0:000:00

0:00

Ela i Marek Błaszczykowie dowiedzieli się z listu. “Córka przyczepiła go do klamki. Akurat wyjeżdżaliśmy do Londynu. Mieliśmy otworzyć po powrocie, ale nie wytrzymaliśmy”.

Pierwsza myśl to zadzwonić i powiedzieć, że wszystko jest okej. “Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby dać córce pozwolenie na bycie lesbijką. Większość rodziców, szczególnie ojców, uważa, że pod seksualnością czy tożsamością dziecka trzeba się podpisać. My nie i w tym sensie jesteśmy nietypowi” — opowiada Marek.

Rodzice osób LGBT+
Na zdjęciu: Elżbieta i Marek Błaszczykowie / fot. Agata Kubis

Oboje od ponad dwóch lat działają w stowarzyszeniu “My, rodzice”, które zrzesza głównie matki osób LGBT. “Mężczyźni trafiają się czasem, ale raczej przychodzą jak do dentysty. Zaleczyć ból i odejść. Częściej zostają kobiety. Czują, że zaciągnęły ogromny dług. Wciąż pamiętają siebie z sytuacji zagubienia i chcą pomóc innym przejść przez coming out dziecka”.

Ich obecność od dwóch lat uświetnia Marsze Równości. Wychodzą na ulice nie tylko w imieniu własnych dzieci, ale wszystkich, które cierpią przez odrzucenie.

Ze statystyk organizacji LGBT wynika, że średnio połowa matek i zaledwie co czwarty ojciec w Polsce w ogóle dowiaduje się o tym, że ich dziecko jest nieheteronormatywne lub transpłciowe.

"Innymi słowy, tylko połowa matek i jedna czwarta ojców zasłużyło na zaufanie dziecka. To klęska"

- wylicza Marek. A wiedzieć, to jeszcze nie akceptować. Są tacy, którzy mówią "nie jesteś już moim dzieckiem", "w życiu tego nie zaakceptuję". Są też tacy, którzy wypierają albo ukrywają. Według Eli i Marka najczęściej przyjęta strategia to "nie mówmy nikomu", no bo "co ludzie powiedzą".

"Typowa polska tradycja. Każda rodzina w Polsce ma szafę z trupami. I tam też próbuje wcisnąć swoje dziecko" - mówi Marek.

"A to jest powiedzeniem: synu, córko, wstydzę się za ciebie. Dla dzieci to ogromne cierpienie, ale dla rodziców też" - dodaje Ela.

"Pamiętam, jedną z naszych mam, nauczycielkę z katolickiej szkoły.

Nikomu nie mogła powiedzieć, bo by ją w pięć minut z pracy wyrzucili, że wychowała takiego »zboczeńca«. Dusiła się ogromnie.

Syn poprosił, żeby nie opowiadała nawet mężowi. Pomógł jej śmiech. Jechała kiedyś z mężem przez Warszawę w dniu Parady. No i zaczęła się typowa polska rozmowa: czy to dobrze, że maszerują czy nie dobrze. W pewnym momencie mąż mówi: »a ty wiesz, że ten Józek, to się okazał gejem. Ja wiedziałem, ja to takiego zawsze bym poznał«. O, tak wiedział, że syna nie rozpoznał"

***

Przy Kampanii Przeciw Homofobii działa "Akademia Zaangażowanego Rodzica". Większość członków stowarzyszenia to absolwenci warsztatów. To właśnie tam, podczas spotkań z innymi rodzicami, osobami LGBTQ, psychologami i socjologami matki i ojcowie przechodzą proces godzenia się z orientacją seksualną i tożsamością płciową dziecka. Typowe reakcje?

"Szloch. Pierwsze spotkanie to wypłakiwanie napięcia. Wtedy słyszymy o tygodniach niepewności, strachu. I uldze, że możesz być wśród swoich" - mówi Ela.

Co jest najtrudniejsze? Według Marka zawiedzione oczekiwania. "Wielu rodzicom ciężko rozstać się z programem przyszłości swoich dzieci, wspaniałą wizją, którą przez lata budowali". Ale słowo, które pojawia się najczęściej to: "wnuki".

"I byłbym cyniczny, gdybym powiedział, że nas to nie dotyczy. Gdy córka nam się wyoutowała mieliśmy już szóstkę wnuków. Dziś jest ich ósemka. To na pewno pomogło w akceptacji homoseksualności naszego dziecka. Wiem, że wśród wielu rodziców pokutuje przeświadczenie, że jeśli ktoś jest osobą LGBT, to nie może mieć dzieci. Niby słyszymy, że jest inaczej, ale ta myśl od razu się pojawia".

W zaakceptowaniu dziecka nie pomaga też religia. "Oboje jesteśmy z niewierzących rodzin. Nie szukamy drogi do zbawienia. Nie mamy obciążeń katolickich dogmatów. Opowieść o grzechu nie weszła nam pod skórę. Ale w Polsce to ogromny problem" - mówi Marek.

"I nie ma się co dziwić" - dodaje Ela i przytacza historię jednej z grupowych mam.

Aniela, bardzo wierząca. "Gdy dowiedziała się, że córka jest lesbijką, poszła do swojego autorytetu, czyli księdza. Zapytała go, co ma teraz zrobić. A ten bez skrupułów powiedział, żeby wyrzuciła »to obrzydlistwo« z domu.

Na co Aniela mówi: »Halo, halo, ale co z tym miłosierdziem?«".

***

Są też takie historie, które wciąż stają im przed oczami.

"Mamy rok 2018. Archetypowy mężczyzna, potrzebuje pięciu słów, by przekazać to, nad czym ja rozwodzę się w stu" - opowiada Marek. "Gdy dowiedział się, że jego jedyny i ukochany syn jest gejem, stwierdził, że to jego wina; że poniósł porażkę; że stracił dziecko. Wziął sznur i poszedł się powiesić.

Na szczęście go powstrzymali. Ale to właśnie jest ta potworna siła homofobii, która niszczy najlepszych. Dziś chłop już patrzy na świat inaczej, ale przerażenie mnie bierze, gdy myślę, co mogło się stać. A gdyby doszło do tragedii, myślisz, że byłby podawany w statystykach jako ofiara homofobii?".

***

Ela i Marek uważają, że rodzice osób LGBT są olbrzymią siłą. Także polityczną. "Tam, gdzie osoby LGBT czasem muszą schować emocje, my możemy mówić ostro.

Płaczącą, rwąca z głowy włosy matka jest zawsze autentyczna".

Zrobili to ostatnio, gdy prezydent Andrzej Duda, nazwał ich dzieci "ideologią". Mamy osób LGBT i Marek, jako jedyny ojciec, stanęli pod Pałacem Prezydenckim i odczytali listy w ich obronie.

Przeczytaj także:

"Pamiętam, gdy Bart Staszewski, jeden z głośniejszych polskich aktywistów LGBT, organizował pierwszą akcję przeciwko posłowi Czarnkowi. Wtedy jeszcze Czarnek był wojewodą lubelskim. Na konferencję poszła też nasza mama, Joasia. Wcześniej, niby wyoutowana, ale jednak niechętnie zabierała głos. Gdy dziennikarze podłożyli jej mikrofon pod nos, podczas wypowiedzi wybuchnęła gniewem. To było fantastyczne. Nie było w tym cienia udawania. Nagle poczuła siłę do konfrontacji z całym światem. Przechodząc do działania, w pewnym momencie przestajemy zważać na niebezpieczeństwa. Odklejamy się od strachów. Bo nie można o tym ciągle myśleć" - opowiada Marek.

I właśnie tak widzi rolę rodziców, gdy homofobia wkrada się do kampanii wyborczej i debaty publicznej. "Tu trzeba wrzeszczeć z całych sił, że PiS godzi się na nieuniknione starty w ludziach w zamian za pozostanie przy władzy".

"A mi ciągle chce się płakać" - mówi Ela. "Nie mogę wykrzesać nadziei. Staram się jeździć na małe protesty dzieciaków, zakładać koszulkę i być dla nich wsparciem, ale w głębi serca jestem przerażona".

"Wiemy, że to polityczny cynizm, ale idą za nim ludzie. To ogromnie demoralizujące, gdy słyszą, że za pobicie tego czy tamtego w zasadzie nie spotka ich żadna krzywda" - kwituje Marek.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze