PiS planuje zwiększyć nakłady na wojsko do 2,5 procent PKB do 2030 roku. To dużo na tle innych krajów UE. Sprawdziliśmy, jak z tej perspektywy wyglądają nasze nakłady na inne dziedziny: zdrowie, edukację, emerytury. Pod względem struktury wydatków jesteśmy bardzo nietypowym państwem
MON przedstawiło 12 września 2017 w Sejmie projekt ustawy o modernizacji i finansowaniu sił zbrojnych, który zakłada stały wzrost wydatków na armię, aby w 2020 roku osiągnąć poziom 2,1 PKB, a w 2030 - 2,5 proc.
Obecnie obowiązuje zapis ustawy uchwalonej w maju 2015, że nakłady na wojsko powinny wynosić 2 proc. PKB, co było wypełnieniem zobowiązania przyjętego przez Polskę na szczycie NATO w Newport 2014 roku.
"Ludzie, którzy występują przeciwko takim rozwiązaniom, nie są osobami, które myślą po polsku, dbają o interesy, są najwyżej postaciami, które tworzą coś w rodzaju karykatury patriotyzmu. Ale takich tutaj nie potrzebujemy!" - uniósł się w Sejmie poseł PiS Piotr Kaleta.
Zmienia się też sposób liczenia wydatków - dotychczas uwzględniano wartość PKB z poprzedniego roku, teraz brany pod uwagę będzie plan na bieżący rok, który do tej pory był zawsze większy (bo gospodarka rośnie). To zwiększy budżet MON o około 2 mld zł. Jeden z sympatyzujących z rządem PiS portali tak się ucieszył ze zwiększenia wydatków wojskowych, że informacje o tym opatrzył aż trzema wykrzyknikami.
OKO.press nie podejmuje debaty, czy to dużo, czy mało w obecnej sytuacji geopolitycznej. Ale to co możemy zrobić, to porównać Polskę z innymi krajami.
Z duszą na ramieniu - pełni obaw, że poseł Kaleta wygoni nas z kraju za nieopatrzne wnioski - sprawdziliśmy, jak nasze wydatki na wojsko wyglądają na tle Europy. Porównaliśmy je też z wydatkami państw europejskich na bardziej pokojowe dziedziny: zdrowie, edukację i emerytury.
Nawet przy dzisiejszym poziomie finansowania 2 proc. PKB jesteśmy w europejskiej czołówce. Danych dostarcza Eurostat. W 2015 roku Polska z wydatkami 1,6 proc. PKB była na piątym miejscu wśród 31 europejskich krajów OECD za Grecją, Wielką Brytanią, Estonią i Francją.
Węgry wydają trzy razy mniej, Łotwa i Czechy ponad półtora raza mniej.
Odsetek 1,6 proc. PKB na wojsko może wydawać się zaskakująco niski w porównaniu stosunku do ustawowego (w 2015 roku - 1,95 procent PKB, w 2016 - 2 proc.). Różnica wynika z innej metodologii przyjętej przez Eurostat, a także z faktu, że ustawowa norma nie została w pełni zrealizowana.
W każdym razie polskie wydatki na armię są większe od średniej UE (1,4 procent - średnia ważona uwzględniająca populację krajów). Czy potrzebujemy aż tyle?
Zdania są oczywiście podzielone, a diabeł tkwi w szczegółach. Od większości europejskich państw różni nas to, że graniczymy z militarnym imperium nienależącym do NATO, a u naszego zaprzyjaźnionego sąsiada trwa konflikt zbrojny.
Jednak sposób wydatkowania pieniędzy może budzić zastrzeżenia. Większość wydatków MON stanowią koszty osobowe (m.in. uposażenie żołnierzy), emerytury oraz wydatki na utrzymanie jednostek. Mniej niż 30 proc. idzie na wydatki majątkowe, czyli modernizację armii. W 2016 roku MON miał problem ze zrealizowaniem planu - ministerstwo nie potrafiło wydać pieniędzy na ten cel. Trudno powiedzieć, czy MON poradzi sobie z wydaniem zwiększonego budżetu.
O ile w przypadku armii trudno orzec, czy rzeczywiście mamy adekwatny do potrzeb poziom nakładów, to w przypadku innych wydatków budżetowych jest jasne, że wydajemy mniej niż powinniśmy.
„Będziemy umierać w odrapanych, brzydkich, przestarzałych szpitalach, będziemy w nich karmieni niejadalnymi papkami, a co najgorsze: będziemy prosić, aby ktoś przybiegł nam z pomocą, uśmierzył ból, podał kubek z wodą, bo będzie brakować personelu medycznego. Będziemy czekali miesiące i lata na łóżko, badanie, operację” – mówił w lipcu tego roku w Sejmie Tomasz Dybek z Porozumienia Zawodów Medycznych. PZM chce zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 9 proc. PKB w ciągu 10 lat.
Bo z wydatkami na opiekę zdrowotną jest naprawdę źle.
Wyprzedzają nas niemal wszyscy. Z wydatkami na poziomie 4,4 procent PKB jesteśmy znacznie poniżej średniej UE i OECD. Nic dziwnego, że Polacy i Polki zmuszeni są dużo wydawać na prywatne leczenie (2 procent PKB), które nie może zastąpić publicznej opieki zdrowotnej, bo jest z natury kosztowne i mniej efektywne.
Opieka zdrowotna cierpi na brak pieniędzy, dramatyczna jest zwłaszcza sytuacja pielęgniarek, ratowników medycznych oraz lekarzy rezydentów.
Wobec braku chęci dialogu z strony rządu Porozumienie Rezydentów OZZL zapowiada strajk głodowy.
Kolejną kategorią, w której państwo skazuje obywateli na niedostatek, są żłobki i przedszkola. W 2013 roku wydawaliśmy na nie ok. 0,5 procent PKB. Najwięcej wydają kraje skandynawskie: Islandia - 1,8 PKB, Szwecja - 1,6, Dania - 1,4.
Nic dziwnego, że z takim poziomem wydatków opiekę żłobkową ma zaledwie 9 proc. polskich dzieci. W styczniu 2017 roku Beata Szydło zapowiedziała, że rząd przeznaczy dodatkowe 500 mln złotych na żłobki w ramach programu Maluch plus (w istocie kontynuacji programu Maluch koalicji PO-PSL).
Jeden z liderów Razem Adrian Zandberg nazwał ten program "rachityczną protezą", nieadekwatną do wysokich potrzeb: ma powstać 12 tys. miejsc wobec 250 tys. potrzebnych.
Nasze wydatki na inne dziedziny nie odbiegają już tak bardzo od średniej. W 2014 roku na edukację wydaliśmy 4.9 proc. PKB podczas gdy cała Unia wydała 5,1 procent. Liderami byli Szwedzi i Finowie (odpowiednio 7,1 i 6,8 proc. PKB). Znakomite wyniki polskich uczniów w testach PISA przy umiarkowanych nakładach świadczyły o tym, że pieniądze w systemie są wydawane nieźle. A raczej były, zanim rząd PiS rękami minister Anny Zalewskiej ten system zaorał.
Jeśli chodzi o emerytury i renty również wypadamy przeciętnie. W 2014 roku ta kategoria wydatków wyniosła 11,8 proc. PKB. Średnia unijna to 12,9 procent (13,5 w strefie Euro).
O ile na emerytury wydajemy sporo, to na podobne świadczenia socjalne (zasiłki dla bezrobotnych lub osób niepełnosprawnością) stosunkowo mało.
Trzeba podkreślić, że struktura wydatków publicznych jest odzwierciedleniem politycznych priorytetów. Poziom zamożności społeczeństwa jest tutaj drugorzędny. Obraz naszego kraju, jaki wyłania się z tych statystyk, jest nieco dziwny.
Polska okazuje się krajem, w którym obywateli jest za co bronić, ale nie bardzo jest za co leczyć.
Miejmy nadzieję, że poseł Kaleta nie zarzuci nam, że zwracając na to uwagę myślimy "nie po polsku", a nasz patriotyzm jest karykaturą.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze