0:00
0:00

0:00

„Boli mnie głowa, dawno nie jadłem, ale przekaz mam ciągle ten sam: Puszcza to nie miejsce dla harvesterów, tylko dla żubrów!” - mówi Michał Książek, pisarz, reporter, przyrodnik.

Nadleśnictwo Białowieża, oddział 250 Cf. Około 8 rano pięć kobiet i sześciu mężczyzn skutecznie zablokowali pracujące tam dwa kombajny leśne, które cięły ponad stuletnie drzewa. Wzięli je szturmem.

O 17 aktywiści, wyczerpani, zakończyli akcję. "Udało się zatrzymać piły choćby na jeden dzień" - mówią.

W akcji wzięło udział 11 osób (5 kobiet i 6 mężczyzn). Anna Błachno i Gabriela Galdamez Munoz (na zdjęciu) przykuły się do harvestera między kołami. Michał Książek i Augustyn Mikos spięci rurą, podobnie jak dziewczyny, siedzą na ramieniu maszyny. Just (łac. sprawiedliwy, słuszny), który przyjechał do Puszczy z Niemiec, skoczył na forwardera.

Rozpoczynają negocjacje - odstąpią od blokady za obietnicę, że maszyny nie będą ścinać drzew do końca tygodnia. Nadleśnictwo nie przyjmuje propozycji. Na miejscu pojawia się ok. 30 strażników leśnych i kilku policjantów.

Nadleśnictwo Białowieża utrzymuje, że dzisiejsza wycinka ma na celu jedynie zapewnienie bezpieczeństwa publicznego przy drogach i leśnych szlakach. Fakty jednak wydają się sprzeczne z tymi wyjaśnieniami. Prace wycinkowe trwały bowiem 80 metrów od najbliższej drogi, a najwyższy ścięty w historii Puszczy Białowieskiej świerk miał 55 m. Za mało, by zagrozić potencjalnym turystom na szlaku. Zasada, która rządzi takimi wycinkami, stanowi, że można ciąć drzewa, których odległość od drogi wynosi do 110 proc. ich wysokośc. Te mają ok. 30 m, więc piły nie powinni być dalej od drogi niż max. 33 m.

Dodatkowo drzewa są cięte na kawałki i wywożone z lasu. Dotychczas Nadleśnictwo Białowieża w inny sposób zapewniało bezpieczeństwo przy drogach. Ścięte drzewa pozostawiano na miejscu do naturalnego rozkładu.

Wywożenie drzew z lasu jest zdaniem aktywistów dowodem na komercyjny charakter prac.

Prace leśników nie mają też nic wspólnego z eliminacją niebezpieczeństwa pożarów, gdyż tereny Nadleśnictw Białowieża i Hajnówka zakwalifikowano do III (niskiej) kategorii zagrożenia pożarowego.

Po pięciu godzinach strażnicy przystępują do akcji. Udało im się usunąć dziewięcioro protestujących.

Dwóch - Michał i Augustyn - są wciąż na pozycji.

„Teraz już na niej leżymy, bo sił coraz mniej”- mówi Michał Książek. „Boli mnie głowa, dawno nie jadłem, ale przekaz mam ciągle ten sam:

Puszcza to nie miejsce dla harvesterów, tylko dla żubrów! Dopóki będą ścinać, dopóty będziemy blokować.

Przed chwilą podszedł do mnie policjant i powiedział, że strażnicy leśni powiedzieli mu, że jestem pod wpływem narkotyków i że musi mieć moją ślinę do zbadania i żebym zszedł. Powiedziałem, żeby podał mi jakieś naczynie, to chętnie napluję. Zrezygnował i odszedł, mam nadzieję nie uzna tego za odmowę, bo nie mam nic przeciwko samemu badaniu”.

Pytam Michała, ilu jest teraz strażników? „Panowie - słyszę, jak krzyczy w ich stronę - ilu was jest? Nie chcą odpowiedzieć, ale na pewno ok. 30, nie mam siły żeby ich liczyć”.

Do okupowanego harvestera podjeżdża druga maszyna, być może chodzi o abordaż, tak jak ostatnim razem, kiedy Michała w ten sposób ściągano z dachu kombajnu.

„Na razie muszę przyznać, że strażnicy są raczej uprzejmi - mówi Michał - ale Augustyn dopowiada, że śmiali się z jego imienia. Pytali, czy jest Augustynem, czy Augustyną? Taki leśny żarcik.”

Na początku akcji aktywiści zamieścili na fb profilu (Obóz dla Puszczy) notatkę, w której napisali - „Dziękujemy za, jak dotąd, bardzo miłe i spokojne podejście straży leśnej. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tego dementować”.

;
Na zdjęciu Robert Kowalski
Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Komentarze