0:000:00

0:00

Głównym namacalnym osiągnięciem oficjalnej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie było powtórzenie deklaracji o partnerstwie strategicznym pomiędzy USA i RP. Pierwszy raz została podpisana w 2008 roku przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego oraz sekretarza stanu w administracji George'a Busha Condoleezzę Rice. Te nazwiska nie przeszły przez usta ani prezydentowi Dudzie (Sikorski jest dziś krytykiem PiS), ani Trumpowi - który Obamy nie znosi i do dziś krytykuje jego administrację w swoich przemówieniach, chociaż odeszła ponad półtora roku temu. Dostrzegł to Marcin Bosacki, b. ambasador RP w Kanadzie, dziś krytykujący dyplomację PiS.

Czego się dowiedzieliśmy ze wspólnej konferencji prasowej Dudy i Trumpa?

Donald Trump (mówił jak na siebie krótko):

* Chwalił polski wzrost gospodarczy — mówił o 25 latach nieprzerwanego rozwoju;

* Chwalił Polskę za zakup rakiet Patriot, podkreślając, że USA produkują najlepszy sprzęt wojskowy na świecie;

* Mówił ogólnikowo o współpracy gospodarczej i wojskowej;

* Chwalił sam siebie — podkreślał, że w USA jest rekordowo niskie bezrobocie („zatrudniamy w USA tylu ludzi, ilu nigdy wcześniej”).

Andrzej Duda (mówił znacznie dłużej niż Trump):

* Chwalił podpisanie ponowne umowy o partnerstwie;

* Mówił o szczycie Trójmorza w Bukareszcie, z którego przyleciał do Waszyngtonu, starając się przedstawić Polskę jako reprezentanta interesów całego regionu;

* Mówił dużo o współpracy w zakresie bezpieczeństwa energetycznego, zwłaszcza importu gazu do Polski oraz dywersyfikacji dostaw;

* Skarżył się na budowę gazociągu NordStream 2 pod Bałtykiem („niestety zarówno od strony niemieckiej, jak i rosyjskiej budowa się rozpoczęła”). Budowa gazociągu grozi według Dudy „dominacją rosyjską” w Europie oraz „zagraża stabilności energetycznej Europy”;

*Starał się — nie bez powodzenia — skłonić Trumpa do deklaracji o zagrożeniu dla Europy i świata agresywną polityką rosyjską;

* Podkreślał możliwości współpracy biznesowej Polski i USA;

* Apelował w uniżony sposób o bazy amerykańskie w Polsce. „Uśmiechałem się do pana prezydenta” — mówił, proponując półżartem nazwać amerykańską bazę „Fort Trump”;

*A jednocześnie pouczał Trumpa, co leży w interesie USA. I w tym kontekście dwukrotnie powtórzył apel „o skierowanie do Polski kolejnych jednostek amerykańskich”.

"Wizyta, która pracuje na to, żeby pewne decyzje mogły zostać podjęte"

Zwłaszcza ten ostatni apel pokazuje, że do zrealizowania strategicznego celu PiS — o którym jego politycy mówili wielokrotnie — w postaci stałych baz armii USA w Polsce pozostaje jeszcze daleko. Ta kluczowa dla polskiej polityki sprawa pozostaje niezałatwiona.

Duda nie przywiózł z Waszyngtonu nawet deklaracji w sprawie drugorzędnej, ale ważnej ze względów symboliczno-prestiżowych — zniesienia wiz do USA dla Polaków.

W wywiadzie dla TVP Info wyemitowanym po 22:30 Duda nadal nie miał nic konkretnego do powiedzenia: powtarzał, że „wzmocniliśmy polskie państwo” i bronił Trumpa przed krytyką. Podkreślał, że rozmowa była dłuższa niż przewidywał harmonogram.

Brak konkretów nie przeszkadzał naturalnie TVP Info ogłosić, że wizyta miała „historyczny charakter”.

Duda określił to skromniej: "Wizyta, która pracuje na to, żeby pewne decyzje mogły zostać podjęte".

Trump ma inne zmartwienia

Warto podkreślić, że prezydentura Trumpa znajduje się obecnie w tarapatach. Trwa śledztwo specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie kontaktów kampanii Trumpa z Rosją. Praca zespołu Muellera doprowadziła już do postawienia kryminalnych zarzutów pieciu współpracownikom Trumpa, w tym b. doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Paul Manafort, były szef kampanii Trumpa, poszedł dwa dni temu na współpracę z prokuratorami - którzy przedłożyli mu długą listę kryminalnych i finansowych zarzutów.

W zamian za uwolnienie od większości z nich Manafort — jak twierdzą komentatorzy — musiał zaoferować Muellerowi cenne informacje obciążające samego Trumpa lub jego rodzinę.

Trump jest także wyjątkowo niepopularny. W bardzo spolaryzowanym amerykańskim społeczeństwie popierają go właściwie tylko Republikanie.

W listopadzie w USA odbędą się wybory, które niemal na pewno oddadzą w ręce Demokratów Kongres, a być może także Senat. Dla administracji prezydenta będzie to koszmar: Kongres będzie mógł wówczas wszczynać dochodzenia w sprawach rozmaitych kontrowersyjnych decyzji Trumpa i wzywać przedstawicieli administracji na przesłuchania.

Administracja Trumpa tonie w skandalach: kilka dni temu ukazała się książka „Fear” sławnego reportera Boba Woodwarda, który na podstawie setek godzin wywiadów z byłymi i aktualnymi pracownikami Białego Domu

pokazał prezydenta jako półidiotę, który nie potrafi się skoncentrować dłużej niż na trzy minuty, notorycznie kłamie i jest całkowicie pozbawiony zasad moralnych.

Trump ma więc zupełnie inne zmartwienia niż budowa „Fort Trump” w Polsce, nawet gdyby Warszawa była skłonna za niego w całości zapłacić i wybudować pomnik amerykańskiego prezydenta na głównym placu.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze