Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
„Na szczęście w szkole, gdzie uczą się moje dzieci, nie ma strajku” - mówił minister Michał Dworczyk. Jak ustaliliśmy, to prywatne placówki pod patronatem Opus Dei. Czesne za czworo dzieci Dworczyka, według cennika, wynosi 3,5-4,5 tys. miesięcznie. Minister zataił w oświadczeniach majątkowych, że jest udziałowcem spółki współfinansującej szkoły
Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego, był „twarzą” rządu i PiS w starciu ze strajkującymi nauczycielami. Wielokrotnie krytykował ich i wzywał do zakończenia protestu.
Publicznym szkołom, które brały udział w proteście, przeciwstawił prywatną szkołę, do której posyła swoje dzieci. Mówił, że „na szczęście” nie ma w niej strajku. I zachwalał jej model wychowawczy.
Jak ustaliło OKO.press, w rzeczywistości
to nie jedna szkoła, lecz przedszkole oraz oddzielne szkoły dla chłopców i dziewczynek - elitarne placówki z dużym czesnym, pod opieką duchową i personalną Opus Dei, jednej z najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych instytucji Kościoła Katolickiego.
W krajach gdzie Opus Dei (łac. Dzieło Boże) działa od dawna, przypisuje mu się ogromne wpływy w kręgach polityczno-biznesowych, a nawet infiltrację najważniejszych publicznych instytucji. W Hiszpanii krytycy nazywają je Santa Mafia (święta mafia), a we Włoszech - Octopus Dei (boża ośmiornica).
Placówki, do których chodzą dzieci Dworczyka prowadzi Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny Sternik założone przez członków Opus Dei.
W ich działalność zaangażowanych jest grono osób wywodzących się ze Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. To środowisko jest dziś zapleczem merytorycznym i PR-owym premiera Morawieckiego. Instruktorami ZHR byli również przez wiele lat Michał Dworczyk i jego żona.
Placówki Sternika mają wielostrumieniowy, rozbudowany system finansowania ze źródeł prywatnych i publicznych.
Występując w mediach i parlamencie w czasie strajku szkół, Dworczyk przedstawiał nauczycieli jako bezwolnych ludzi, wykorzystywanych przez związkowców i opozycję do politycznej rozgrywki. Przekonywał, że powinni zakończyć protest, że porozumienie zawarte przez rząd z nauczycielską Solidarnością jest bardzo dobre i że
przeznaczanie większych pieniędzy na wynagrodzenia nauczycieli nie ma sensu, bo „ten system wyczerpał swoje możliwości”.
Mówił to po blisko 4 latach wprowadzania przez rząd PiS „reformy” systemu szkolnictwa, która je zdestabilizowała, zmusiła nauczycieli do realizacji niewykonalnych nieraz zadań (jak upchnięcie 3-letniego programu gimnazjum w 2 latach nauki) i sprawiła, że
miliony dzieci - przede wszystkim ze szkół publicznych, na których najmocniej odbiły się nieprzemyślane decyzje rządu - straciły szansę na dobrą edukację.
Jak się okazuje, dzieci samego Dworczyka deforma nie dotyka (albo dotyka w bardzo ograniczonym zakresie).
Gdy pierwszego dnia strajku nauczycieli - 8 kwietnia 2019 roku, w programie Tłit (na portalu Wirtualna Polska) dziennikarze zapytali go, czy w szkole jego dzieci jest strajk i czy musiał zorganizować im opiekę,
Dworczyk odparł: „Nie. Na szczęście w szkole, w której uczą się moje dzieci nie ma strajku”. I wyjaśnił, że to szkoła niepubliczna.
Tydzień później, w Radiu Zet, w rozmowie z Beatą Lubecką wyjaśniał, że posyła dzieci do prywatnej szkoły, bo „jest to szkoła katolicka”. A gdy dziennikarka dopytywała, czy zwątpił w jakość nauczania w placówkach publicznych, przekonywał, że zdecydował się na to ze względu na „system wychowawczy”, który proponuje szkoła jego dzieci.
Prawicowi dziennikarze, już po deklaracji Dworczyka w „Tłicie”, dorobili do niej właściwą interpretację.
Portal wpolityce.pl pisał: „Strajk nauczycieli, zamknięte szkoły, brak zajęć lekcyjnych - to problem, z którym musi zmierzyć się wielu rodziców, których pociechy chodzą do szkół i przedszkoli. Przed takim wyzwaniem stanęli również członkowie rządu.
Są jednak placówki, które mimo wszystko mają na względzie dobro dziecka”. I cytował wypowiedź Dworczyka o katolickiej szkole, która nie strajkuje.
Przedszkole i szkoła Sternika dla dziewczynek w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak. KLIKNIJ STRZAŁKĘ, by zobaczyć więcej zdjęć.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-2"]
W rzeczywistości placówki, do których chodzą dzieci Dworczyka, nie są formalnie katolickie (organem prowadzącym nie jest instytucja kościelna ani też nie zostały uznane za katolickie dekretem biskupa).
Jak już wspomnieliśmy, prowadzi je Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny Sternik, założone przez 17 osób, z których co najmniej 8 było numerariuszami Opus Dei, czyli świeckimi członkami OD, żyjącymi w celibacie, a pozostali to głównie supernumerariusze, czyli członkowie OD żyjący w małżeństwach (więcej o tym przeczytasz w rozwijanym tabie na początku artykułu).
Model wychowawczy zapożyczony został od Institució Familiar d'Educació, prowadzącego szkoły pod patronatem Opus Dei w Hiszpanii. Projekt - jak określają szkoły ludzie ze Sternika - zakłada wychowanie i kształcenie dzieci od trzylatka do matury.
Z wyjątkiem przedszkola, dziewczynki i chłopcy uczą się w oddzielnych placówkach. Dziewczynki - w podstawówce i liceum "Strumienie" w Józefowie pod Warszawą, a chłopcy w "Żaglach", w warszawskiej Falenicy i Międzylesiu.
Jak tłumaczył kiedyś ówczesny poseł PiS - Przemysław Wipler, którego dzieci chodzą do szkół Sternika, ich „program wychowawczo - edukacyjny jest dostosowany do »specyficznych wymagań danej płci«”.
[caption id="attachment_201275" align="alignnone" width="1200"]
Lekcja w szkole "Strumienie" w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak[/caption]Każdy uczeń ma swojego tutora, czyli opiekuna, który czuwa nad jego rozwojem i kontaktuje się z jego rodzicami. Jak podkreślają sternikowcy, rodzice muszą wykazywać gotowość do współpracy ze szkołą, bo „do placówek nie są przyjmowane dzieci, lecz całe rodziny”.
Podczas Kongresu Rodzin i Kobiet Konserwatywnych w 2013 roku Wipler tłumaczył, że oznacza to także, że do szkół Sternika przyjmowane są dzieci z pełnych rodzin. I że wybrał je dla swoich dzieci m.in. by oszczędzić im traumy związanej z kontaktem z dziećmi rozwodników. Przedstawiciele Sternika wyjaśniali potem w mediach, że nie chodzi o to, że nie chcą przyjmować dzieci rozwodników, ale że „z założenia” stawiają na współpracę z obojgiem rodziców.
Nad tym, by szkoły „zachowywały chrześcijańską tożsamość” czuwają księża Opus Dei.
Każdego dnia nauka zaczyna się modlitwą w klasach, a potem uczniowie uczestniczą we mszy w szkolnej kaplicy (odprawianej przez księży Dzieła) i jeszcze dwukrotnie modlą się w ciągu dnia. W weekendy w szkołach odbywają się dni skupienia, czyli swego rodzaju rekolekcje dla rodziców.
Sternikowcy nie ukrywają, że indywidualne podejście do ucznia musi kosztować.
W 2008 roku, gdy powstawała pierwsza placówka Sternika we własnym budynku, ówczesny prezes stowarzyszenia - Janusz Siekański, w wywiadzie dla portalu Opus Dei przekonywał: „Rodzice, którzy uważają rodzinę za najważniejszy interes swojego życia, chętnie inwestują w przedsięwzięcie [czyli szkołę - przyp. red.], które daje skuteczną pomoc w wychowywaniu dzieci”.
Było to nawiązanie do słów założyciela Dzieła - św. Josemarii Escrivy, który mawiał, że dzieci są najważniejszym biznesem człowieka. Sternik z tej maksymy zrobił swoją strategię marketingową.
Jego przedstawiciele przekonują, że warto zdobyć się na wysiłek finansowy, a nawet wyrzeczenia, by posłać dzieci do placówek Sternika. Bo uczniowie, którzy je ukończą będą elitą kraju, a zawarte w nich znajomości pozostaną na całe życie.
[caption id="attachment_201196" align="alignnone" width="1200"]
Sala gimnastyczna w szkole Sternika dla dziewczynek w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak[/caption]Do szkół Sternika posyłają lub posyłali swoje dzieci: senator PiS Jan Maria Jackowski, wspomniany już były poseł PiS Przemysław Wipler, były poseł i minister w rządzie AWS Maciej Srebro, były wicepremier Roman Giertych oraz byli posłowie LPR Radosław Parda i Szymon Pawłowski.
Wybrali je również dziennikarz Polsatu Bogdan Rymanowski i kojarzeni z prawicą PR-owcy: Sebastian Bojemski, Dymitr Hirsch i Piotr Wysocki (wszyscy trzej wywodzący się z ZHR; dwaj pierwsi uważani za bliskich współpracowników premiera Morawieckiego).
Tak jak wszystkie organizacje prowadzące prywatne przedszkola i szkoły posiadające uprawnienia placówek publicznych, stowarzyszenie Sternik otrzymuje dotacje od gmin, na terenie których działa - czyli Warszawy i Józefowa. To kilkaset złotych na każde dziecko.
Dodatkowo rodzice zapisujący dzieci do szkół Sternika wpłacają na jego konto:
W duchu nauk założyciela Opus Dei, który uważał, że jedną z dróg do świętości jest wychowanie dzieci (przypomnijmy: kobieta zyskuje świętość po urodzeniu ośmiorga dzieci), Sternik wspiera rodziny wielodzietne, które posyłają do jego placówek kolejne dzieci. Od trzeciego dziecka dostają one „zniżkę zwyczajną”:
[caption id="attachment_201199" align="alignnone" width="1200"]
Jadalnia w szkole Sternika dla dziewczynek w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak[/caption]
Brakującą kwotę czesnego za dzieci z wielodzietnych rodzin dopłaca Sternikowi założona przez niego w 2009 roku Fundacja Edukacyjna Sternik (w której władzach zawsze zasiadają jacyś numerariusze Opus Dei).
Fundacja pokrywa również koszty związane z przyznawaniem przez Sternika „zniżek nadzwyczajnych”. Dostają je rodziny, których nie stać na zapłacenie pełnego czesnego, ale pragną, by ich dzieci uczyły się właśnie w szkołach Sternika.
Skąd Fundacja Edukacyjna Sternika ma środki na ten cel?
„Wszyscy rodzice zapisując dzieci do szkoły dostają sygnał, że - jeśli tylko ich na to stać - wskazane jest, by wpłacali darowizny na fundację. Dla osób, które dużo zarabiają pokrycie kosztów np. jednego dodatkowego czesnego, nie jest problemem. Pieniądze można wpłacać do puli ogólnej lub z przeznaczeniem na dofinansowanie czesnego konkretnej rodziny” - mówi nauczycielka, która do niedawna uczyła w jednej ze szkół Sternika.
Przedstawiciele Sternika zapewniają, że konkretnych odbiorców wsparcia wskazują najczęściej ich krewni (a nie np. bogaci biznesmeni chcący dofinansować czesne dzieci urzędników czy polityków). Nie wiadomo jednak, do czego potrzebne im jest pośrednictwo fundacji i dlaczego np. dziadkowie nie mogą dać pieniędzy na szkołę bezpośrednio wnukom.
Znów zgodnie z duchem Opus Dei (przypomnijmy: nakazuje wiernym szukanie pieniędzy na budowę dzieł apostolstwa korporacyjnego - więcej przeczytasz w rozwijanym tabie na początku tekstu),
władze szkół przekonują, że każda rodzina ma wokół siebie takich sponsorów - nazywanych w Sterniku partnerami wspierającymi rodzinę. Trzeba się tylko rozejrzeć i poprosić o wsparcie.
[caption id="attachment_201197" align="alignnone" width="1200"]
Wejście do szkoły "Strumienie" w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak[/caption]
Na tym jednak zaangażowanie rodziców się nie kończy.
Zapisując pierwsze dziecko do placówki Sternika, zobowiązują się oni również do zakupu udziałów w związanej z nim spółce - Rodzice dla szkoły sp. z o.o. (RDS). Gdy ich dzieci kończą naukę, mogą odsprzedać udziały kolejnym rodzinom lub Fundacji Edukacyjnej Sternik (dziś jest ona największym udziałowcem RDS).
Wysokość wkładu inwestycyjnego jest negocjowana indywidualnie - nie zależy od liczby dzieci, które rodzina posyła do placówek Sternika, lecz od tego, ile pieniędzy jest ona w stanie wyłożyć. Najczęściej są to kwoty rzędu 14- 24 tys. zł. Wysokie udziały i w dodatku uprzywilejowane, ma kilka osób które zakładały Sternika. Największy udziałowiec spośród nich zainwestował w spółkę 121 tys. zł.
Duże (początkowo największe) udziały w RDS ma też warszawska Fundacja Współpracy Międzynarodowej, założona z kolei przez szwajcarską fundację FGM Stiftung für Internationale Zusammenarbeit - organizację koordynującą i wspierającą przedsięwzięcia związane z Opus Dei na całym świecie. Jej udział w RDS miał gwarantować, że placówki Sternika będą takie jak ich hiszpański pierwowzór (niekoedukacyjne placówki, tutoring itd.).
Zarówno we władzach FWM, jak i spółki RDS zasiadają członkowie Opus Dei (we władzach fundacji głównie numerariusze).
Głównym zadaniem spółki Rodzice dla szkoły jest gromadzenie środków na budowę i wyposażenie placówek Sternika. Na preferencyjnych warunkach wynajmuje ona stowarzyszeniu własne i wynajmowane od innych budynki, zaadaptowane na potrzeby przedszkola i szkół, dostarcza im brakujące wyposażenie i prowadzi remonty.
[caption id="attachment_201201" align="alignnone" width="1200"]
Szkoła "Strumienie" w Józefowie [2011 rok]. Fot. Tadeusz Późniak[/caption]Największą jej inwestycją była dotąd budowa szkoły dla dziewczynek przy ul. 3 Maja w Józefowie - nowoczesnego obiektu (patrz: zdjęcia ilustrujące artykuł) z basenem, salą gimnastyczną, przestronną stołówką, aulą ze sceną i oczywiście kaplicą. Spółka zaciągnęła na niego kilkudziesięciomilionowy, wieloletni kredyt.
Rodzice dla Szkoły - mimo, że jest spółką - została zarejestrowana jako organizacja pożytku publicznego.
Do ubiegłego roku rodzice uczniów mogli jej przekazywać 1 proc. odpisu ze swoich podatków. Jak wynika ze sprawozdania RDS, w 2017 roku na jej konto wpłynęło z tego tytułu prawie 157 tys. zł, a w 2018 - 163 tys. zł. Pieniądze przeznaczane są na wsparcie placówek Sternika.
Od początku 2017 roku do sierpnia 2018 roku RDS dostała też w sumie blisko 3 mln zł darowizn od osób prawnych.
Udziały w spółce Rodzice dla Szkoły kupił także Michał Dworczyk, dziś szef kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego.
Według akt rejestrowych RDS, 29 września 2009 roku oświadczył przed notariuszem, że "przystępuje do Spółki i obejmuje w kapitale zakładowym Spółki (...) 180 nowoutworzonych udziałów zwykłych kategorii B (...) o wartości nominalnej 100,00 zł każdy, które pokrywa wkładem pieniężnym w kwocie 18.000,00 zł".
Nazwisko Dworczyka widniało odtąd na wszystkich listach udziałowców spółki Rodzice dla Szkoły, uprawnionych do udziału w zgromadzeniach wspólników w kolejnych latach.
Było też na liście wspólników uprawnionych do udziału w zgromadzeniu, które odbyło się 26 marca 2018 roku. Przynajmniej do tego czasu minister Michał Dworczyk miał więc udziały w RDS.
Gdy Dworczyk kupował udziały w RDS, był radnym warszawskiej dzielnicy Śródmieście, a potem - przez wszystkie kolejne lata pełnił inne funkcje, związane z obowiązkiem składania oświadczeń majątkowych.
Nie wiemy, czy wpisywał udziały w RDS do oświadczeń za lata 2009-2012, zostały one już bowiem usunięte ze stron internetowych rady Śródmieścia i rady Warszawy (w której zasiadał w latach 2010-2014).
Pewne jest jednak, że nie ujawniał ich w oświadczeniach, które składał po 2012 roku (jako radny Warszawy, radny sejmiku mazowieckiego, poseł, wiceminister, a ostatnio - minister w kancelarii premiera).
W oświadczeniu majątkowym, które złożył 21 marca 2018 roku, jako szef KPRM, w rubryce "w następujących spółkach prawa handlowego posiadam niżej podane udziały lub akcje" zadeklarował: "nie posiadam".
A przypomnijmy - jeszcze 26 marca 2018 roku jego nazwisko było na liście udziałowców spółki Rodzice dla Szkoły uprawnionych do udziału w zgromadzeniu wspólników.
Rodzice dla Szkoły to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Spółki z o.o. są zaś spółkami handlowymi i ich działalność reguluje kodeks spółek handlowych. Nawet jeśli prowadzą one działalność non profit i mają status organizacji pożytku publicznego - wciąż nie przestają być w świetle prawa spółkami handlowymi.
Minister Dworczyk powinien więc wykazać udziały w RDS w swoich oświadczeniach majątkowych.
Dla porównania - senator PiS Jan Maria Jackowski, w oświadczeniu majątkowym, które złożył na początku obecnej kadencji, zadeklarował, że ma udziały w RDS. I w odpowiedniej rubryce wyjaśnił, że nie osiągnął z tego tytułu żadnego dochodu.
Zapytaliśmy ministra Dworczyka, dlaczego w swoich oświadczeniach majątkowych, nie wymieniał udziałów w spółce Rodzice dla Szkoły. Chcieliśmy wiedzieć również:
Mimo, że wysłaliśmy pytania mailem i za pośrednictwem Facebooka (gdzie minister lub ktoś prowadzący jego konto je odczytał) i mimo że kilkakrotnie ponawialiśmy prośbę o odpowiedź - nie otrzymaliśmy jej.
Na pytania o czesne i zniżki nie chciał udzielić nam również odpowiedzi prezes stowarzyszenia Sternik - Marcin Borek. Zasłonił się ochroną danych osobowych.
Z biogramu zamieszczonego na stronie internetowej kancelarii premiera wynika, że Michał Dworczyk ma "czwórkę dzieci: Marysię, Zosię, Antka i Janka”.
W 2015 roku prezentując kandydaturę Dworczyka do Sejmu portal kresy.pl pisał, że mają one kolejno: 10 lat, 8 lat, 6 lat i 9 miesięcy. Dziś więc najmłodsze dziecko jest więc w wieku przedszkolnym, a pozostała trójka powinna chodzić do podstawówki.
Jeśli cała czwórka uczęszcza do placówek Sternika, zgodnie z cennikiem, Dworczyk powinien płacić za nie w tym roku 4.257 zł czesnego miesięcznie (przy rozłożeniu na 10 rat) lub 3.547 zł miesięcznie (przy 12 ratach).
Nie wiadomo jakie dochody Dworczyk miał w 2018 roku (nie opublikowano jeszcze oświadczenia), ale np. w 2016 roku zarabiał średnio 14,4 tys. zł miesięcznie, a w 2017 - 18,5 tys. zł miesięcznie.
W oświadczeniu majątkowym za 2017 rok podał, że nie ma domu ani mieszkania (nie licząc 25-metrowej kawalerki, która stanowi majątek odrębny jego żony), ale ma do spłacenia 75 tys. franków szwajcarskich kredytu hipotecznego i 63 tys. zł pożyczki z otwartej linii kredytowej. Miał też 18 letniego volkswagena.
Ale jak przyznał wiosną ub. roku, w rozmowie z dziennikarzem Radia Zet, musiał sprzedać samochód, by zgodnie z decyzją władz PiS, przelać na Caritas nagrodę, którą dostał od premier Beaty Szydło. Wyjaśniał wówczas, że musiał wziąć na ten cel również pożyczkę.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-1"]
Kościół
NGO
Władza
Michał Dworczyk
Roman Giertych
Jan Maria Jackowski
Przemysław Wipler
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Dymitr Hirsch
Opus Dei
Piotr Wysocki
Radosław Parda
Sebastian Bojemski
Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny STERNIK
strajk nauczycieli
szkoły
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze