0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Franciszek Mazur / Agencja GazetaFranciszek Mazur / A...

"Prezydent RP podpisał ustawę z dnia 13 grudnia 2016 r. o zmianie ustawy - Prawo o zgromadzeniach. Zgodnie bowiem z art. 122 ust. 3 Konstytucji, Prezydent Rzeczypospolitej nie może odmówić podpisania ustawy, którą Trybunał Konstytucyjny uznał za zgodną z Konstytucją" - napisano w komunikacie Kancelarii Prezydenta.

To prawda - wymieniony w komunikacie przepis opisuje procedurę kontroli prewencyjnej norm przez Trybunał Konstytucyjny. "Przed podpisaniem ustawy Prezydent Rzeczypospolitej może wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności ustawy z Konstytucją. Prezydent Rzeczypospolitej nie może odmówić podpisania ustawy, którą Trybunał Konstytucyjny uznał za zgodną z Konstytucją" - postanowił ustawodawca.

Duda tyle razy łamał Konstytucję w złej sprawie, że tym razem mógł ją przynajmniej naciągnąć w dobrej - zwlekać z podpisaniem ustawy o zgromadzeniach i wywierać na Sejm presję, by poprawił wadliwe przepisy - na przykład tak długo, jak długo zwleka z zaprzysiężeniem prawidłowo wybranych przez poprzedni parlament trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Powoływanie się przez Andrzeja Dudę na zapisy konstytucji jest niepoważne, ponieważ ten prezydent ma na koncie szereg naruszeń konstytucji, których nie da się pogodzić ani z zapisaną w art. 126 ust. 2 rolą strażnika konstytucji ("Prezydent Rzeczypospolitej czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji"), ani z zawartym w kolejnym ustępie zobowiązaniu do postępowania w granicach i na podstawie prawa ("Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach").

Zupełnie inaczej Andrzej Duda podchodził do zapisów ustawy zasadniczej, gdy nie były one po myśli partii Jarosława Kaczyńskiego. Konsekwentne byłoby albo trzymanie się zapisów Konstytucji od początku do końca, albo - skoro prezydent już wkroczył na tę ścieżkę - ignorowanie wynikających z ustawy zasadniczej obowiązków również wtedy, gdy ma wątpliwości co do przepisów przygotowanych przez Prawo i Sprawiedliwość.

Jeżeli prezydent stosuje się do przepisów konstytucji, gdy jest to na rękę partii, która nominowała go na stanowisko, a ignoruje je, gdy wykonywanie obowiązków szkodziłoby partyjnemu interesowi, Konstytucja RP i Trybunał Konstytucyjny sprowadzone zostają do roli listka figowego w grze politycznej.

Prezydent podpisywał ustawę za ustawą, gdy obowiązek ochrony Konstytucji nakazywał mu przynajmniej skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego ewidentnie wątpliwych, idących wbrew zasadom ustroju nie tylko sześciu ustaw o Trybunale Konstytucyjnym, ale również ustaw medialnych, o policji, antyterrorystycznej, o obrocie ziemią, o Lasach Państwowych i szeregu innych.

Przeczytaj także:

Zaprzysiężenie sędziów z PiS

Po raz pierwszy Andrzej Duda zignorował zapisy Konstytucji, gdy - mimo iż 8 października 2015 roku Sejm poprzedniej kadencji wybrał sędziów Trybunału Konstytucyjnego - prezydent odebrał ślubowanie od pięciu sędziów, których 2 grudnia wybrał Sejm zdominowany przez PiS.

O ile Andrzej Duda miał podstawy do wstrzymania się ze ślubowaniem wybranych przez PO-PSL sędziów z powodu wątpliwości co do prawidłowości ich zaprzysiężenia, to gdyby chciał postępować zgodnie z literą konstytucji, musiał tę samą zasadę zastosować do sędziów wybranych przez PiS i zaczekać na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie.

Nie musiałby czekać długo - w orzeczeniu z 3 grudnia Trybunał stwierdził, że ustawa Platformy Obywatelskiej i PSL z 25 czerwca 2015 r. była niezgodna z Konstytucją w zakresie, w którym przyznawała Sejmowi prawo do wyboru sędziów, których kadencje kończyły się 2 i 8 grudnia, a więc już po zmianie składu Sejmu.

Jednocześnie Trybunał stwierdził, że konstytucja nakłada na prezydenta "obowiązek niezwłocznego odebrania ślubowania od sędziego Trybunału wybranego przez Sejm".

Powołanie prezes Przyłębskiej

Drugim, wyjątkowo wątpliwym z punktu widzenia zachowania ustroju państwa postępkiem prezydenta Dudy, jest jego rola w procedurze zmiany prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Pierwszą wątpliwością jest podpisanie przez niego ustaw zawierających ewidentnie niekonstytucyjne zapisy - m.in. wprowadzających pojęcie "pełniącego obowiązki prezesa TK" (na to stanowisko Duda mianował Julię Przyłębską), choć w konstytucji zawarty jest urząd wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, który wykonuje obowiązki prezesa pod jego nieobecność.

Zwołane przez Julię Przyłębską Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego według przygotowanej przez PiS procedury przeprowadziło ustawione wybory kandydatów na prezesa Trybunału Konstytucyjnego, ale nie przyjęło wymaganej przez ustawę uchwały o ich przedstawieniu prezydentowi. Dokument, który otrzymał Andrzej Duda, sfałszowała "p.o. prezesa TK" Julia Przyłębska - i na tej podstawie to ona mianowana została "prezesem" Trybunału Konstytucyjnego.

Według informacji "Gazety Wyborczej", która ujawniła tę sprawę, Andrzej Duda nie wiedział o tym, że otrzymany przez niego dokument nie jest podparty głosowaniem Zgromadzenia Ogólnego TK.

Postępowania prezydenta Andrzeja Dudy w tej sprawie nie da się jednak pogodzić z obowiązkiem stania na straży Konstytucji. Dużo bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że prezydent wziął udział w podporządkowaniu swojej partii jednego z kluczowych organów państwa.

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze