0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Zakłamanie władz kościelnych i tuszowanie pedofilii kleru nie kończy się po śmierci oskarżanych o nią kapłanów. Zamiast cichego pogrzebu urządza się uroczyste ceremonie z płomiennymi przemówieniami. Zupełnie tak, jakby chowano bohaterów.

Był dobrym, skromnym, cichym kapłanem

25 lutego 2019 w Gowidlinie odbył się pogrzeb księdza Franciszka Cybuli. To spowiednik Lecha Wałęsy z czasów „Solidarności” i jego kapelan z okresu prezydentury, prałat honorowy bazyliki archikatedralnej w Gdańsku. Gdy Lech Wałęsa przegrał w 1995 wybory, ksiądz Cybula powrócił do rodzinnego Gowidlina. Tutaj uwiódł 12-letniego ministranta i przez kilka lat uprawiał z nim m.in. seks oralny – historia została pokazana w filmie Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”.

Ofiara w 2018 zgłosiła sprawę do kurii biskupiej w Gdańsku. Mężczyzna złożył zeznania przed kościelną komisją i pokazał film z konfrontacji z księdzem Cybulą nagrany ukrytą kamerą jako materiał do filmu Sekielskiego. A w nagraniu ksiądz Cybula przyznaje się do uprawiana seksu z ofiarą.

Przeczytaj także:

Pogrzeb odbył się dwa miesiące po zgłoszeniu sprawy do kurii. Trudno przypuszczać, aby metropolita gdański arcybiskup Sławoj Leszek Głódź nie znał sprawy, gdyż to on powołał komisję do jej zbadania. Mimo to to właśnie abp Głódź koncelebrował mszę pogrzebową księdza Cybuli, jakby nic się nie stało. Jakby był to po prostu zasłużony kapłan, na którym nie ciążą tak ciężkie i nie do obalenia zarzuty.

Towarzyszący Głódziowi ksiądz mówił o Cybuli:

"Ufam, że Pan Bóg powita naszego brata słowami: Dobry sługo, w dobrej wierze, wejdź do radości Twojego Pana. Takim był kapłanem, jakim był człowiekiem – dobrym, skromnym i cichym. Tak chcemy go przechować w sercach, naszej pamięci i modlitwie".

Zaś Głódź dodał od siebie:

"Rzesze ochrzczonych, wyspowiadanych. Czy jest ktoś, kto skrzętnie to zliczy? Jedynie pan Bóg któremuś służył. On ci to wszystko w pełni policzy”.

W uroczystościach pogrzebowych wzięło udział kilkudziesięciu duchownych.

Po premierze filmu Sekielskiego, gdzie wszystkie te wydarzenia są przedstawione, Głódź pytany przez dziennikarkę, czy widział film, odpowiedział: „byle czego nie oglądam.” Ale trzy dni później przeprosił za to w specjalnym oświadczeniu mówiąc: "Użyłem niewłaściwych słów, chcę zapewnić, że nie miały one na celu urazić ofiar pedofilii - tym bardziej te osoby przepraszam i łączę się z nimi w ich cierpieniu".

Żegnaj rycerzu Rzeczpospolitej

W 2012 roku w kościele św. Brygidy w Gdańsku odbyły się dwudniowe uroczystości żałobne po śmierci księdza Henryka Jankowskiego. Trumnę wniosło do środka ośmiu działaczy „Solidarności” ze Stoczni Gdańskiej. Do godzin wieczornych odprawiane były modły. O 21:00 mszę koncelebrował abp Tadeusz Gocłowski. Następnie do północy trwało czuwanie modlitewne.

Nazajutrz podczas uroczystości żałobnych liturgię poprowadził abp Głódź. W świątyni zgromadziło się ok. 1500 osób, w tym m.in.: prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, Marian Krzaklewski, Janusz Śniadek, Andrzej Lepper, Katarzyna i Aleksander Hall, Zbigniew Niemczycki. Na placu przed kościołem zebrało się kilka tysięcy wiernych. Przygotowano dla nich ławki i telebim. Ciało księdza Jankowskiego spoczęło w bocznej nawie kościoła, którego był wieloletnim proboszczem.

"Żegnaj rycerzu Rzeczpospolitej" - mówił abp Głódź podczas homilii. Jego przemówienie było wielokrotnie przerywane oklaskami.

W roku 2004 przeciwko księdzu Jankowskiemu toczyły się dwa śledztwa w sprawie molestowania nieletnich poniżej 15 lat. Nie tylko potwierdziły znany powszechnie fakt, że Jankowski miał zwyczaj poklepywania swoich ministrantów po pośladkach i całowania ich w usta, ale także, że z niektórymi z nich sypiał w jednym łóżku.

Oba śledztwa zostały umorzone z powodu braku przekonujących dowodów. Jeden z domniemanych poszkodowanych chłopców nie przyznał się do relacji o charakterze erotycznym z księdzem. Drugi – który twierdził, że został przez Jankowskiego zgwałcony – został uznany za niewiarygodnego. Mimo to – choć nie była to jedyna przyczyna – ówczesny metropolita gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski usunął Jankowskiego z funkcji proboszcza parafii św. Brygidy.

Gdy nowym arcybiskupem gdańskim został Sławoj Leszek Głódź przywrócił Jankowskiego na probostwo jako współzarządzającego. Po śmierci księdza władze Gdańska nadały imię Jankowskiego skwerowi w pobliżu kościoła św. Brygidy, a komitet społeczny ufundował tam pomnik. W lutym 2019 pomnik został obalony przez ulicznych aktywistów w związku z kolejnymi, mocnymi oskarżeniami Jankowskiego o pedofilię wysuniętymi w reportażu Bożeny Aksamit opublikowanym 3 grudnia 2018 w "Dużym Formacie".

W grudniu 2018, po serii protestów pod stojącym jeszcze wówczas pomnikiem księdza Jankowskiego, abp Głódź podczas pasterki nazwał ataki na skompromitowanego prałata „społecznym nihilizmem”, a jego krytyków „środowiskiem wrogim Kościołowi”.

Na początku marca 2019 Rada Miasta Gdańska zadecydowała o odebraniu tytułu honorowego obywatela miasta ks. Jankowskiemu. Radni zdecydowali także o zmianie nazwy skweru, na którym stał pomnik duchownego i jego usunięciu.

Wyraz ogromnego szacunku

2 sierpnia 2008 roku w wieku 74 lat zmarł ksiądz kanonik Benedykt Pacyga – proboszcz parafii pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła w Świebodzinie. Od 2006 roku ks. Pacyga był honorowym obywatelem miasta, a od 1985 nosił tytuł kanonika honorowego.

„Obok śmierci proboszcza parafii pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła w Świebodzinie chyba nikt nie przejdzie obojętnie. Przez wielu mieszkańców miasta, a w szczególności swoich parafian, był hołubiony i stawiany jako wzór. Jednak wielu nie odpowiadał jego sposób głoszenia ewangelii i nie zawsze zgadzali się z jego poglądami”

- pisał nazajutrz po jego śmierci regionalny portal. Ten sam portal pogrzeb księdza relacjonował następująco:

„Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się o godzinie dziesiątej od czuwania modlitewnego. Dwie godziny później odprawiono mszę żałobną celebrowaną przez biskupa ordynariusza Stefana Regmunta, biskupa Pawła Sochę oraz wielu innych kapłanów. Kościół nie był w stanie pomieścić wszystkich wiernych, którzy chcieli uczestniczyć we mszy świętej, dlatego przed świątynią ustawiło się wielu wiernych.

W trakcie półtoragodzinnej mszy przemawiało wielu oficjeli – m.in. przedstawiciele władz samorządowych, biskup, przyjaciele zmarłego. Każdy z nich ciepło wspominał ks. Pacygę, dziękował i dodawał otuchy.

Tuż przed piętnastą ciało księdza kanonika Benedykta Pacygi spoczęło w grobie naprzeciw cmentarnej kaplicy. Dopełnieniem ceremonii była góralska muzyka i morze kwiatów, które całkowicie zakryły grób, na którym stał prosty brzozowy krzyż… Może nie wszyscy ci, którzy przyszli na pogrzeb kochali ks. Pacygę, ale te tłumy mieszkańców miasta są bez wątpienia wyrazem ogromnego szacunku jakim się cieszył”.

Rzeczywiście nie wszyscy mieli powody do miłości. W roku 2013 ksiądz Benedykt Pacyga został pośmiertnie oskarżony przez byłego ministranta o długotrwałe molestowanie w latach 80., gdy pokrzywdzony miał 15 lat.

„Zbliżał się do mnie, dotykał moich narządów płciowych oraz sam w mojej obecności masturbował się (…) Powiedział mi, że to nie jest grzech, że to jest taka nasza słabość. Musimy coś z naszym popędem robić. Mówił mi, że jeżeli będę miał problem ze swoim sumieniem, to mam przyjść do niego, do spowiedzi. Do nikogo innego. On mi da rozgrzeszenie i nie będzie problemu”.

Pokrzywdzony, Polak mieszkający na stale w Oksfordzie, zawiadomił o przestępstwie prokuraturę. Wcześniej skierował list do sekretarza kurii zielonogórsko-gorzowskiej. Informację przekazał też do mediów. Napisał, że biskupi Paweł Socha i Józef Michalik wiedzieli o skłonnościach księdza Benedykta, jednak nic nie zrobili w tej sprawie, wręcz ukrywali jego czyny.

Po ujawnieniu sprawy w mediach Zarząd Komitetu Świebodzińskiego PiS oraz kilku radnych z Rady Miasta i Rady Powiatu skierowali do burmistrza Świebodzina i Rady Miasta następujące pismo: „W związku z artykułem pt. »Molestował mnie ksiądz« Zarząd Komitetu Świebodzińskiego PiS oraz Radni Miejscy i Powiatowi PiS wyrażają swoje ubolewanie faktem pomawiania znanego i szanowanego przez lata księdza, Proboszcza, Dziekana i Kanonika, który pozostawił po sobie wspaniałe karty w historii dziejów Świebodzina, a teraz pozbawiony możliwości obrony został publicznie zaatakowany i pomówiony. Apelujemy do Rady Miejskiej w Świebodzinie o obronę byłego obywatela naszego miasta, który swoją postawą i świadectwem życia w posłudze mieszkańcom Świebodzina przez wiele lat na swojej kapłańskiej drodze wychowywał kolejne pokolenia młodych ludzi, a także z głębi serca bronił wartości rodziny”.

Ksiądz Pacyga zasłynął m.in. dzięki zdecydowanemu oporowi wobec władz komunistycznych w stanie wojennym. Władze uznały go za jednostkę antysocjalistyczną. Wielokrotnie był wzywany na rozmowy ostrzegawcze. SB w latach 80. formowała wokół niego sieć agenturalną. Był pod stałym nadzorem i szukano na niego haków. Ciekawe, czy udało się jakieś znaleźć.

Byli górale, flisacy i druhowie

W czerwcu 2014 przez watykańską Kongregację Nauki Wiary został karnie wydalony ze stanu duchownego arcybiskup Józef Wesołowski. Były nuncjusz papieski w Dominikanie w trybie pilnym został odwołany przez papieża Franciszka w związku z oskarżeniami o pedofilię.

Arcybiskup odwołał się od tej decyzji. Odwołanie zostało wprawdzie odrzucone, ale wyroku II instancji z rozmysłem nie ogłoszono publicznie, na skutek czego nie uprawomocnił się. Tak więc Józef Wesołowski mimo wyroku do końca życia pozostał duchownym.

W lipcu 2015 rozpoczął się proces karny Wesołowskiego przed trybunałem w Watykanie. Zostały mu przedstawione zarzuty:

  • wymuszania na małoletnich aktów seksualnych,
  • ściągania i posiadania na dwóch osobistych komputerach pornografii dziecięcej w trakcie pobytu w Dominikanie i w Watykanie (na jego komputerze znaleziono ponad 86 tys. zdjęć i 130 nagrań wideo oraz ślady 45 tys. wykasowanych plików),
  • dokonania poważnych obrażeń w psychice ofiar,
  • dopuszczania się czynów, które obrażają religię i moralność chrześcijańską.

Arcybiskup nie stanął jednak przed trybunałem z powodu problemów ze zdrowiem.

Zmarł 28 sierpnia 2015 w Watykanie. Został pochowany na cmentarzu w rodzinnym Czorsztynie z honorami należnymi biskupom. Wcześniej nastąpiło bardzo uroczyste pożegnanie arcybiskupa w Watykanie, gdzie trumna była wystawiona przez dwa dni w kaplicy Gubernatoratu.

W przeprowadzonej z wielką pompą uroczystości w Czorsztynie wzięło udział kilkaset osób, w tym 25 kapłanów i wiele sióstr zakonnych. Byli górale w strojach regionalnych, flisacy pienińscy i druhowie z miejscowej ochotniczej straży pożarnej.

Mszę celebrował biskup pomocniczy krakowski Jan Szkodoń. Nie wygłosił jednak kazania. Poprosił jedynie o modlitwę za duszę zmarłego zaznaczając, że do śmierci był on duchownym i codziennie odprawiał mszę.

Przed złożeniem trumny do grobu życie zmarłego przedstawił członek rodziny Franciszek Piper. Zaznaczył, że Wesołowski pełnił posługę kapłańską w wielu krajach i nigdzie z wyjątkiem Dominikany nie był oskarżany o pedofilię. „Wszędzie tak oddawano ci szacunek za twoją pomoc.

Nuncjusz apostolski Wesołowski był wszędzie tam, gdzie potrzebna była pomoc drugiemu człowiekowi. Ostatnim miejscem jego posługi była Dominikana, jeden z najuboższych krajów świata, trzeci na świecie kraj pod względem moralnej deprawacji dzieci i młodocianych.

Nuncjusz Wesołowski uważał, że miejscowe władze, jak i tamtejszy kościół czynią za mało, by zmienić stan rzeczy. Nie wywiązują się ze swoich moralnych obowiązków”.

Franciszek Piper stwierdził, że Wesołowski popadł w konflikt z gangami handlującymi narkotykami i czerpiącymi zyski z dziecięcej prostytucji. „Dlatego został oskarżony, by go usunąć z funkcji nuncjusza. To były wymysły i pomówienia. Przez dwa lata był dręczony, gdy gorączkowo szukano i preparowano dowody na jego winę. W końcu zmarł”.

Podczas pogrzebu odczytano także listy Wesołowskiego do rodziny:

„Zachowuję pogodę ducha dlatego, że nie popełniłem tych strasznych czynów, a moja główna wina to nieroztropne spacerowanie nad morzem i kontakty z dziećmi ulicy, które okazały się powiązane z handlem narkotykami i prostytucją. Jest prawdą, że pomagałem wielu z nich".

W pogrzebie nie wziął udziału ani nuncjusz papieski w Polsce, ani metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz.

Zapraszam do modlitwy różańcowej

Ksiądz Stanisław Chmielewski, proboszcz w Otorowie został w 1991 prawomocnie skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu za molestowanie ministrantów. Kościół nie wykluczył go ze stanu duchownego. Po ujawnieniu sprawy przez media ksiądz przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Borku Wielkopolskim. Przemieszkał tam 17 lat aktywnie uczestnicząc w życiu parafii.

Kiedy zmarł w 2012 roku odbyły się uroczystości pogrzebowe trwające dwa dni. W niedzielę trumnę wystawiono w kościele farnym i odprawiona została msza święta przez księży dekanatu boreckiego. Drugiego dnia najpierw odprawiono różaniec za zmarłego kapłana w Sanktuarium na Zdzieżu w Borku Wlkp. Następnie nabożeństwo żałobne odprawił biskup pomocniczy poznański Zdzisław Fortuniak.

„Zapraszam do modlitwy różańcowej za zmarłego Ks. Seniora w dni poprzedzające pochówek pół godziny przed każdą Mszą Św., także w niedzielę. Proszę, abyście wzięli liczny udział w uroczystościach pogrzebowych”

- apelował do wiernych proboszcz parafii w Borku.

100 duchownych na pogrzebie

W 2012 roku samobójstwo przez samospalenie na cmentarzu w rodzinnym Łopienniku Nadrzecznym popełnił 53-letni ksiądz Bogusław Psujek. Kilka dni wcześniej prokuratura postawiła mu zarzuty w sprawie molestowania roku 2002 roku dwóch ministrantów w wieku 13 i 14 lat w Turce, gdzie był wówczas proboszczem.

Przeciwko księdzu Bogusławowi toczyła się już przed sądem inna sprawa - o molestowanie 11-letniego ministranta w Niemczech, gdzie wyjechał w 2003 po opuszczeniu parafii w Turce. Przeniesienie księdza do Niemiec miało podobno związek z docierającymi do kurii sygnałami, że nagabuje seksualnie dzieci. Gdy o procesie zaczęła pisać prasa do prokuratury zgłosili się poszkodowani mężczyźni z Turki.

Zdjęcie księdza Psujka zostało umieszczone w wydanej w 2014 księdze pamiątkowej poświęconej kościołowi św. Bartłomieja Apostoła w Łopienniku Nadrzecznym, mimo że był tam wikarym zaledwie przez rok.

Jak Twój Sługa walczył ze słabościami i szafował dziełem zbawienia

W 1988 roku zmarł ksiądz Kazimierz Piechowiak w latach 1959-1981 proboszcz we wsi Kolsko, a wcześniej proboszcz w Połczynie Zdroju, Brzeziu, zaś tuż po wojnie katecheta w Prabutach. Na jego pogrzebie homilię wygłosił biskup pomocniczy zielonogórsko-gorzowski Paweł Socha.

„Panie Jezu! Ty wiesz, jak Twój Sługa Kazimierz walczył ze swoimi słabościami, ile trudu wkładał w przekaz wiary i szafowanie dziełem zbawienia w sakramentach świętych. W swoim nieskończonym miłosierdziu przebacz mu słabości i obdarz darem pokoju i radości wiecznej w chwale Ojca”.
Masturbował je, sypiał z nimi w jednym łóżku, współżył jak z dorosłymi kobietami, gwałcił.

Niemal wszyscy o tym wiedzieli – mieszkańcy miejscowości, w których pełnił posługę, pracownicy szkół i przedszkoli, milicjanci.

Wiedzieli też o tym biskupi przenoszący go z parafii do parafii i z diecezji do diecezji z powodu "uprawiania nierządu z małoletnimi dziewczynkami". Był bezkarny nie tylko z powodu typowej dla środowisk wiejskich zmowy milczenia i krycia przez hierarchów kościelnych.

Bezkarność zapewniała mu głównie Służba Bezpieczeństwa, która uzyskała wiedzę o molestowaniu przez niego dzieci już w 1950 roku i zwerbowała go na podstawie kompromitujących materiałów jako TW o pseudonimie „Franek”.

W 1972 roku ponownie własnoręcznie podpisał oświadczenie o współpracy. Zrobił to „z wdzięczności wobec SB za pozytywne dla mnie załatwienie sprawy prowadzonej przeciwko mnie przez Prokuraturę w Świebodzinie i w celu wynagrodzenia tego, będę bardziej aktywnie współpracował z SB nie ujawniając tego przed nikim o czym zobowiązywałem się już w 1950 roku”. Był gorliwym agentem aż do śmierci, nawet po przejściu na emeryturę, gdy Służba Bezpieczeństwa podtrzymywała z nim kontakt, tylko dlatego, że „zerwanie tak dobrej i owocnej współpracy byłoby wstrząsem dla Franka”.

W 2017 roku będący już na emeryturze biskup Paweł Socha wydał „Biografie i wspomnienia o kapłanach diecezji gorzowskiej zmarłych w latach 1972-1991”. W publikacji wspomniał również księdza Piechowiaka. Poświęcił mu liczącą pięć stron notatkę. Pedofila, który przez lata molestował i gwałcił dzieci, hierarcha opisuje tak:

„Z powodu wojennych przeżyć i innych, które zna tylko Bóg, choć pracował gorliwie pod względem duszpasterskim, to wobec ludzi bardziej okazywał serce surowego sędziego niż ojca. Z tego powodu napotkał na liczne trudności w relacjach z wiernymi”.
;

Komentarze