0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Stanczak / Agencja GazetaTomasz Stanczak / Ag...

Anton Ambroziak, OKO.press: Wciąż nie wiemy najważniejszego - kto został prezydentem. Ale to nie znaczy, że nie wiemy niczego. Wiemy, co pewnie nie jest zaskoczeniem, że podziały społeczne są głębokie. Wiemy też, że ostra polaryzacja nabiła rekordowo wysoką frekwencję.

Dr Helena Chmielewska-Szlajfer: Wiemy też, że Trzaskowski niezależnie od tego czy ostatecznie wygra, czy przegra, osiągnął wyjątkową dużą mobilizację, szczególnie biorąc pod uwagę cały aparat publiczny, który grał przeciwko niemu. I to mobilizację poszatkowanego, zróżnicowanego elektoratu.

Z drugiej strony widać, że Andrzej Duda osiągnął póki co niewiele lepszy wynik mobilizując jedynie swój elektorat, używając do tego skrajnie negatywnej kampanii, na którą składały się elementy homofobiczne, antysemickie, ksenofobiczne, antyeuropejskie.

Zastanawiam się, co stanie się z tą narracją, jeśli Andrzej Duda faktycznie wygra. Biorąc pod uwagę toczące się negocjacje nad unijnym budżetem taka retoryka nie ma prawa bytu. Ciekawe, czy będzie wygaszana? A jeśli tak, to w jaki sposób? Pewne demony już zostały obudzone i niełatwo będzie nimi zarządzać.

Próbkę wygaszania słyszeliśmy w "koncyliacyjnej" mowie Andrzeja Dudy w Pułtusku. Prezydent po ogłoszeniu wyników exit poll przepraszał "wszystkich tych, którzy w toku kampanii mogli poczuć się urażeni jego słowami", a kontrkandydata zaprosił do uścisku w Pałacu Prezydenckim. Do spotkania miałoby dojść jeszcze dziś przed północą. Symptomatyczne było też wystąpienie córki prezydenta, która mówiła o niezbywalnym szacunku, który należy się wszystkim, niezależnie od koloru skóry czy tego kogo się kocha.

Andrzej Duda wykazuje się dużym optymizmem pozwalając sobie na takie frywolne gesty pojednania. Z pewnością odwoływał się do obietnicy, którą złożył po poprzedniej wygranej, gdy zapewniał, że będzie prezydentem wszystkich Polaków.

Najciekawsze jest jednak to, co Andrzej Duda ma w zasadzie do zaproponowania na drugą kadencję. Przez ostatnie pięć lat był pasywny, nie wykazał się żadną inicjatywą. Z kolei Szymon Hołownia, kolejny w naszej historii trzeci mocny kandydat, pokazał jak olbrzymie pole jest do zagospodarowania, dla tego, kto idzie w poprzek. Do tej pory Andrzej Duda nie zapraszał nikogo, kto odstawał od klucza partyjnego. Nie wykazał się też samodzielnością. Teoretycznie, w drugiej kadencji, nie ma nic do stracenia, ale nie wygląda na kandydata, który mógłby wybić się na niezależność.

Rafał Trzaskowski również wyciągnął dłoń do tych, którzy myślą inaczej. Jak przez całą kampanię mówił dziś o tym, że Polska potrzebuje, by zakończył się jałowy spór PiS-PO. I stanowczo, jak nie robił tego w ostatnich tygodniach, mówił o tym, że zawsze będzie bronił atakowanych i zawsze będzie stał po stronie równości. Co ciekawe, mimo że jest kandydatem partyjnym, dowartościował też siłę buntu. Mówił, że "Polacy się obudzili i nie tak łatwo będzie ich znów uśpić".

Trzaskowski przez całą kampanię dystansował się od partii, zresztą nigdy nie był z nią mocno sklejony. To ewidentnie próba ściągnięcia elektoratu Szymona Hołowni i chyba już teraz możemy śmiało powiedzieć, że bardzo skuteczna.

Myślę, że to też ucieczka do przodu. W Polsce od lat mamy szeroki elektorat antysystemowy, który po kolei głosował na Palikota, Kukiza, a ostatnio na Hołownię. To ci, którym nie podoba się status quo. W związku z tym naturalnie Rafał Trzaskowski idzie też w tym kierunku. Pytanie czy to może się udać?

Co jeszcze możemy powiedzieć o kampanii? Do głowy przychodzą mi same negatywy: wyjątkowo brutalna, mało merytoryczna, populistyczna.

Tak, ale jednocześnie to kampania, w której można zobaczyć jak niesamowicie wypłynął kandydat słabszy, chłopiec do bicia. Ten, który od początku miał pod górkę, był sekowany przez aparat państwowy, szkalowany w TVP i publicznym radio, który musiał przeprowadzić błyskawiczną kampanię, a jednak osiągnął świetny wynik. To niesamowita, trochę filmowa, historia o kandydacie, który - tu trochę upraszczam - powstał w zasadzie z niczego.

Teraz czeka nas prawdziwy rollercoaster. Na wyniki możemy poczekać nawet do wtorku. Czego się spodziewać?

Niezależnie do wyniku musimy być przygotowani na to, że różnice będą małe, a protestów wyborczych będzie wiele. I będą one jak najbardziej zasadne, bo złamana została zasada powszechności wyborów. Szczególnie tam, gdzie głosy kopertowe nie dotarły lub dotarły za późno. Możemy też spodziewać się skarg na działania komisji. W zależności od proporcji: różnica w głosach versus liczba skarg, będziemy wiedzieli w jak poważnym kryzysie jesteśmy.

To kwestia legalności. A co z emocjami? Ostatnie tygodnie były pełne nieznośnego wręcz napięcia. Jest życie po wyborach?

Jestem ciekawa, w jaki sposób, szczególnie Andrzej Duda, będzie w stanie zarządzić skrajną polaryzacją, którą własnoręcznie wzniecił. Model "dziel i rządź" działa z podobną intensywnością od kilku dobrych lat. Nie wiem jak mogłyby wyglądać ani jego wygaszanie, ani eskalacja. Myślę, że Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki doszli do ściany.

A co z Rafałem Trzaskowskim? Jeśli przegra to...?

To musi jeszcze mocniej odepchnąć partię i wzmocnić swoją rolę jako czołowego samorządowca. Samorządy w przeciwieństwie do władz lokalnych cieszą się dużym zaufaniem społecznym, dostają też niemałe pieniądze z Unii. Warto pamiętać, że jest się też o co bić poza Pałacem. Myślę, że dobrym kierunkiem byłoby wzmacnianie właśnie roli regionów, kosztem władzy centralnej. Samorządy są wciąż przykładem udanej reformy, warto to wykorzystać także politycznie.

Dr Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego, badaczka tabloidów.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze