0:000:00

0:00

Jestem pod wrażeniem treści oświadczenia, jakie w odpowiedzi na historyczne kłamstwa Władimira Putina wydał Mateusz Morawiecki. Bo napisane jest z wrażliwością historyczną inną niż ta, która cechuje prowadzoną przez rząd - czy szerzej prawicę - politykę historyczną. Albo stawiając problem inaczej: wrażliwością, której w upaństwowionej opowieści o przeszłości nie ma wcale.

Nie spodziewam się, że wraz z oświadczeniem coś się zmieni, ale doceniam wymowę i skuteczność konkretnego dokumentu.

Premier zrezygnował z obrazka osamotnionej, zdradzonej Polski, która sama jedna wygrywa wojnę.

Taki obraz utrwala choćby animacja IPN „Niezwyciężeni”, którą po przejęciu przez PiS Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zastąpiono oryginalny film podsumowujący wystawę główną.

Władimir Putin w ostatnim czasie kilkukrotnie zaatakował Polskę, wypowiadając się na temat II wojny światowej. Oskarżył władze II RP o spiskowanie z Hitlerem i przypisał im współodpowiedzialność za Holokaust. Wracając do sowieckiej narracji – co robi konsekwentnie od lat – wystąpił też w obronie paktu Ribbentrop-Mołotow, przedstawiając go wyłącznie jako układ o nieagresji.

W niedzielę 29 grudnia 2019 oświadczenie wydał premier Mateusz Morawiecki. Przypomniał o konsekwencjach paktu podpisanego – wraz z tajnym protokołem – 23 sierpnia 1939 roku przez ministrów spraw zagranicznych III Rzeszy i Związku Radzieckiego oraz o zbrodniach Józefa Stalina, podkreślając, że „największymi ofiarami komunizmu byli obywatele Rosji”.

W oświadczeniu Morawieckiego zwycięstwo nad faszyzmem, nazizmem i komunizmem to wspólny wysiłek, dlatego odpowiedź na atak Putina leży w interesie europejskiej społeczności: „Opór wobec tych potęg zła nie stanowi jednak wyłącznie wspomnienia polskiego bohaterstwa – to coś znacznie ważniejszego. Ten opór to dziedzictwo całej wolnej i demokratycznej dziś Europy, która stanęła do walki przeciwko dwóm totalitaryzmom”.

Przeczytaj także:

Miliony rosyjskich ofiar

Uwagę zwracają dwa inne fragmenty oświadczenia Mateusza Morawieckiego: „Największymi ofiarami komunizmu byli obywatele Rosji” i „Naród rosyjski – największa ofiara Stalina, jednego z najokrutniejszych zbrodniarzy w historii świata – zasługuje na prawdę. Głęboko wierzę w to, że naród rosyjski jest narodem ludzi wolnych – i że odrzuca stalinizm, nawet gdy władza prezydenta Putina stara się go zrehabilitować”.

Wyraźnie widać linię rządu, bo podobnie wypowiadał się wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz w rozmowie z PAP. Polityk mówił, że słowa Putina są „szyderstwem z milionów ofiar stalinowskiego totalitaryzmu, którego ofiarą był też naród rosyjski”.

Wcześniej ten wątek pojawił się w stanowisku MSZ: „Rzetelne i krytyczne spojrzenie na historię, w miejsce propagandy, pozwoliłoby też oddać hołd milionom ofiar stalinowskich represji, także po stronie rosyjskiej”.

Premier zrobił jeszcze jeden krok do przodu. I właśnie to - a nie nieobca prawicowej polityce historycznej licytacja kto na wojnie cierpiał bardziej (vide zamiana tablicy informującej o liczbie ofiar po przejęciu przez PiS Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, tak by Polska była na pierwszy miejscu) - jest właściwym kierunkiem: prawda historyczna oraz szukanie wspólnej płaszczyzny z Rosjanami i obywatelami republik postsowieckich, których pamięć i tożsamość również atakuje Władimir Putin.

„Dobrym ruchem jest pozycjonowanie się jako obrońca również narodu rosyjskiego i obywateli innych republik postsowieckich przed rewizjonizmem historycznym i jako kustosz pamięci stalinowskich ofiar” - podsumował w rozmowie z OKO.press dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Polsko Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (CPRDiP).

Oczywiście jest to dyplomacja i polityka, którą definiuje się jako sztukę osiągania zamierzonych celów.

Ale to również wrażliwość historyczna, której życzyłabym toczącej się na co dzień w Polsce dyskusji o przeszłości, a której prawica często ją pozbawia.

Sławomir Cenckiewicz odniósł się na twitterze do słów premiera, że to obywatele Rosji byli największymi ofiarami komunizmu: „Kiedyś jak to napisałem, to szaleńcy z prawa się rzucili na mnie!”.

W oświadczeniu premiera znalazło się również miejsce dla jeńców radzieckich: „Śmierć i łagry czekały nawet na tych, których każde cywilizowane państwo otacza opieką – na powracających z wojny jeńców. ZSRR nie traktował ich jak bohaterów wojennych, ale jak zdrajców. To była »wdzięczność« Rosji sowieckiej dla jeńców-żołnierzy Armii Czerwonej: śmierć, łagry, obozy koncentracyjne”.

I dobrze byłoby, żeby w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau Mateusz Morawiecki również o nich pamiętał, bo prawica chce wygumkować żołnierzy Armii Czerwonej z tego rozdziału historii.

Poza tym warto odebrać Putinowi na tym polu wszelkie możliwości ataku.

To nie jest koniec

Co dalej? Grzegorz Schetyna i Małgorzata Kidawa-Błońska zarzucili rządowi bierność, chaotyczność i bezradność oraz wezwali do reakcji prezydenta Andrzej Dudę. Inaczej uważa lider Lewicy Razem Adrian Zandberg. Według polityka to dobrze, że wypowiedzi prezydenta spotkały się z reakcją, "ale nie ma co nadawać im większej uwagi", bo "Putin ma prosty plan: sprowokować. Nie ma co mu tego ułatwiać".

Z drugiej strony, brak spójności władzy w sprawie, czy Andrzej Duda ma zabrać głos, jest rażący: fatalną wypowiedź zaliczył w poniedziałek rano Adam Bielan, mówiąc w Polsat News "Jestem przekonany, że po tradycyjnej przerwie, okresie świąteczno-noworocznym, która w Polsce kończy się 6 stycznia, pan prezydent zabierze głos".

Po dobrym oświadczeniu Morawieckiego polityka obozu władzy się rozjeżdża.

Donald Tusk z kolei zaapelował o wspólne stanowisko władz i opozycji, pisząc na Twitterze, że „tu nie ma miejsca i czasu na wewnętrzny spór”. Były premier i przewodniczący Rady Europejskiej ma rację: kiedy atakuje Władimir Putin, gardę należy trzymać wysoko i razem, zwłaszcza że zbliża się 75. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau 27 stycznia 2020. Tę samą myśl wyraził marszałek Senatu Tomasz Grodzki: "W obliczu ataku na Polskę i prób zakłamywania historii przez Rosję musimy wszyscy stanąć zjednoczeni i powiedzieć jasno: nie pozwolimy się obrażać".

Niestety, prezydent Federacji Rosyjskiej, mający bogate doświadczenie w manipulowaniu historią, przebywając tego dnia w Jerozolimie, zrobi wszystko, żeby minął on pod znakiem wielkiej awantury, urągając tym samym pamięci ofiar. Już teraz rząd musi się dobrze na ten dzień przygotować.

Bo to nie jest koniec, a dopiero początek: Putin ma gorszy czas:

  • brak ustępstw Zachodu podczas szczytu „czwórki normandzkiej” w sprawie Ukrainy;
  • spodziewane opóźnienie w budowie rurociągu Nord Stream II, a wraz z nim potężne problemy finansowe;
  • wykluczenie Rosji z najbliższych igrzysk olimpijskich, zarówno letnich, jak i zimowych.

I dlatego będzie zachowywał się jak zraniony niedźwiedź z łapą we wnykach.

W wydaniu Putina to nigdy nie jest - jak określa politykę historyczną premier Morawiecki - „soft power”. To zawsze wojna - tylko i aż w przestrzeni symbolicznej - absolutnie na całego.

Udostępnij:

Estera Flieger

Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.

Przeczytaj także:

Komentarze