"Mamy świadomość uczestnictwa w wydarzeniach ogromnej wagi, których siła zależy od skali solidarności nauczycieli w całej Polsce", piszą do uczniów nauczyciele z Sempołowskiej i decydują się nie przerywać protestu "bez względu na kalendarz klasyfikacji". "Dopiero gdy nauczyciel będzie wynagradzany na godziwym poziomie, możemy zacząć rozmowę o edukacji"
"Piszemy ten komunikat do wiadomości pani minister Anny Zalewskiej, ale przede wszystkim ku pokrzepieniu wszystkich nauczycieli strajkujących, z nadzieją na zrozumienie ze strony uczniów i rodziców, którzy odczuwają ciężar naszej decyzji.
Strajk zostanie zakończony tylko w przypadku spełnienia przez stronę rządową postulatów wynegocjowanych w naszym imieniu przez dwie centrale związkowe".
Tak napisali do swoich uczniów nauczyciele z warszawskiego XVI LO im. Stefanii Sempołowskiej. Podjęli decyzję o nieprzerywaniu strajku, nawet jeżeli miałoby to utrudnić przebieg matur w zaplanowanym terminie. Rozmawiamy z jednym z nich - Adamem Hornungiem, 33-letnim nauczycielem historii i WOS.
Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Postanowiliście strajkować, nawet jeżeli miałyby na tym ucierpieć egzaminy maturalne. To duży koszt dla uczniów. Jesteście na to gotowi?
Adam Hornung: To trudne. Podtrzymujemy się na duchu uznając, że organizacja egzaminów to odpowiedzialność ministra edukacji. Czyli minister Zalewska powinna dążyć do tego, żeby egzaminy się odbyły. Oczekujemy jakiegokolwiek gestu dobrej woli, tymczasem widzimy okopanie się na pozycji.
W czasach rewolucji przemysłowej strajki kończyły się zwykle zmasakrowaniem protestujących, którzy ośmielali się wstrzymywać od pracy, a nawet niszczyć maszyny jak np. w Lyonie w 1831. Wtedy nie było woli rozmowy ze strajkującymi, była tylko wściekłość. Z czasem rozpowszechniło się prawo do strajków.
Możliwość prowadzenia legalnego strajku jest wielką zdobyczą demokracji i dziś z niej korzystamy. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wywołujemy wściekłość rządzących, podobnie jak tkacze Lyonu sprzed dwustu lat, bo “oddziały” rządowe masakrują nas dziś w internecie i mediach publicznych. Podkreślam jednak - prawo jest po naszej stronie.
Matury są dla nas bardzo ważne. W końcu to my przygotowujemy do nich uczniów i zawsze z niepokojem obserwujemy ich zmagania egzaminacyjne. To, o co walczymy, ma jednak znacznie większe znaczenie, czy też, znaczenie tego, o co walczymy jest z innego porządku, bo chodzi o przyszłość szkolnictwa publicznego.
Strajkujecie z powodu niskich płac.
Punkt wyjścia to rzeczywiście względy ekonomiczne. Po pierwsze, tylko warunki pracy mogą być powodem wejścia w spór zbiorowy. Po drugie, uważamy, że trzeba wyjść od podwyżek, żeby w ogóle rozpocząć poważną rozmowę o zmianach w edukacji. Dopiero gdy nauczyciel będzie wynagradzany na godziwym poziomie, możemy zacząć taką rozmowę. Bardzo podobało mi się to, co powiedział prof. Adam Strzembosz - że nauczyciele powinni mieć pieniądze, by móc uczestniczyć w kulturze, chodzić do kina i teatru, i żeby poziom ich życia nie był niższy niż rodziców dzieci, które uczą [Adam Strzembosz mówił o tym 11 kwietnia 2019 podczas inauguracji Komitetu Społecznego "Wspieramy nauczycieli", który prowadzi zbiórkę na Fundusz Strajkowy - red.].
We wtorek debatowaliśmy nad tym, jak powinna wyglądać edukacja w Polsce. Problemem jest m.in. to, że w szkole podstawa programowa jest bożkiem - nie ma nic ważniejszego. Nie ma czasu na budowanie relacji z uczniem, na to, żeby tego ucznia przygotować do życia w szybko zmieniającej się rzeczywistości.
Buntujemy się też przeciwko zmianom w edukacji przeprowadzanym ad hoc, bez konsultacji, bez planu, bez poważnej debaty. Te zmiany powinny być przede wszystkim konsultowane z praktykami edukacji, a nie z jakimiś teoretykami z ministerstwa. Trzy lata temu powstał raport “Reforma Kulturowa 2020-2030-2040” [Raport czytaj tutaj] . Fenomenalna diagnoza polskiej edukacji, a także plany na przyszłość, tyle, że nikt z ministerstwa tego chyba nie czytał, bo w obecnej reformie nie ma po tym śladu.
Dla nas ten strajk to takie katharsis. Doszliśmy do ściany, dalej już się po prostu nie dało. Po rozpoczęciu strajku atmosfera w szkole jest niesamowita, pełna solidarność. Żadne paintballe i quady integracyjne by tak nas nie zjednoczyły, a to zasługa pani minister.
Dlaczego strajkujecie właśnie teraz? Decyzję podjęła oczywiście centrala związkowa, ale strajk ma wielki odzew, bez poparcia nauczycieli z całej Polski to by się nie udało.
Poza tym, co już powiedziałem, są jeszcze dwie kwestie. W tym okresie roku zazwyczaj przychodzą informacje, jak będzie wyglądał rozkład godzin na kolejny rok szkolny. Dowiadujemy się więc, że z powodu reformy będziemy np. uczyć na korytarzach, bo brakuje pomieszczeń, by pomieścić podwójny rocznik.
Po drugie, wydawnictwa nadsyłają propozycje podręczników na przyszły rok. Okazało się, że te podręczniki niewiele się różnią od tych, z których korzystałem na początku swojej kariery nauczycielskiej 10 lat temu. Jak mam to rozumieć?
Czy właśnie dopełnia się zemsta na poprzednim systemie poprzez ostentacyjne przywracanie jego wcześniejszej wersji? Czy te ogromne koszty organizacyjne i emocjonalne są warte tej zmiany? Trudno powiedzieć, bo nikt na ten temat z nami nie rozmawiał. Jesteśmy naprawdę wściekli.
Jak reagują uczniowie?
Wspaniale. Niektórzy chodzą na zajęcia na uniwersytecie przygotowane specjalnie na czas strajku, a potem przychodzą z powrotem do szkoły, by dodać nam otuchy. Mówią, że to dla nich ważne i - choć oni sami by tak nie powiedzieli, bo nie znoszą patosu - że pobierają lekcję postaw obywatelskich.
Nie ma tu zbyt wielu maturzystów, bo się uczą, chociaż jedna z maturzystek współorganizowała protest uczniów we wtorek pod MEN.
To jest bardzo ciekawe, bo nagle wielu uczniów wspiera nauczycieli, których do tej pory mogła bardzo nie lubić. Ale to jest błędne koło - część nauczycieli jest, jaka jest, bo zarabia tak mało, że to godzi w ich poczucie godności.
Jeżeli w oczach społeczeństwa, a nawet własnych żon/mężów czy rodzin są nieudacznikami, którzy nic w życiu nie osiągnęli, trudno, żeby ich poczucie własnej wartości było wysokie. Żeby przyciągnąć do zawodu naprawdę dobrych nauczycieli, najlepszych, trzeba im podnieść płace.
Więc walka toczy się może przede wszystkim o tych, którzy dopiero przyjdą do tego zawodu.
Jak wygląda strajk w waszej szkole?
W poniedziałek zaczęliśmy o 8.00. Wcześniej dopełniliśmy wszystkich formalności i mogliśmy legalnie strajkować. W naszym referendum prawie 80 proc. pracowników - nauczycieli i pracowników niepedagogicznych - poparło strajk. Zaczęliśmy od listu otwartego do uczniów gimnazjów - to była odpowiedź na ich list, w którym apelowali do nauczycieli, żeby strajk nie przeszkodził w przeprowadzeniu egzaminów gimnazjalnych.
Wtorek był bardzo aktywny - dołączyliśmy do Narady Obywatelskiej o edukacji organizowanej przez środowisko skupione wokół grupy JaNauczyciel. Zastanawialiśmy się, jak powinna wyglądać edukacja w Polsce, co powinno się zmienić.
W środę zaczęli do nas przychodzić różni ludzie - rodzice, uczniowie, znajomi i przynosić nam jedzenie, słodycze. Co najmniej jakbyśmy szykowali się na strajk okupacyjny.
W czwartek napisaliśmy ten manifest [w tekście powyżej], który ma wesprzeć innych nauczycieli i inne szkoły - żeby było wiadomo, że nie ustąpimy, że będziemy strajkować tyle, ile trzeba.
Każdy dzień zaczynamy od sprawdzenia wiadomości z ministerstwa, czy coś się zmieniło, ale jak dotąd - bez zmian.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze