0:000:00

0:00

Jest już jasne, że na rolnictwo na lata 2020-2027 dostaniemy mniej pieniędzy niż w poprzedniej siedmiolatce. O ile mniej, nie jest jeszcze przesądzone - minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel zapowiedział ostrą walkę z Komisją Europejską.

Na razie propozycja KE jest dla nas bardzo niekorzystna - dla Polski przewidziano 18,86 mld euro na dopłaty bezpośrednie (licząc w cenach bieżących, czyli z uwzględnieniem inflacji) i 8,19 mld na rozwój obszarów wiejskich.

To mniej o ok. 7 proc. na dopłaty i o ok. 27 proc. mniej na rozwój obszarów wiejskich niż było w latach 2014-2020.

Unia od lat tnie budżet na rolnictwo

W gruncie rzeczy cięcia nie są żadną niespodzianką. Unia od lat tnie budżet na rolnictwo, bo zmieniły się cele polityki rolnej. Po II wojnie chodziło o zapewnienie Europie samowystarczalności żywnościowej, dlatego na rolnictwo szło aż 70 proc.

Teraz Unia jest gigantycznym producentem żywności i ma problemy z nadprodukcją, a nie jej brakiem.

A do tego doszły nowe problemy np. z uchodźcami. Wielka Brytania wychodzi z Unii, będzie mniej pieniędzy, komuś trzeba było zabrać. Zabiera się więc rolnikom, Wspólna Polityka Rolna (WPR) nie jest już najważniejsza. I tak na lata 2014-2020 na WPR poszło 38 proc. całego budżetu unijnego, teraz ma to być 30 proc. Spadek jest istotny.

Zrównanie dopłat w dół

Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel uspokaja, że to dopiero wstępna propozycja KE (to fakt) i mamy jeszcze rok na negocjacje (też fakt), a on w czerwcu sam coś zaproponuje. A w ogóle to będzie dążył do zrównania dopłat jakie otrzymują nasi rolnicy z dopłatami rolników zachodniej Europy.

Powtórzył więc hasło PiS z kampanii wyborczej sprzed dwóch lat, które do tej pory nie doczekało się realizacji. Problem w tym, że faktycznie dopłaty dla polskich rolników zbliżą się trochę do średniej unijnej, ale w kieszeni rolnicy będą mieli mniej pieniędzy.

Ale nie to jest najbardziej dramatyczne - najgorsze jest rozłożenie tych cięć.

Dwa filary

Pieniądze unijne na rolnictwo są dzielone na tzw. dwa filary - pierwszy idzie na dopłaty bezpośrednie, drugi na rozwój obszarów wiejskich. Filar pierwszy trafia do każdego, kto ma choć hektar ziemi. A to znaczy, że dla ponad miliona drobnych i bezproduktywnych gospodarstw te pieniądze spełniają rolę zasiłku socjalnego. Nie idą na rozwój rolnictwa, a właściciele tych gospodarstw, którzy rolnikami są tylko z nazwy, a utrzymują się z pracy poza rolnictwem, trzymają ziemię tylko dla tych dopłat.

I w ten sposób od lat hamują przepływ ziemi, która nie trafia do rolników chcących powiększać swoje gospodarstwa.

Drugi filar natomiast odegrał niezwykle istotną rolę w przeobrażaniu naszego rolnictwa po 2004 roku, To właśnie z tej koperty idą fundusze na modernizację gospodarstw, nowe inwestycje, na kupno maszyn, budowę obór czy chlewni, zakup zwierząt, drobne przetwórstwo, rozwój infrastruktury wiejskiej, która poprawia życie na wsi itd.

Do tej pory Polska z tego II filaru otrzymywała najwięcej ze wszystkich krajów członkowskich. I nadal tak będzie, ciągle jesteśmy tu liderem, tyle że

tu właśnie cięcia są największe - pieniędzy będzie aż o 26,6 proc. mniej, licząc w cenach bieżących.

Z ekonomicznego punktu widzenia to fatalna dla nas decyzja. Cięcia w funduszach rozwojowych utrwalą naszą ciągle słabą strukturę rolną, w której przeważają małe i nieefektywne gospodarstwa.

Dopłata do dopłat

To nie jedyna zmiana. Do tej pory mogliśmy z tego drugiego filara aż 25 proc. pieniędzy przesuwać na dopłaty. Dzięki temu nasi rolnicy faktycznie otrzymywali dopłaty na poziomie średniej unijnej (bez tego przesunięcia dostawali by 81 proc. średniej unijnej).

Teraz będzie można przesunąć tylko do 15 proc.

W liczbach to wygląda tak:

  • na lata 2014-2020 na II filar mieliśmy ok. 12 mld euro z czego 4 mld przesunęliśmy na dopłaty,
  • teraz na lata 2021-2027 będziemy mieli 8,19 mld euro, z czego na dopłaty będzie można przesunąć jakieś 1,2 mld euro. A to oznacza po prostu mniejsze pieniądze. Nie jest to spadek dramatyczny, ale jest.

Paradoksalnie PiS może to sprzedać wiejskiemu elektoratowi jako swój sukces. Bo dopłaty spadną też innym i w rezultacie KE zakłada że

pod koniec tej siedmiolatki nasi rolnicy będą dostawać już nie 81 ale 86 proc. średniej unijnej dopłat.

PiS więc spełnia obietnice o zrównywaniu dopłat, tyle że jest to równanie w dół, do malejących dopłat, ale z tego rolnicy jeszcze nie zdają sobie sprawy.

Samotność Polski

Propozycja KE to jaskrawy dowód na samotność Polski na unijnej arenie. Dla Francji, Niemiec czy Holandii najważniejsze są dopłaty bezpośrednie, dlatego tu cięcia są mniejsze - średnio w Unii o ok. 4 proc.

II filar jest mniej istotny dla tych krajów, więc tu krojono mocniej. A naszego głosu nie brano pod uwagę. Nie tylko dlatego że nie potrafimy budować sojuszy, a od pewnego czasu wyraźnie staliśmy się kłopotliwym członkiem Unii.

Rząd PiS nie radzi sobie z wydawaniem pieniędzy

Prawdopodobnie brano też pod uwagę dane statystyczne, z których jasno wynika, że w obecnej siedmiolatce kompletnie nie radzimy sobie z wykorzystaniem funduszy z II filara.

Do stycznia 2018 roku, czyli na półmetku z puli II filaru przyznanej nam na lata 2014-2020 Polska wydała tylko 16,7 proc. To daje nam przedostatnie miejsce w Unii, gorsi od nas są tylko Węgrzy.

Szanse na pełne wykorzystanie pieniędzy są znikome.

Narzekamy na unijne skomplikowane procedury, ale przecież w tym samym czasie, opierając się o te same procedury Austria wykorzystała 37 proc, Litwa i Portugalia podobnie, Rumunia 31, a Francja 27,5 proc. A w poprzedniej siedmiolatce wykorzystaliśmy ponad 99 proc. pieniędzy z II filara.

Coś więc się w zarządzaniu unijnymi funduszami dzieje w Polsce niedobrego i żadne tłumaczenia ministra rolnictwa tych liczb nie zmienią.

Komentarze