Z końcem sierpnia swoje życie zakończy z pompą zapowiadany przez prezydenta Dudę dodatek solidarnościowy. Miało być pół miliona beneficjentów, na dzień dzisiejszy jest to 93 tys. osób. To wynik dobrej sytuacji na rynku pracy, czy źle zaprojektowanego świadczenia? Sprawdzamy
Dodatek solidarnościowy obiecał prezydent Andrzej Duda 1 maja na konwencji wyborczej, gdy wybory miały odbyć się jeszcze 10 maja. Wyborów nie było, dodatek został. Rząd PiS uchwalił świadczenie, które zwolnionym dawało 1400 złotych miesięcznie przez trzy miesiące: od czerwca do sierpnia.
To znaczy, że krótkie życie tego świadczenia powoli się kończy. Nikt z polityków nie zapowiada przedłużenia go na kolejne miesiące. Czy możemy już podsumować, ile osób skorzystało z dodatku? Natrafiamy tutaj zaskakującą rozbieżność.
20 sierpnia w TOK FM Gertruda Uścińska, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, powiedziała:
„Zakład przyjął 134 tys. wniosków o dodatek solidarnościowy, […] w tym jest 67 tys. osób, które pobrały dodatek już drugi lub nawet trzeci raz”.
Tymczasem na stronie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej czytamy:
„Do tej pory przyznanych zostało już ponad 195 tys. świadczeń na łączną kwotę blisko 260 mln zł”.
W jednym przypadku mamy informację o liczbie wniosków, w drugiej – o liczbie świadczeń. Umyka nam natomiast kluczowa informacja – ile osób skorzystało ze świadczenia.
Zapytaliśmy o to rzecznika ZUS. Paweł Żebrowski poinformował nas, że na 20 sierpnia jest to 93 tys. osób.
Ta liczba z pewnością jeszcze się zwiększy, ale najpewniej nie będą to już dramatyczne zmiany. Niemniej, jak mówi nam Żebrowski, wiele osób decyduje się na złożenie wniosku w ostatniej chwili. A wnioski o dodatek za sierpień można składać do końca miesiąca.
Żebrowski podał nam też najnowsze dane co do ilości świadczeń. Jest ich już ponad 200 tys., na kwotę 266 mln złotych. Rozbieżność między ilością osób a liczbą świadczeń bierze się z tego, że świadczenie za każdy miesiąc traktowane jest tutaj osobno, a jak mówiła prezes Uścińska – aż 67 tys. osób pobierało je wielokrotnie.
„Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest przygotowany do realizacji kolejnego zadania, czyli wypłaty dodatku solidarnościowego. Szacujemy, że z tego rozwiązania będzie mogło skorzystać około 500 tys. osób” – mówiła prof. Uścińska jeszcze w czerwcu.
Dlaczego w takim razie z dodatku skorzystało tak niewiele osób?
„Po części to lepsza niż się spodziewaliśmy sytuacja na rynku pracy” – komentuje dla OKO.press prof. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego.
Po drugie - dodatek solidarnościowy został wprowadzony dosyć późno. Wypłaty są dopiero od czerwca. Część etatowców mogła tracić pracę wcześniej i znaleźć nową w międzyczasie. Zapewne wiele z osób tracących pracę wystąpiłoby o niego od razu.
Po trzecie wprowadzono kilka kryteriów uzyskania dodatku, które odcięły część osób tracących pracę, np. rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, które jest najkorzystniejsze dla pracodawcy. Nie kwalifikują się także osoby, które podlegały ubezpieczeniu przez mniej niż 60 dni.
Po czwarte jest też problem z łączeniem dodatku z zasiłkiem dla bezrobotnych. Jest też on wliczany do dochodu przy zasiłkach rodzinnych. Gdyby więc usunąć te wszystkie przeszkody, wówczas byłoby więcej uprawnionych.
Tak silne ograniczenie dostępu do dodatku solidarnościowego to moim zdaniem błąd. Im prościej, łatwiej i bardziej dostępne świadczenia, tym szybciej ludzie mogą z nich skorzystać. A to pozwoliłoby zmniejszyć problemy materialne i stres związany niepewną sytuacją” - mówi prof. Szarfenberg.
Rzeczywiście, ograniczeń było stosunkowo sporo. Przypomnijmy, jakie były formalne warunki, aby taki dodatek otrzymać:
Pobieranie zasiłku dla bezrobotnych nie eliminowało z otrzymania dodatku, ale wówczas nie otrzymywało się 1400 złotych, a jedynie wyrównanie do tej kwoty. Jeżeli ktoś otrzymywał zasiłek w wysokości 800 złotych, otrzyma jedynie dodatkowe 600 złotych.
Prof. Szarfenberg: „Tak silne ograniczenie dostępu do dodatku solidarnościowego to błąd. Można przyjąć argumentację, że najpierw zabezpieczyliśmy tych w najbardziej niepewnej sytuacji, na koniec przyszedł czas na etatowców. Ale to do mnie nie przemawia.
Im prościej, łatwiej i bardziej dostępne świadczenia, tym lepiej i tym szybciej ludzie mogą z nich skorzystać.
Dodatek mógłby też być wyższy, co by lepiej chroniło sytuację materialną i bardziej motywowało do jego uzyskania. Świadczenie postojowe jest od niego wyższe o prawie 700 złotych.
Dodatek jest dobrą formą pomocy, dzięki której nie trzeba szukać na gwałt byle jakiej pracy w niepewnej sytuacji pełnej zagrożeń zdrowotnych. Mógł być oczywiście skonstruowany tak, że pomoc przyszłaby szybciej i dla większej liczby osób”.
Nietrudno wyobrazić sobie, że część osób nie zarejestrowała się w ostatnich miesiącach jako bezrobotni, bo nic by na tym nie zyskali – z dodatkiem solidarnościowym i tak otrzymaliby 1400 złotych. To może być jeden z czynników ograniczający zwiększanie się bezrobocia rejestrowanego.
Najnowszy odczyt bezrobocia rejestrowanego z lipca wynosi 6,1 proc. To dane oficjalne, które mówią nam o tym, jaka część osób w grupie pracujących i poszukujących pracy zarejestrowała się w urzędzie.
To niedoskonałe narzędzie do oceny skali bezrobocia, ale można je łatwo porównać z innymi latami. 6,1 proc. to wciąż niedużo. To poziom z lutego i stycznia 2019. Od 2013 roku - kiedy wynosiło powyżej 14 proc. - do wybuchu epidemii bezrobocie w Polsce spadało.
Część osób po zakończeniu wypłacania dodatku solidarnościowego może być zainteresowana rejestracją jako bezrobotni. Czy znacząco zwiększy to liczbę bezrobotnych?
Prof. Szarfenberg: „W tej chwili trudno to dokładnie oszacować. Jest część rynku pracy, która w trudniejszych czasach jest zwalniana jako pierwsza. Należałoby się zastanowić, ile osób spoza tej grupy straciło teraz pracę. Jaka część nowych bezrobotnych to etatowcy? Bo to kluczowa grupa dla tego dodatku”.
Liczbę rejestracji w urzędach pracy we wrześniu może zwiększyć jeszcze jeden czynnik.
Od tego miesiąca rośnie wysokość zasiłku dla bezrobotnych. Będzie to 1200 złotych przez pierwsze 90 dni pobierania świadczenia.
Obecnie osoba ze stażem pracy między 5 a 20 lat przez pierwsze 90 dni pobierała 881 złotych. To więc znaczne zwiększenie wysokości świadczenia, choć wciąż dalekie od europejskich standardów.
Według danych OECD za 2019 rok, po dwóch miesiącach w Polsce na zasiłku dla bezrobotnych wypłacano średnio 37 proc. poprzedniej pensji. Wśród krajów OECD średnia to 66 proc. Na Łotwie to 80 proc., na Litwie – 82 proc., w Słowenii – 84 proc.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze