0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Iga Kucharska / OKO.pressIl. Iga Kucharska / ...

Szok, niedowierzanie i ból brzucha – to moje typowe reakcje na kolejne doniesienia o wyczynach nowej amerykańskiej administracji, pomysłach Elona Muska, ale przede wszystkim – na wypowiedzi Donalda Trumpa. Paul Krugman nazywa to „eksplozją kłamstwa“.

W 2017 roku „Washington Post“ opublikował wyliczenie, z którego wynikało, iż w ciągu pierwszych (prawie) 300 dni swojej pierwszej kadencji Donald Trump wypowiedział „1628 fałszywych lub zwodniczych stwierdzeń“ – średnio było to prawie pięć i pół kłamstwa dziennie – licząc tylko te wypowiedziane publicznie i zarejestrowane dla potomności.

Jeśli mnie, po drugiej stronie oceanu i w zupełnie innym obszarze językowym, „boli brzuch“ od samego słuchania, to czy to możliwe, że Donald Trump nie odczuwa żadnych negatywnych skutków tego, że kłamie?

A może większość ludzi nie przeżywa kłamstwa, swojego lub cudzego, jako czegoś, co powoduje wspomniany “ból brzucha“, zaś ja niebezpiecznie zbliżam się do karykaturalnej postaci z filmu „Na noże“, pielęgniarki Marty Cabrery, której „na samą myśl o kłamaniu zbierało się na wymioty“? ()

Co to znaczy: kłamstwo?

Zacznijmy od tego, czym jest (i czym nie jest) kłamstwo. Za Oxford Handbook of Lying („Oxfordzki Podręcznik Kłamstwa“, 2019) możemy powiedzieć, że w zachodniej kulturze kłamstwo ma zasadniczo trzy komponenty:

  1. Fałszywość wypowiedzi;
  2. Świadomość wypowiadającego, że wyraża nieprawdę;
  3. Intencjonalne wprowadzenie odbiorcy wypowiedzi w błąd.

Kłamstwem nie będą więc sytuacje, w których nie będzie spełniony co najmniej jeden z tych warunków. Nie skłamie więc osoba, która wbrew intencji skłamania powie nam prawdę, ale sama jest źle poinformowana (czyli nie zostanie spełniony pierwszy warunek: powiedzenia nieprawdy).

Nie będzie też kłamstwem powiedzenie przypadkowo spotkanemu niespecjalnie nam bliskiemu znajomemu „Mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce“, chyba że wiemy, że jest wyjątkowo naiwny i weźmie nas za słowo. Mam znajomych, którzy zwyczajowo żegnają się wesołym „Przyjedziemy do was za tydzień na obiad!“ – za pierwszym razem wzięłam ich na poważnie…

Natomiast w kulturze irańskiej zaproszenie na obiad jest utartą częścią pożegnań, ale traktowane poważnie jest tylko w co dziesiątym przypadku. Podobnie nie wydaje nam się kłamstwem zwyczajowe zapytanie „Jak się masz?“ i równie zwyczajowa odpowiedź „W porządku“, nawet jeśli pytający nie ma za grosz ciekawości, co u nas, a my mamy właśnie chwilową przerwę w biegunce. Są to bowiem wymiany oznaczające powitanie i tylko tego się po nich spodziewamy.

Czym się różni kłamstwo w Japonii od kłamstwa w Hiszpanii

Badania nad semantyką kłamstwa pokazały natomiast bardzo interesujące różnice międzykulturowe. I tak, w Japonii Kimihiro Yoshimura w badaniach z 1995 roku ustalił, że kłamstwo w społecznym odbiorze kojarzy się przede wszystkim z mówieniem obiektywnej nieprawdy (pokrywa się to z japońską definicją słownikową, zob. The Oxford Handbook of Lying, s. 568).

Z kolei w Hiszpanii i Ekwadorze można wyczerpać wszystkie trzy warunki składowe zachodniej definicji kłamstwa, ale nie będzie ono traktowane jak typowe kłamstwo, o ile towarzyszy mu czynnik „calor humano“, wyrozumiałości i zwykłego ludzkiego ciepła (badania Karol Hardin z 2010 roku).

Fumiko Nishimura, autorka rozdziału „Kłamstwo w różnych kulturach“ w The Oxford Handbook of Lying, wskazuje na istnienie korelacji między kolektywistycznym nastawieniem danej kultury a społecznym przyzwoleniem, a nawet naciskiem, na kłamstwa podtrzymujące harmonię społeczną, za to kultury indywidualistyczne będą raczej cenić szczerość. Kłopot z tym stwierdzeniem, jak sama podkreśla, jest jednak taki, że ani oś „kolektywny/indywidualistyczny“, ani nawet „kultura“ nie są ostrymi kategoriami…

Kłamstwo, dodajmy w tym miejscu, zawsze jest faktem społecznym – nie tylko dlatego, że zawsze odbywa się między co najmniej dwiema stronami. Jak pisze Bella DePaulo, pionierka badań nad kłamstwem w obszarze psychologii behawioralnej:

„Nadzwyczajni kłamcy są gwiazdami we własnym show, ale nikt z nich, bez względu jak zdeterminowany, nie dokonałby swoich słynnych oszustw bez mocnej obsady drugiego planu. Niekończąca się lista cudzołożników może liczyć na wsparcie współmałżonków, którzy nie potrafili zobaczyć tego, na co patrzyli własnymi oczami, a także kochanków i kolegów, którzy nie zdradzali się z tym, co wiedzieli.

Przypadek Janet Cooke

Ben Bradlee i cała redakcja ‘Washington Post’ pełna mądrych ludzi wspólnie zadecydowali o publikacji napisanego przez Janet Cooke materiału o Jimmym, ośmioletnim heroiniście, za który autorka dostała Pulitzera. Materiał był, oczywiście, wyssany z palca. Z perspektywy czasu wielu oszukanych patrzy na swoje doświadczenia z rozgoryczeniem…“ (Bella DePaulo, The Psychology of Lying and Detecting Lies, 2018).

We wspomnianym, przełomowym dla psychologii kłamstwa studium pod przewodnictwem DePaulo (DePaulo, Kashy, Kirkendol, Wyer & Epstein, 1996) 147 osób, w tym 77 studentów college’u i 70 pełnoletnich osób spoza tej grupy, przez tydzień prowadziło „dzienniczki kłamstw“, notując każde (w miarę możliwości) swoje minięcie się z prawdą i jego okoliczności. Na podstawie tych zapisków zespół DePaulo stworzył zestawienie, z którego wynikało, że:

  1. Tylko 7 osób na 147 stwierdziło, że w okresie objętym badaniem nie skłamali ani razu;
  2. Ogółem odnotowano 1535 kłamstw, z czego 1058 wśród studentów, a 477 w grupie nie-studentów (średnia dzienna wyniosła 1,96 kłamstwa na każdą osobę studencką i 0,97 na każdą osobę niestudencką. Tygodniowo średnio studenci kłamali 11 razy, nie-studenci tylko 4,5 raza);
  3. Intensywność kłamania korelowała z intensywnością życia społecznego; osoby niestudenckie częściej niż studenci kłamali w relacjach twarzą w twarz (odpowiednio 70 proc. kłamstw i 61 proc. kłamstw);
  4. Kłamstwa pogrupowano na „korzystne dla siebie“ lub „zorientowane na siebie“ (celem wywarcia pozytywnego wrażenia, podtrzymania reputacji, osiągnięcia lepszej pozycji, uniknięcia kary – ta kategoria objęła 50 proc. wszystkich wypowiedzianych kłamstw), „zorientowane na innych“ (inaczej „miłe kłamstwa“: podtrzymywanie cudzej reputacji, poprawianie komuś nastroju, unikanie zrobienia przykrości – około 25 proc. kłamstw) i „zorientowane społecznie“ (około 25 proc. kłamstw, np. „jestem zajęty“ zamiast „nie mam ochoty przyjść na tę imprezę“). Choć kategorie te czasem się nakładają, np. kłamstwo służy zarówno własnemu interesowi kłamiącego, jak i interesowi kogoś drugiego. Typowo tylko 1-2 proc. kłamstw miało charakter okrutny, tzn. służyło poniżeniu lub miało zadać ból odbiorcy.
  5. Najwięcej kłamstw „zorientowanych na siebie“ wypowiadają mężczyźni do innych mężczyzn (od 3 do nawet 9 razy więcej kłamstw zorientowanych na siebie niż na innych); najwięcej „miłych kłamstw“ – kobiety do innych kobiet (tyle samo „miłych kłamstw“, co kłamstw zorientowanych na siebie); pary mieszane mieściły się gdzieś pomiędzy tymi proporcjami (niestety w badaniu opublikowanym w 1996 r. nie uwzględniono więcej niż dwóch płci: już z tego tylko powodu warto byłoby je powtórzyć).
  6. Kłamstwa można podzielić na „kategorie wagowe“: kłamstwa wprost (bezczelne kłamstwa, w których kłamiący podaje kompletną nieprawdę), wyolbrzymienia i subtelne kłamstwa, w których prawdy używa się do tego, by zmylić odbiorcę.

O wykrywaniu kłamstw

Kłamstwo jest szczególnym wyzwaniem dla stróżów sprawiedliwości: pewne kategorie kłamstw, takie jak oszustwo, fałszerstwo, defraudacja, krzywoprzysięstwo, zniesławienie, zgwałcenie z użyciem podstępu itd., uznajemy za przestępstwa.

Inne przestępstwa można udowodnić, jedynie przedzierając się przez gąszcz kłamstw, czyli mataczenie, składanie fałszywych zeznań itp., też zresztą obwarowane sankcją karną (zob. rozdział XXX ustawy Kodeks Karny – Przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości). Trudno sobie wyobrazić film, serial czy powieść kryminalną bez sceny przesłuchania opierającej się na rozplątywaniu kłamstw, przemilczeń i przeinaczeń, których z różnych powodów dopuścili się świadkowie – wśród których, jak wilk w owczej skórze, kryje się sprawca.

Techniki wykrywania kłamstw – od wariografu przez tropienie tzw. mikroekspresji aż po wychwytywanie „sygnałów behawioralnych“ – opierają się na założeniu, że kłamstwo w jakiś – ale z pewnością charakterystyczny sposób – zmienia nasze samopoczucie.

Wariografy w obecnej formie najczęściej mierzą trzy wskaźniki niekontrolowanego podniecenia (tzn. mimowolnej reakcji na wypowiedzenie kłamstwa): puls i ciśnienie krwi, oddech i przewodnictwo skórne (zmiany oporu elektrycznego skóry związane z potliwością).

W latach 90. XX w. psycholog zajmujący się emocjami Paul Ekman opracował metodologię szkoleniową wykrywania kłamstw opierającą się na tezie o związku kłamstw z reakcjami emocjonalnymi – według niego najczęściej z oszukiwaniem wiąże się poczucie winy, lęk i… ekscytacja (wynikająca z tego, że „znowu się udało“).

Obserwowanie przecieków

Metodologia Ekmana polegała na trenowaniu uważności na dwojakie „wskazówki kłamstwa“: „przeciek”, gdy kłamca mimowolnie ujawnia prawdę, i wskazówki fałszu, gdy zachowanie okłamującego tylko zdradza, że to, co powiedział, nie jest prawdą (P. Ekman, Kłamstwo i jego wykrywanie w biznesie, polityce i małżeństwie, 2011).

„Przeciekiem“ może być zmiana tonu głosu, niepasująca do wygłaszanego komunikatu. „Wskazówkami fałszu“ miały być przede wszystkim „mikroekspresje“ wspomnianych wcześniej emocji związanych z kłamaniem: poczucia winy, strachu lub podniecenia.

Z kolei „sygnały behawioralne“ jako sposoby na wykrywanie kłamstw można podzielić na dwa typy. Przedawnione jest już przekonanie, że pewne gesty, np. zakrywanie oczu lub twarzy czy siadanie na dłoniach, czy odruchy, jak mruganie, miałyby oznaczać, że mówiący kłamie i usiłuje to ukryć.

Obecnie zwraca się uwagę na subtelniejsze oznaki – jak np. opóźniony czas reakcji, robienie błędów w mowie, rezygnacja z gestykulacji – wiążą się z obciążeniem aparatu poznawczego; a kłamstwo to bardzo często wyzwanie intelektualne (zob. A. Vrij, Detecting Lies and Deceit. The Psychology of Lying and the Implications for Professional Practice, 2012).

Wszystkie te metody mają swoich zwolenników, ale wielu naukowców wskazuje na ich ograniczenia. W 2004 roku American Psychology Association zamieściło na swojej stronie materiał pt. The Truth About Lie Detectors („Prawda o wykrywaczach kłamstw”). Artykuł zwraca uwagę, że o ile „skumulowane rezultaty badań sugerują, że testy pytań kontrolnych [z użyciem wariografu] dają lepsze wyniki niż losowanie, ale mają znaczące marginesy błędu, zarówno źle klasyfikując niewinnych (wynik fałszywie dodatni), jak i nie wykrywając winnych (wynik fałszywie ujemny)“. Ponadto, badania pokazują wysoką skuteczność „przeciwdziałań“, które wpływają na wzorce pobudzenia.

Wszystkie wspomniane wyżej techniki łączy to, że zakładają uniwersalne sposoby przeżywania i opracowywania kłamstw; tymczasem nie ma badań, które potwierdzałyby, że takie „powszechniki“ istnieją. Co więcej, neuroobrazowanie wykorzystywane w badaniach nad kłamstwem wydaje się pokazywać, że „wzorce aktywacji neuronalnej i łączności funkcjonalnej znacząco różnią się od osoby do osoby, jednak na poziomie jednostkowym można ich używać jako wskaźnika nieuczciwości“ (L. Yin, B. Weber, 2018).

Fizjologia i neurofizjologia kłamstwa

Badacze Robin Shao i Tatia M.C. Lee z Uniwersytetu w Hong Kongu przeprowadzili niezwykle ciekawe badania nad kłamstwem (2017), w których porównali wyniki neuroobrazowania dwóch grup mających kłamać: nieosadzonych w więzieniu osób z podwyższonymi wynikami na skali psychopatii (Psychopathic Personality Inventory-Revised, PPI-R) i osób o niższych wynikach na tej samej skali.

Badano kłamstwa mające przynieść kłamiącym indywidualną korzyść (zorientowane na siebie) w obszarze rozpoznawania twarzy. Badanie miało pokazać nie tylko wyniki pojedynczych testów, ale także zmian w mózgu dokonujących się dzięki „treningowi“ w kłamaniu.

Zgodnie z uzyskanym obrazowaniem, kłamstwo, zwłaszcza „pierwsze“, aktywuje tylny zakręt obręczy limbicznej – części mózgu odpowiedzialnej między innymi za przypisywanie wartości emocjonalnej bodźcom, w szczególności bólowi, oraz prawidłowe opracowywanie lęku.

Oznacza to, że zarówno u osób o podwyższonych wynikach na skali psychopatii, jak i osób o niższych wynikach kłamstwo, przynajmniej pierwsze, wywołuje podobne impulsy bólowe i skorelowany z nimi lęk. Natomiast w grupie osób o podwyższonych wynikach na skali PPI wraz z treningiem obniżała się konieczność angażowania tych obszarów mózgu, które odpowiadają za funkcje wykonawcze i opracowanie emocji – podczas gdy u osób o niskich wynikach na skali psychopatii aktywność tych części mózgu nie tylko nie była niższa, ale z czasem też potrafiła wzrastać.

Badacze połączyli tę rozbieżność z obniżaniem się ładunku afektywnego w przypadku kłamstwa – czyli z tym, że decyzja o skłamaniu robi z czasem coraz mniejsze wrażenie. Badania Tali Sharot z University of London z 2016 roku potwierdziły, że mózg adaptuje się do kłamstwa, a dokładniej: inicjująca stres reakcja ciała migdałowatego jest coraz mniejsza wraz z kolejnymi aktami oszustwa. Ale istotnym czynnikiem było też wypracowanie przez mózg osoby o cechach psychopatycznych strategii przełączania się między dwoma wzorcami reakcji na bodziec, w zależności od tego, czy badacze oczekiwali kłamstwa, czy powiedzenia prawdy. Innymi słowy, osoby o skłonnościach do psychopatii nie tyle nigdy nie odczuwają przykrych impulsów związanych z kłamaniem, ile lepiej potrafią sobie z nimi radzić – a i same impulsy wysyłanie z ciała migdałowatego są mniej intensywne u osób, które mają większe skłonności do lekceważenia norm społecznych.

Czy kłamanie jest szkodliwe dla zdrowia...

Dwa lata przed publikacją wyników badań z Hong Kongu amerykańskie psycholożki Leanne ten Brinke, Jooa Julia Lee i Dana R. Carney (2015,) zadały sobie pytanie, czy istniejące wówczas (czyli do 2015 roku) badania dają nam jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy kłamanie jest szkodliwe dla zdrowia. Skupiły się na „mierzalnych biomarkerach“ pozyskiwanych z mózgu (obrazowanie metodą biorezonansu magnetycznego), ciała (tętno, wydolność serca) i badań biologicznych (poziom kortyzolu), które połączyły z oznakami gorszego zdrowia.

Na podstawie sześciu badań z użyciem neuroobrazowania badaczki mogły stwierdzić, że zarówno na etapie przygotowywania kłamstwa, jak i wypowiadania go aktywowany jest tylny zakręt obręczy limbicznej – obszar mózgu odpowiedzialny za interpretację przykrych doznań (innymi słowy: tak, kłamstwa bolą).

Wiele zależy od typu kłamstwa: spontaniczne kłamstwa angażują rozległe rejony mózgu odpowiedzialne za przetwarzanie emocji i funkcje kognitywne, co może upośledzać naszą wydolność poznawczą. Z kolei przygotowane już kłamstwo aktywuje jedynie odpowiedzialny za kontrolę wspomnień fragment środkowego zakrętu czołowego.

Badaczki wskazywały na związek między wykrywanymi fizjologicznymi i biologicznymi konsekwencjami kłamstwa (od obniżonych funkcji poznawczych mózgu przez podwyższone ciśnienie krwi i tętno po podwyższone poziomy testosteronu i kortyzolu) z zagrożeniami dla zdrowia.

Co więcej, samo obserwowanie czyjegoś kłamstwa może mieć negatywne dla zdrowia konsekwencje – wynika to z faktu, że fizjologiczne reakcje na stres są zaraźliwe (innymi słowy, widząc kogoś, kto poci się i czerwienieje na twarzy, sami możemy doświadczyć zwiększonej potliwości i podwyższonego ciśnienia); istnieją także badania potwierdzające, że ciało osoby obserwującej kłamcę reaguje na to analogicznie jak na postrzeganie niebezpieczeństwa (w 2019 roku ten sam zespół badaczek przedstawił wyniki badań potwierdzających istnienie automatycznych reakcji fizjologicznych na postrzegane oczywiste kłamstwa).

... i samopoczucia

Kolejnym, niezwykle interesującym aspektem jest relacja między kłamaniem a samopoczuciem psychicznym. W opublikowanym pod koniec 2023 roku artykule grupa holenderskich badaczy pod przewodnictwem prof. Marielle Stel przedstawiła wyniki czterech badań potwierdzających istnienie silnej korelacji między kłamaniem a obniżoną samooceną i negatywnym samopoczuciem – i to zarówno w przypadku kłamstw zorientowanych na siebie, jak i kłamstw zorientowanych na innych.

Dotyczyło to zarówno samooceny i samopoczucia w dniu kłamstwa, jak i uśrednionych wyników dla jednego i drugiego w przeciągu pięciu kolejnych dni (nie ma natomiast związku pozwalającego przewidywać prawdopodobieństwo kłamstwa z uwagi na samoocenę danej osoby).

Podsumowując: owszem, kłamanie jest przykre, obniża nastrój i samoocenę, ale można się do niego przyzwyczaić – o ile nasze otoczenie nam w tym nie przeszkadza. Stres związany z kłamstwem wzrasta bowiem wraz z prawdopodobieństwem wykrycia kłamstwa i konfrontacji (A. Vrij, Detecting Lies and Deceit, 2012).

Kłamca extraordinaire

Być może to właśnie tłumaczy niezwykły profil Donalda Trumpa jako kłamcy extraordinaire. Nie tylko kłamie on znacząco częściej niż znakomita większość reszty ludzkości. Ale też – jak ustaliła w artykule „I study liars. I’ve never seen one likę President Trump“ („Badam kłamców. Nigdy nie wiedziałam kogoś takiego jak prezydent Trump“) wielokrotnie już wspominana Bella DePaulo – aż połowę kłamstw wypowiedzianych przez Trumpa w okresie objętym badaniem stanowiły tak zwane przez DePaulo kłamstwa okrutne (w typowych „dzienniczkach kłamstw“ z jej badań stanowiły one 1-2 proc. wszystkich kłamstw).

Nastawione na poniżenie i zadanie cierpienia kłamstwo okrutne ma kilka cech wyróżniających:

  1. W przeciwieństwie do wielu kłamstw, które mogą pozostać długo albo nigdy niewykryte jest dla odbiorcy oczywiste w swojej nieprawdzie, co może potęgować reakcję stresową.
  2. Kreuje świat podzielony na „onych“ – adresatów / przedmiotu kłamstwa – i „nas“ związanych z kłamcą i przyjmujących jego wersję (co potwierdza polityka personalna nowego prezydenta USA, który usuwa ze swojego otoczenia wszystkie osoby skłonne mu się przeciwstawiać i rozliczać z siania zamętu i nieprawdy).
  3. Na dłuższą metę zniechęca (większość) obserwujących do śledzenia wypowiedzi powodujących nieprzyjemne reakcje organizmu.

Innymi słowy, kłamstwa Donalda Trumpa mają nam sprawić jak największą przykrość – po to, aby przez zniechęcenie i odsiewanie członków otoczenia zminimalizować… jego własne negatywne reakcje i stres.

W mniejszym nasileniu zjawisko to obserwujemy jako tendencję polityków na wysokich szczeblach władzy do stopniowej utraty kontaktu z realnym życiem wynikającą z efektu „kabiny pogłosowej“ – otoczenia powielającego ich własne wypowiedzi i poglądy.

Donald Trump używa „okrutnych kłamstw“ do tego, by taką „kabinę pogłosową“ wytworzyć jak najszybciej.

Dziękuję Iwonie Stefańczyk za konsultacje z zakresu funkcjonowania mózgu i interpretacji neuroobrazowania.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Agata Czarnacka
Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze