0:000:00

0:00

Wizyta Andrzeja Dudy w Australii i Nowej Zelandii w dniach 18-23 sierpnia od początku budzi ogromne emocje. Krytycznie oceniono m.in. fakt, że nie zdecydowano się na podróż jednym z niedawno zakupionych rządowych samolotów, ale liniami Emirates, w których bilet do Australii w klasie biznes kosztuje 22 tysiące złotych (KPRP informowała, że część kosztów pokrywa strona australijska).

Podczas obrad sejmowej Komisji Łączności Polaków z Zagranicą 11 lipca, gdy omawiano plany wizyty w Australii, przewodniczący Adam Lipiński (PiS) żartował: "Jak znam życie, wszyscy członkowie Komisji będą chcieli wyjechać, więc pani marszałek dostanie zawału z powodu kwoty, ale to jest chyba niemożliwe, byśmy dostali tyle pieniędzy".

Ostatecznie w delegację z parą prezydencką wybrało się 30 osób. W tej liczbie są oczywiście ochroniarze ze Służby Ochrony Państwa, ale również 10 przedstawicieli MON, w tym szef resortu Mariusz Błaszczak. Nieprzypadkowo - wizyta miała zakończyć się podpisaniem listu intencyjnego w sprawie zakupu 30-letnich fregat dla polskiej Marynarki Wojennej. Nieoficjalna cena to 250 mln dolarów za sztukę.

Jednak w piątek od rana media podały informację, że premier Mateusz Morawiecki zrezygnował jednak z transakcji. Źródło Onetu z Pałacu skomentowało, że "to kontrakt rządowy, więc to rząd odpowiada za ewentualne fiasko".

Ale nie był to oczywiście najważniejszy, a przynajmniej - nie jedyny powód wizyty na Antypodach. Na stronie prezydenta czytamy, że w planach, oprócz spotkań z najważniejszymi politykami, jest "podpisanie licznych umów bilateralnych".

Prezydent spotka się m.in. z premierem Australii Malcolmem Turnbullem, a także z liderem opozycji, Billem Shortenem. Weźmie udział w ceremonii w The Australian War Memorial - australijskim pomniku-muzeum, które przypomina dokonania sił zbrojnych w wojnach. Otworzy polsko-australijskie Forum Energetyczne, a także biuro Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Ma też w programie spotkanie z polskimi przedsiębiorcami działającymi w Australii.

Spotkanie w Sanktuarium

Jednym z oficjalnych filarów wizyty jest "wymiar polonijny". Przewidziano spotkanie z Polakami 20 sierpnia o godz. 20.00. Najwięcej kontrowersji wzbudził fakt, że nie w konsulacie w Sydney, ale w oddalonym od miasta o ok. 35 kilometrów sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Marayong (na zdjęciu). A dokładnie - w Sali im. Jana Pawła II.

Spotkanie nie jest otwarte dla wszystkich. By się na nie dostać, trzeba było uzyskać wejściówkę po wypełnieniu specjalnego formularza. I podać dane: imię, nazwisko, PESEL, numer dokumentu tożsamości, numer telefonu. Zgłoszenia przyjmowano telefonicznie i mailowo tylko do 9 sierpnia. Skąd ta wielka ostrożność?

"Mieliśmy podejrzenia, że nie wpuszczą »nieprawomyślnych«" - opowiada OKO.press działaczka polonijna, która pragnie pozostać anonimowa. - "Zgłosiłam się w terminie i zaznaczyłam, że będę zadawać trudne pytania. Ku mojemu zdziwieniu - wpisano mnie na listę".

Przeczytaj także:

"Prezydent nie obronił demokracji"

Polacy związani z Polish Community in Australia zapowiadają protesty przed konsulatem w Sydney w dniu wizyty prezydenta. Oprócz tego na stronie naszademokracja.pl zbierane są podpisy pod listem do premiera Australii Malcolma Turnbulla oraz minister spraw zagranicznych Julie Bishop.

Autorzy i sygnatariusze listu piszą "w imieniu polskiej społeczności w Australii, dziesiątek tysięcy Polaków protestujących w ostatnich miesiącach w obronie demokracji, niezależnych sądów, wolności wypowiedzi i zgromadzeń".

Wyrażają głębokie zaniepokojenie obecną sytuacją polityczną w Polsce i proszę, by premier i minister poruszyli te tematy podczas spotkań z polskim prezydentem.

"Drastyczne reformy sądownictwa zostały przeprowadzone z pogwałceniem zasady trójpodziału władzy i ich jedynym celem jest skupienie w rękach rządzącej partii kontroli nad władzą sądowniczą".

Autorzy opisują podpisaną 26 lipca przez prezydenta niekonstytucyjną ustawę, która pozwoli PiS na przejęcie kontroli nad Sądem Najwyższym - organem, który orzeka o prawidłowości wyborów w Polsce. Zaznaczają również, że przeciwko Polsce toczy się w Unii Europejskiej procedura związana z naruszeniem praworządności, i że jej zastosowanie jest w Unii precedensem.

"Polski prezydent nie tylko nie obronił demokracji, nie decydując się na weto wobec niekonstytucyjnych ustaw, ale też wytrwale dąży do zmiany Konstytucji. Zmiana ta miałaby nadać większą władzę Prezydentowi RP, a także nadać więcej praw wybranym grupom, co może być dyskryminujące wobec mniejszości religijnych i innych mniejszości w Polsce".

Autorzy zwracają uwagę na demokratyczne tradycje w Australii i fakt, że również w australijskiej konstytucji zapisany jest trójpodział władzy.

"Jako Australijczycy zobowiązaliśmy się do wyznawania demokratycznych wartości oraz respektowania praw i wolności obywateli Australii. Jednakże jako obywatele świata nie możemy pozostać obojętni, gdy odbierane są prawa i wolności naszym polskim przyjaciołom. Razem z ponad 200 tysiącami Australijczyków i Australijek, którzy urodzili się w Polsce lub przyznają się do polskich korzeni, nalegamy byście wsparli nas w naszej walce o ochronę demokracji, niezależność sądów i przestrzeganie Konstytucji" - apelują inicjatorzy akcji.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze