0:000:00

0:00

Zgodnie z opublikowanym 8 maja 2018 projektem rozporządzenia w programie „Dobry start” rodzice i opiekunowie każdego ucznia czy uczennicy dostaną po 300 zł na dziecko. Wypłata ma nastąpić do końca września, co może utrudnić sfinansowanie zakupów szkolnych, ale nie czepiajmy się drobiazgów. Będzie to kosztować budżet prawie półtora miliarda złotych.

Ustalenie prawa do świadczenia dobry start oraz jego wypłata następuje w terminie 2 miesięcy licząc od dnia złożenia wniosku z prawidłowo wypełnionymi dokumentami, przy czym w przypadku wniosków o ustalenie prawa do świadczenia dobry start złożonych w lipcu lub sierpniu ustalenie prawa do świadczenia dobry start oraz jego wypłata następuje nie później niż do dnia 30 września.

W uzasadnieniu rozporządzenia mowa, że "Dobry start" to "komponent kompleksowej i długofalowej polityki rodzinnej traktowanej przede wszystkim jako inwestycja w rodzinę będącą fundamentem silnego państwa opartego na kapitale ludzkim".

Dalej pada jednak mniej oczywiste stwierdzenie:

Program, którego głównym celem jest wyrównywanie szans wśród uczniów, ma mieć charakter powszechny, dlatego wsparciem z programu zostaną objęte rodziny z dziećmi na utrzymaniu w wieku szkolnym bez względu na dochód.
Trochę wyrównuje, ale za takie pieniądze możnaby naprawdę wyrównać
Program "Dobry start", projekt rozporządzenia,08 maja 2018

I dalej dla wszelkiej jasności: "Ma to istotne znaczenie, aby dodatkowo wspierać rodziny i wyrównywać szanse edukacyjne niezależnie od posiadanego kapitału kulturowego, społecznego i materialnego".

To daleko idące stwierdzenie nie wydaje się chyba oczywiste dla samych rządzących, skoro w tzw. Ocenie skutków regulacji (OSR) mowa już tylko, że "Dobry start" ma "pomóc w pokryciu zwiększonych wydatków związanych z rozpoczęciem roku szkolnego".

Czy takie świadczenie powszechne wyrównuje szanse?

Po 300 zł dostaną zatem wszyscy rodzice: zamożni i biedni, mający dzieci w szkole prywatnej i w bieda dzielnicy, w miastach jak na Zachodzie Europy i na wsiach, jak za wschodnią granicą. Wszyscy tyle samo.

Dawanie każdemu rodzicowi po 300 zł, niezależnie od tego, czy jest bezrobotnym z zasiłkiem 831,10 zł czy prezesem wielkiego banku zarabiającym po kilkadziesiąt tysięcy dziennie, jest - na pozór - absurdalnym marnowaniem środków budżetowych.

Na tym skrajnym przykładzie widać jednak, że dla ludzi ubogich 300 zł to ogromne pieniądze, a dla bogatych - żadne. I każde świadczenie wpłacane wszystkim w tej samej wysokości relatywnie zmniejsza - nie kwotowo lecz proporcjonalnie - różnice w dochodach. Ponadto wprowadzanie progów dochodowych do wypłaty świadczeń, w połączeniu z systemem kontroli, czy ludzie nie oszukują fiskusa, jest zawsze kosztownym przedsięwzięciem.

Dlatego można uznać, że "Dobry start" w jakimś stopniu wyrównuje szanse uboższych dzieci. Ale przedstawianie tego, jako głównego celu programu to gruba przesada i nabieranie opinii publicznej.

Bo gdyby rząd naprawdę chciał przeznaczyć tak ogromne pieniądze - 1 420, 3 mln (prawie półtora miliarda) - na wyrównywanie szans edukacyjnych, to mógłby to zrobić znacznie skuteczniej i sensowniej. Zwłaszcza, że PiS ma tu swoją wielką winę, gdyż skracając edukację ogólną z dziewięciu lat (sześć podstawówki plus trzy gimnazjum) do ośmiu (podstawówki) unicestwiło wychwalany w całym edukacyjnym świecie efekt wyrównywania szans, jaki dało wprowadzenie w 1999 roku gimnazjów.

Przeczytaj także:

OKO.press miałoby dla rządu kilka propozycji, które na prawdę wyrównywałyby szanse, a przy okazji likwidowały absurdy obecnej polityki wspierania uczniów i ich rodziców.

Podręczniki tylko dla podstawówki, potem już nie

Szczególnie sprawiedliwe byłoby wyrównanie sytuacji uczniów i ich rodziców w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych. Te pierwsze objęte są daleko idąca pomocą państwa, te drugie jej pozbawione.

Poprzedni rząd, PO-PSL, wprowadził darmowe podręczniki, czyli komplety książek kupowanych przez szkoły, z przeznaczeniem do trzyletniego użytku, ale tylko dla podstawówek i gimnazjów.

Rząd PiS skrócił edukację ogólną, ale tej zasady nie zmienił - funduje książki tylko do podstawówek.

Oznacza to, że rząd "zaoszczędził" na podręcznikach kosztem uczniów.

Zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych z 2017 roku na podręczniki w podstawówkach państwo przeznaczy:

  • w 2018 roku – 404 mln zł,
  • w 2019 – 286 mln zł,
  • w 2020 – 393 mln zł,
  • w 2021 – 439 mln zł.
Suma tych dotacji z lat 2018-2021 to 1,522 mld, czyli mniej więcej tyle, ile PiS będzie rozdawał ROCZNIE rodzicom! Zamiast dawać prezenty można by zafundować podręczniki do szkół ponadpodstawowych, nawet jeśli jest ich więcej i są droższe. I starczyłoby jeszcze na dowożenie młodzieży.

Zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych z 2017 roku:

5. Dotacja celowa jest obliczana i przyznawana na wyposażenie publicznych szkół podstawowych i szkół artystycznych realizujących kształcenie ogólne w zakresie szkoły podstawowej w: 1) podręczniki do zajęć z zakresu edukacji: polonistycznej, matematycznej, przyrodniczej i społecznej, podręczniki do zajęć z zakresu danego języka obcego nowożytnego lub materiały edukacyjne, w kwocie do wysokości 75 zł na ucznia – w przypadku klas I-III; 2) materiały ćwiczeniowe w kwocie do wysokości 50 zł na ucznia – w przypadku klas I-III; 3) podręczniki lub materiały edukacyjne, w kwocie do wysokości: a) 140 zł na ucznia – w przypadku klasy IV, b) 180 zł na ucznia – w przypadku klasy V i VI, c) 250 zł na ucznia – w przypadku klasy VII i VIII; 4) materiały ćwiczeniowe w kwocie do wysokości 25 zł na ucznia – w przypadku klas IV-VIII.

(…) Art. 120. 1. Ustala się następujący maksymalny limit wydatków z budżetu państwa przeznaczonych na realizację zadania, o którym mowa w art. 54 ust. 1 i 2, art. 69 ust. 2 i 3, art. 112, art. 113 ust. 16, art. 118 ust. 2 i 3 oraz art. 119 ust. 1 i 4: 1) w 2018 r. – 404 mln zł; 2) w 2019 r. – 286 mln zł; 3) w 2020 r. – 393 mln zł; 4) w 2021 r. – 439 mln zł; 5) w 2022 r. – 273 mln zł; 6) w 2023 r. – 373 mln zł; 7) w 2024 r. – 429 mln zł; 8) w 2025 r. – 287 mln zł; 9) w 2026 r. – 396 mln zł; 10) w 2027 r. – 447 mln zł.

Dojazdy do liceów i techników - to by było wyrównanie szans!

Zgodnie z ustawą oświatową gmina musi zapewnić bezpłatny transport i opiekę dzieciom, jeśli odległość do przedszkola przekracza 3 km, do podstawówki – 4 km i do gimnazjum – 5 km.

Jeśli droga dziecka z domu do najbliższego publicznego przedszkola lub oddziału przedszkolnego w szkole podstawowej, szkoły podstawowej i gimnazjum przekracza: 1) 3 km – w przypadku dzieci pięcioletnich i uczniów klas I–IV szkół podstawowych, 2) 4 km – w przypadku uczniów klas V i VI szkół podstawowych oraz uczniów gimnazjów, to obowiązkiem gminy jest zapewnienie bezpłatnego transportu i opieki w czasie przewozu dziecka lub zwrot kosztów przejazdu dziecka (i opiekuna – w przypadku dzieci pięcioletnich) środkami komunikacji publicznej, jeżeli dowożenie zapewniają rodzice

Skala tej pomocy jest ogromna:

  • do szkół podstawowych dowożonych jest 4,3 proc. dzieci w miastach i 28,3 proc. na wsi;
  • do gimnazjów – 10 proc. w miastach i aż 45,4 proc. na wsi.

Prezent od PiS można by przeznaczyć na pokrycie kosztów dojazdów młodzieży do szkół ponadpodstawowych. To wielki problem społeczny.

Dojazd do liceum czy technikum jest często barierą w kontynuacji nauki, uboższych rodzin po prostu na nie nie stać.

Marzenie o nauce i inne nierówności do wyrównania

Można by także przeznaczyć te ogromne pieniądze (choćby ułamek...) na sfinansowanie zajęć dodatkowych w szkołach, zarówno zwiększających kompetencje słabszych uczniów, jak rozwijających pasje i zainteresowanie. Wiadomo, że skorzystałyby na tym szczególnie dzieci z domów o mniejszym kapitale kulturowym.

A gdyby tak zupełnie wprost wesprzeć edukację dzieci z terenów wiejskich, uboższych kulturowo? Dla nich likwidacja gimnazjów, czyli skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu lat (6 + 3) do ośmiu, oznacza mniej szans na wyrównywanie szans edukacyjnych i potem życiowych.

Fundacje wyrównujące szanse uboższej młodzieży (np. program EFC „Marzenie o nauce„) przeznaczają ok. 10 tys. rocznie na osobę: za te pieniądze może ona zamieszkać w mieście (bursa, pokój wynajęty), uczyć się w liceum, a potem iść na studia. Zostaje jeszcze na skromne wydatki.

Za 1,5 mld można by wesprzeć 150 tys. dzieci realizujących swoje marzenie o nauce. O takim wydarzeniu mówiłby cały edukacyjny świat.

Więcej dla uczniów z niepełnosprawnościami?

Rząd PiS wprowadził rozporządzeniem z lipca 2017 program o nazwie wyprawka szkolna przeznaczony dla 21,5 tys. uczniów z niepełnosprawnościami. Zostanie on – i bardzo dobrze – sfinansowany z rezerwy celowej i innych środków budżetowych.

To przykład sensownego zadbania o uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Można by rozwinąć takie działania, w koordynacji z innym programem zapowiadanym przez rząd „Dostępność plus”.

300 zł dla każdego wyborcy

Wszystkie te kontrpropozycje mają jednak - z punktu widzenia rządu - zasadnicza wadę: nie są tak efektowne.

Bo w tle "dobrego startu" jest oczywista kalkulacja wyborcza: oto PiS daje każdej rodzinie, wspiera wszystkich, jest dobry dla każdego dziecka itp. Z punktu widzenia "głównego celu programu", jakim jest rzekomo wyrównywania szans edukacyjnych, marnowane są ogromne środki. Ale z punktu widzenia szans wyborczych PiS ten sposób wydania prawie półtora miliarda złotych z budżetu może być bardziej opłacalny. Taka jest "ekonomia polityczna populizmu".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze