0:00
0:00

0:00

"Kobieta ma prawo do swojego brzucha"? To jest bełkot. Taki sam bełkot jak tych, którzy mówili w starożytności, że żonę można zabić, bo jest własnością mężczyzny. To jest barbarzyństwo.
Jeśli brzuch nie jest kobiety, to należy do posła, gwałciciela, lekarza.
"Polski punkt widzenia", Telewizja Trwam,22 września 2016
Konsekwencja myśli senatora Jackowskiego jest oczywista: jeżeli brzuch kobiety nie jest brzuchem kobiety, to trzeba znaleźć jego nowych właścicieli. Będą nimi ci, którzy za kobietę zdecydują, co będzie się działo się z tym nienależącym już do niej, ale nadal do niej przyczepionym brzuchem.

Odpowiedź "obrońców życia" jest taka: brzuch należy do płodu, który ten brzuch zamieszkuje. Ten pomysł jest do utrzymania tylko tak długo, jak między płodem a matką nie ma konfliktu i nie trzeba wybierać dobra jednego istnienia kosztem drugiego.

Kiedy pojawia się konflikt między ciążą a ciężarną, trzeba znaleźć kogoś, kto podejmie decyzję w imieniu płodu, który nie umie się jeszcze wypowiedzieć. Dokładniej - rzecz dotyczy także zygoty, zapłodnionej komórki, co oznacza, że pojęcie "brzucha: w sensie medycznym oznacza nie tylko macicę, ale także jajowód.

Tę rolę biorą na siebie posłowie i senatorowie. To oni decydują o tym, kiedy brzuch kobiety jest jeszcze brzuchem kobiety, a kiedy już nim nie jest. To oni również decydują, komu jej brzuch wówczas przekazać.

Cui bono?

Obecnie w Polsce kobieta ma prawo do przeprowadzenia legalnej aborcji w trzech przypadkach:

  • gdy ciąża zagraża jej życiu lub zdrowiu,
  • gdy jest wynikiem czynu zabronionego,
  • gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony.

Jeżeli politycy, zgodnie z założeniami projektu "Stop aborcji", zakażą aborcji również w tych trzech przypadkach, to pojawią się kolejne osoby, które staną się właścicielami brzuchów - to znaczy będą mogły realizować swoje interesy, rozporządzając brzuchami kobiet.

Cui bono? (łac. "czyja korzyść?") to zasada prawa rzymskiego, nakazująca poszukiwanie motywu, czyli osób, które skorzystają na zaistnieniu jakiegoś faktu. Można ich zidentyfikować w tych trzech przypadkach.

Zagrożenie życia lub zdrowia

W pierwszym przypadku brzuch należy do lekarza. Lecząc ciężarną kobietę będzie brał pod uwagę swój interes, czyli wpływ podejmowanych decyzji na swoje życie wieczne. To sumienie lekarza, a nie dobro kobiety, będzie kryterium decyzji, czy ryzykować zdrowie i życie kobiety żeby kontynuować ciążę.

Środowisko medyczne zyska nie tylko na pielęgnowaniu sumienia, ale również na pięlęgnacji jego braku - po zaostrzeniu prawa wzrośnie popyt na usługi podziemia aborcyjnego.

Kobiety zaś stracą podmiotowość. Nikt nie pisze prawa, które każe ojcu poświęcić zdrowie lub życie w obronie dziecka. Nikt nie ukarze ojca, który nie rzucił się na ratunek tonącej córce czy synowi. Takie prawo obowiązywać będzie kobiety w odniesieniu do płodu, który noszą w swoim, czy raczej - już nie swoim - brzuchu.

Czyn zabroniony

W drugim przypadku brzuch kobiety należy do gwałciciela, któremu gwarantuje się w prawo do rozmnażania przez przestępstwo. Na zmianie prawa zyskają gwałciciele i kazirodcy, których dzieci rodzić będą ich ofiary. Zmniejszy się również ryzyko zgłoszenia gwałtu - kobiety w ciąży z gwałtu bedą ukrywać, jak zostało poczęte ich dziecko, by nie utrudniać życia sobie, swojej rodzinie i dziecku, na które jest skazana.

Także kazirodztwo - i tak chronione przez kulturę rodzinnego wstydu - zyska dodatkową ochronę.

Kobieta wraz z prawem do decydowania o swoim brzuchu straci możliwość odrzucenia skutku dokonanego na niej przestępstwa. Jej sumienie ucierpi, ale ono liczy się mniej niż inne sumienia.

Nieodwracalne uszkodzenie płodu

W trzecim przypadku znów najwięcej zyska lekarz ograniczony sumieniem i lekarz zatrudniony w podziemiu aborcyjnym (w szczególnych wypadkach to ta sama osoba).

Lekarz obrońca życia nie będzie obciążał swojego sumienia zabiegiem. Odwróci wzrok od konsekwencji takiego prawa.

Lekarz pracujący nielegalnie dostanie większe pieniądze. Wykona zabieg, a jeśli go spartaczy, będzie kryty lepiej niż kiedykolwiek dotąd, ponieważ kobiecie też grozić będzie pięć lat więzienia. Wspólnictwo skutecznie będzie kryć podziemie aborcyjne.

Straci kobieta, która dłużej będzie w ciąży zakończonej śmiercią płodu. Jak pacjentka prof. Bogdana Chazana, której płód był ciężko uszkodzony genetycznie. "To dziecko nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku. I będzie umierało dzięki panu profesorowi jeszcze przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca. Będzie umierało, aż w końcu umrze z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko - w związku z tym, że ten dzieciak miał głowę większą niż w ciąży donoszonej, musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces pana profesora Chazana" - mówił w TVN24 prof. Romuald Dębski.

Kobieta traci również wówczas, gdy ciąża zakończy się udanym porodem, ponieważ stanie przed wyborem: albo porzuci skazane na cierpienie, niepełnosprawne dziecko, albo poświęci się opiece nad nim.

Najwięcej na pozostaniu tych wszystkich dzieci w brzuchach (kiedyś należących do kobiet) zyskują z pewnością prawicowi politycy: nie tylko sumienia są czyste, ale do tego dochodzi sukces polityczny i dobry uczynek w jednym.

Mogą chwalić się wszem i wobec, że symbolicznie sprawują straż nad brzuchem i pilnują, by nie doszło w nim do zabójstwa. Wszystkie problemy zostają wyparte poza granice prawa. Co nie znaczy, że znikają, choć wiele zostaje ukrytych.

Senator Jackowski twierdzi, że brzuch kobiet nie należy do kobiet. Jest to prawdziwe w tym sensie, że senator Jackowski chce ukraść kobietom ich brzuchy i przekazać komuś innemu. A jednocześnie wymądrzać się w studiach telewizyjnych.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze