0:00
0:00

0:00

3 stycznia 2022 ośmiu Afgańczyków i dwóch Syryjczyków w bloku 205 B rozpoczęło strajk głodowy. Dodatkowe osoby (kilka do maks. 10) miały to samo zrobić w bloku 206 A.

5 stycznia rano dostałem telefon, że już niektórzy mdleją ze słabości. „Nie mamy już nic do stracenia. Nasze rodziny zabijają Talibowie w Afganistanie, a my tutaj tkwimy” w imieniu grupy mówił Hamid. Afgańczycy najbardziej uskarżają się na brak decyzji sądu i długie zamknięcie w obozie. Ośrodek w Wędrzynie w Lubuskiem został utworzony na terenie poligonu wojskowego.

Rzecznik Praw Obywatelskich bije na alarm, prawnicy załamują ręce, migranci mówią: nie mamy już nic do stracenia. A Straż Graniczna nie chce odpowiadać na większość pytań zadanych przeze mnie.

Strajku nie zauważa.

Dotarły do mnie dwa listy pisane odręcznie po angielsku.

„Jest nas czterech - mała grupa Afgańczyków w zamkniętym obozie w Wędrzynie. Nasza sytuacja tutaj pogarsza się z dnia na dzień. Każdy dzień to walka. (…) Nie uciekliśmy z naszego kraju, by trafić do więzienia. (…) Pomóżcie nam odzyskać nasze życia z powrotem. My mamy swoje rodziny”.

Podpisani: Hassan, Nedal, Akram (nazwiska do wiadomości redakcji) i ich podpisy. Czwartego brakuje.

Drugi list pochodzi od 45 Afgańczyków z tego samego obozu.

„Jesteśmy tutaj od 4 - 6 miesięcy. A tymczasem nasi koledzy, którzy też nielegalnie przekroczyli granicę, zostali uwolnieni po 3 miesiącach, maks. 4. Też chcemy wolności!” -

piszą i proszą o pomoc. Poniżej kilkadziesiąt podpisów.

Dzwonię do osadzonych w tym ośrodku.

„3 stycznia rozpoczęliśmy strajk głodowy” - informują.

5 stycznia rano: „Dziś już trzeci dzień jak nie jemy. Niektórzy tutaj się przewracają”.

Czemu to robią?

Jusuf miał już dosyć

Jusuf (nazwisko do wiedzy redakcji), 24-latek z Egiptu, jak mówi, próbował popełnić w Wędrzynie samobójstwo trzy razy. Jednego dnia. Najpierw zjadł ok. 20 tabletek naraz. Nie zadziałało. Potem próbował sobie przeciąć żyły na rękach. Odratowano go. Wreszcie powiesił się pod prysznicem. Też go uratowano.

Czemu to robił?

„Mój brat w Egipcie został pojmany przez władze. Gdy mnie Polacy zatrzymali, mówiłem im, by nie przekazywali informacji o mnie do Ambasady Egiptu. A oni to zrobili. Prawdopodobnie z tego powodu uwięziono mojego brata” - tłumaczy.

Ma wyrzuty sumienia. W Egipcie protestował i organizował demonstracje przeciwko autorytarnemu prezydentowi Abdel Fattah'a al-Sisi. Jusuf został uwięziony. „Torturowano mnie” mówi. I wysyła zeskanowane zdjęcia zalanej twarzy krwią, oraz wielkiej dziury w głowie, już zszytej.

Gdy go wypuszczono, wyjechał do Grecji i tam organizował minipikiety pod ambasadą Egiptu. Do Polski dotarł przez Grecję. 28 sierpnia – pierwszego dnia, gdy zatrzymała go Straż Graniczna – wystąpił o ochronę międzynarodową. „I do teraz nic nie wiem, by cokolwiek się w mojej sprawie działo. Moja sytuacja jest gówniana, poniżej poziomu zero! Nie odpowiadają nawet na moje pisma” - mówi. Tkwi już ponad 4 miesiące w ośrodkach zamkniętych.

„Nie liczę tutaj dni. Nie mogę się tutaj leczyć tak, jak w Egipcie. Nawet nie mogę mieć prawnika” - wymienia. Bo gdy trafił do Tymczasowego Strzeżonego Ośrodku dla Cudzoziemców (TSOC) w Wędrzynie k. Sulęcina, to go nie miał. A – jak tłumaczy - aby go mieć, musiałby podpisać mu pełnomocnictwa. Zaś prawnicy bez pełnomocnictw nie są do Wędrzyna wpuszczani.

Po próbach samobójczych miał spotkanie z psychologiem. Ten zadał mu sześć pytań: Skąd jesteś; ile masz lat i jak ci na imię; który mamy rok; czy wcześniej myślałeś o popełnieniu samobójstwa; czy życie jest warte przeżycia; czy już wcześniej się leczyłeś”.

I po wizycie.

„Od kiedy przyjechałem do Polski, nie widuję prawie w ogóle cywilów. Tak jak w Egipcie, gdy mnie uwięzili. Jakbym z jednego reżimu wpadł do drugiego. Różnica jest taka, że tutaj koledzy mnie nie biją i mam internet raz w tygodniu oraz swój telefon. Ale i tak czuję się tutaj torturowany” - mówi.

Somalijczyk Omar chciał się powiesić

Gdy w listopadzie 2021 opisywaliśmy w OKO.press, jak policja brutalnie i łamiąc prawo spacyfikowała protest cudzoziemców osadzonych w ośrodku w Wędrzynie, wielokrotnie słyszeliśmy o próbach samobójczych tamże. Dwa niezależne źródła informowały o trzech osobach, które tego próbowały dokonać. Nadodrzański Oddział Straży Granicznej przyznał się tylko do jednego z tych zdarzeń.

Gdy pytam rzeczniczkę NoOSG „Ilu cudzoziemców próbowało popełnić samobójstwa od początku istnienia obozu, do końca ubiegłego roku” nie odpowiada.

Docieram do Abdulhaba – Somalijczyka, którego kolega – Omar - w listopadzie 2021, krótko przed buntem, próbował się powiesić w Wędrzynie. O tej próbie samobójczej słyszałem od wielu z osób w ośrodku. Rodzice Omara zostali zabici w Somalii.

W 2016 próbował dostać się do Europy. W Libii złapali go. Tam był więziony przez dwa lata. Kiedy wracał drogą okrężną do Somalii, w Nigerii znowu został uwięziony - na pół roku. Gdy przez szlak białoruski próbował się dostać do EU, został złapany w Polsce. Osadzono go w zamkniętym obozie w Wędrzynie, który bardziej przypomina więzienie niż obóz dla uchodźców. Tego już nie wytrzymał. „Nie miał już żadnego powodu do życia. Zabili nawet jego brata, więc nie chciał żyć”.

Po próbie samobójczej Omar aż na 20 dni trafił do szpitala. Potem miał trafić do ośrodka otwartego, a stamtąd do Niemiec.

Abdulhab, który to opowiada, sam jest w kiepskim stanie psychicznym. W ośrodkach zamkniętych dla uchodźców siedzi od 20 sierpnia - 4,5 miesiąca. Dwa tygodnie temu – jak mówi – zabito w Somalii jego wujka, wojskowego, i młodszego brata, który akurat z nim był.

Abdulhab wpadł w depresję. Nie potrafi się skontaktować z rodziną w Somalii, a jedynie ze starszym bratem w Niemczech. Dostał informację, że 18 stycznia sąd zdecyduje, czy przedłużą mu pobyt w zamkniętym ośrodku, czy przejdzie do otwartego.

Wędrzyn jak zakład karny

To historie kilku osób z ponad 600 tam osadzonych. Warunki były tam już fatalne przed 25 listopada:

  • nawet po 22 osoby na pokój, poniżej 3 m²/os., to mniej niż minimalna norma w polskich więzieniach;
  • cudzoziemcy odcięci od świata, nie mogli ich tam odwiedzać aktywiści ani prawnicy,
  • nie mogą mieć smartfonów, a powolny internet jest raz na tydzień na 30-40 min.
  • brak tam możliwości spędzania aktywnie wolnego czasu, a ośrodek bardziej przypomina zakład karny z drutem concertina i ograniczeniami; migranci czekają wiele miesięcy na decyzję, a nawet na deportację.

Dramatyczne warunki i sytuację ostro krytykował Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy Rzeczniku Praw Obywatelskich.

Pietrowe łóżka stłoczone w niewielkim pokoju z jednym oknem

Z powodu tych warunków 25 listopada wybuchł tam bunt. Został spacyfikowany siłą – wg doniesień migrantów, mundurowi gazowali ich w pokojach, korytarzach (co zabronione).

Represje po proteście

Wg. migrantów, po tym proteście sytuacja się pogorszyła. Najpierw ruszyły represje.

Wodę ciepłą w niektórych blokach odcięto na kilka dni. Gdy migranci domagali się jej, to usłyszeli, że sami zniszczyli rury w trakcie buntu. „Nie słyszałem, aby ktokolwiek to zrobił” - mówi nam R. - który chce pozostać anonimowym.

W trzech blokach na dłużej miano także odciąć internet. Przy czym okresy jakie podają nam rozmówcy nieco się różnią – w jednym bloku mówią o 10-12 dniach, w innym nawet o 20.

Migranci piszą też o zakazie otrzymywania papierosów w paczkach, co miało się stać po buncie, oraz o utrudnieniu w otrzymywaniu telefonów, jakie im wysyłają np. aktywiści. „Kiedyś od razu dostawałeś, jak przyszedł w paczce, a teraz trzeba pisać wniosek i trzymają telefon nawet 10 dni. By sprawdzić go, czy nie ma tam kamery lub możliwości nagrywania” - tłumaczy R.

Jedna z aktywistek potwierdza utrudnienia – telefon, który wysłała do Wędrzyna swojemu podopiecznemu ten dostał dopiero po 3 tygodniach!

Ci, z którymi rozmawiam, w obozach zamkniętych tkwią już 4-6 miesięcy. „Te procedury azylowe wręcz się zatrzymały” - uważa Hamid.

Nadal są trudności w uzyskaniu pomocy lekarskiej. „Wyjmują z opakowań 1-3 tabletki i dają nam w kawałku papieru toaletowego. Ja dostaję ciągle te same leki” - twierdzi ten sam Afgańczyk.

Trudności z dostępem do tłumaczy oraz zmuszanie migrantów do podpisywania dokumentów, których treści nie rozumieją. „Mojemu podopiecznemu wczoraj kazali podpisać kilka dokumentów. Wszystkie po polsku. Nie wie co podpisał” - opisuje jedna z aktywistek z Grupy Granica.

Strajk głodowy

Dlatego 3 stycznia ośmiu Afgańczyków i dwóch Syryjczyków w bloku 205 B rozpoczęło strajk głodowy. Dodatkowe osoby (kilka do maks. 10) miały to samo zrobić w bloku 206A

5 stycznia rano dostałem telefon, że już niektórzy mdleją ze słabości. „Nie mamy już nic do stracenia. Nasze rodziny zabijają Talibowie w Afganistanie a my tutaj tkwimy” w imieniu grupy mówił Hamid. Afgańczycy najbardziej uskarżają się na brak decyzji sądu i długie zamknięcie w obozie

„My mamy pomóc naszym rodzinom, które są w fatalnej sytuacji w Afganistanie, a tymczasem jesteśmy zamknięci tutaj w obozie” - tłumaczy Nakoula, też Afgańczyk.

Hamid od czterech miesięcy jest w ośrodkach zamkniętych, a od dwóch miesięcy nie dostał żadnego pisma z sądu i nie wie co dalej z nim. Na dowód wysyła skan postanowienia Sądu Okręgowego w Białymstoku, z 22 września, w którym sędzia Marzanna Chojnowska oddala zażalenie pełnomocnika Hamida na decyzję umieszczenia go w ośrodku strzeżonym. To ostatnie pismo jakie miał dostać z sądu.

Po co trzymać tych ludzi w zamknięciu, skoro i tak nie możemy ich deportować?

Prawnicy potwierdzają

Prawnicy potwierdzają - warunki w ośrodku nadal są fatalne, a nawet się pogarszają. Migranci mają wiele powodów by protestować.

Mecenas Małgorzata Jaźwińska, współpracująca ze Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej, reprezentuje kilkanaście osób z Afganistanu, Jemenu, Egiptu osadzonych w Wędrzynie. „Mogę potwierdzić, że wielu moich klientów od 4 do 6 miesięcy przebywa w tym ośrodku zamkniętym i nie dostają postanowień sądu o przedłużeniu pobytu”.

Zgaduje, że to może efekt niedoboru tłumaczy – migrant ma dostać decyzję w języku zrozumiałym. Skutek? Cudzoziemcy powinni być zwolnieni, a nie są i nie wiedzą, kiedy się to stanie. Decyzje sądu dostają, gdy już czas ich zamknięcia dobiega dobiega końca, więc wnoszenie apelacji mija się z celem.

„Wiemy, że tych osób nie wydalimy z Polski do Afganistanu czy Jemenu i musimy im przyznać jakąś formę ochrony” - zaznacza Jaźwińska. Dziwi się, dlaczego nie są wcześniej zwalniani. To trzymanie ich to koszt dodatkowy dla budżetu państwa, psychiczny dla tych osób, czasowy dla prawników, aktywistów. Nie sposób znaleźć korzyści z tego przewlekania zamknięcia w ośrodkach strzeżonych.

Jaźwińska potwierdza też:

  • skandaliczne warunki – poniżej 3 m² na migranta - mniej niż w polskich więzieniach. „Kilka miesięcy na takiej przestrzeni rodzi szereg frustracji i bardzo negatywnie wpływa na samopoczucie”.
  • dostęp do lekarza dopiero po kilku dniach i ogromne problemy z dostępem do psychologa ”warunki sanitarne i higieniczne pozostawiają wiele do życzenia”
  • 40 min dostępu do internetu raz na tydzień nie wystarcza do kontaktu z rodziną, prawnikiem i aktywistami. „To są ludzie z obszarów wojennych i strach o najbliższych jest bardzo silny.

Ograniczenie im tej komunikacji stawia ich w skrajnej sytuacji” - tłumaczy mecenas Jaźwińska. Nie wie o niczym, co od czasu buntu zmieniłoby się tam na plus. Uważa, że sytuacja w tym ośrodku może prowadzić do eskalacji emocji ludzi tam umieszczonych.

” To kolejne miejsce, które SG stara się utajniać przed społeczeństwem nie puszczając tam NGOsów czy niezależnych psychologów” - dodaje.

RPO: „Będziemy robić piekło z Wędrzynem”

Ośrodek w Wędrzynie budzi ostrą krytykę. W ciągu dwóch miesięcy dwie kontrole przeprowadził tam RPO, jedną NIK, placówkę odwiedził też wysoki komisarz ds. praw człowieka ONZ i kilkunastu parlamentarzystów.

„Kto tam przychodzi, to dziwi się w jak trudnych warunkach są trzymani ci ludzie” - mówi Jaźwińska.

Dr Hanna Machińska, zastępczyni RPO, wie o strajku głodowym. „Tam jest tragicznie, wręcz dramatycznie. Nawet okna zalepiają papierem toaletowym. I zrobiło się jeszcze gorzej od czasu, gdy było tam KMPT (październik 2021 – red.)” - mówi.

Zapowiada „zdecydowane działania” w tej sprawie: „Będziemy robić piekło z Wędrzynem”.

Podaje przykład, jak fatalnie działa ta placówka. Gdy strajk wybuchł w ośrodku dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej, to kierownictwo usiadło do rozmów z migrantami i w ten sposób rozładowało problem. W Wędrzynie zaś zrobili to gazem, pałami i represjami.

RPO napisało w sprawie Wędrzyna do premiera Morawieckiego.

„Jest problem z dostępem do pełnomocników prawnych. Od czasu naszej ostatniej kontroli nie zmieniło się na dobre nic” - dodaje Marcin Kusy, zastępca dyrektora Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.

14-16 grudnia 2021 KMPT przeprowadzili ponowną wizytację w Wędrzynie, w związku z buntem 25 listopada. Główne wnioski wstępnego komunikatu:

  • w ośrodku było 618 osób – o 18 więcej niż maksymalna pojemność - „nadal panuje przeludnienie”. Jego skutkiem są „pogarszające się stale nastroje cudzoziemców, co może doprowadzić w przyszłości do kolejnych wydarzeń nadzwyczajnych”. Tymczasem SG poinformowała o możliwości zwiększenia pojemności placówki o kolejne... 300 miejsc;
  • mimo uwag z kontroli w październiku, na placach spacerowych w dalszym ciągu rozwinięte są zasieki z drutu concertiny – stwarzają zagrożenie;
  • w pokojach jest do 24 mężczyzn, co uniemożliwia jakąkolwiek prywatność;
  • duże ryzyko stwarza samo wspólne umieszczanie w ośrodku przedstawicieli różnych grup etnicznych, narodowościowych i religijnych;
  • niedostateczny poziom opieki lekarskiej i psychologicznej; cudzoziemcy sygnalizowali bagatelizowanie informacji dotyczących ich schorzeń.

Jest jedna zmiana na plus, która nastąpiła 5 stycznia „Dziś byłam pierwszy raz w ośrodku w Wędrzynie. Spotykałam się z migrantami. Takie wizyty prawników z organizacji pozarządowych były dotychczas blokowane” - mówi Magdalena Nazimek-Rakoczy, prawniczka organizacji Nomada.

Zaznacza, że wcześniej kilka razy wpuszczono też do ośrodka radców prawnych współpracujących z Grupą Granica, ale jako pełnomocników konkretnych cudzoziemców.

Straż Graniczna nie widzi problemów

Rzecznik prasowa Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej, mjr Joanna Konieczniak nie chciała ze mną rozmawiać. Prosiła o pytania mailem. Wysłałem. W mailu zwrotnym długi pean na temat tego

  • jak dobre warunki SG przygotowała dla migrantów (np. „przez cały czas trwają także prace by zapewnić cudzoziemcom jak najlepsze warunki mieszkalne i bytowe”), zaś migranci zachowują się jak wandale (np. „dostrzegalne są zniszczenia czynione każdego dnia przez cudzoziemców”);
  • jak złymi ludźmi są (np. „wykazują także daleko posuniętą roszczeniowość i agresję wobec funkcjonariuszy Straży Granicznej”).
  • Są też fragmenty, które sugerują, że SG może traktować ośrodek w Wędrzynie jak zakład karny ("Cudzoziemcy w ramach segmentów mają pełną swobodę przemieszczania się pomiędzy pokojami. Sami także decydują w jakim pokoju chcą mieszkać”).

W mailu brak odpowiedzi na większość moich pytań. Oto te nieliczne odpowiedzi, które dostałem.

Pytanie: "Jakie zmiany zaszły w tymże ośrodku, po tym buncie, by zapobiec kolejnemu?" Odpowiedź: „Po odizolowaniu najbardziej agresywnych cudzoziemców atmosfera w ośrodku uległa bardzo dużej poprawie i nie notujemy takich problemów jakie były 25.11”

Pytanie: "Dlaczego nadal tkwią tam osoby po 4-6 miesięcy, bez decyzji w sprawie azylu / ochrony międzynarodowej?" Odpowiedź: „Cudzoziemcy, którzy złożyli wnioski o udzielenie im ochrony międzynarodowej oczekują na wydanie decyzji w przedmiotowej sprawie. Wydawanie decyzji w tym zakresie nie należy do kompetencji Straży Granicznej.”

Pytanie: Ile wg szacunków SG osób przystąpiło do strajku głodowego, który się rozpoczął? Odpowiedź: „Cudzoziemcy na tą chwilę nie odmawiają przyjmowania posiłków”

Pytanie: "Czy prawdą jest, że jeden z niedoszłych samobójców napisał list do kierownika placówki obwiniając go o swoją ewentualną śmierć?" Odpowiedź: „List, o treści o jakiej Pan pisze, nie trafił do żadnego z funkcjonariuszy Straży Granicznej”.

Pytanie: "Dlaczego nadal zatrzymanych w obozie nie mogą spotykać ani aktywiści, którzy się nimi opiekują, ani prawnicy?" Odpowiedź: „W strzeżonym ośrodku realizowane są na bieżąco widzenia z osobami bliskimi oraz z pełnomocnikami".

Pytanie: "Ile godzin tygodniowo pracuje w obozie lekarz? Z jakiego ośrodka?" W odpowiedzi jest tylko informacja o codziennym dyżurze pielęgniarki/ ratownika.

Pytanie: "Ile godzin tygodniowo pracuje w ośrodku psycholog?" Odpowiedź: „Kilkanaście”.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze