Duda stosuje “prawo Kaczyńskiego”. Może to robić legalnie, nawet jeśli ma złe intencje. Taką mamy konstytucję
[Powołania sędziów] to osobista prerogatywa głowy państwa, nie wymaga kontrasygnaty premiera, ani innego organu administracyjnego. Już doszło do sytuacji, gdy prezydent Kaczyński zdecydował, że nie powoła kilku sędziów na stanowiska
“Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony.”
Trwa spór - od lat - co oznacza owo powoływanie? Czy prezydent może czy musi to zrobić? Sprawa jest ważna - uzyskanie nominacji prezydenckiej to jedyna droga, by pełnić funkcję sędziego lub uzyskać awans. W grę wchodzi także relacja władzy wykonawczej (prezydent) do sądowniczej (KRS).
W doktrynie prawnej obecne są dwie interpretacje.
Konstytucjonalista profesor Lech Garlicki w komentarzu do Konstytucji z 2005 r. Odwołuje się do art. 144, który wymienia 30 prerogatyw prezydenta. Jedną z nich jest powoływanie sędziów.
„Powołanie sędziów jest osobistym uprawnieniem (prerogatywą) Prezydenta, bo – z mocy art. 144 ust. 3 pkt 17 Konstytucji – dla ważności tego aktu nie jest wymagana kontrasygnata premiera (...). Ujęcie uprawnienia Prezydenta w formę prerogatywy akcentuje, że nie ma on prawnego obowiązku uwzględnienia wniosku KRS, nie można więc jego pozycji sprowadzać tylko do roli <notariusza> potwierdzającego podejmowane gdzie indziej decyzje (...) skoro art. 179 określa wystąpienie KRS mianem <wniosku>, to wskazuje jego niewiążący materialnie charakter, nawet jeżeli złożenie wniosku jest koniecznym elementem procedury” - pisał Garlicki.
Na tę interpretację powołuje się strona prezydenta RP. Pominięte są inne elementy komentarza Garclickiego, np. ten wskazujący, że głowa państwa w wypadku decyzji o niepodpisaniu nominacji powinna poinformować KRS o powodach jej (na ten element zwracała uwagę m. in. KRS). Tymczasem prezydent nie podał żadnego uzasadnienia.
Uznanie tak szerokiego zakresu prerogatywy prezydenta powoduje - zdaniem krytyków podejścia Garlickiego - naruszenie zasady trójpodziału władz. Egzekutywa zyskuje bowiem możliwość ingerowania w niezawisłość systemu sądownictwa - bez podania przyczyn może blokować nominacje sędziowskie np. z powodów politycznych. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której sędziowie będą bali się wydawać wyroki w kontrowersyjnych dla władzy sprawach, czy wobec osób powiązanych z rządzącymi wiedząc, że może to skończyć, lub ograniczyć ich karierę zawodową.
Przynajmniej 3 z 10 osób, których nominacji Duda nie podpisał, wydawały wyroki w “sprawach politycznych”. Jeden dotyczył oskarżenia o znieważenie Jarosława Kaczyńskiego, drugi przedłużania aresztu tymczasowego dla kibica (po tym, jak “obrona kibiców” stała się elementem narracji PiS), trzeci - aresztowania Adama Słomki za niestawianie się w sądzie na rozprawy.
Można wyobrazić sobie patologiczną sytuację, w której żaden z sędziów wskazanych przez KRS może nie otrzymać nominacji. Głowa państwa mogłaby nie nominować żadnego sędziego - co skutkowałoby wakatami w wielu sądach. Nadmierne korzystanie z tej prerogatywy mogłoby ograniczyć konstytucyjne prawo dostępu do sądownictwa dla obywateli Polski. I paralizować władzę sądowniczą.
Duda ma poprzednika.
W 2007 r. Prezydent Lech Kaczyński, nie podpisał nominacji dziewięciu osobom wskazanym przez KRS. Podobnie jak teraz Duda, Kaczyński nie podał uzasadnienia.
W reakcji parlament - głosami większości PO-PSL - uchwalił w 2009 r. ustawę, która miała ograniczyć takie uprawnienie. Prezydent musiałby dokonać nominacji w ciągu 30 dni od otrzymania wniosku KRS.
Prezydent Lech Kaczyński ustawy nie podpisał i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Orzeczenie w tej sprawie TK wydał w 2012 r. Sędziowie przyznali rację prezydentowi Kaczyńskiemu. Innymi słowy, parlament przekroczył swoje uprawnienia i ustawa była niezgodna z Konstytucją.
Na mocy wyroku TK prezydent może zatem ignorować nominacje sędziowskie. Orzeczenia TK są ostateczne, sprawa jest zamknięta. Tylko ewentualna nowelizacja ustawy zasadniczej mogłaby zmienić tę sytuację.
Kwestią czysto akademicką pozostaje pytanie, czy autorzy tekstu Konstytucji naprawdę chcieli, aby o tym, kto w Polsce będzie sądził, a kto awansował (aż do Sądu Najwyższego) ma dowolnie (w języku prawniczym - dyskrecjonalnie) decydować prezydent.
Obecnie głowa państwa może i to bez podania żadnej przyczyny nie podpisać nawet ani jednej nominacji na stanowisko sędziego. I tym samym sparaliżować wymiar sprawiedliwości. Gdyby prezydent faktycznie tak robił, to w świetle orzeczenia TK postąpiłby zgodne z prawem.
W tej kwestii Konstytucja nie zapewnia równowagi władz. Władza wykonawcza może legalnie wpływać na wymiar sprawiedliwości
Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.
Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.
Komentarze