Zuzanna: Od razu pomyślałam, że ślina w czasach COVID-19 jest jak biologiczna broń. Tiphaine: Najpierw zwrócił uwagę na ciebie. Potem zobaczył mnie, kolor mojej skóry mógł go sprowokować. Zbliżył się na pół metra, wychylił do przodu, miałam poczucie, że włamuje się w moją przestrzeń
Piotr Pacewicz, OKO.press: Co się stało w centrum Warszawy na Mokotowskiej 16/20, blisko Placu Zbawiciela, we wtorek 13 października?
Zuzanna Krzątała: Chwilę wcześniej zjadłyśmy coś w restauracji, kobiety przy sąsiednim stoliku też rozmawiały po angielsku, byłyśmy wyluzowane, szczęśliwe. Powiedziałam Tiphaine: zobacz, tu jest jak w Europie, jak w Nowym Jorku.
Tiphaine Vigiel: Szłyśmy w stronę Placu Zbawiciela, była może 16:50, mówiłyśmy śmieszne rzeczy, śmiałyśmy się z tych żartów, trochę padało, ale było ciepło i jeszcze jasno, taki doskonały dzień. Zuza miała zaraz lekcję tańca, ja chciałam pojechać już do domu i napić się herbaty.
Szedł przed nami, nie odwracał się, tego jestem pewna. Ktoś minął nas idąc z przeciwka, tuż przed tym, jak to się stało, przed budynkiem jakiegoś chyba uniwersytetu [Wydział Pedagogiki UW - red.], zwróciłam uwagę, bo ładny dom.
Miał plastikową torbę, chyba czerwoną, jakby wracał z zakupów.
Z: Wysoki, w ciemnym płaszczu, szczupły. Szedł kilka kroków przed nami. Usłyszał nasze głosy.
T: Zareagował pewnie na angielski. Odwrócił się. Najpierw musiał zobaczyć ciebie, wysoką blondynkę, w eleganckim płaszczu, dopiero potem mnie. Rozmawiałyśmy dość głośno, co przecież nie jest nielegalne, zresztą zauważyłam, że ludzie w Polsce mówią głośno. Byłam niedawno w Japonii, tam tak szepczą, że niczego nie sposób zrozumieć.
Coś krzyknął w naszą stronę.
Z: Wszystko, co zrozumiałam to było "kurwy", w sensie "wy kurwy". Wykrzywił twarz.
T: Tyle to i ja zrozumiałam. Usłyszałam, że mówisz "Jezus Maria".
Z: Naprawdę?
T: Można splunąć komuś pod nogi, aby okazać pogardę, kiedyś widziałam jak w ten sposób obrażało się dwóch arabskich chłopców, ale on celował w twarz. Nie jest naszym zadaniem rozstrzygać, kto był głównym celem.
Najpierw chyba zwrócił uwagę na ciebie, bo mówiłaś ostatnia. Potem zobaczył mnie, kolor mojej skóry mógł go dodatkowo sprowokować. Zbliżył się na pół metra, wychylił do przodu, miałam poczucie, że włamuje się w moją przestrzeń.
Z: Nie rozumiałam, co się dzieje, zamarłam.
T: Jego ślina wylądowała na kołnierzu kurtki, tuż przy szyi i twarzy. Wytarłaś ją papierową chusteczką. Godzinę później w domu dostałam paranoi, że mnie zaraził, weszłam pod prysznic, kilka razy umyłam włosy, wszystkie rzeczy wrzuciłam do pralki. Chciałam to z siebie zmyć, dosłownie i w przenośni.
Z: Od razu pomyślałam, że ślina w czasach COVID-19 jest jak biologiczna broń.
Czuję się winna, jestem Polką, powinnam jakoś zareagować, ochronić Tiphaine w moim kraju.
Ale co właściwie miałam zrobić, co powiedzieć? Pobiec za nim? Sfotografować go?
T: Mógłby cię uderzyć. Musiał być wściekły. Chciał się wyładować.
Z: Moją pierwszą reakcją było spojrzeć na ciebie, co ci się stało.
Ze skargi złożonej w Komendzie Rejonowej Policji Warszawa 1, przy ul. Wilczej 21 przed adwokatkę Agatę Bzdyń*:
"Działając w imieniu Pokrzywdzonych, składam skargę na sprawcę o nieznanej tożsamości, który to w dniu 13 października 2020 roku ok. godziny 16:50 przy ulicy Mokotowskiej, znieważył Pokrzywdzone poprzez skierowanie w ich kierunku słów wulgarnych, powszechnie uznawanych za obelżywe oraz naruszył ich nietykalność cielesną poprzez oplucie.
W związku z powyższym, wnoszę o:
T: Wyglądał inaczej niż podpowiadałby stereotyp. Owalna, szczupła twarz, żaden potężny kark, raczej blady, ani śladu policzków czerwonych alkoholika. Ubrany przeciętnie, ale nie biednie.
Z: Splunięcie jest atakiem na kobiety, mężczyznę by raczej uderzył. Ale czy zaatakowałby nas, gdybyśmy byli facetami? Wątpię.
T: Odszedł szybkim krokiem, ale nie uciekał, jakby po prostu zrobił, co chciał, co należało zrobić. Splunięcie jest wyrazem pogardy, w czasie II wojny we Francji spluwano pod nogi kolaborantom.
Z: To nie była reakcja na obcych w sensie uchodźców, którzy - jak straszył kiedyś Jarosław Kaczyński - roznoszą choroby. To był inny rodzaj nienawiści. Wyglądamy jak zamożne turystki, może pracowniczki zagranicznej korporacji. To było dwa kroki od najbardziej hipsterskiego placu Warszawy.
T: Może to było dla niego jeszcze gorsze, wątek klasowy się dołączył. Że przyjeżdżają jakieś kobiety, mają dobrą pracę, zarabiają polskie pieniądze. Myślę, że to była raczej ksenofobia, nienawiść do obcych, niż rasizm, choć nie wiem, czy to nie kolor mojej skóry ostatecznie go sprowokował.
Z: Niedaleko jest studencki dom zagranicznych studentów, często z Rosji, Gruzji, Ukrainy. Jakie musi być ich doświadczenie?
T: Może z czymś mu się skojarzyłyśmy? Może dwie roześmiane kobiety w dobrej relacji to mogą być lesbijki? Zwłaszcza, że nie mówią po polsku. W każdym razie jakieś obce.
Z: Sorry, tak chciałam żebyś poczuła się ze mną w Warszawie jak w domu,
T: Potraktował nas jak istoty z innego świata. Musi go nienawidzić, może się go boi. Chciał nas zastraszyć, pokazać, gdzie jest nasze miejsce.
Z: To była agresja wobec kobiet i foreigners, nie bądź gościem w moim kraju. Albo mówiąc prostszym językiem: te kurewskie kobiety niech spierdalają.
Nie ma wątpliwości, że Pokrzywdzone zostały ofiarami przestępstw prywatnoskargowych opisanych w art. 216 k.k. oraz art. 217 k.k.
Przestępstwo zniewagi, chroni godność człowieka (cześć wewnętrzną) przed takimi naruszeniami, które według zdeterminowanych kulturowo i powszechnie przyjętych ocen stanowią wyraz pogardy dla człowieka niezależnie od odczuć samego pokrzywdzonego (...)
(...) Zgodnie z tezą postawioną przez Sąd Najwyższy w wyroku z 23 maja 2019 r. w sprawie sygn. akt III KK 110/18: „przedmiotem ochrony przestępstwa z art. 217 k.k. jest nietykalność cielesna człowieka, która jednocześnie mieści się w szerokim katalogu dóbr osobistych i jest rozumiana jako wolność od fizycznych oddziaływań na ciało ludzkie oraz wolność od niepożądanych doznań”.
Ustawodawca w treści wymienionego wyżej artykułu podkreśla głównie uderzenie (...) lecz zwraca uwagę także na inne sposoby naruszenia nietykalności np. przez oplucie, które miało miejsce w przedmiotowej sprawie".
Z: Czyli mamy się bać mówić po angielsku? A wyobraź sobie któryś z tych "niebezpiecznych języków". Arabski? Wietnamski czy chiński zwłaszcza na początku epidemii? Na FB piszą mi Ukrainki, że boją się na ulicy mówić po rosyjsku i przechodzą na angielski. Okazuje się, że to też niczego nie gwarantuje.
T: Jestem zdezorientowana, sama nie wiem, co myśleć. Co mam robić? Cały czas się rozglądać? Zasłaniać twarz, nosić rękawiczki? Gdybym była pewna, że to atak na mnie jako czarną, to chyba bym wyjechała, ale pocieszam się gorzko, że chodziło o nas obie.
Mama pisze, że mam natychmiast wracać.
Z: Gdybyśmy tego nie zgłosiły na policję, nie opowiedziały mediom [ukazała się już relacja w "Wyborczej", szeroko cytowana], nie opisały tego na FB, to tak jakbyśmy się z tym pogodziły.
T: Tuż po wydawało mi się, że to mnie aż tak nie ruszyło. Dopiero gdy zadzwonił mój chłopak, który akurat miał wykłady za granicą, zaczęłam strasznie płakać.
Tacy ludzie jak ten facet, chcą, żebyśmy poczuły się w Polsce obco, wystraszone. Ale ja nie chcę stąd wyjeżdżać dlatego, że on tego chce. Chcę sama podjąć tę decyzję.
Z: Prawdopodobnie policja go nie znajdzie, choć na całej Mokotowskiej są kamery. Nie ma charakterystycznego wyglądu. Chyba że komuś się pochwalił....
T: Wyobrażam sobie, że miał świetny humor po tym, co zrobił. Co zrobi jutro? Nasze przesłanie jest takie: reagujcie, protestujcie, dziewczyny, kobiety, powiedzcie coś, say something [z Tiphaine rozmawialiśmy po angielsku - red.].
Nie chcę dać temu facetowi satysfakcji. Może dotrze do niego, że media o tym piszą, policja dostała zgłoszenie. Może się trochę przestraszy.
Muszę coś z tym zrobić, inaczej to zostanie we mnie. Mój chłopak zrobił wszystko, żebym się czuła dobrze w Polsce i nie pozwolę, żeby to się zmarnowało. Poznaliśmy się rok temu, ale COVID-19 ograniczył nasze relacje do skype'a, miłość w czasach pandemii... Przyjechałam do niego dwa miesiące temu, wcześniej on był chwilę w Bordeaux. Uczę się trochę polskiego.
Cały ten czas w Polsce był do tej pory super, same miłe reakcje, dużo życzliwości, a wychodziłam też poza bańkę warszawskiej młodej inteligencji, artystów.
Miałam jedno niefajne doświadczenie z facetem, który zablokował mi drogę rowerem i domagał się numeru telefonu, ale krzyknęłam na niego i przestał. Zwykle zdecydowanie odpowiadam, gdy ktoś mnie zaczepia, nawet gdy to nie jest całkiem bezpieczne. Na Mokotowskiej poczułam się poniżona, zamarłam. Bałam się tego faceta.
Acha, mam jeszcze jedno złe wspomnienie z Polski. W 2015 roku byłam na wycieczce w Krakowie, akurat był Marsz Narodowców, z pochodniami, okrzykami, jakimiś faszystowskimi symbolami. Poczułam się zagrożona z powodu koloru mojej skóry. Komentarze, których nie rozumiałam, nie brzmiały dobrze. Szłam od jednego samochodu policji do drugiego. Jakiś facet ze sklepu powiedział, żebym została w środku, za nic nie wychodziła, póki marsz się nie skończy.
Strasznie dużo podróżuję, ale nigdzie indziej nie czułam zagrożenia na tle rasistowskim. Może jestem niedostatecznie czarna (śmiech), kolor jeszcze do zaakceptowania?
Biorą mnie za Brazylijkę, Marokankę, a kiedy prostuję włosy, za Filipinkę. Nie noszę fryzury afro.
Gdy napisałam na FB, że jadę do Polski, były takie mniej lub bardziej serio żarty o homofobii i rasizmie. Bo ostatnio było sporo w mediach o tych waszych strefach wolnych od LGBT. Koleżanka mnie ostrzegała, bo była z chłopakiem turystycznie w Polsce, on jest czarny. Jacyś faceci ich dopadli, krzyczeli: "Spierdalajcie do Afryki", chłopaka pobili.
We Francji jest też pewnego rodzaju rasizm. Mam kuzynkę z Kongo, 100 proc. czarna. Dostaje setki propozycji seksualnych, działa taki kolonialny fetysz, pod hasłem "nigdy nie miałem czarnej dziewczyny". To dehumanizujące, ale seksualne, a nie nienawistne. Fetysz działa też, gdy jesteś Azjatką. We Francji żyje z kolei stereotyp Polki, że jest łatwa, ma włosy blond i duże piersi, na zasadzie. "Jakbym pojechał do Polski, to bym sobie poruchał".
Urodziłam się i długo mieszkałam w Paryżu, potem w Bordeaux. Mam 32 lata. Tata był - bo umarł trzy lata temu - Kongijczykiem, ich małżeństwo z mamą się rozpadło. Mama jest emerytowaną dyrektorką i nauczycielką. Pracuję w branży filmowej, zajmowałam się produkcją festiwali, przede wszystkim w Cannes. Masa podróży służbowych, kontaktów z innymi kulturami, twórcami z różnych krajów. Teraz branża zamarła.
Fot. Mikołaj Maluchnik, OKO.press
Mówiłam, że chciałam pokazać Tiphaine moją Warszawę, ale tak naprawdę nasza sytuacja nie jest aż tak różna.
Pochodzę ze Szczecina, mam 31 lat, ale zaraz po maturze w 2008 roku wyjechałam do Nowego Jorku, jeszcze prezydentem był George W. Bush, przed Obamą. Wróciłam w połowie 2019 roku i tak jak Tiphaine jestem w Warszawie, bo zakochałam się w polskim chłopaku i uznałam, że OK, wybieram to miasto. Czuję się tutaj u siebie, w swoim języku, pomimo tego wszystkiego, co dzieje się w polityce.
Jakoś tęsknię za Nowym Jorkiem, gdzie pracowałam jako modelka, ale też angażowałam się społecznie, brałam udział w akcjach wsparcia osób wykluczonych (np. chorych na AIDS) i ofiar przemocy rodzinnej, a także uchodźców, w ramach kampanii International Rescue Committee byłam na Bliskim Wschodzie.
Jednocześnie studiowałam w słynnej News School of Social Research (tzw. global studies i liberal studies). Przez 11 lat w USA ani razu nie poczułam się ani zagrożona, ani obywatelką drugiej kategorii, nie miałam najmniejszych kompleksów, mówiłam po polsku, jak była okazja, zresztą Nowy Jork jest znany z tego, że można tam usłyszeć niewyobrażalną liczbę języków.
Właśnie mają nas odwiedzić znajomi z Nowego Jorku i zaczynam się martwić, czy to jest bezpieczny pomysł, poczytałam trochę doniesień o przemocy wobec obcych.
To wydarzenie zburzyło moje poczucie bezpieczeństwa i strasznie mnie rozczarowało. Nie chcę iść przez życie oglądając się za siebie.
*Skargę cytujemy wybiórczo, nie zaznaczając wyimków, wytłuszczenia od redakcji
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze