0:000:00

0:00

Różowa skrzyneczka to fundacja, która walczy z wykluczeniem menstruacyjnym. Zabiega o powszechny dostęp do bezpłatnych środków higieny na czas menstruacji w przestrzeni publicznej oraz o rzetelną edukację w zakresie miesiączkowania w szkole.

Pierwsza różowa skrzyneczka - z darmowymi podpaskami i tamponami - zawisła w Centrum Praw Kobiet we Wrocławiu w 2019 roku. Od tego czasu różowe skrzyneczki dotarły do 4 tysięcy miejsc w Polsce. Największe zapotrzebowanie na darmowe podpaski mają szkoły. W akcję włączają się kolejne samorządy - Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Krotoszyn, Kołobrzeg, Olsztyn czy Legnica.

Adrianna Klimaszewska, jedna z inicjatorek akcji Różowa skrzyneczka, opowiada OKO.press o miejscach, w których darmowe podpaski są potrzebne najbardziej, o tabu menstruacyjnym, które wprowadza się już w szkołach dzieląc uczniów na dwie grupy - chłopców i dziewczynki - podczas omawiania tematu menstruacji.

"Nadal jest w Polsce wiele miejsc, instytucji, których nie stać na organizowanie dostępu do środków higieny menstruacyjnej. Czasem słyszymy, że różowe skrzyneczki są niepotrzebne, bo »miesiączka to intymna sprawa i nie można nią epatować«. Ale co piąta uczennica wychodzi ze szkoły, bo nie ma podpaski i wstydzi się pożyczyć jej od koleżanki" - mówi Klimaszewska.

O tym się nie mówi, ale podpaski idą w szkole jak woda

Julia Theus, OKO.press: Kilka dni temu znajoma wysłała mi zdjęcie metalowej różowej skrzynki na ścianie w łazience jednego z wydziałów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na drzwiach naklejka z czerwoną kropelką. Co to jest różowa skrzyneczka?

Adrianna Klimaszewska, inicjatorka akcji "Różowa skrzyneczka": Różowa skrzynka to metalowa “szafka” z produktami menstruacyjnymi, czyli podpaskami, tamponami, wkładkami, nawilżanymi chusteczkami. Każdy może ją otworzyć i włożyć lub wyjąć z niej podpaskę czy tampon. Działamy zgodnie z zasadą: weź, jeżeli potrzebujesz, zostaw, jeżeli masz nadmiar!

Podpaski i tampony, które znajdują się w różowych skrzyneczkach, są darmowe. Można znaleźć je w ponad 4 tysiącach miejsc w przestrzeni publicznej w całym kraju. Najwięcej wsparcia w organizowaniu dostępu do bezpłatnych środków higieny osobistej potrzebują jednak szkoły.

Dyrektorzy i dyrektorki szkół, do których wysyłamy różowe skrzyneczki, są zaskoczeni, jak dużo podpasek zużywają dzieci -

w ciągu miesiąca w jednej szkole schodzi ich 300.

Są szkoły, gdzie potrzeba ich jeszcze więcej. Po różowe skrzyneczki zgłaszają się do nas nauczyciele i nauczycielki, często rodzice i sami uczniowie.

Jako fundacja nie jesteśmy już w stanie regularnie wyposażać różowych skrzyneczek wszędzie tam, gdzie są one potrzebne. Dlatego to lokalna społeczność dba, żeby skrzyneczka była pełna. Wysyłamy regularnie podpaski i tampony do miejsc w największej potrzebie.

Szkoły, bursy, szpitale psychiatryczne

Największy problem z dostępem do produktów menstruacyjnych mają szkoły i placówki edukacyjne w małych miejscowościach. Bursy, internaty, szpitale. Staramy się doposażać w podpaski szpitale i oddziały psychiatryczne. Pacjentki trafiają tam często niespodziewanie i nie są przygotowane na krwawienie. A w szpitalach nie ma przecież darmowych podpasek i tamponów. Mocno wspomagamy też organizacje pozarządowe, które pracują z osobami w kryzysie bezdomności. Bo jak się okazuje, u nich podpaski idą jak wodą, bo służą również mężczyznom, którzy nie trzymają moczu.

Teraz rozmawiamy, a ja za chwilę wypiszę list przewozowy do ośrodka dla uchodźców w Lininie. Bo problem z podpaskami pojawił się też podczas kryzysu na granicy polsko- białoruskiej.

W lesie nie ma podpasek. W ośrodkach, w których dziś mieszkają uchodźczynie i migranci, też.

Aktywistki zaangażowane w zaopiekowanie tego kryzysu wiedzą, że w razie potrzeby mogą do nas pisać. Jakiś czas temu udało nam się dostarczyć produkty menstruacyjne do zakładu karnego. Dopiero raz, ale wiemy, że to jedno z miejsc, do których po prostu musimy docierać.

Różowe skrzyneczki znajdują się w mniejszych miejscowościach takich jak Nowa Wieś Ujejska w województwie wielkopolskim, ale też w tych większych - w Gogolinie, Śremie, Rybniku, Olsztynie. Różowe skrzyneczki wysyłamy do Wrocławia, Sopotu, Poznania czy Warszawy.

Przeczytaj także:

Pierwsza różowa skrzyneczka wypełniona podpaskami zawisła w Centrum Praw Kobiet we Wrocławiu w 2019 roku. Chwilę temu - w Budapeszcie, w Szkole Polskiej przy Ambasadzie RP. Mam nadzieję, że to pierwszy krok do tego, żeby podpaski zaczęły pojawiać wszędzie tam, gdzie jest taka potrzeba, wszędzie tam, gdzie okres był do tej pory niewidzialny.

Przykładem świeci Kraków, który wykupił z samorządowego budżetu 250 różowych skrzyneczek.

Ale do zaopiekowania problemu wykluczenia menstruacyjnego dokładają się też instytucje publiczne, osoby prywatne – na zakup pojemników na podpaski decydują się rady rodziców, budżetują je rektorzy uczelni, podpaski kupują rodzice, skrzyneczki dobrowolnie dopełniają samozwańczy wolontariusze.

Ta rewolucja naprawdę się dzieje.

Ostatnio w powiecie sochaczewskim, w województwie mazowieckim, mieszkańcy zgłosili różowe skrzyneczki jako projekt do budżetu obywatelskiego. W akcję angażują się rodzice, którzy chcą, że ich dzieci miały dostęp do podpasek w szkole. Ale zanim wyślemy różową skrzyneczkę do szkoły, uzgadniamy to z dyrekcją. Bo raz musiałyśmy już ją demontować.

Menstruacja seksualizuje dyrekcję

Zdemontować? Jak to?

Dyrektorka liceum stwierdziła, że to niedopuszczalne, żeby tampony i podpaski wisiały na ścianie w toalecie. Uważała, że to “uwłaczające”. Nie chciała, żeby produkty menstruacyjne “były na widoku”, żeby w szkole “mówiło się o tym głośno”. To nie była jedna sytuacja.

Jakiś czas temu zadzwonił do nas dyrektor liceum, którego o różową skrzyneczkę poprosiły uczennice. Okazało się, że dyrektor boi się wprowadzić darmowe podpaski do szkoły.

Nie wiedział, jak zareagują rodzice. Pytał, czy darmowe produkty menstruacyjne w szkole to seksualizacja dzieci.

Czasem słyszymy, że różowe skrzyneczki są niepotrzebne, bo “miesiączka to intymna sprawa i nie można nią epatować”.

Papier toaletowy kupujemy. Podpaski można kupić samemu

Radny z terenu województwa pomorskiego stwierdził w mediach społecznościowych, że poruszanie publicznie tematu miesiączki “urąga godności kobiet”. Zielona Góra odmówiła wprowadzenia różowych skrzyneczek do szkół, choć domagali się tego mieszkańcy i lokalny NGO’s - Instytut Równości. Miasto uznało, że nie ma potrzeby, bo środki higieny osobistej są “powszechnie dostępne w całym kraju”, również w Zielonej Górze.

Często słyszycie takie komentarze?

Takie reakcje to rzadkość. Szkoły średnie i technika cieszą się z darmowych podpasek. Różowe skrzyneczki wiszą też w łazienkach szkół podstawowych.

Zdarza się, że dzieci się śmieją, kiedy widzą po raz pierwszy produkty menstruacyjne, bawią się tamponami. Różowa skrzyneczka staje się wtedy bodźcem do rozmowy.

Nauczyciele omawiają temat menstruacji z uczniami na godzinie wychowawczej. To nowość, bo w szkołach o menstruacji mówi się naprawdę niewiele, mało rzetelnie, w sposób, który podtrzymuje miesiączkowe tabu. A rodzicom zależy na tym, żeby dzieci miały dostęp do podpasek i wiedzy.

Dziewczynki, macie się wstydzić

Pierwsza miesiączka pojawia się między 11. a 14. rokiem życia. W szkole z pierwszym okresem zostaje się samemu. Znajoma, która zobaczyła różową skrzyneczkę na swoim wydziale, napisała mi, że dużo czasu minęło, zanim odważyła się mówić otwarcie, że ma okres. Kiedy była młodsza, krępowała się zmieniać podpaski w toaletach publicznych. Stresowała się nawet wtedy, kiedy miała kupić tampony w sklepie. Nie mówiąc o momentach, kiedy po prostu nie miała przy sobie podpaski.

Menstruacja to dla nas cały czas temat tabu. Nadal staramy się jak najciszej szeleścić podpaskami w toaletach publicznych. Według raportu opublikowanego przez Kulczyk Foundation w 2021 roku w ponad 40 proc. polskich domach w ogóle nie rozmawia się o menstruacji. Nasz system edukacji temat miesiączki okrywa kotarą milczenia. Podstawa programowa zajęć Wychowanie do Życia w Rodzinie dla szkół podstawowych zakłada, że od momentu pierwszej lekcji o dojrzewaniu, uczniowie muszą być podzieleni na dwie grupy - chłopców i dziewczynki.

Mimo tego, że wcześniej uczniowie na zajęcia z WDŻWR chodzą razem, o cyklu menstruacyjnym muszą uczyć w oddzielnych salach.

Podobnie jest z zajęciami o higienie okresu dojrzewania czy pierwszej wizycie u ginekologa. Podział na dwie grupy to sygnał, że menstruacja nie jest tematem “męskim”, tylko “babskim”. Że to coś tajemniczego, coś, co trzeba “ukryć” przed chłopcami.

Dziewczynki wstydzą się więc mówić przy chłopcach, że mają miesiączkę już na początku szkolnej edukacji.

Czują się niekomfortowo, kiedy muszą pierwszy raz pójść do szkoły w podpasce. To wpływa na ich poczucie pewności siebie. Każdego dnia dostajemy listy i maile od dziewczynek, które szukają u nas pomocy. Problem z dostępem do produktów menstruacyjnych pojawia też wtedy, kiedy dzieci wychowują się z ojcami. Mają opory, żeby swobodnie mówić o tym, że potrzebują podpaski. Dlatego tak ważne jest przekazywanie rzetelnej wiedzy i edukowanie od najmłodszych lat.

"Przeciekła mi pielucha"

Kilka dni temu dostałam taką wiadomość:

“Kilka razy uciekłam z lekcji do domu. Dostałam niespodziewanie okres w szkole, nie miałam podpaski i przebiło mi przez spodnie.

Albo bałam się, że tak się stanie. Nikt nie chce siedzieć w brudnej bieliźnie, a tym bardziej w poplamionych w kroku spodniach w szkole".

Na stronie Fundacji Różowa Skrzyneczka piszecie, że 21 proc. uczniów jest zmuszonych wychodzić z zajęć, bo nie ma podpaski, a 10 proc. z tego powodu w ogóle nie wychodzi z domu.

Rozmawiamy teraz z pedagożką, która pracuje w małej szkole w niewielkiej wsi na Pomorzu. Zgłosiła się do nas w sprawie darmowych podpasek, bo jedna z jej uczennic dostała miesiączki podczas egzaminu ósmoklasisty. Była tak przejęta i zestresowana pisaniem, że nawet tego nie zauważyła. Krwawiła obficie, więc gdy wstała z krzesła, zorientowała się, że ma poplamione spodnie. Pobrudziła też krzesło.

Nie miała ze sobą żadnych środków higieny osobistej. Proszę sobie wyobrazić, jak była to wstydliwa i krępująca sytuacja.

Coraz więcej pedagogów i rodziców zaczyna rozumieć, że podpaski powinny być dostępne w szkołach tak samo jak papier toaletowy.

Higienistka czy szkolna pielęgniarka nie jest w szkole pięć dni w tygodniu od rana do wieczora. Dziewczynki szukają podpasek w pokoju nauczycielskim. To upokarzające. Nie chodzi zresztą tylko o wykluczenie menstruacyjne w miejscach publicznych, ale również o ubóstwo. Pielęgniarka, która ma pod opieką uczniów i uczennice z trzech szkół podstawowych w niewielkiej miejscowości, opowiadała, że uczennica zgłosiła się do niej w trakcie miesiączki, bo "przeciekła jej pielucha tetrowa". Przyznała, że do tego momentu myślała, że problem braku środków higienicznych nie dotyczy szkół, w których pracuje.

Posiłek dla dziecka czy podpaska?

Wiele osób twierdzi, że ubóstwa menstruacyjnego nie ma, bo paczka podpasek kosztuje 3 zł.

Dostajemy wiadomości od kobiet, które wkładały sobie szmatkę czy skarpetkę w majtki, bo straciły pracę i nie miały pieniędzy na środki higieniczne dla siebie, a chciały kupić podpaski córkom. Dziewczynki nawet nie wiedziały, że mama jest wykluczona menstruacyjnie.

Menstruacja jest naturalnym procesem biologicznym, którego doświadcza niemal połowa naszego społeczeństwa. Menstruujemy średnio od 350 do 480 razy w ciągu całego życia, co zajmuje łącznie od siedmiu do dziewięciu lat. Miesiączki możemy dostać w szkole, w pociągu, w szpitalu, w ośrodkach interwencji kryzysowej, a tam podpasek nie ma. Zresztą to nie jest tak, że jedna paczka podpasek kosztuje 3 zł i wydajemy tyle raz w miesiącu.

Osoba menstruująca zużywa minimum dwie paczki na okres, bo podpaski trzeba zmieniać co trzy, cztery godziny. Miesiączka trwa od trzech do ośmiu dni, czyli to od 1050 do 3600 dni w życiu.

Na menstruację wydajemy więc przez całe życie minimum kilkanaście tysięcy złotych.

Proszę sobie wyobrazić rodzinę wielodzietną. Kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych miesięcznie dla wielu polskich rodzin to duża suma. Szczególnie jak trzeba wybrać między posiłkiem dla dziecka a podpaską dla siebie.

Minister Czarnek zwala na samorządy

Darmowe podpaski i tampony wprowadziła niedawno Francja. Jak wynika z badań Francuskiego Instytutu Opinii Publicznej (IFOP), aż 1,7 milionów kobiet we Francji nie ma dostępu do podstawowych środków higienicznych. A jedną na trzy studentki nie stać na podpaski i tampony. Rząd przeznaczony milion euro na ten cel. A jak jest z pomocą rządową u nas?

Państwo nie prowadzi żadnych badań na temat wykluczenia menstruacyjnego. Z raportu Kulczyk Foundation wynika, że 500 tysięcy kobiet w Polsce ma problem z dostępem do środków higienicznych. Pamiętajmy, że menstruują też osoby niebinarne i transpłciowe.

Jako Fundacja Różowa Skrzyneczka pisałyśmy latem 2021 do ministra Przemysława Czarnka, czy Ministerstwo Edukacji i Nauki zamierza udostępniać w szkołach i placówkach edukacyjnych produkty menstruacyjne.

Ale minister Czarnek ucieka od tematu. Odpisał, że to temat, którym powinny zająć się samorządy. A przecież właśnie MEiN powinno wyznaczać kierunki działania całego systemu.

Będziemy dalej zabiegać, żeby rząd zajął się tematem. Przedstawiłyśmy już problem sejmowej Komisji spraw społecznych, rodziny i zdrowia. Czekamy aż parlament wróci do tematu.

Brak dostępu do środków higienicznych pozbawia kobiety poczucia godności i wiary w siebie, sprawia, że menstruacja staje się tematem wstydliwym. Nie zgadzamy się na to, by dziewczynki opuszczały lekcje, a kobiety musiały wychodzić z pracy z powodu braku środków higieny intymnej. Różowa skrzyneczka to nie tylko bezpłatny dostęp do podpasek, tamponów i kubeczków menstruacyjnych. To symbol naszej walki o równą, przyjazną przestrzeń, walki z wykluczeniem i tabu menstruacyjnym, walki o powszechny dostęp do bezpłatnych środków higieny osobistej na czas menstruacji w przestrzeni publicznej.

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze