Kto kogo zaatakował w Wyczółkach miesiąc temu: aktywiści żołnierzy czy żołnierze aktywistów? Osoba, która była na miejscu i jest związana z aktywistami, mówi, że to żołnierze od początku rozpychali uczestników wesela, a jeden z nich rzucił w pole puszkę z ogniem.
Kilka tygodni temu w internecie pojawiły się nagrania z miejscowości Wyczółki w gminie Nurzec-Stacja. Na filmikach widać młodych ludzi, w większości dziewczyny, wykrzykujące wulgarne hasła (np. „j**ać mur” oraz „j**ać psy”) pod adresem żołnierzy, którzy chcieli przejechać okoliczną drogą. Jedna z kobiet pokazała żołnierzom pośladki.
Szybko okazało się, że wśród uczestników incydentu są aktywiści udzielający pomocy humanitarnej na granicy z Białorusią, którzy do Wyczółek przyjechali na wesele koleżanek. W trakcie zabawy goście wyszli na drogę publiczną, a do incydentu doszło, gdy na trasie pojawili się wracający ze służby żołnierze. 20-osobowa grupa aktywistów miała zablokować przejazd samochodu wojskowego.
Po zdarzeniu Ministerstwo Obrony Narodowej opublikowało komunikat, z którego wynika, że doszło m. in. do naruszenia nietykalności cielesnej żołnierzy poprzez naplucie na mundur. Z kolei wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz mówił o „ataku na żołnierzy”. Wobec uczestników zajścia policja wszczęła czynności, zostali oni przesłuchani, część osób ukarano mandatami.
Po tym incydencie na aktywistów wylała się fala hejtu. Wokół domu w Wyczółkach, gdzie odbywało się wesele, wciąż pojawiają się ludzie filmujący posesję. W internecie można znaleźć komentarze nawołujące do pobicia aktywistów. To pokłosie samego zajścia, ale też tego, że żołnierze, którzy nagrali część zdarzenia i wrzucili filmiki do mediów społecznościowych, nie zasłonili twarzy osób, które biorą udział w zajściu (o własną anonimowość żołnierze zadbali).
Choć od zdarzenia minął już miesiąc, dopiero teraz osoba, która była na miejscu, zgodziła się podzielić swoją historią. Z jej relacji incydent wygląda zupełnie inaczej.
- Na nagraniach z internetu nie widać żołnierza, który rzucił puszkę z ogniem w pole. Nie widać tam, jak nagle żołnierze pojawiają się w tłumie i od pierwszej chwili rozpychają stojące i siedzące osoby oglądające pokaz ognia. Nie widać, jak wydzierają się na osoby tam zebrane, także je wyzywając, używając rasistowskich obelg. Bez żadnego komunikatu, przedstawienia się komukolwiek, wszczęcia jakichkolwiek czynności w stosunku do zebranych osób – opowiada osoba, która brała udział w weselu i chce pozostać anonimowa.
Z jej opowieści wynika, że żołnierze wyszli z ciężarówki z zamiarem rozgonienia osób oglądających pokaz ognia i od początku zachowywali się agresywnie. Nawet w momencie, w którym ich ciężarówka utorowała sobie drogę i mogli spokojnie odjechać, żołnierze pozostali na miejscu. Według naszego rozmówcy celowo kontynuowali prowokację. Mieli popychać jedną z osób w tłumie, a zajście nagrać tak, żeby wyglądało, że to tłum zachowuje się agresywnie.
Teoretycznie w przypadku zablokowania przez aktywistów drogi publicznej żołnierze powinni wezwać policję.
- Nie dostaliśmy żadnej informacji od żołnierzy o poinformowaniu policji o zablokowaniu drogi publicznej. Ani policja, ani żandarmeria nie kontaktowały się z osobami zebranymi na weselu w dniu zdarzenia – mówi osoba, która była przy zdarzeniu.
Ciężarówki wojskowe jeżdżące po Podlasiu bardzo często mają pozakrywane tablice rejestracyjne, a żołnierze są zamaskowani. Tak samo było w tym przypadku.
- Ewidentnie wojsko stara się ukrywać dane osób i grup biorących udział w takich procederach jak wywózki na Białoruś, fizyczna przemoc w stosunku do osób przekraczających granice, poniżanie tych osób, niszczenie im telefonów itp. Wiemy o mężczyźnie postrzelonym w plecy i o kobiecie postrzelonej w oko, wiemy o żołnierzach oskarżonych o nadużycie broni. Zachowania wojska na tej granicy sprawiają, że wiele osób traci lub nigdy nie buduje w sobie szacunku do ich mundurów. Nie bez powodu osoby zgromadzone na ulicy w odpowiedzi na agresje żołnierzy zaczynają krzyczeć „j**ać mur”, bo tu nie chodzi tylko o tych konkretnych żołnierzy, którzy nie chcieli dłużej poczekać albo objechać naokoło, ale o reżim graniczny, którego oni, tak jak i mur, tak jak SG, tak jak propaganda zarówno rządu, jak i niektórych mediów, są częścią – tłumaczy osoba, która brała udział w zdarzeniu. – To, że kogokolwiek w tym kraju bardziej szokuje skandowanie wulgaryzmów czy pokazanie tyłka żołnierzom, niż śmierci osób w drodze na granicy jest tutaj największą tragedią – dodaje.
I dodaje, że po zdarzeniu kilka osób dostało mandaty za wykroczenia i musiało stawić się na przesłuchaniu w roli świadka. Nie zostały im pokazane żadne materiały dowodowe świadczące o naruszeniu nietykalności cielesnej jakiegokolwiek żołnierza. Dlatego aktywistom trudno jest nie traktować tych oskarżeń jako narzędzia politycznej nagonki.
Po zdarzeniu w Wyczółkach policja przesłuchała sporo osób, które były na weselu. Funkcjonariusze znają więc drugą stronę relacji. Zbierając materiał dowodowy, usłyszeli m.in. o żołnierzach, którzy z miejsca zdarzenia mieli odjechać ze śmiechem na ustach. Jeśli żołnierze złamali prawo, przekroczyli swoje uprawnienia, policja powinna poinformować Żandarmerię Wojskową. Do czasu publikacji tekstu ani ŻW, ani MON nie udzieliły odpowiedzi na zadane przez nas pytania.
Zdarzenie skomentował natomiast ppłk Kamil Dołęzka, rzecznik prasowy „Bezpieczne Podlasie”.
- Podczas powrotu z posterunków zlokalizowanych w rejonie przygranicznym, na drodze publicznej pomiędzy miejscowościami Klukowicze i Wyczółki grupa aktywistów (około 20 osób) uniemożliwiła przejazd pojazdu wojskowego. Zachowywali się agresywnie i prowokująco. Żołnierze WZZ Podlasie dokonali przejazdu przez blokadę w sposób niezagrażający życiu i zdrowiu aktywistów uczestniczących w tym zdarzeniu. Nagranie zostało zrealizowane w celu udokumentowania czynu zabronionego, a nie utrwalenia wizerunku aktywistów. Żołnierze mieli prawo zarejestrować przedmiotowe zajście – mówi Kamil Dołęzka.
Na pytanie, czy żołnierze mieli prawo upublicznić filmy, podając do publicznej wiadomości wizerunki aktywistów, ppłk Dołęzka już nie odpowiedział.
W czerwcu 2024 mjr Magdalena Kościńska, rzecznika prasowa WZZ Podlasie, pytana o nieujawnianie tożsamości żołnierzy, tłumaczyła, że, „twarze i numery rejestracyjne zostają zasłonięte jedynie bezpośrednio w rejonie realizacji zadań związanych z ochroną granicy polsko-białoruskiej i ma to na celu zapewnienie bezpieczeństwa polskim żołnierzom prowadzącym działania w warunkach wojny hybrydowej. Należy również wspomnieć o tym, że niejednokrotnie dochodziło do incydentów, w trakcie których rodziny żołnierzy pełniących służbę na granicy odbierały połączenia od nieznanych numerów, w trakcie których rozmówca próbował nakłonić członka rodziny żołnierza do ujawnienia informacji dotyczących działań na granicy, bądź zwyczajnie go zastraszał”.
Wojsko Polskie akceptuje więc, że żołnierze łamią prawo, zasłaniając tablice rejestracyjne pojazdów, bo ktoś z nieznanych numerów dzwoni do członków ich rodzin, ale równocześnie nie widzi problemu w tym, że żołnierze upubliczniają w mediach społecznościowych nagrania zrobione podczas służby, pokazujące wizerunki cywilów, którzy to cywile są później zastraszani.
- Wizerunek stanowi dobro osobiste (art. 23 kc) i podlega ochronie, wobec czego – niezależnie od oceny zachowań aktywistów – publikacja ich wizerunków w sposób, który pozwala na ich identyfikację, i udostępnienie ich nieograniczonemu gronu odbiorców może rodzić wątpliwości co do poszanowania ich praw. Jeśli intencją autora nagrań, a także osoby, która te nagrania udostępniała, było napiętnowanie zjawiska – możliwe i wręcz konieczne było zasłonięcie możliwych do identyfikacji wizerunków osób i wykorzystanie nagrań w celu podjęcia działań mających na celu pociągnięcia tych osób do odpowiedzialności karnej – komentuje Anna Kabulska z Zespołu Kontaktów z Mediami w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze