0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jazwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jazwieck...

Syrena to nie tylko symbol. To także urządzenie alarmowe.

A one nie wyglądają na przestępczynie. Nie wyglądają nawet na oskarżone. W poniedziałek 12 maja 2025 staną przed sądem okręgowym dla Warszawy Śródmieścia, na razie są Julą i Marianną i opowiadają, czego się boją – wyroku oczywiście, ale jeszcze bardziej fali upałów, migracji klimatycznych i związanego z nim wzrostu nierówności.

Jula i Marianna

Z Julą łatwiej się umówić niż z Marianną, bo chociaż pochodzi spod Olsztyna, teraz mieszka w stolicy, studiuje na antropozoologii na Uniwersytecie Warszawskim i pracuje dorywczo w kulturze. Marianna mieszka w Puszczykowie pod Poznaniem, też się uczy – florystyki w szkole pomaturalnej, i też pracuje dorywczo jako nauczycielka angielskiego. W Ostatnim Pokoleniu są od samego początku, w zasadzie od prapoczątków, bo zanim powstało, działały w kolektywie Bombelki, a jeszcze wcześniej w innych organizacjach walczących o środowisko: w Dzikich Karpatach i Młodzieżowym Strajku Klimatycznym. Bombelki krytykowały przede wszystkim koncerny paliwowe, zwłaszcza spółki gazowe. Ale protesty w siedzibach spółek czy na zagranicznych konferencjach nie przynosiły takiego rezultatu jak te z 8 marca 2024.

Jula ma 22 lata, Marianna 21.

Rozmowa jest dziwna, bo ani nie wiem, o co mogę pytać, ani nie wiem, co z odpowiedzi mogę zapisać, to specyfika spotkania przed procesem. Ale próbujemy. Rozmawiamy o tym, dlaczego akurat 8 marca stanęły pod pomnikiem Syreny, o tym, co się działo później i o Krystynie Krahelskiej, która nam trzem jest bliska – ja napisałam książkę o pamięci o niej, a one jakby dopisały do niej rozdział.

Dzień kobiet

Ranek był słoneczny. Obok pomnika Syreny wspólną konferencję zorganizowały stołeczne działaczki Nowej Lewicy, Razem i stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Magdalena Biejat, wtedy kandydująca na prezydentkę miasta, i kandydatki do rady miasta przekonywały, że Rafał Trzaskowski nie zrealizował obietnic złożonych kobietom.

Julia i Marianna były tym zbiegiem okoliczności trochę zaskoczone, postanowiły poczekać, żeby nie mnożyć wydarzeń. W wiadrach, które stały u ich stóp, skrobia mieszała się z wodą i kolorowym proszkiem holi, takim samym, jakiego używa się na bardzo teraz popularnych festiwalach kolorów, które przetaczają się przez mniejsze i większe polskie miasta

(proszek jest bezpieczny dla zdrowia i łatwo zmywalny, zapewniają producenci).

Wreszcie, gdy pod pomnikiem zrobiło się spokojniej, weszły na cokół. „To jest alarm. Jesteśmy ostatnim pokoleniem!” – krzyknęły, a potem Julia wygłosiła swoją przemowę. – 8 marca to Dzień Kobiet i do tego nawiązywałam – tłumaczy Jula. – Bo przez kryzys klimatyczny będą cierpiały zdecydowanie bardziej kobiety. Z powodu kryzysu klimatycznego ludzie muszą uciekać ze swoich domów, więc zwiększają się migracje, a imigrantki są bardziej narażone chociażby na przemoc seksualną. – Obie znałyśmy historię Krystyny Krahelskiej, jej niezłomność jakoś nam pasowała, żeby to działanie miało sens, wszystko się tu połączyło – dorzuca Marianna.

Krahelska w latach 30. XX wieku pozowała do pomnika Syreny jego autorce, rzeźbiarce Ludwice Nitschowej. Była poetką, śpiewaczką, autorką piosenki Hej chłopcy bagnet na broń. Zginęła w powstaniu warszawskim, w pierwszych jego minutach dostała trzy śmiertelne postrzały, gdy jako sanitariuszka niosła pomoc koledze z oddziału. Umarła nad ranem 2 sierpnia. To bardzo skrócona notka biograficzna.

– Nie chodziło o zniszczenie pomnika – podkreśla Marianna. – Oblanie Syrenki miało zwrócić uwagę na tę przemowę, ale bardziej nośny okazał się sam akt.

Przeczytaj także:

Zatrzymane

Gdy po popiersiu Krahelskiej spływała pomarańczowa farba, bardzo szybko zjawiła się policja. Pomnik został odgrodzony taśmą, a aktywistki zatrzymane. Magdalena Biejat, która po swojej konferencji została pod Syreną, próbowała interweniować, bez rezultatu.

Marianna i Julia zostały przewiezione na komendę osobnymi wozami policyjnymi, Julia miała kajdanki na rękach.

– Zostałam skuta z tyłu i kiedy zapytałam, czy mogę mieć ręce z przodu, bo to bardzo boli, powiedziano mi, że przecież mogę zrobić komuś krzywdę – wspomina. – Stałam obok kilku dorosłych mężczyzn i byłam zagrożeniem.

Jula przy policjantach, którzy ją trzymali, wyglądała jak dziewczynka. Jest drobna, niewysoka, mówi bardzo spokojnie i zastanawia się nad słowami.

Zostały dokładnie przeszukane w policyjnej łazience, a kiedy już mogły się ubrać, spędziły kilka godzin na komendzie, czekając na wspierających ich prawników. Mariannie udało się powiadomić mamę, że została zatrzymana. Mama Marianny wie, że takich telefonów powinna się spodziewać.

W tym czasie trwało wstępne czyszczenie pomnika, a media donosiły o zniszczeniu Syreny i szacowały, ile mogą wynieść koszty doprowadzenia pomnika do stanu poprzedniego – niektóre pisały, że kilka, inne, że kilkadziesiąt tysięcy.

Oskarżone

W styczniu 2025 roku dziewczyny spod Syreny stały się Julią P. i Marianną J., oskarżonymi o działanie wspólnie i w porozumieniu, dokonanie uszkodzeń rzeźby i cokołu kamiennego z piaskowca. „Oskarżonym grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8, obowiązek przywrócenia stanu poprzedniego i nawiązka na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków w wysokości do wartości szkody”, poinformował Prokurator Piotr Antoni Skiba, Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Wartość szkody, na podstawie opinii Wojewódzkiego Mazowieckiego Konserwatora Zabytków i biegłych z zakresu kamieniarstwa, została wyceniona na 361607,36 złotych.

To dużo? Wydaje się, że dużo, zwłaszcza w stosunku do wstępnych szacunków. Ale i gdy się porówna koszty innych renowacji, fakt, że sprzed lat. W 2015 roku gruntowny remont czterech warszawskich pomników – Syrenki ze Starówki, Saperów, kardynała Wyszyńskiego i Juliusza Słowackiego – kosztował 1,3 miliona złotych, czyli 3,5 razy więcej.

Syrena jest z brązu, to wytrzymały stop, odporny na korozje i uszkodzenia, pewnie dlatego przez dekady nieźle znosiła ulewy, podlewanie alkoholem i ptasie odchody. Dziewczyny mówią, że spodziewały się, że farbę spłucze większy deszcz. Konserwatorowi chodzi przede wszystkim o piaskowiec, z którego jest wykonany postument. Z powodu swojej struktury łatwo się barwi, jest wrażliwy. Podobnie jak wiele osób, które niszczeniem pomników czują się dotknięte, nawet jeśli ostatecznie chodzi przede wszystkim o postument, nie o pomnik. „8 lat powinno wystarczyć, żeby zrozumieć, że są symbole, których się nie beszta” – napisał ktoś na Instagramie Ostatniego Pokolenia, pod jednym z postów informujących o rozprawie sądowej.

Pomnik

Symbol ma 86 lat i 2,75 metra. Na dół nie patrzy, wzrok ma wbity gdzieś w przestrzeń. Że nie chce spoglądać na wszystkie nasze ziemskie sprawy, nie dziwi mnie wcale, zobaczyłby bowiem: flaszeczki po wódce mniejsze i większe, kubeczki plastikowe do połowy pełne, opakowania po papierosach, hulajnogi zaparkowane dosyć nonszalancko, resztkę burgera w foliowanym papierku, puszki po energetykach, styropianowe opakowania po daniach na wynos i strużki moczu.

Czy Syrenie się podoba muzyka, którą ktoś puszcza od strony bulwaru, nikogo chyba akurat nie obchodzi, więc do brązowych uszu Syreny wtłacza się I’m gonna take my horse to the old town road i suchy polski rap o złych kobietach.

Stoi tu od kwietnia 1939 roku, wojnę przetrwała niemal niedraśnięta. Jest ponoć jednym z najważniejszych symboli stolicy,

choć nie wiadomo, kiedy dokładnie nim została.

Jeszcze w październiku 2000 roku, przy okazji uroczystego otwarcia mostu Świętokrzyskiego, „Gazeta Stołeczna” próbowała ustalić, kto odpowiada za stojący w pobliżu pomnik. Nie bez powodu – był brudny, a pokryty graffiti postument się rozpadał. Do pomnika – i do odpowiedzialności – nie przyznawała się żadna z instytucji: ani miasto, ani gmina, ani wojewoda. Formalnym właścicielem okazał się wreszcie Skarb Państwa reprezentowany przez starostę mazowieckiego, jednak dopiero ówczesny prezydent Warszawy, Paweł Piskorski, zapowiedział, że miasto zajmie się pomnikiem.

Trochę to trwało. Syrena na rozpadającym się postumencie spokojnie czekała na interwencję przez kilka kolejnych lat.

W 2005 roku przeprowadzono wreszcie generalny remont, odnowiono nie tylko pomnik i cokół, ale też placyk wokół pomnika, pojawiły się ławki i trochę zieleni, zwłaszcza róże. Miasto chciało przeznaczyć na ten remont 800 tys. złotych, udało się go wykonać taniej. „Warto będzie wybierać się tu na spacery”, mówiła na potrzeby miejskich informacji prasowych ówczesna dyrektor Zarządu Terenów Publicznych, Renata Kaznowska.

Przez kolejne lata wybierali się tu na spacery nie tylko turyści. W lutym 2015 roku działacze Greenpeace’u założyli Syrenie maskę antysmogową. W 2020 roku tuż po ogłoszeniu pandemii koronawirusa, nosiła maseczkę ochronną. Kilka miesięcy później wetknięto jej w rękę tęczową flagę, a warszawska policja napisała na Twitterze (dziś X): „W związku z obrazą uczuć religijnych i znieważeniem warszawskich pomników stołeczni policjanci zatrzymali pierwsze osoby podejrzane. Trafiły one do policyjnego aresztu. Czynności trwają”. „Obraza uczuć ok, ale znieważanie pomników to pierwszy w historii prawa antropomorfizm pomnikowy. I czy aby zatrzymanie przy tego typu przestępstwie jest adekwatnym działaniem? Raczej fanatyczną nadgorliwością. To już wezwać sprawcy nie można?” – odpowiedział własnym twittem mecenas Roman Giertych. Sprawa została umorzona, zatrzymano ponoć niewłaściwe osoby.

Na tarczy Syreny pojawiły się jeszcze antyfaszystowskie trzy strzały, a później błyskawica Strajku Kobiet. W ostatnich dniach października 2020 roku zrzeszone w stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze kobiety ustawiły się pod pomnikiem z hasłem WARSZAWA JEST KOBIETĄ.

Co by powiedziała Krahelska

Od lat za każdym razem, gdy pod pomnikiem Syreny odbywa się happening, akcja społeczna, manifestacja, ktoś pyta: Co powiedziałaby na to Krystyna Krahelska. Czy byłaby zadowolona? To są pytania retoryczne, nie da się tak po prostu odpowiedzieć za kogoś, kto od ponad ośmiu dekad nie żyje i wychowywał się w całkiem innej Polsce. Można oczywiście próbować.

Piotr Niemczyk, działacz opozycyjny, którego z Krystyną Krahelską łączą więzy rodzinne, na solidarnościowej demonstracji pod pomnikiem, która odbyła się trzy tygodnie temu, powiedział, że Krystyna by protestowała. Na tej demonstracji aktywiści ustawili się pod pomnikiem z hasłem

SYRENKA USIADŁABY Z NAMI.

Zastanawiam się nad tym zdaniem. Owszem, miała poczucie obowiązku. Owszem, zwracała uwagę na niesprawiedliwość i lubiła pomagać, była bardzo wrażliwa. Wiele osób kojarzy jej wiersze wojenne, ale pisała przede wszystkim o wietrze, o kłosach żyta, dziewannach i drzewach. Trochę męczyło ją pozbawione zieleni miasto, wolała łąki Polesia. O roku obrzędowym na Polesiu napisała pracę magisterską na etnografii, myślała o doktoracie. Ale żadna z niej chojraczka. Do pozowania do pomnika nawet się za bardzo nie przyznawała, miała trochę kompleksów z powodu wyglądu, publiczne występy ją mocno stresowały. Lubię myśleć, że dziś pisałaby wiersze o anomaliach pogodowych i alertach, które ostrzegają starsze osoby i dzieci przed wychodzeniem z domu w upały i w dni wysokiego zanieczyszczenia powietrza.

Cele tak, metody nie

Akcja pod Syrenką była trzecim widocznym protestem Ostatniego Pokolenia. Pierwszym był ten w Filharmonii Narodowej – w niedzielę 3 marca dwie inne aktywistki z grupy weszły na scenę, rozwinęły baner i krzyknęły: „To jest alarm. Nasz świat płonie. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może powstrzymać katastrofę klimatyczną. Żądamy radykalnych inwestycji w transport publiczny. Przepraszamy za zakłócenia, ale to przedstawienie nie może trwać dłużej”. Zadbanie o transport publiczny jest podstawowym postulatem Ostatniego Pokolenia.

Stołeczni radni postanowili potępić działania aktywistek. „Nie ma takich idei, które pozwalałyby niszczyć to, co jest wspólne”, powiedział Filip Frąckowiak, radny PiS, i nie miał na myśli klimatu.

„Niszczenia zabytku, symbolu Warszawy nie usprawiedliwiają nawet najbardziej słuszne hasła. Nasze dziedzictwo zasługuje na ochronę tak samo, jak klimat” – napisała na platformie X Renata Kaznowska, kiedyś zapraszająca na spacery po bulwarach dyrektorka ZTP, dziś wiceprezydentka Warszawy.

Wcześniej żywe reakcje wywołały protesty innej grupy aktywistów – Ruchu Solidarności Klimatycznej. W marcu 2023 (coś lubią te marce) przedstawiciele ruchu weszli do siedziby PiS na Nowogrodzkiej, żeby zamanifestować sprzeciw wobec polityki klimatycznej rządu Morawieckiego. Policja wyniosła stamtąd aktywistów, osiem osób, też spędzili na komendzie wiele godzin. Wtedy media nazywały to wydarzenie pokojowym zgromadzeniem, a komentarze w internecie były inne: „No przepraszam – ale ta policja – to już jest prywatna policja Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry”, „Jak będzie potrzeba, to i terrorystów z nich zrobią. Bo dlaczego nie? W Polsce już wszystko można”, „Nie tylko spisiały suweren nienawidzi obrońców przyrody”, „Standardy białoruskie już przekroczyły granicę i są u nas”.

Rok później akcje Ostatniego Pokolenia – niezależnie od tego, czy chodzi o tę pod Syrenką, czy blokady dróg – budziły już najczęściej ostrą krytykę, a czasem agresję.

Roman Giertych, który jeszcze niedawno uważał, że zatrzymania za tęczową flagę to przesada, jesienią 2024 o Ostatnim Pokoleniu pisał: „czas, abyśmy wprowadzili nowy typ przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu komunikacyjnemu. Art.180 b kk.: Kto wbrew przepisom prawa blokuje przejazd drogą publiczną z powodów ideologicznych, politycznych, społecznych lub światopoglądowych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5. Szybko skończyłyby się te cyrki rzekomo Ostatniego Pokolenia”.

Wiele osób przyznaje, że warto walczyć o klimat – ale nie tak. O pomniku pisze się, że to symbol dziedzictwa, że ludzie ginęli pod nim w czasie wojny, że jako jeden z niewielu przetrwał powstanie i że nie wolno pewnych rzeczy robić.

– Wielu ludzi uważa, że oczywiście można protestować i domagać się zmian, tylko tak, żeby to nikomu nie przeszkadzało. A przecież protest musi być niewygodny, żeby jakoś przerwać taką rzeczywistość – odpowiada Julia, po swojemu najpierw ważąc słowa.

– My robiliśmy już wszystko, co nam się proponuje – dodaje z nieco krzywym uśmiechem Marianna. – I nie mam na myśli, że robiliśmy ogólnie jako aktywiści, tylko robiłyśmy konkretnie my, ja, Julka, przez lata. Już pisałyśmy petycje, już chodziłyśmy na marsze, na spotkania, byłam wielokrotnie na radach miasta. I nic.

Obywatelskie nieposłuszeństwo, które praktykują aktywiści i aktywistki Ostatniego Pokolenia, zakłada nie tylko celowe działania związane z łamaniem przepisów prawnych – bez użycia przemocy – w imię przekonania, że regulacje naruszają ważne wartości, ale też gotowość poniesienia prawnych konsekwencji swojego postępowania.

Stoi na spiece

Pod koniec kwietnia Ostatnie Pokolenie wystosowało do Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Adama Bodnara apel o wycofanie aktu oskarżenia wobec Julii i Marianny, ponieważ, jak napisali aktywiści i aktywistki, „przed sądem powinny stawać elity łamiące prawa człowieka poprzez napędzanie zapaści klimatycznej, a nie młodzi ludzie walczący, aby ją zatrzymać”.

Do piątku 9 maja, czyli przez dwa tygodnie, petycję podpisało ponad 600 osób.

W poniedziałek 12 maja 2025, o 9.00 rano w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia przy Marszałkowskiej Julia i Marianna usłyszą akt oskarżenia. Ostatnie Pokolenie zapowiada na ten ranek solidarnościowe zgromadzenie przed budynkiem, nazywanym ze względu na charakterystyczne ułożenie okien, Żyletkowcem.

Będę tam, i przed sądem, i na sali rozpraw.

Do Syreny też zaglądam regularnie od lat. W weekend przed procesem również i jest jak zwykle: przepełnione kosze, dużo plastiku, dużo szkła po napojach wyskokowych. Na rogach placyku – tego samego, który odnowiono w 2005 – świecą na niebiesko policyjne samochody. Ale policja nie zatrzymuje nawet tych osób, które nieopodal przechodzą na czerwonym.

Przez kamienny cokół niemrawo przebijają się zielone listki, ale na piasku, w który wbito tabliczkę informującą o historii pomnika, mało co rośnie. Bo jest trochę jak w wierszach Krahelskiej, która przecież zwracała uwagę na to, co się dzieje ze światem: umierają rośliny na spiece.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Olga Gitkiewicz

Reporterka i redaktorka, felietonistka miesięcznika „Znak”, współpracowniczka Instytutu Reportażu. Autorka książek reporterskich: „Nie hańbi” o polskim rynku pracy (2017; nominacje do Nagrody Literackiej Nike, do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki i do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej), „Nie zdążę” o kryzysie polskiego transportu publicznego (2019; Reporterska Książka Roku Grand Press 2020) oraz reporterskiego eseju biograficznego „Krahelska. Krahelskie” (2021).

Komentarze