Wysokie nagrody dla ministrów i szefa rządu to norma? Sprawdziliśmy. Okazuje się, że dopiero gdy PiS wziął władzę. W 2016 dochody rządu poszybowały w górę, a w 2017 nagrody osiągnęły pułap ok. 70 tys. zł rocznie. "Zapracowałem na to" - mówi min. Kowalczyk. Poprzednicy najwyraźniej nie zapracowali: zarabiali tyle, ile przewiduje ustawa. Nagród nie było
Premier Beata Szydło dała w 2017 roku sobie i wszystkim ministrom od 65 tys. zł do 82 tys. zł. nagród. Wysokie nagrody przyznano wszystkim członkom rządu, także tym, którzy w grudniu 2017 mieli stracić pracę. To osobliwe podejście do idei nagrody.
Prymusami rządu - sądząc po wysokości nagród - byli: Mariusz Błaszczak, Mateusz Morawiecki i Anna Zalewska. Nie widać tu specjalnej logiki: dlaczego niewyraźny minister sportu Bańka i minister spraw zagranicznych Waszczykowski dostali więcej niż minister pracy Elżbieta Rafalska?
Najniższe nagrody - jedynie po 65,1 tys. zł - przypadły ośmiorgu ministrom. Skrzywdzony został m.in. minister nauki Gowin i zarozumiały ideolog medycyny min. Radziwiłł.
W art. 105 Kodeksu Pracy przewidziano możliwość nagrodzenia pracownika, który "przez wzorowe wypełnianie swoich obowiązków, przejawianie inicjatywy w pracy i podnoszenie jej wydajności oraz jakości przyczynia się szczególnie do wykonywania zadań zakładu".
W przypadku co najmniej kilku ministrów można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście przyczyniali się do "wykonywania zadań zakładu", chyba że tym zakładem była "biało-czerwona drużyna" Beaty Szydło, a nie państwo polskie.
Wysokość nagród poznaliśmy dzięki interpelacji posła Krzysztofa Brejzy (PO). W tym wypadku rząd PiS nie może powiedzieć: poprzednicy robili to samo. Bo najwyraźniej nie robili.
Korzystając o oświadczeń majątkowych posłów i posłanek ministrów, sprawdziliśmy, jak rząd się (nie) nagradzał przez ostatnią dekadę.
Pensja premiera jest ustalana w ramach mnożnikowego systemu płac w sferze budżetowej. Ustala się ją na podstawie kwoty bazowej zapisanej w ustawie budżetowej, oraz mnożników określonych w rozporządzeniu prezydenta z 2002 roku.
W przypadku premiera ten mnożnik wynosi 6,2 plus mnożnik 2 dla dodatku funkcyjnego. Tak wysoki mnożnik mają jeszcze marszałkowie Sejmu i Senatu oraz prezes NBP.
Roczne dochody Donalda Tuska z tytułu pełnienia funkcji szefa rządu PO-PSL wyglądały więc następująco:
Następczyni Tuska, Ewa Kopacz zarobiła jako premier rządu w 2014 roku:
Kopacz, jak każdy ustępujący premier, otrzymywała wynagrodzenie za pracę na stanowisku prezesa rady ministrów jeszcze przez pół roku po ustąpieniu z funkcji.
Dochody Beaty Szydło z tytułu pełnienia funkcji Prezes Rady Ministrów wyniosły:
Zgodnie z oświadczeniem majątkowym Beaty Szydło złożonym 11 grudnia 2017 w związku z dymisją i objęciem nowej, nie do końca określonej funkcji w rządzie, zarobiła ona 248 tys. 722 zł. Ta ostatnia kwota, ze względu na moment złożenia sprawozdania, nie uwzględnia grudniowych zarobków byłej pani premier.
Dochodzi do tego prawie 30 tys. diety parlamentarnej (otrzymywali ją też jej poprzednicy), co razem daje w 2017 r. blisko 300 tys.
Kwota bazowa wynagrodzeń zmieniła się dopiero w 2017 i to nieznacznie (o 23 zł), stąd wzrost dochodów szefowej rządu w obu latach porównaniu z poprzednikami wynika z przyznanych nagród.
Beata Szydło dzięki nagrodom zostawiła poprzedników w tyle i doszła do zarobków około jedną trzecią wyższych niż Donald Tusk i Ewa Kopacz.
Z ministrami sytuacja jest podobna. W rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz nie dostawali żadnych nagród.
Mnożnik w przypadku ministrów jest niższy (5,6), dlatego zarabiają mniej niż szef rządu.
I tak np. Grzegorz Schetyna, ówczesny minister spraw wewnętrznych, zarobił w 20o8 roku 177 tys. 164 zł. Podobnie zarabiali inni ministrowie rządów Tuska i Kopacz. Te zarobki nie uległy zmianie przez osiem lat, bo kwota bazowa nie zmieniała się, a nagród nie było.
W rządzie PiS Mariusz Błaszczak na tym samym co Schetyna stanowisku zarobił:
Wiemy o tym, bo Błaszczak obejmując 9 stycznia 2018 roku tekę Ministra Obrony Narodowej złożył oświadczenie o dochodach.
"W Polsce odbiera się rodzinom dzieci z powodu biedy, poziom życia rodaków jest coraz niższy, a rząd jak gdyby nigdy nic hojnie obdarowuje się nagrodami. Tusk działa w myśl zasady, że rząd PO-PSL sam się wyżywi. To wielki skandal, że władza podnosi Polakom podatki, a sama daje sobie 100 mln zł nagród" - mówił "Super Expressowi" w 2014 roku ówczesny szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, gdy gazeta podała łączną kwotę nagród w wszystkich resortach (102,5 mln w 2013 roku). Wówczas chodziło jednak o nagrody przyznawane dziesiątkom tysięcy członków korpusu służby cywilnej - czyli zwykłym urzędnikom.
W expose premier Szydło deklarowała 18 listopada 2015 roku:
"Polacy opowiedzieli się za zmianą dotychczasowej polityki i formy sprawowania władzy. Ta ogromna potrzeba jest wynikiem ostatnich lat, kiedy to nastąpiło kompletne rozminięcie się oczekiwań obywateli z działaniem rządzących. I to dziś w tej Izbie musimy jasno powiedzieć.
Polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność. A przede wszystkim słuchanie obywateli. To są zasady, którymi będziemy się kierować. Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą.
Pochodzę z górniczej rodziny, gdzie etos ciężkiej pracy uczył pokory i skuteczności. Uczył szacunku dla siebie, ale przede wszystkim dla wysiłku drugiego człowieka". I tak dalej.
Nie minęły trzy lata i rząd PiS nie żałuje sobie nagród. Przypomnijmy, że Beata Szydło przyznała w 2017 roku wysokie nagrody także wiceministrom, sekretarzom stanu w KPRM. Ministrowie z kolei nagradzali sekretarzy i podsekretarzy stanu w swoich ministerstwach. I tak np. w Ministerstwie Środowiska dostali po 51,4 tys. zł.
To gigantyczne wsparcie finansowe dla nich samych, ale i dla całego obozu politycznego. Bez żadnego trybu.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze