w komunikacie.

Schemat wykorzystujący fałszywe dane nie jest nowy, ale wcześniej był używany głównie za pośrednictwem adresów korporacyjnych i był skierowany do pracowników organizacji. Teraz nacisk przesunął się na osoby prywatne.

»Wykorzystane dane osobowe wskazują, że ukraińskie call centers zgromadziły dużo informacji o poszczególnych Rosjanach i stworzyły ich cyfrowe dossier, które stale się powiększają« – powiedziała ekspertka z Laboratorium Bezpieczeństwa Językowego i Psychologii Oddziaływania Informacyjnego Prezydenta, moderatorka projektu Zwalczanie Nadużyć Finansowych Irina Smirnowa.

Według pracowników RANEPA, pisma od przedstawiciela FSB, Komitetu Śledczego, MSW lub prokuratury otrzymują mailem lub messengerem. Do pisma dołączany jest skan »postanowienia« o wszczęciu postępowania karnego przeciwko adresatowi w związku z dyskredytacją Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, celowym rozpowszechnianiem fałszywych informacji oraz finansowaniem Sił Zbrojnych Ukrainy.

»Szczególnie szokujące dla odbiorcy jest wskazanie jego dokładnych danych osobowych: imienia i nazwiska, daty urodzenia, danych paszportowych, miejsca rejestracji« – mówi Smirnowa, dodając, że jeśli ofiara ulegnie podstępowi i nawiąże kontakt z oszustem, dowie się, że ma zapłacić wskazaną kwotę »w celu rozwiązania problemu«.

»Sam fakt, że funkcjonariusz organów ścigania kontaktuje się z Państwem za pośrednictwem poczty lub komunikatora internetowego w celu przekazania dokumentu, powinien być wyraźnym sygnałem, że mamy do czynienia z oszustem« – podsumowali eksperci RANEPA”.

Paragraf 22 po rosyjsku

Jeśli rzeczywiście robią to Ukraińcy, to Rosja ma się gorzej, niż uważają dziennikarze państw BRICS i niż wygląda Putin. Jeśli to robota wewnętrzna – to chyba też.

W każdym razie władze zalecają obywatelom osobistą wizytę w organach. Tam mają upewnić się, czy rzeczywiście są pod śledztwem, czy nie.

No ale skoro się będą pytać, czy są pod śledztwem, to muszą mieć coś na sumieniu – prawda?

Nie powiem, żebym im współczuła.

***

Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?

UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze