W domach będzie chłodno, do pieców trafią śmieci, a jakość powietrza znów się pogorszy. Tak da się nam we znaki zimowy kryzys energetyczny, którego skutkom coraz trudniej zapobiec. Zapowiedziany przez rząd dodatek węglowy nie będzie na niego receptą
Poprzedni program wsparcia dla nabywców węgla skończył się fiaskiem, zanim zaczął działać. Dlatego rząd przygotował kolejny. Tym razem pieniądze trafią nie do sprzedawców węgla, a „do ręki” konsumenta. Każdy posiadacz węglowego pieca dostanie jednorazowy dodatek węglowy w wysokości 3 tys. złotych.
To reakcja ekipy Mateusza Morawieckiego na nikłe zainteresowanie składów opału propozycją rekompensat za sprzedaż węgla w niskich cenach. Według planu rządu przedsiębiorcy, którzy zdecydowaliby się na oferowanie surowca za 996 złotych za tonę mogliby otrzymać 1073 złote dopłaty. To znacznie poniżej rynkowych cen w detalu, a w niektórych przypadkach - nawet w hurcie. Do wtorkowego popołudnia wydawało się, że program - mimo że od początku skazany na porażkę - będzie kontynuowany. W końcu ustawa pomocowa doczekała się podpisu prezydenta Andrzeja Dudy i miała wejść w życie 28 lipca. Ministra klimatu Anna Moskwa stwierdziła jednak, że dodatek węglowy zastąpi ustawę o „gwarantowanej” cenie węgla. „Gwarantowanej” jedynie w cudzysłowie.
Dlatego węgiel w przystępnej cenie nadal można będzie kupić jedynie od Polskiej Grupy Górniczej i Węglokoksu. Nieobciążony marżami pośredników, detalistów i kosztem transportu kosztuje tam często poniżej tysiąca złotych za tonę.
Węgiel od obu tych przedsiębiorstw udaje się jednak kupić jedynie szczęśliwcom, a próby nabycia przysługujących każdemu gospodarstwu domowemu pięciu ton może przeciągać się tygodniami.
Rząd w desperacji sięgnął więc po sprawdzone już rozwiązanie - czyli bezpośredni transfer finansowy do kieszeni potencjalnego wyborcy. Opierając się na oficjalnej dokumentacji możemy zorientować się jedynie, że rząd opracował projekt ustawy w tej sprawie. Wpis do Rządowego Centrum Legislacji (przynajmniej do wtorkowego popołudnia) nie zdradzał żadnych szczegółów nowego planu na tańszy węgiel.
Jedynym źródłem w tej sprawie przez wiele godzin była depesza Polskiej Agencji Prasowej. Według niej dodatek węglowy będzie należał się wszystkim gospodarstwom ogrzewanym węglem, niezależnie od dochodów. Wnioski o wsparcie można będzie składać do końca listopada. Do sprawy po 16:00 odniosła się wreszcie Anna Moskwa, potwierdzając wcześniejsze doniesienia medialne.
”Dodatek będzie wypłacany w wysokości 3 tys. zł na odbiorcę, na każde gospodarstwo domowe, które jest zarejestrowane w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków lub złożyło wniosek ze wskazaniem źródła ogrzewania opartego o węgiel Nie ma żadnych kryteriów dochodowych, czyli każdy, kto taki piec ma, taki wniosek może złożyć” - wyjaśniała polityczka.
Wieści o nowych planach rządu na bardziej przystępny węgiel pojawiły się kilka godzin po zakończeniu „odprawy” zarządzonej przez premiera. Spotkanie z udziałem ministry klimatu Anny Moskwy, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina oraz szefostwa węglowych spółek miało być okazją do wypracowania rozwiązania ciepłowniczego kryzysu.
Przygotowane zapewne w sporym pośpiechu nowe rozwiązanie nie musi poprawić sytuacji na rynku. Możliwe nawet, że wypłata dodatków podwyższy cenę węgla.
”Może dojść do tego, że ludzie dysponujący większymi pieniędzmi z dopłat ustawią się w kolejkach, a sprzedawcy węgla zareagują na taką sytuację podwyżką cen” - ocenia dla OKO.press Robert Tomaszewski, ekspert Polityki Insight. Według niego to niejedyny problem z rządową propozycją. - "Jaką mamy gwarancję, że te pieniądze zostaną wydane zgodnie z zamierzeniem rządu, na zakup węgla? Gdybyśmy mieli do czynienia na przykład z bonem, który uprawniałby do zakupu określonej ilości surowca, którego cena byłaby pokrywana przez państwo - mielibyśmy pewność, że środki nie zostaną wykorzystane w inny sposób."
Cena czy wysokość wsparcia przekazanego kupującym schodzi jednak na dalszy plan, kiedy surowca zwyczajnie nie ma. Tomaszewski prognozuje, że w nadchodzących miesiącach problem z jego dostępnością jedynie się pogłębi.
”Wszystko wskazuje na to, że węgla będzie zbyt mało, że ceny będą astronomiczne, że niektóre gospodarstwa domowe nie zdołają kupić wystarczającej ilości węgla i będą próbowali uzupełnić ten brak: chrustem, miałem węglowym czy nawet śmieciami” - mówi nam wprost wprost analityk rynku energetycznego. Wątpliwe, by pomogły dostawy zamorskiego węgla z kierunków takich jak Indonezja czy Kolumbia - ocenia Tomaszewski. Węgiel z tych krajów musi przejść najpierw przez „wąskie gardło” polskich portów, a potem zostać przesiany. Większość z niego dociera do nas w formie drobnego miału - nadającego się przede wszystkim do elektrowni, z którego trzeba odsiać grubsze kawałki - te mogą nadać się na opał. Zazwyczaj do zaledwie 20-25 procent ładunku.
Mimo to rząd stara się zachować spokój i zapowiada nowe dostawy surowca, za które odpowiadać mają dwie państwowe spółki: PGE Paliwa i Węglokoks. Wspólnie mają sprowadzić do Polski 4,5 miliona ton węgla przeznaczonego do ciepłowni i domowych kotłowni. "Tak żeby zabezpieczyć bieżące potrzeby, ale też żeby mieć rezerwy" - wyjaśniała Anna Moskwa w TVP Info.
Trudno powiedzieć, czy obietnice ministry znajdą pokrycie w rzeczywistości. Po kilku miesiącach chaosu można jednak odnieść wrażenie, że rząd robi dobrą minę do złej gry, próbując jak najdłużej zwodzić wyborców.
"Wiele wskazuje na to, że powstała luka, której już nie da się zasypać" - ocenia Robert Tomaszewski.
"Polska przyjęła węglowe embargo wobec Rosji wcześnie (już w kwietniu - przyp. aut.), by wysłać dyplomatyczny sygnał - reszta unijnych państw decyduje się na nie dopiero od sierpnia. Działanie, by zapełnić braki, podejmujemy z kolei zbyt późno. Lukę będziemy zapełniać więc czym popadnie. Efektem będzie drastyczne obniżenie się jakości powietrza w miejscowościach, gdzie piece węglowe są najbardziej popularne" - twierdzi ekspert.
Prawdopodobnie czeka nas więc zima z niedogrzanymi domami i jeszcze większym niż zazwyczaj smogiem. Czas na działanie - na przykład zwiększone zakupy węgla zagranicą - był kilka miesięcy temu. Ministra Anna Moskwa według doniesień medialnych już na początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę alarmowała, że węgla może zabraknąć. Apelu o poszukiwanie nowych kierunków importu miał wtedy nie posłuchać Mateusz Morawiecki.
Są lepsze pomysły na wsparcie domowych budżetów niż dodatek węglowy, czyli bezwarunkowe wsparcie nabywców węgla równą kwotą - przekonują niektórzy ekonomiści. Instytut Badań Strukturalnych już w grudniu zeszłego roku proponował skierowanie pomocy do najbardziej potrzebujących. Wtedy specjaliści proponowali comiesięczne przekazywanie 2,3 mln gospodarstw bonu w wysokości 200 złotych. Wtedy była to mediana wydatków na pokrycie rachunków za energię i ciepło. Dziś kwota ta powinna rzecz jasna wzrosnąć. O 50 proc. więcej otrzymałyby te z gospodarstw, które wymieniłyby nieekologiczny piec czy przystąpiłyby do programu termomodernizacji.
Oczywiście warto też stawiać na technologie, które nie zużywają paliw stałych - czyli pompy ciepła. Niestety te urządzenia nie uratują nas najbliższej zimy - zaznacza Robert Tomaszewski:
"Nie oszukujmy się - pompy ciepła są bardzo drogie, stać na nie najbogatszych. Będzie potrzebny naprawdę szczodry system zachęt dla osób mniej zamożnych, jeśli chcemy, by było to najbardziej perspektywiczne z urządzeń grzewczych. Chodzi o stworzenie oferty dla średniaków i osób w najtrudniejszej sytuacji finansowej." - ocenia ekspert Polityki Insight.
"Powinniśmy również rozwijać ciepłownictwo systemowe - to sektor, który u nas znajduje się w katastrofalnej sytuacji. Dotychczasowe działania były obliczone na to, by przestawiać się z węgla na gaz. Ceny gazu teraz ograniczają rentowność inwestycji. Małym ciepłowniom brakuje z kolei węgla i pieniędzy. To tam powinna być skierowana maksymalna uwaga państwa." - twierdzi Tomaszewski.
Tomaszewski z powagą w głosie prognozuje, że najbliższej zimy czeka nas najgorszy od kilku dekad kryzys na rynku energii. Niestety z każdym dniem maleje szansa, że uda się go załagodzić. Chaos w rządowej polityce węglowej jedynie podsyca te obawy.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze