0:000:00

0:00

"Świat staje się kopalnią niebezpiecznych kodów, czyhających nieustannie aby narazić na szwank naszą moralność i przyzwoitość. Perfidia tej sytuacji, jednej z wielu w Polsce 2019 roku, polega na tym, że organizatorzy czują się zmuszeni do absurdalnych tłumaczeń, że z LGBT nie mają nic wspólnego, wchodząc w koleiny wyznaczone przez władzę" - komentuje sprawę Justyna Drath, nauczycielka.

"Nawet najbardziej sympatyczne działania, nieważne jak lokalne, oddolne i bezpretensjonalne, zostają poddane próbie podejrzliwości i oceny kategoriami ponurej opowieści. Wszystko, co wyróżnia się jakkolwiek z polskiej byle jakiej, ale oczywistej szarości, jest podejrzane".

Justyna Drath wcześniej pisała w OKO.press m.in. o 5 rzeczach, które dał nam strajk nauczycieli.

Kogut przydałby się w każdej gminie

Mój Boże! kur się odzywa,

Zorza błyska w okienku.

Gdzie znikłeś! ach! stój Jasieńku!

Ja nieszczęśliwa!” —

Adam Mickiewicz, „Romantyczność”

Kogut. Jako motyw licznych tekstów kultury występuje zarówno w rubasznych ludowych weselnych przyśpiewkach o babie i bucie, bywa elementem dzieł polskiego romantyzmu. W zacytowanym powyżej fragmencie „Romantyczności” Mickiewicza kur zwiastuje rozejście się nocnych widziadeł mamiących i przytrzymujących w przeszłości tęskniącą za zmarłym ukochanym Karusię. Według słownika Mitologii Ludów Indoeuropejskich Andrzeja M. Kempińskiego jest związany z symboliką światła i poranka, co uzasadniało jego „funkcje informatora o upływającym czasie”. Zapewne dlatego pojawiał się również w Teleranku.

Koguta, bezpretensjonalnego w odbiorze, w sąsiedztwie m.in kłosów i napisu „GOŚCINNOŚĆ” namalowały dzieci wraz z młodzieżą i kilkorgiem dorosłych z Pcimia, niewielkiej miejscowości małopolskiej, w ramach projektu, który miał odkurzyć zapomnianą historię górali kliszczackich.

Namalowały koguta, bo kojarzył im się, jak same się wspominają - z wsią, którą przecież jest Pcim i jego funkcją „naturalnego budzika”, odróżniającą wiejskie życie od zgiełku miasta.

Pcim - „Moje miejsce na ziemi”

Z całości materiałów umieszczonych na TV Myślenice wynika, że projekt powstał w wyniku nieskrępowanej potrzeby rozwijania miejscowej tożsamości. W czasie pracy nad tworzeniem muralu uczestnicy odkrywali tradycje lokalne, odtwarzali wspomnienia na podstawie zdjęć i opowieści, uczyli się o prawach autorskich, szczególnie tych dotyczących street-artu oraz wzmacniali umiejętności współpracy i międzypokoleniowej więzi.

Projekt z muralem, zainicjowany przez grupę miejscowych aktywistów (Karoliny Jędrysek, Katarzyny Zięby i Dariusza Martynowicza) zdobył dofinansowanie fundacji PKN Orlen „Dar serca” w konkursie grantowym „Moje miejsce na ziemi” i powstał dzięki współpracy z fundacją Klamra. Organizatorzy podkreślali, jak bardzo zależało im na tym, aby końcowy efekt był wynikiem oddolnych decyzji najmłodszych uczestników.

Wydaje się więc, że jest to projekt podkreślający, że Pcim to nie tylko nazwa, którą mijamy po drodze z zakopianki. To miejsce ma swoje lokalne tradycje i po prostu dzieje się w im coś ciekawego, że z różnych zajęć dzieci i młodzieży legalne malowanie na murze kolorowego koguta wydaje się jednym z tych najbardziej optymalnych.

Słowa-straszaki

Pamiętajmy jednak, że żyjemy w Polsce, w 2019 roku. Miejscowy proboszcz, ks. dr Lucjan Pezda, skojarzył, że współpracująca z pomysłodawcami fundacja, ma w historii swojej fejsbukowej tablicy zdjęcia, m.in. z imprez równości. To sprawiło, że neutralny i poczciwy kogut z przyśpiewek stał się dla niego symbolem „zdrady najgorszej, bo Piotrowej”, o czym niezwłocznie poinformował wiernych na mszy, dzieląc się podczas kazania przestrogami dotyczącymi rzekomych zagrożeń wynikających z malowania koguta.

Zaskoczeni tą nieoczekiwaną nagonką organizatorzy w długim oświadczeniu na facebooku cierpliwie opowiadają historię tworzenia muralu, idee, które za nim stały i zarzucają duchownemu brak dobrej woli w kwestii zapoznawania się z faktami. Odwołują się zarówno do klasycznego słownika Kopalińskiego, który także wskazuje na raczej pogodne kogucie konotacje, jak i spontanicznych wypowiedzi dzieci biorących udział w projekcie.

W pierwszym skojarzeniu widzimy tu dwie rzeczy: lokalną rolę kościoła, która zbyt często wydaje się być przezroczysta i kolejny odcinek kampanii wyborczej, a raczej tego jak z ekranów schodzi ona pod nasze ciasne strzechy. Do parlamentarnych wyborów pozostały w końcu tylko dwa miesiące, a LGBT stało się kolejnym, po gender i uchodźcach, hasłem wytrychem-straszakiem. Hasłem, które celowo brzmi enigmatycznie, bo tak jak poprzednie słowa-klucze ma kreować aurę niedopowiedzenia i tajemniczości, odwoływać do jakichś niedookreślonych przecież mrocznych zagrożeń, przed którymi trzeba się czujnie bronić.

Świat staje się kopalnią niebezpiecznych kodów, czyhających nieustannie, aby narazić na szwank naszą moralność i przyzwoitość. Perfidia tej sytuacji, jednej z wielu w Polsce 2019 roku to fakt, że organizatorzy czują się zmuszeni do absurdalnych tłumaczeń, że z LGBT nie mają nic wspólnego, wchodzą w koleiny wyznaczone przez władzę.

Jest raczej jasne, że kogut to kogut, wcale nie uważam, że powinien być symbolem czegoś więcej niż tylko wiejskiej tożsamości. Gorzej, że to jeden z wielu przykładów, który pokazuje, że

rządowa narracja zmusza nas do myślenia, że za tymi uparcie przestawianymi przez rządzących literkami wciąż kryje się coś podejrzanego, z czego trzeba się tłumaczyć. Łatwo bać się literek, trudniej zaś atakować żywych ludzi, którzy za nimi stoją.

Kogut w każdej gminie

Można także czytać tę historię jako opowieść o polskich absurdach, rzeczywistości, w której nawet najbardziej sympatyczne działania, nieważne jak lokalne, oddolne i bezpretensjonalne, zostają poddane próbie podejrzliwości i oceny kategoriami ponurej opowieści. Wszystko, co wyróżnia się jakkolwiek z polskiej byle jakiej, ale oczywistej szarości, jest podejrzane.

W kolorowym kogucie na ścianie, nie ma przecież nic specjalnie awangardowego, kontrowersyjnego, ten kogut nie ma ambicji, żeby ruszyć bryłę z posad świata i nie stoi na barykadach, nie narusza żadnych świętości. Ba! nawet je podtrzymuje. Polska natomiast coraz bardziej przypomina krainę, którą rządzi nabzdyczenie, usztywnienie tylnej części kręgosłupa, które czasem może bawić, ale jest w gruncie rzeczy bardzo szkodliwe i jak mówi klasyk - coraz bardziej nam odbiera smak życia. Kogut tymczasem przydałby się w każdej gminie!

Justyna Drath – absolwentka polonistyki i filmoznawstwa UJ, nauczycielka, działaczka społeczna, polityczka. Pracowała m.in. w II Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Jana III Sobieskiego. Publikowała w „Krytyce Politycznej” i „Dialogu”. Mieszka w Warszawie.

Udostępnij:

Justyna Drath

Absolwentka polonistyki i filmoznawstwa UJ, nauczycielka, działaczka społeczna. Publikowała w „Krytyce Politycznej” i „Dialogu”. Mieszka w Warszawie, uczy w Liceum Chocimska.

Przeczytaj także:

Komentarze