Mamy już tylko 10 lat, by uratować świat, jaki znamy. Dlatego decydujemy się na protesty, trzeba przebudzić społeczeństwo. To nie kryzys, to katastrofa - mówiła Małgorzata Rawa, aktywistka Zielonej Fali z blond dredami, z pokładu gigantycznej koparki, którą protestujące zdobyły nad ranem. Po horyzont ciągnął się głęboki na 50 m lej, jak po uderzeniu komety
Z ostatniej chwili: Po 16.00 dwa busy i dwa auta osobowe, którymi kilkanaście kobiet wracało z protestu w kopalni odkrywkowej w Tomisławicach, zostały zatrzymane przez policję. Funkcjonariusze nie potrafili uzasadnić kontroli, bo właściciele firmy nie złożyli żadnego zawiadomienia o przestępstwie. Wszystkie aktywistki i osoby im towarzyszące zostały spisane, ale pozwolono im jechać dalej.
Trzy godziny wcześniej Małgorzata Rawa, drobna dziewczyna z blond dredami, aktywistka Zielonej Fali ze Szczecina, ogłasza koniec protestu. Mówi spokojnie, bez śladu egzaltacji, stanowczo:
"Chciałyśmy głośno powiedzieć, że ziemia też jest kobietą, bo jest eksploatowana jak źródło niekończących się zasobów. Stoimy u progu katastrofy klimatycznej, nie wiedząc nawet, czy tego progu już nie przekroczyliśmy".
W bardziej dosłownym sensie stoimy wszyscy na pokładzie koparki, kilka metrów nad powierzchnią. Nazwa jest myląca - ta maszyna przypomina pojazd kosmiczny - wysoka na 30 metrów, gryzie ziemię, pakuje ją na taśmy, odrzuca daleko od siebie. Same gąsienice mają ze trzy metry wysokości.
Węgiel jest głębiej pod nami, ale koparka odłączona od prądu na czas protestu, stoi chwilowo martwa. Jesteśmy na dnie gigantycznego leja o głębokości 40-50 metrów i powierzchni 1200 ha, błoto ciągnie się po horyzont. Jakby uderzyła potężna kometa.
"Przyszłe pokolenia, dzieci i wnuki osób, które tu pracują - mówi dalej Rawa - będą żyły na ziemiach wysuszonych, bez dostępu do wody, trawionych przez pożary, zanieczyszczonych. Taka jest, będzie skala dewastacji, jeżeli natychmiast czegoś nie zrobimy.
Mamy już tylko 10 lat, żeby uratować świat, jaki teraz znamy.
Dlatego decydujemy się na takie protesty, trzeba przebudzić społeczeństwo. Musimy mówić o zielonej energii, ale także o nadmiernej konsumpcji. To nie jest kryzys, to jest katastrofa. Trzeba będzie zrezygnować z komfortu, jaki znamy, zabrnęliśmy w takie miejsce w czasie, przyrodzie, historii, że nie możemy się wycofać bez zapłaty za to, co zrobiliśmy".
Przemawia też Maciej Łęczycki rzecznik grupy kapitałowej Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, której większościowym udziałowcem jest Zygmunt Solorz, właściciel m.in. Polsatu. Czterdziestolatek jest zdenerwowany, ale stara się być ugodowy. Potwierdza, że spółka nie składa skargi na protest, w szczególności z art. 193 o naruszenie miru domowego. "Zgodnie z uzgodnieniem z prezesem Henrykiem Sobierajskim uważamy, że sprawa jest zamknięta, nie zgłaszamy policji". Sobierajski, wieloletni szef publicystyki i informacji w Polsacie, pełni obowiązki prezesa ZE PAK.
"Mam nadzieję, że będziemy się spotykać i rozmawiać, a nie protestować. Panie są niedoinformowane, nie wiedzą, jak nowoczesne rozwiązania wprowadzamy w naszych przedsiębiorstwach" - mówi rzecznik.
Słuchamy tego bez większego przekonania. Złoże węgla ma być eksploatowane do 2030 roku. Na naszych oczach zakopała się w błocie potężna ciężarówka.
Wcześniej rzecznik postanowił nawet "wręczyć paniom kwiaty z okazji Dnia Kobiet". Wyszedł na moment z negocjacji i najnowszym land roverem z napędem na 4 koła popędził do kwiaciarni, ale dziewczyny oświadczyły, że nie chcą kwiatów, zwłaszcza ciętych.
Dziesięciogodzinny protest kończy się. Policja odjechała z terenu kopalni wcześniej. Dziewczyny zwijają wielkie transparenty
"Z miłości do planety, jesteśmy tu niestety". I drugi: "Solidarne z planetą, ziemia jest kobietą".
Tomisławice to jedna z pięciu odkrywek Kopalni Węgla Brunatnego Konin w Kleczewie, należącej do spółki ZE PAK.
Akcja aktywistek ekologicznych z koalicji Zielona Fala prowadzona pod hasłem „Ziemia jest kobietą”, miała zasugerować, że do degradacji środowiska naturalnego doprowadził system zarządzany i zdominowany przez mężczyzn. W Wielkopolsce kolejne odkrywki prowadzą do braku wody i uderzają w lokalną społeczność – jednak jej protesty są ignorowane.
Miały wejść na koparkę jeszcze przed świtem, ale okazało, że koparka wielonaczyniowa kołowa pracuje także w nocy, więc grupa podjęła decyzję, że poczeka do 05:30, kiedy następuje zmiana załogi. Teren nie jest ogrodzony, wbiegły bez przeszkód, my z kamerą za nimi, przedzierając się ok. 800 metrów przez błocko, miejscami powyżej kostek.
Robotnicy zareagowali bez agresji, nawet z uśmiechem. Dziewczyny weszły po schodkach na pierwszy poziom gigantycznej maszyny, usiadły przy balustradzie, przypięły się, zawiesiły banery. Ok. 06.30 dwie z nich weszły wyżej, na szczyt koparki, dobre 25 -30 metrów nad poziomem wykopu, na dach pomieszczenia technicznego.
My z kamerą zostaliśmy na „pierwszym piętrze”, razem z dziewiątką protestujących. Dziewczyny pookrywały się srebrnymi foliami, zrobiło się zimno. Policjanci i robotnicy kręcili się na ziemi i pokładach koparki, przeciskali się obok protestujących.
Dlaczego miejscem akcji ekolożek są akurat Tomisławice?
Jak informowaliśmy w OKO.press,
po otwarciu w 2010 roku odkrywki Tomisławice pobliska Noteć wyschła na odcinku 30 km. Poziom Jeziora Wilczyńskiego obniżył się o 5 metrów, Kownackiego – o 4 metry. Mniejsze jezioro Wójcińskie spadło o metr.
Kopalnia Węgla Brunatnego Konin w Kleczewie, należąca do spółki ZE PAK, posiada na razie pięć odkrywek – Tomisławice, Jóźwin, Drzewce, Koźmin, Adamów. W planach są kolejne wydobycia.
Wszystkie odkrywki działają albo mają działać na terenie Wielkopolski – czyli w tym rejonie Polski, który jest najbardziej dotknięty suszą. „W Wielkopolsce susza panuje w 225 z 226 gmin. Rolnicy szacują, że tegoroczne plony mogą być mniejsze nawet o ⅗ w stosunku do tego, co zebrano w 2018 roku” – podawali w ubiegłym roku działacze Obozu dla Klimatu.
Jak wydobycie węgla wpływa na braki wody? Józef Drzazgowski Stowarzyszenia Eko-Przyjezierze tłumaczył: „Dwa lata przed powstaniem odkrywki montuje się pompy głębinowe, które dzień i noc osuszają teren. Co więcej, gdy teren już jest osuszony, woda jest potrzebna do chłodzenia turbin w elektrowni, więc znowu jest pobierana”.
Z raportu „ZE PAK czy RZEPAK” sporządzonego przez Fundację „Rozwój Tak – Odkrywki Nie” wynika, że przez 70 lat w związku z wydobyciem węgla brunatnego zostało wypompowane 12 miliardów metrów sześciennych wód podziemnych. "To 18 razy więcej niż w największym w Polsce jeziorze Śniardwy (660,2 mln m3).
"Łączna objętość wszystkich jezior w Polsce to 17 mld m3, a więc wskutek wydobycia węgla brunatnego metodą odkrywkową objętość wody, którą wypompowano z wielkopolskich kopalń, jest równa 70 proc. łącznej objętości wszystkich jezior w Polsce” – czytamy w raporcie.
W terenach przylegających do odkrywek powstaje tak zwany lej depresyjny, czyli obszar obniżonego poziomu wód gruntowych. Brakuje wody w studniach, a pola uprawne nie są odpowiednio nawadniane.
Szacuje się, że łączne straty spowodowane przez prowadzenie odkrywek KWB Konin dla rolnictwa i przemysłu rolno-spożywczego mogą wynosić nawet do 880 milionów złotych rocznie.
Aktywiści Obozu dla Klimatu 20 lipca 2019 protestowali przeciwko rozbudowie kopalni odkrywkowej w Wielkopolsce. Na ich drodze stanęła policja. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego i pałek.
Aktywiści planowali wtedy spokojny, ośmiokilometrowy marsz protestacyjny. Zebrali się pod pomnikiem-koparką w Kleczewie (niedziałającej już, dużej maszynie, która była wykorzystywana w kopalniach Kazimierz Południe i Kazimierz Północ), żeby stamtąd przejść w kierunku Izabelina. Szli ubrani w białe kombinezony i maski.
W okolicy odkrywki Tomisławice czekali na nich policjanci wyposażeni w kaski, ręczne miotacze gazu i pałki. Część uczestników akcji skręciła z drogi i wbiegła na pole, w stronę kopalni. Za tymi, którzy skręcili z trasy, pobiegła policja.
„Został użyty gaz łzawiący i pałki. 40 osób, które dotarły na teren kopalni, zostały zamknięte w policyjnym kotle” – relacjonował jeden z uczestników.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.
Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.
Komentarze