Gdańscy urzędnicy przeprowadzili kontrolę działki, którą miasto sprzedało archidiecezji za 1 proc. wartości na cele sakralne. Wynika z niej, że archidiecezja naruszyła warunki umowy. Ratusz udaje jednak, że tego nie widzi
Urzędnicy gdańskiego ratusza w czwartek 17 czerwca przyszli na kontrolę do parafii św. Ignacego Loyoli w Gdańsku. Na wniosek Beaty Maciejewskiej, posłanki Lewicy, mieli sprawdzić, czy działka, którą w 2011 roku miasto sprzedało parafii na cele sakralne, jest wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem. Cel sakralny był uzasadnieniem dla przyznania przez miasto 99-procentowej bonifikaty. Zamiast 457 tys. zł parafia zapłaciła 4,5 tys. zł.
Gdański ratusz do ostatniej chwili nie podawał daty kontroli. Maciejewska, choć dopytywała o nią kilkakrotnie, dopiero gdy osobiście stawiła się w urzędzie miasta w czwartek rano, usłyszała, że kontrola odbędzie się o godz. 15:00 tego samego dnia. Urzędnicy pozwolili posłance wziąć udział w kontroli, ale poprosili, żeby była miła dla proboszcza.
Powszechnie wiadomo, że nie o cel sakralny chodziło w tej transakcji. Działka o powierzchni 0,33 ha przylega bowiem nie tylko do parafii, ale i pałacyku, który na koszt kurii wyremontował abp. Leszek Sławoj Głódź i urządził tam sobie rezydencję.
Były gdański metropolita wymusił na ówczesnym prezydencie Gdańska Pawle Adamowiczu sprzedaż działki za 1 proc. wartości dzięki szantażowi. Niedługo po objęciu metropolii w Gdańsku w 2008 roku Głódź upomniał się o niemal hektarowy fragment parku Oliwskiego, leżący między murem pocysterskim a ul. Opata Rybińskiego.
W 1990 roku archidiecezji przekazał go ówczesny wojewoda. Darowizna nie została jednak wpisana do ksiąg wieczystych, dlatego nie wiedziały o niej późniejsze władze Gdańska. W międzyczasie miasto zainwestowało w jego rewitalizację.
Mogłoby więc próbować kwestionowania decyzji wojewody przed sądem, ale wynik sporu był niepewny. Głódź tymczasem zapewniał, że drzew nie wytnie, ale mógł odgrodzić fragment parku i zakazać wstępu mieszkańcom. Adamowicz musiałby wtedy albo narazić się na ich gniew, albo fragment parku odkupić.
Żeby tego uniknąć, zgodził się sprzedać archidiecezji za 1 procent wartości działkę przy rezydencji obok parafii św. Loyoli. W akcie notarialnym, podpisanym przez biskupa pomocniczego Ryszarda Kasynę, archidiecezja w zamian za sprzedaż działki zrzekła się wszelkich praw i roszczeń majątkowych do fragmentu parku.
By uniknąć zarzutu niegospodarnego rozporządzania miejskim mieniem, Adamowicz musiał nadać wymuszonej przez Głódzia transakcji pozór legalności. Z tego powodu zniżki udzielił na podstawie art. 68 ustawy o gospodarce nieruchomościami, która pozwala udzielać bonifikaty m.in. kościołom na cele sakralne.
W akcie notarialnym czytamy, że działkę sprzedano “na cele działalności sakralnej, z przeznaczeniem do łącznego zagospodarowania z obecnym terenem kościoła i Parafii”.
Ustawa zastrzega, że jeśli przed upływem 10 lat nabywca wykorzystał nieruchomość w innym celu niż ten, który uzasadniał bonifikatę, musi zwrócić jej wartość z uwzględnieniem waloryzacji.
W tym przypadku po 10 latach od sprzedaży wynosi ona 437 553 zł.
Głódź musiał zdawać sobie z tego sprawę, ale ustawową groźbę zignorował. W 2013 roku, dwa lata po sprzedaży miejskiej działki, reporter Krzysztof Katka ujawnił w “Wyborczej”, że służy ona za prywatny ogród hierarchy.
“W ogrodzie znajdującym się niedaleko centrum miasta ustawił ule i kurniki. Kilka miesięcy temu wprowadził też trzy daniele - samca Kubę z partnerką oraz młodą łanię. Mają tu ciszę i spokój. Przed słońcem i deszczem chronią drzewa i drewniana wiata” - pisała wtedy “Wyborcza”.
Hodowla była dumą arcybiskupa, popisywał się nimi przed gośćmi, których zapraszał do swojej rezydencji. "Daniele jedzą księdzu arcybiskupowi z ręki, a jak zawoła po imieniu, to od razu przychodzą" - opowiadał "Wyborczej" były szef pomorskiego PSL Krzysztof Trawicki.
Publikacja “GW” oburzyła opozycyjnych radnych Gdańska. Kilkunastu z nich, w tym obecna prezydent Aleksandra Dulkiewicz, zawnioskowało do władz miasta o kontrolę wykorzystania działki. By nie stracić nieruchomości, proboszcz parafii postawił na niej figurkę Matki Boskiej.
To wystarczyło. Protokół z kontroli zawiera trzy zdjęcia i kilkuzdaniową notatkę, w której urzędnicy zapisali, że na działce widzieli daniele, paśnik i kapliczkę. W ich oczach sakralne wykorzystanie działki zostało udowodnione.
Jedynym efektem afery było odebranie Pawłowi Adamowiczowi, ówczesnemu prezydentowi Gdańska, prawa do samodzielnego udzielania kościołom bonifikat. Od tamtej pory decyduje o tym rada miasta.
Wydawało się, że sprawa jest już przegrana, ale temat wrócił w marcu 2020 roku.
29 marca 2021 decyzją Watykanu abp. Głódź został zmuszony do opuszczenia archidiecezji gdańskiej. Była to konsekwencja kościelnego dochodzenia w sprawie tuszowania przez Głódzia przestępstw seksualnych podległych mu księży.
Biskup wrócił do rodzinnej Bobrówki na Podlasiu, a jego daniele - jak ujawniła “Wyborcza” - przeniosły się do parafii byłego wiceekonoma kurii w Wejherowie.
O działkę przy parafii św. Loyoli upomniała się wtedy Beata Maciejewska, posłanka Lewicy z Gdańska. W kwietniu złożyła wniosek w urzędzie miasta o ponowne sprawdzenie, czy działka była wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem. Na kontrolę zostało niewiele czasu. 13 lipca 2021 minie 10 lat od podpisania umowy między miastem a archidiecezją, po których Kościół będzie mógł zrobić z nieruchomością, co zechce.
Miasto umówiło się z proboszczem parafii im. św. Loyoli na kontrolę dopiero 17 czerwca. Urzędnicy i posłanka Maciejewska na miejscu dawnego wybiegu dla danieli zobaczyli 14 drewnianych krzyży, figurki świętych i podświetlony posążek Jezusa.
Maciejewska zwróciła uwagę, że na metalowych spojeniach została naklejka z datą: 26 sierpnia 2020. Wywnioskowała stąd, że krzyże postawiono niecały rok temu.
W niedzielę 20 czerwca reporter Krzysztof Katka ujawnił jednak zdjęcia działki, które zrobił 13 kwietnia 2021 roku. Tego samego dnia Maciejewska zawnioskowała do ratusza o kontrolę. Krzyży jeszcze wtedy nie było.
Jest więc jasne, że proboszcz parafii ks. Henryk Kilaczyński zapełnił nieruchomość dewocjonaliami dopiero niedawno z obawy przed koniecznością zwrotu bonifikaty.
Z kolei w liście do urzędu miasta z 30 kwietnia 2021, który przekazała OKO.press posłanka Maciejewska, proboszcz przekonywał, że działalność sakralna na działce „polega m.in. na odbywających się tam spotkaniach duszpasterstw parafii staroszkockiej oraz księży archidiecezji uczestniczących w spotkaniach np. dekanalnych”. Dodał, że “spotkania te miały także charakter modlitewny”.
Proboszcz Kilaczyński, podobnie jak przed nim abp. Głódź, próbują wykorzystać lukę prawną. Choć ustawa o gospodarce nieruchomościami grozi zwrotem bonifikaty za wykorzystanie nieruchomości w celu innym niż sakralny, nie definiuje, na czym właściwie sakralność polega.
Prawnicy muszą więc sięgać do ustawy o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego, gdzie “inwestycja sakralna” odróżniona jest od “inwestycji kościelnej”. Inwestycja sakralna to “budowa, rozbudowa, odbudowa kościoła lub kaplicy, a także adaptacja innego budynku na cele sakralne”. Inwestycja kościelna to każda inna inwestycja kościelnej osoby prawnej.
“Stosując wykładnię porównawczą, można stwierdzić, że kościoły i związki wyznaniowe mogą kupować nieruchomości z bonifikatą wyłącznie z przeznaczeniem na budowę miejsca kultu” - mówi OKO.press Agnieszka Filak, LL.M., prawniczka ze Stowarzyszenia SOISH, monitorującego stosunki między państwem a kościołami i związkami wyznaniowymi.
Stawianie krzyży i kapliczek budową miejsca kultu nie jest. Gdyby tak było, równie dobrze Kościół mógłby nazwać celem sakralnym budowę wieżowca, w którym nad wejściem zawiesi krzyż, a w hallu postawi podświetlaną figurę Jezusa.
Gdańscy urzędnicy skłaniają się jednak ku innej interpretacji.
Alan Aleksandrowicz, zastępca prezydenta Gdańska ds. inwestycji, w liście do Maciejewskiej z 28 kwietnia nie odwołuje się do ustawy o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego, a tylko do słownika języka polskiego.
Według niego skoro przymiotnik “sakralny” oznacza “dotyczący kultu religijnego, służący kultowi religijnemu”, to realizacja celu sakralnego obejmuje też organizowanie spotkań modlitewnych lub duszpasterskich. Dodaje też, że w umowie miasto nie zobowiązało parafii do budowy kościoła lub kaplicy. A w takim przypadku “istotne jest, aby sposób zagospodarowania działki umożliwiał wykorzystanie jej na cele działalności sakralnej”.
W jego interpretacji nieważne jest więc, czy nieruchomość w rzeczywistości była wykorzystywana na cele sakralne, a tylko to, czy mogłaby być. Gdy posłanka Maciejewska dopytywała, jak proboszcz udowodnił, że na działce odbywała się spotkania duszpasterskie, okazało się, że urzędnicy uwierzyli mu na słowo.
Daniel Stenzel, rzecznik urzędu miasta, w rozmowie z OKO.press zapowiada, że protokół kontroli zostanie przekazany do oceny prawnikom ratusza. Na decyzję w sprawie ewentualnego zwrotu bonifikaty trzeba będzie poczekać do dwóch tygodni.
Tymczasem kuria gdańska już ma plany na zagospodarowanie działki. Jak zdradza nam Stenzel, ma powstać tam dom dla księży seniorów lub seminarzystów.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze