„Dzieci przez lata wkładano do klatki za karę. Bo biegały, biły, nie słuchały sióstr. Najbardziej niegrzeczne zamykano na cały dzień. Nie mogły iść do toalety, więc zakładano im pampersa. Między prętami część dzieci stawała się jeszcze bardziej agresywna. Inne płakały, obiecując poprawę zachowania. Zasada była prosta: dziecka nie można wypuścić, dopóki nie pozwoli na to siostra dyrektorka. Ale klatka to nie wszystko”
– to fragment reportażu Szymona Jadczaka i Dariusza Farona. Dziennikarze Wirtualnej Polski opisali przemoc, którą stosowały pracownice Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie. Dom prowadzony jest przez zakon sióstr prezentek, ale podlega starostwu powiatowemu. Dlaczego przez tyle lat możliwe było takie traktowanie dzieci? Jak przeprowadzano kontrole, skoro nie zauważono klatki i pasków wiążących do łóżek? Jaką reakcję wywołał reportaż?
O tym wszystkim Agata Kowalska rozmawia z Szymonem Jadczakiem, współautorem artykułu. „Pokrzyczymy i nic się nie zmieni” – mówi z goryczą dziennikarz. Czy rzeczywiście? Większą optymistką jest Monika Zima-Parjaszewska, prawniczka i prezeska Polskiego Stowarzyszenia Na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną. W „Powiększeniu” wyjaśnia, jak powinien się zmienić system wsparcia dla osób zależnych, jak przeprowadzać superwizję pracownic i pracowników domu opieki i odpowiada na pytania słuchaczek i słuchaczy podcastu.
Wspólnie z gośćmi zastanawiamy się też, dlaczego reportaż sprzed kilku lat – „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernardetcie” autorstwa Justyny Kopińskiej – nie wystarczył, by dokonać rewolucji w systemie domów opieki w Polsce. Posłuchaj rozmowy!
Zachęcamy też do kontaktu z autorką podcastu: [email protected] Można przesyłać pytania, komentarze i pomysły na kolejne odcinki. Zapraszamy!
Problemem jest nie tylko to, że dzieci były bite ale to, że kompletnie nie zadziałał system nadzoru. Nasze państwo było i jest jakieś takie byle jakie, niedorobione, miałkie. Przyzwyczailiśmy się do tego i to tolerujemy. Mało tego, przestajemy na to zwracać uwagę i dopóki nas to nie dotyczy odwracamy głowę. I nie potrzeba nam kolejnych Konradów Wallenrodów ale zwykłych wyborców którzy przestaną narzekać a zwyczajnie choć raz na parę lat pójdą zagłosować przełamując swoją bierną postawę. Bo te złe rzeczy które dzieją się naokoło nas biorą się również z bierności. Taki 40% tumiwisizm.