"Dobry start" w jakimś stopniu wyrównuje szanse uboższych dzieci. Ale przedstawianie tego, jako główny cel programu to gruba przesada i nabieranie opinii publicznej, bo za takie pieniądze można by zrobić naprawdę masę dobrego dla dzieci, które napotykają na materialne bariery w edukacji. W grę wchodzi raczej kalkulacja wyborcza PiS. Partia chce dać każdemu
Zgodnie z opublikowanym 8 maja 2018 projektem rozporządzenia w programie „Dobry start” rodzice i opiekunowie każdego ucznia czy uczennicy dostaną po 300 zł na dziecko. Wypłata ma nastąpić do końca września, co może utrudnić sfinansowanie zakupów szkolnych, ale nie czepiajmy się drobiazgów. Będzie to kosztować budżet prawie półtora miliarda złotych.
W uzasadnieniu rozporządzenia mowa, że "Dobry start" to "komponent kompleksowej i długofalowej polityki rodzinnej traktowanej przede wszystkim jako inwestycja w rodzinę będącą fundamentem silnego państwa opartego na kapitale ludzkim".
Dalej pada jednak mniej oczywiste stwierdzenie:
Program, którego głównym celem jest wyrównywanie szans wśród uczniów, ma mieć charakter powszechny, dlatego wsparciem z programu zostaną objęte rodziny z dziećmi na utrzymaniu w wieku szkolnym bez względu na dochód.
I dalej dla wszelkiej jasności: "Ma to istotne znaczenie, aby dodatkowo wspierać rodziny i wyrównywać szanse edukacyjne niezależnie od posiadanego kapitału kulturowego, społecznego i materialnego".
To daleko idące stwierdzenie nie wydaje się chyba oczywiste dla samych rządzących, skoro w tzw. Ocenie skutków regulacji (OSR) mowa już tylko, że "Dobry start" ma "pomóc w pokryciu zwiększonych wydatków związanych z rozpoczęciem roku szkolnego".
Po 300 zł dostaną zatem wszyscy rodzice: zamożni i biedni, mający dzieci w szkole prywatnej i w bieda dzielnicy, w miastach jak na Zachodzie Europy i na wsiach, jak za wschodnią granicą. Wszyscy tyle samo.
Dawanie każdemu rodzicowi po 300 zł, niezależnie od tego, czy jest bezrobotnym z zasiłkiem 831,10 zł czy prezesem wielkiego banku zarabiającym po kilkadziesiąt tysięcy dziennie, jest - na pozór - absurdalnym marnowaniem środków budżetowych.
Na tym skrajnym przykładzie widać jednak, że dla ludzi ubogich 300 zł to ogromne pieniądze, a dla bogatych - żadne. I każde świadczenie wpłacane wszystkim w tej samej wysokości relatywnie zmniejsza - nie kwotowo lecz proporcjonalnie - różnice w dochodach. Ponadto wprowadzanie progów dochodowych do wypłaty świadczeń, w połączeniu z systemem kontroli, czy ludzie nie oszukują fiskusa, jest zawsze kosztownym przedsięwzięciem.
Dlatego można uznać, że "Dobry start" w jakimś stopniu wyrównuje szanse uboższych dzieci. Ale przedstawianie tego, jako głównego celu programu to gruba przesada i nabieranie opinii publicznej.
Bo gdyby rząd naprawdę chciał przeznaczyć tak ogromne pieniądze - 1 420, 3 mln (prawie półtora miliarda) - na wyrównywanie szans edukacyjnych, to mógłby to zrobić znacznie skuteczniej i sensowniej. Zwłaszcza, że PiS ma tu swoją wielką winę, gdyż skracając edukację ogólną z dziewięciu lat (sześć podstawówki plus trzy gimnazjum) do ośmiu (podstawówki) unicestwiło wychwalany w całym edukacyjnym świecie efekt wyrównywania szans, jaki dało wprowadzenie w 1999 roku gimnazjów.
OKO.press miałoby dla rządu kilka propozycji, które na prawdę wyrównywałyby szanse, a przy okazji likwidowały absurdy obecnej polityki wspierania uczniów i ich rodziców.
Szczególnie sprawiedliwe byłoby wyrównanie sytuacji uczniów i ich rodziców w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych. Te pierwsze objęte są daleko idąca pomocą państwa, te drugie jej pozbawione.
Poprzedni rząd, PO-PSL, wprowadził darmowe podręczniki, czyli komplety książek kupowanych przez szkoły, z przeznaczeniem do trzyletniego użytku, ale tylko dla podstawówek i gimnazjów.
Rząd PiS skrócił edukację ogólną, ale tej zasady nie zmienił - funduje książki tylko do podstawówek.
Oznacza to, że rząd "zaoszczędził" na podręcznikach kosztem uczniów.
Zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych z 2017 roku na podręczniki w podstawówkach państwo przeznaczy:
Suma tych dotacji z lat 2018-2021 to 1,522 mld, czyli mniej więcej tyle, ile PiS będzie rozdawał ROCZNIE rodzicom! Zamiast dawać prezenty można by zafundować podręczniki do szkół ponadpodstawowych, nawet jeśli jest ich więcej i są droższe. I starczyłoby jeszcze na dowożenie młodzieży.
Zgodnie z ustawą oświatową gmina musi zapewnić bezpłatny transport i opiekę dzieciom, jeśli odległość do przedszkola przekracza 3 km, do podstawówki – 4 km i do gimnazjum – 5 km.
Skala tej pomocy jest ogromna:
Prezent od PiS można by przeznaczyć na pokrycie kosztów dojazdów młodzieży do szkół ponadpodstawowych. To wielki problem społeczny.
Dojazd do liceum czy technikum jest często barierą w kontynuacji nauki, uboższych rodzin po prostu na nie nie stać.
Można by także przeznaczyć te ogromne pieniądze (choćby ułamek...) na sfinansowanie zajęć dodatkowych w szkołach, zarówno zwiększających kompetencje słabszych uczniów, jak rozwijających pasje i zainteresowanie. Wiadomo, że skorzystałyby na tym szczególnie dzieci z domów o mniejszym kapitale kulturowym.
A gdyby tak zupełnie wprost wesprzeć edukację dzieci z terenów wiejskich, uboższych kulturowo? Dla nich likwidacja gimnazjów, czyli skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu lat (6 + 3) do ośmiu, oznacza mniej szans na wyrównywanie szans edukacyjnych i potem życiowych.
Fundacje wyrównujące szanse uboższej młodzieży (np. program EFC „Marzenie o nauce„) przeznaczają ok. 10 tys. rocznie na osobę: za te pieniądze może ona zamieszkać w mieście (bursa, pokój wynajęty), uczyć się w liceum, a potem iść na studia. Zostaje jeszcze na skromne wydatki.
Za 1,5 mld można by wesprzeć 150 tys. dzieci realizujących swoje marzenie o nauce. O takim wydarzeniu mówiłby cały edukacyjny świat.
Rząd PiS wprowadził rozporządzeniem z lipca 2017 program o nazwie wyprawka szkolna przeznaczony dla 21,5 tys. uczniów z niepełnosprawnościami. Zostanie on – i bardzo dobrze – sfinansowany z rezerwy celowej i innych środków budżetowych.
To przykład sensownego zadbania o uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Można by rozwinąć takie działania, w koordynacji z innym programem zapowiadanym przez rząd „Dostępność plus”.
Wszystkie te kontrpropozycje mają jednak - z punktu widzenia rządu - zasadnicza wadę: nie są tak efektowne.
Bo w tle "dobrego startu" jest oczywista kalkulacja wyborcza: oto PiS daje każdej rodzinie, wspiera wszystkich, jest dobry dla każdego dziecka itp. Z punktu widzenia "głównego celu programu", jakim jest rzekomo wyrównywania szans edukacyjnych, marnowane są ogromne środki. Ale z punktu widzenia szans wyborczych PiS ten sposób wydania prawie półtora miliarda złotych z budżetu może być bardziej opłacalny. Taka jest "ekonomia polityczna populizmu".
Edukacja
Wybory
Elżbieta Rafalska
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
wyprawka 300 zł na dziecko
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze