0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marek Podmokly / Agencja Wyborcza.plMarek Podmokly / Age...

Przemysław Kazimirski stoi na czele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur, zespołu ekspertów w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, których zadaniem jest przeciwdziałanie nie tylko torturom, ale też poniżającemu i okrutnemu traktowaniu.

Działają na podstawie Konwencji ONZ o zakazie tortur i protokołu dodatkowego do niej. Państwa, które go ratyfikowały, przyjęły do wiadomości, że przemoc w więzieniach, szpitalach psychiatrycznych czy domach opieki nie jest winą konkretnych ludzi. Jest cechą miejsc pozbawionych normalnej kontroli społecznej. “Out of sight – out of mind”, jak mawiają pracownicy tych instytucji w różnych krajach, zwanych z angielska “mechanizmami”.

Instytucje prewencyjne szukają przyczyn przemocy i walczą z nimi. To żmudna robota, mało widowiskowa, bo nie ma tu łapania winnych, tylko wyłapywanie złych praktyk i luk w przepisach.

Główną metodą są niezapowiedziane wnikliwe wizytacje, w czasie których słucha się nie tylko personelu, ale i podopiecznych. Jak wierzą twórcy tego międzynarodowego systemu zabezpieczenia przed przemocą, innego sposobu na nią nie ma.

Kazimirski nie ma wątpliwości: przemoc w Domach Pomocy Społecznej będzie się zdarzać. Jego zespół dokumentuje ją zresztą od lat – tak samo jak dobre praktyki wymyślane w różnych miejscach; praktyki które pozwalają przemocy unikać.

Kazimirski podkreśla, że opiekunowie wykonują niezwykle ciężką pracę, mierzą się z problemami, które przegapiło prawo. Więc rozwiązują je sami.

W społeczeństwie takim jak polskie, gdzie wielu doświadczyło karcenia w dzieciństwie, jest ono ciągle "naturalnym” narzędziem wychowawczym. Ludzie będą odwoływać się do przemocy, chyba że dostaną wsparcie. Że będą mieli komu opowiedzieć o tym, z czym się mierzą, będzie przestrzeń do rozmowy o tym, jak można sobie radzić z takim czy innym problemem. Że państwo będzie szybko reagować tworząc prawo, które to umożliwia.

Budynek z zamknięta bramą
DPS Jordanów, 13 czerwca 2022. Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Siedzimy, trzymamy za rękę, tłumaczymy, kim jesteśmy. “Możesz nam powiedzieć” - mówimy

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną nie wizytowaliście? Jak to opisała Wirtualna Polska, zakonnice-opiekunki biły tam podopiecznych, poniżały i wiązały.

Przemysław Kazimirski, dyrektor Zespołu Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur w Biurze RPO: Nie. W Jordanowie nie byliśmy. Domów pomocy społecznej jest w Polsce 919. My od początku istnienia KMPT byliśmy pewnie w 250. Chcielibyśmy więcej, ale przy 10-osobowym zespole nie jesteśmy w stanie.

A gdybyście w DPS w Jordanowie byli, to jak rozpoznalibyście, że tam może być problem z przemocą?

Zapraszamy do współpracy ekspertów. Do placówki dla osób z niepełnosprawnością intelektualną pojechalibyśmy z psychologiem, psychiatrą i oligofrenopedagogiem, czyli specjalistą od pracy z dziećmi i młodzieżą w różnym stopniu niepełnosprawności intelektualnej i sprzężonej.

Oligofrenopedagog jest tu najważniejszy - potrafi porozumieć się z dziećmi, umie zauważyć niebezpieczeństwo nadużyć wobec nich. Proszę pamiętać, że nasze wizytacje są prewencyjne. Jesteśmy po to, żeby zło się nie zdarzyło, a nie po to, by ukarać sprawców zła.

Czytałem teraz raport z wizytacji wojewody w placówce w Jordanowie. Pojechali tam po sygnale od matki dziecka. Zrobili praktycznie wszystko, co mogli, ale ich ustalenia oparte są głównie na wyjaśnieniach personelu i siostry przełożonej. A personel na ogół chce dobrze, stara się.

Jeśli nie dotrze się do samych dzieci, niczego więcej się nie ustali.

Z komunikatów po waszych wizytacjach w DPS-ach, a zwłaszcza z raportu-analizy opublikowanej w 2017 roku wynika, że bicie, wiązanie, różne nieregulaminowe kary, z zamykaniem w pokoju albo zabieraniem wózka, na którym mieszkaniec domu się porusza – to wszystko zdarza się w polskich DPS. Zdarza się poniżanie mieszkańców.

Tak. Niestety, nie możemy powiedzieć, że odkrycie przypadków przemocy w Jordanowie było dla nas szokiem. My ogólnie rzecz biorąc jesteśmy od tego, by wykryć te obszary funkcjonowania placówki, gdzie ze względu na niedoskonałości prawa czy organizacji pracy może dochodzić do nadużyć i przemocy.

Pokazujemy, co zrobić, żeby do tego nie doszło.

Jeśli chodzi o Jordanów, to widać tam dwa systemowe problemy:

  • Terapeuci pracują z dziećmi, rozładowują napięcia związane z dysfunkcjami intelektualnymi. Ale powinni mieć także czas i siły na pracę z opiekunami, bo oni są z dziećmi cały czas.

Terapeuci oraz inni członkowie zespołu nawet jeśli widzą problemy, nie są w stanie ich zgłosić (terapeuta, zgodnie z doniesieniami medialnymi widział, jak zakonnica spoliczkowała dziecko). Bo państwo nie chroni sygnalistów w takich placówkach. Taki projekt przygotowuje teraz Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. To mogłoby ułatwić ludziom reagowanie, jeśli są świadkami nadużyć i poniżania. Ono powinna chronić takie osoby.

  • Zasady unieruchamiania podopiecznych nie istnieją. Zakonnice w Jordanowie wiązały więc dzieci czym miały pod ręką, np. rajstopami. Bo nie ma standardów w tym zakresie i opiekunki działały wedle swego pomyślunku.

Może się zdarzyć, że w czasie karmienia dojelitowego pacjent próbuje wyrwać sobie rurkę PEG. Albo macha rękami i rzuca się w czasie karmienia. To może być sytuacja wymagająca czasowego unieruchomienia – ale ono nie może się odbywać “na oko” i wedle pomysłu opiekunki/na. Brak regulacji tworzy ogromne pole do nadużyć.

Jeśli unieruchomienie nie jest dokumentowane, to przy kontroli zawsze dowiemy się, że to było “dla dobra pacjenta”. A są mieszkańcy DPS, którzy nie będą w stanie powiedzieć, jak długo trwało unieruchomienie, czy bolało, czy przychodził lekarz i sprawdzał, czy wszystko jest dobrze....

Właśnie w tej sprawie napisaliśmy wczoraj do Ministra Zdrowia. To tzw. wystąpienie generalne w sprawie uregulowania niestandardowych form zabezpieczeń. Duże pismo prawnicze, w których zbieramy dane, pokazujemy kontekst prawny i postulujemy zmianę sytuacji.

To nie jest nowość. Z waszych raportów wynika, że mieszkańcy są wiązani, “bo inaczej spadną”, albo “nie dadzą rady zjeść”, “krzywdę sobie zrobią”.

Bo, jak mówiłem, opiekunki i opiekunowie mierzą się z bardzo trudnymi sytuacjami. I robią to sami, na wyczucie. Takie unieruchamianie nie jest regulowane w przepisach.

W raporcie KMPT o sytuacji w DPS jest opisana historia mieszkanki jednej z placówek, która opiekun uderzył w głowę za to, że w czasie kąpieli przerwała łańcuszek do korka w wannie. Tu już przepisy nie poradzą - bo je mamy. Wiadomo, że nie wolno tego robić. Tyle że w Polsce jest ogromne przyzwolenie na przemoc. Z badań przeprowadzonych na zamówienie KMPT wynika, że 30 proc. Polaków dopuszcza stosowanie tortur. Czyli przemocy stosowanej przez przedstawiciela państwa lub na jego polecenie. W “pozapaństwowych” relacjach to przyzwolenie jest pewnie jeszcze większe?

I dlatego musimy się wszyscy edukować. A personel opiekuńczy szczególnie, bo oni wykonują pracę, w której naprawdę nie ma miejsca na błąd. Ten korek to przecież drobiazg, ale jeśli opiekun/ka jest u skraju wytrzymałości nerwowej i nie potrafi sobie radzić ze stresem, to takie rzeczy się będą zdarzać. Zwłaszcza że wielu, zwłaszcza ze starszego pokolenia, uważa klaps i karcenie za normalne i dopuszczalne podejście.

Opiekunki i opiekunowie zmagają się z trudnymi i niewdzięcznymi sytuacjami. Powinni mieć superwizję, czyli możliwość rozmowy o tym, co dzieje się w pracy, z kimś z zewnątrz. Tego w Polsce nie ma - często nasze wizytacje otwierają ludziom oczy. Bo superwizja to wsparcie, które procentuje.

Nazywasz problem, rozmawiasz o tym, dowiadujesz się, jak inni sobie z tym radzą. Bo powiedzenie czegoś na głos pozwala usłyszeć odpowiedź ze strony innych.

A wy w KMPT macie superwizje?

Oczywiście, że tak. Wizytujemy wszystkie miejsca pozbawienia wolności. Widzimy bardzo różne sytuacje. Zawsze zjawiamy się niezapowiedziani – w dniu wyjazdu dopiero kierowca naszego busika dowiaduje się, dokąd jedziemy na 3-4 dni. Przyjeżdżamy, pokazujemy pełnomocnictwa i wchodzimy. Jedni z nas przeglądają dokumenty, inni rozmawiają z pracownikami i mieszkańcami/osadzonymi.

Czasem w DPS trzeba długo posiedzieć, potrzymać za rękę, kilka razy wyjaśnić, kim jesteśmy, i że za opowiadanie nam o problemach nic nie grozi. Potem to wszystko analizujemy, zastanawiamy się, gdzie jest luka w prawie, a gdzie w samej organizacji pracy. Bez superwizji nie dalibyśmy rady.

W latach 2017-2018 organizowaliście spotkania regionalne dla personelu placówek, w których ludzie przebywają wbrew swej woli. Więzień i aresztów śledczych, ale też szpitali psychiatrycznych, posterunków policyjnych, młodzieżowych ośrodków wychowawczych i domów opieki. To były duże konferencje, w czasie których mówiliście, jakie są standardy praw człowieka, czego absolutnie nie wolno robić i jak poprawnie rozwiązywać sytuacje trudne. Potem słuchaliście komentarzy i wywiązywała się dyskusja.

Pracownicy DPS mówili najczęściej “ale co wy wiecie o opiece, o naszej pracy”, “macie swoje paragrafy, a my mamy życie, musimy sobie radzić”.

Tak, ale pamiętam też, jak ktoś w czasie takiej dyskusji się zreflektował i powiedział: OK, ale lepiej jest mieć wizytację KMPT i dostać od nich zalecenia, niż mieć prokuratora na karku.

Na jednym z takich spotkań omawialiście problem mieszkańców DPS, którym opiekunowie nie pozwalają wychodzić z domu, bo ze względu na zaburzenia poznawcze “mogą się zgubić”. A przecież nie są to więźniowie odbywający kare pozbawienia wolności. Wtedy wyciągnęliście przykład DPS Niezapominajka z Elbląga. Oni tam wpadli na pomysł, że mieszkańcy powinni dostać nadajniki GPS. Będą wolni, ale się “nie zgubią”.

Męzczyna w mundurze, zakonnica oi kobieta w sukience siedzć na widowni
Uczestnicy spotkania regionalnego KMPT w Białymstoku w 2017 roku. FOT: Biuletyn Informacji Publicznej RPO, źródło

Pamiętam poruszenie na sali - że rzeczywiście, to takie proste. Ktoś inny powiedział, że mieszkańcy mogą dostawać opaski z numerem telefonu, gdyby stracili orientację. Wtedy ktoś w ich imieniu może zadzwonić do DPS i wezwać pomoc. Sala zbiorowo znalazła alternatywę do zamykania na klucz w pokoju i zamykania furtki na kłódkę.

Ten problem znalazł potem także systemowe rozwiązanie. Zmieniła się ustawa o pomocy społecznej i teraz prawo jasno mówi, kto i jak decyduje o tym, czy mieszkaniec może wychodzić poza teren DPS, jeśli są wątpliwości, czy to dla niego bezpieczne. Jeśli opiekun ma takie wątpliwości, zgłasza to lekarzowi.

Decyzja zapada na podstawie lekarskiego konsylium. KMPT długo o to zabiegał.

A jasny mechanizm regulujący zasady wyjścia na zewnątrz to środek prewencji nadużyć w samym DPS. Człowiek swobodnie porusza się wśród ludzi, nie grozi mu prewencyjne zamknięcie, “żeby nie nagadał byle czego”. Im więcej wiemy o tym, co dzieje się w DPS, tym wszyscy tam są bardziej bezpieczni. I mieszkańcy i pracownicy.

Dzieciom z Jordanowa to jednak nie pomoże, bo one nie wyjdą i nie powiedzą, co dzieje się w ich domu.

Trzeba pamiętać, że dorobiliśmy się kolejnej ważnej regulacji – po nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia psychicznego (art. 43 i 43a) wszystkie DPS-y podlegają także kontroli sądów. Taka kontrola może być robiona co najmniej raz w roku. To ważne narzędzie, teraz należałoby zacząć je stosować.

Ale problemy zawsze będą nas wyprzedzać. Mimo Waszych wizytacji i mimo zmian w prawie. Sami o tym piszecie w raporcie: zmienia się model opieki nad osobami z niepełnosprawnościami. Nie robią już tego, nieodpłatnie, kobiety w domu – rodziny oddają bliskich do domów opieki. Liczba placówek rośnie. Nie zdążycie wszystkich wyedukować.

Wykres liniowy pokazujący, jak spada liczba córek na jedną kobietę. To córki sa tradycyjnie obciażane pracą opiekunczą
To córki są tradycyjnie obciążane pracą opiekuńczą. Źródło: raport RPO o DPS, źródło

Z DPS-ami jest jeszcze dobrze, bo one funkcjonują w sieci. Kontaktują się, przekazują informacje. Ale prywatne domy opieki – te legalne, bo działające na podstawie ustawy o opiece społecznej - żyją każdy osobnym życiem. Sami wymyślają rozwiązania. Często nawet nie wiedzą, że mają obowiązek wpuścić nas, kiedy przyjeżdżamy z wizytacjami. Myślą, że jak wystarczy kontrola wojewody, która sprawdzi, czy budynek jest w porządku.

Najgorsze jest to, że pandemia przerwała nam wizytacje w DPS. Bo jeśli chodzi o zakłady karne, areszty śledcze czy młodzieżowe ośrodki wychowawcze, badaliśmy, co tam się dzieje online. Można stworzyć warunki, w którym osadzony odpowiada o tym, jak wygląda jego sytuacja. Ale z mieszkańcami DPS to praktycznie nie jest możliwe. Tu potrzebna jest osobna praca, zdobycie zaufania, żeby taka osoba chciała mówić i uwierzyła, że nic złego ją nie spotka, jeśli się poskarży na złe traktowanie. Tego nie zrobi się przez komputer.

Teraz to nadrabiamy. I musimy wrócić do spotkań regionalnych, bo to najszybszy sposób dotarcia do dużej liczny osób, od których zależy los tych, którzy są “out of sight – out of mind”. Czyli z oczu i z serca.

Ale nie zmienia to faktu, że nawet teraz, kiedy rozmawiamy o Jordanowie, w innym DPS czy prywatnym domu opieki komuś dzieje się krzywda. A w innej placówce pracownicy rozmawiają o tym, że media nic nie rozumieją, nie wiedzą, jaka to ciężka praca i jak niby stosować te prawne paragrafy, gdy musisz jednego mieszkańca zamknąć albo przywiązać, żeby móc się zająć pozostałymi. “Dla ich dobra”.

Jest takie wyobrażenie, że idealny DPS to taki, w którym mieszkańcy siedzą w pokoju, nie zgłaszają problemów, książkę sobie poczytają, albo pójdą na terapię. Społeczeństwo się starzeje, więc problemy będą rosły.

Ale bez deinstytucjonalizacji opieki, czyli bez stworzenia systemu, w którym osoba z niepełnosprawnością dostaje szyte na miarę wsparcie w miejscu zamieszkania i nie trzeba jej wywozić do domu opieki, to wszystko będzie się powtarzać.

wykres pokazujący wzrost zapotrzebowania na miejsca opieki
Miejsc w DPS nie przybywa. Ale potrzeby rosną. Pojawiają się więc inne formy opieki. Źródło: raport RPO o DPS, źródło

A my będziemy wyłapywać wszystkie zagrożenia. Nazywać je, szukać sposobów na nie. Zwracać uwagę na problem wypalenia personelu. DPS-y to miejsca ryzyka, a człowiek jest tylko człowiekiem.

Wiemy to, więc pracujemy z przeświadczeniem, że moglibyśmy zrobić więcej, gdyby nie szczupłość zespołu i funduszów. Ale też wiemy, że dzięki KMPT mnóstwo nieszczęść się jednak nie wydarzyło. Bo jak nieszczęście się wydarzy, i wszyscy rzucają się, by ścigać winnych, to jednak jest już dużo za późno.

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze