0:00
0:00

0:00

Jeśli terapia jest daremna i bezcelowa, a przynosi jedynie niepotrzebne cierpienie, to działaniem w "najlepszym interesie" dziecka, a więc rzeczywistym przejawem "dobrej woli" jest jej zaprzestanie - orzekł Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii w sprawie Alfiego Evansa, która od kilku dni porusza opinię publiczną na całym świecie.

Dwulatek w poniedziałek 23 kwietnia został, po wielomiesięcznej batalii sądowej, odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Z tą decyzją nie zgadzają się rodzice. Chcą, by opiekę nad dzieckiem kontynuowano we włoskim szpitalu Bambino Gesù. Popiera ich, bezskutecznie, papież Franciszek i setki tysięcy internautów, w tym również Polaków.

Jak mówi OKO.press dr Joanna Różyńska, bioetyczka i prawniczka, te reakcje są odruchem

"tragicznej ilustracji społecznej niezgody na bezradność medycyny".

W środę 25 kwietnia głos w sprawie Alfiego postanowił zabrać na Twitterze prezydent Andrzej Duda. I to po angielsku:

"Trzeba ocalić Alfiego Evansa! Jego dzielne ciałko ponownie udowodniło, że cud życia może być silniejszy niż śmierć. Być może jedyne, czego potrzeba, to dobra wola ze strony decydentów. Alfie, modlimy się za Ciebie i Twój powrót do zdrowia!"

tweet,25 kwietnia 2018

Sprawdziliśmy

Chłopca nie da się ocalić. Dobrą wolą jest dać mu umrzeć bez cierpienia

View post on Twitter

Trzeba uratować Alfiego Evansa? Niestety, to niemożliwe

Lekarze opiekujący się małym Alfiem orzekli ponad wszelką wątpliwość, że stan chłopca nie może ulec żadnej poprawie. Szpital, w którym dziecko przebywa od końca 2016 roku uznał, że dalsza terapia jest nie tylko daremna, ale niehumanitarna. Rodzice nie zgodzili się na odłączenie Alfiego od aparatury. Sprawa trafiła do sądu.

W uzasadnieniu wyroku (22 strony), który wydał 20 lutego 2018 wydział rodzinny Wysokiego Sądu Apelacyjnego (High Court of Justice) znajdują się obszerne fragmenty ekspertyz lekarzy. Specjaliści pochodzili zarówno ze szpitala Alder Hey, w którym znajduje się chłopiec, jak i z innych placówek. Wszyscy uznawani są za autorytety w dziedzinach pediatrii i neurologii, część z nich została wskazana przez samych rodziców Alfiego i ich prawników.

Chłopiec cierpi na postępującą neurodegeneratywną chorobę mózgu o nieznanym podłożu. Badania elektroencefalograficzne (EEG) oraz rezonanse magnetyczne (MRI) od listopada 2016 aż do lutego 2018 wykazały postępujące i nieodwracalne uszkodzenia mózgu. Dziecko nie tylko nie może samodzielnie oddychać, jeść i pić, ale też nie reaguje na żadne bodźce. Od czasu do czasu dostaje napadów, w wyniku których kurczą się jego kończyny. Chłopiec słabo reaguje na podawane mu leki antydrgawkowe.

Lekarze jednogłośnie ocenili stan chłopca jako terminalny i nienadający się do dalszego leczenia. Ze względu na niską jakość życia uznali, że kontynuowanie terapii jest daremne i nie doprowadza do polepszenia jego stanu, za to może równie dobrze przysparzać mu cierpienia.

Zalecono zmianę "inwazyjnej terapii" na opiekę paliatywną, która pomoże chłopcu odejść "w spokoju i z godnością". Sędzia Hayden orzekający w sprawie przychylił się więc do wniosku szpitala Alder Hey i orzekł, że - wbrew woli rodziców - chłopca należy odłączyć od aparatury wspomagającej oddychanie.

Rodzice Alfiego odwołali się od wyroku, ale 6 marca Sąd Apelacyjny (Court of Appeal) podtrzymał decyzję sędziego Haydena, zaś 20 marca Sąd Najwyższy (Supreme Court) nie zgodził się na wniesienie ponownej apelacji w tej sprawie.

W wyniku tych orzeczeń 11 kwietnia w szpitalu Alder Hey zaczęto wdrażać plan opieki paliatywnej, w którym wyznaczono datę odłączenia chłopca od aparatury.

Rodzice postanowili raz jeszcze zawalczyć o przejęcie kontroli nad jego leczeniem i 16 kwietnia ponownie wystąpili na drogę sądową, argumentując, że chłopiec jest "nielegalnie przetrzymywany" przez szpital. Sprawa upadła przed Sądem Apelacyjnym, a następnie przed Sądem Najwyższym.

21 letni ojciec Alfiego zwrócił się o pomoc do Papieża. Franciszek przyjął go na audiencję 18 kwietnia, następnie wyraził swoje wsparcie na Twitterze i apelował o umożliwienie rodzicom poszukiwania "nowych form terapii".

W poniedziałek 23 kwietnia Europejski Trybunał Praw Człowieka odrzucił skargę ojca i matki Alfiego, uzasadniając swoją decyzję brakiem naruszeń praw człowieka. Gdy informacja ta trafiła do mediów, grupa 200 osób przypuściła szturm na szpital, który policja musiała otoczyć kordonem. Kilka godzin później włoskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłosiło, że Alfie otrzymał włoskie obywatelstwo w nadziei, że pozwoli to natychmiastowe przetransportowanie go do Bambino Gesù.

Nie wzruszyło to jednak sędziego Haydena, który utrzymał stanowisko, że dziecko podpada pod brytyjską jurysdykcję.

Sam szpital, który zgłosił się do pomocy Alfiemu, jest znaną placówką powiązaną z Watykanem. Co więcej, nie cieszy się najlepszą opinią po śledztwie, którego wyniki opublikowało w 2017 roku Associated Press. Ujawniono w nim m. in. praktyki naruszające godność małych pacjentów, rekordowo wysoką śmiertelność, podawanie przeterminowanych leków, złe warunki sanitarne. Zastanawiająca jest także duża liczba medycznych interwencji, którym poddawane były dzieci w terminalnej fazie choroby nowotworowej. Zdaniem byłego pracownika placówki były one nieuzasadnione. Wyniki śledztwa jednoznacznie wskazują, że te i podobne im praktyki szpitala miały na celu wyłudzanie z włoskiego budżetu pieniędzy.

Małe ciałko nie udowodniło, że jest silniejsze od śmierci

Niestety to ckliwe stwierdzenie prezydenta nie jest prawdziwe, choć chłopiec żyje po odłączeniu go od aparatury wspomagającej oddychanie 23 kwietnia.

Szpital nie udziela informacji na temat jego stanu zdrowia, ale według relacji rodziców Alfie nadal oddycha, a gdy czasem sinieją mu usta, rodzice stosują oddychanie usta-usta. Poza tym ich zdaniem stan dziecka "poprawia się". Prawicowe media na całym świecie ogłosiły zatem, że lekarze się mylili, a dziecko tym bardziej należy za wszelką cenę ratować. Nie jest to prawdą.

W orzeczeniu sędziego Haydena przeczytać można

wypowiedzi biegłych, którzy przewidują, że po odłączeniu od aparatury Alfie przez jakiś czas będzie w stanie "podtrzymać oddychanie", ale nie w stopniu wystarczającym do przeżycia.

Jak wskazuje sędzia, rozpacz i nieugięty upór rodziców są zrozumiałe. Sztuczne podtrzymywanie chłopca przy życiu sprawia, że jego skóra jest nadal różowa, wygląda jakby tylko głęboko spał. Bezwarunkowe odruchy, które są wynikami skurczy, rodzice odczytują jako intencjonalne poruszanie się. Zadaniem sądu jest jednak trzeźwa i racjonalna ocena sytuacji.

Sądy działają "w najlepszym interesie" dziecka, a nie dla zaspokojenia oczekiwań rodziców i opinii publicznej

Duda sugeruje, że sądom brakuje dobrej woli, która mogłaby "uratować chłopca". Ostatnie orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie małego Alfiego 20 kwietnia przywołuje wcześniejsze ustalenia sądu.

Jeśli terapia jest daremna i bezcelowa, a przynosi jedynie niepotrzebne cierpienie, to działaniem w "najlepszym interesie" dziecka, a więc rzeczywistym przejawem "dobrej woli" jest jej zaprzestanie.

Nawet na gruncie nauki Kościoła katolickiego przerwanie "uporczywej terapii" nie jest tym samym co eutanazja.

(...) Aby sformułować poprawną ocenę moralną eutanazji, trzeba ją przede wszystkim jasno zdefiniować. Przez eutanazję w ścisłym i właściwym sensie należy rozumieć czyn lub zaniedbanie, które ze swej natury lub w intencji działającego powoduje śmierć w celu usunięcia wszelkiego cierpienia. Eutanazję należy zatem rozpatrywać w kontekście intencji oraz zastosowanych metod.

Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej „uporczywej terapii”, to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach. Istnieje oczywiście powinność moralna leczenia się i poddania się leczeniu, ale taką powinność trzeba określać w konkretnych sytuacjach: należy mianowicie ocenić, czy stosowane środki lecznicze są obiektywnie proporcjonalne do przewidywanej poprawy zdrowia. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci. We współczesnej medycynie coraz większe znaczenie zyskują tak zwane „terapie paliatywne”, których celem jest złagodzenie cierpienia w końcowym stadium choroby i zapewnienie pacjentowi potrzebnego mu ludzkiego wsparcia (...)

Sąd w uzasadnieniu stwierdził również, że nie jest “najlepszym interesie” chłopca być przetrzymywanym nie tylko w Alder Hey, ale gdziekolwiek, gdzie będzie się go poddawało dalszym zabiegom, czy sztucznie podtrzymywało przy życiu.

Opieka, którą obiecuje Alfiemu powiązany z Watykanem szpital Bambino Gesù to nie leczenie, ale kontynuacja opieki paliatywnej.

Sama podróż, choć brzmi to paradoksalnie, mogłaby być dla dziecka ryzykowna (na przykład sprawić, że umrze w drodze) i powodować dodatkowe cierpienie.

Władza rodzicielska nie jest absolutna. Jeśli ojciec lub matka chcą działać niezgodnie z interesem swojego dziecka, sąd ma obowiązek zainterweniować

- czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Duda wskakuje do pędzącego wagonika. Jak Trump

Modlitwy nikt nikomu nie zabrania, ale sam fakt, że prezydent wspomina w swoim tweecie, że trzeba się modlić o "wyzdrowienie" świadczy o tym, że nie zadał sobie trudu przeczytania dokumentów medycznych i sądowych w tej sprawie. Albo je zignorował.

Skąd więc ta potrzeba zabrania głosu?

Andrzej Duda nie odnosi się do szczegółów sprawy, nie obiecuje żadnego konkretnego działania. Decyzja brytyjskiego Sądu Najwyższego jest ostateczna i nawet przyznanie chłopcu polskiego obywatelstwa (czego domagają się komentujący na Twitterze) nie zmieni nic w jego sytuacji. Podobnie jak nie zmienił jej fakt, że od kilku dni Alfie ma także włoski paszport.

Sprawa wzbudza w internecie ogromne emocje. Na bieżąco komentują ją prawicowi dziennikarze, publicyści, aktywiści pro-life, profile TVP i TVP Info. Na Twitterze i Facebooku uczyniono z niej symbol zachodniego zepsucia i wojującej Cywilizacji Śmierci.

Duda sprytnie podczepia się pod te emocje, chcąc pokazać swoją "ludzką twarz", dobre katolickie serce i opowiedzieć się "po stronie życia". Takie deklaracje nic nie kosztują i nie niosą żadnych konsekwencji, a w prawicowych środowiskach są oceniane jako obrona najświętszych wartości i przejaw empatii i wrażliwości.

Inna rzecz, czy nie narażają na szwank powagi urzędu prezydenckiego i samego Dudy osobiście i to w skali globalnej - skoro pisze po angielsku.

Marną pociechą jest, że w podobny sposób w 2017 roku w analogicznej sprawie Charliego Garda "interweniował" na Twitterze Donald Trump:

"Jeśli możemy pomóc małego Charliemu Gardowi, przez naszych przyjaciół w UK [Wielkiej Brytanii] lub Papieża, z przyjemnością to zrobimy".
View post on Twitter

Trzeba przyjąć do wiadomości bezradność medycyny

W rozmowie z OKO.press dr Joanna Różyńska, bioetyczka i prawniczka, opisuje sprawę Alfiego Evansa jako

"tragiczną ilustrację społecznej niezgody na bezradność medycyny".

Mówi: "Codziennie słyszymy o jej możliwościach i osiągnięciach, ale przypadek tego chłopca pokazuje, że w pewnym momencie lekarze muszą powiedzieć »Stop. Nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej«. W pewnych przypadkach dalsze działanie jest terapią daremną, dokładającą cierpienia pacjentowi, który i tak umiera. Wraz z dyskusją o możliwościach medycyny potrzebna jest także świadomość tego, że istnieją jej granice".

Dr Różyńska zwraca też uwagę, że medycyna stała się tematem komunikacji społecznej. Jej rozwój jest obserwowany przez media, polityków, przez opinię publiczną. Informowanie o sytuacjach takich jak casus brytyjskiego dwulatka staje się tym trudniejsze i ważniejsze zarazem. Tymczasem

"takie głosy jak wypowiedź prezydenta Dudy na Twitterze podnoszą temperaturę sporu i w świetle możliwości medycyny wzniecają nieuzasadnione oczekiwania.

Co więcej, wywierają absolutnie niedopuszczalną presję na lekarzach, którzy nie mogą nic więcej zrobić. Ich obowiązkiem jest działanie zgodne z najlepszym interesem pacjenta. W tym wypadku to umieranie bez cierpienia, bez zbędnego dyskomfortu".

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze