Jest szansa na ocalenie dzikich krów z województwa lubuskiego. Znalazły się osoby i organizacje gotowe wziąć je na utrzymanie. Wszystko zależy od decyzji Powiatowego i Głównego Lekarza Weterynarii. "Po raz pierwszy społeczeństwo tak wyraźnie upomniało się o prawo do życia dla zwierząt zwykle traktowanych tylko jako produkt w przemyśle mięsnym"
Stado 185 krów od kilkunastu lat żyje samopas w gminie Deszczno (woj. lubuskie). Dziczeje i rozmnaża się bez żadnej kontroli, bo jego właściciel de facto je porzucił. Bydła od lat nie badał weterynarz. Nie można go jednak zostawić na wolności, bo - zgodnie z prawem - zwierzęta gospodarskie nie mogą żyć bez opieki. A na dodatek krowy niszczą rolnikom plony i stwarzają zagrożenie na drogach.
Powiatowy Lekarz Weterynarii z Gorzowa Wielkopolskiego wielokrotnie apelował do właściciela krów o to, by zajął się swoimi zwierzętami. Niestety, bezskutecznie. W końcu wydał nakaz uśmiercenia zwierząt i utylizacji ich ciał (mięsa z niebadanego bydła nie można sprzedawać). Nakaz ten został podtrzymany przez sąd i miał być wykonany jeszcze w tym tygodniu. Krowy ogrodzono, gdzie czekały na transport do rzeźni.
Jednak do działania zmobilizowały się organizacje broniące praw zwierząt, które poprosiły o kilkudniowe odroczenie wyroku dla zwierząt. Powiatowy Lekarz Weterynarii nie ustosunkował się do tej prośby, ale jednocześnie zadeklarował, że do środy 8 maja zwierzęta nie zostaną zabite.
I stała się rzecz, która początkowo wydawała się niemożliwa: w ciągu dwóch dni znalazły się osoby i organizacje, które gotowe są przyjąć krowy na własne utrzymanie.
Zdaniem mec. Karoliny Kuszlewicz, Rzeczniczki ds. Zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym, to sytuacja bez precedensu. „Jeszcze dwa dni temu wydawało się, że krowy są skazane na śmierć. Tymczasem w ciągu 48 godzin udało się znaleźć osoby, które są gotowe przyjąć te zwierzęta i pozwolić im dalej żyć” - mówi mec. Kuszlewicz.
„Ta sytuacja jest też precedensowa przez swoją symboliczność, bo chyba po raz pierwszy społeczeństwo tak wyraźnie upomniało się o prawo do życia dla zwierząt, które zwykle są traktowane jedynie jako produkt w przemyśle mięsnym" – dodaje.
Deklaracje chęci przygarnięcia krów zbierało stowarzyszenie Arka dla Zwierząt. Rzeczywistość przerosła najśmielsze oczekiwania, bo przez internet i telefonicznie zgłosiło się sto kilkadziesiąt organizacji i osób prywatnych gotowych wziąć zwierzęta pod opiekę. Przebierając w propozycjach, Arka dla Zwierząt kierowała się dwoma kryteriami: zwierzęta nie mogą zostać zabite lub sprzedane na rzeź i nie mogą być rozmnażane. Okazało się, że te warunki spełnia 20 ofert.
Gdyby zsumować je wszystkie, okazałoby się, że udało się znaleźć miejsce nie dla 185, ale 500 krów.
Jedna organizacja i jedna osoba prywatna zadeklarowały, że mogą przyjąć nie część, ale wszystkie krowy. Pierwsza to Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Jak poinformowała wrocławska „Wyborcza”, krowy miałyby trafić do miejscowości Rańsko (woj. lubuskie), gdzie wolontariuszka i adwokat organizacji posiadają gospodarstwo z 1000 ha pól i łąk. Jest tam też stary budynek PGR, który można by przerobić na stodołę.
Chęć przyjęcia wszystkich zwierząt zgłosił Witold Bieschke, który – jak powiedział OKO.press – ma duże gospodarstwo z rozległymi łąkami w otulinie Rezerwatu przyrody Czarnocin im. prof. Janiny Jasnowskiej (woj zachodniopomorskie). Realizuje w nim programy rolno-środowiskowe UE. Dlatego krowy nie tylko mogłyby u niego żyć w spokoju, ale ich obecność byłaby również korzystna z ekologicznego punktu widzenia. Przykładowo, zgryzając trawy, tworzyłyby warunki dla gniazdowania chronionych ptaków siewkowych.
„Mamy miejsca, do którego mogą pojechać zwierzęta. Teraz piłka jest po stronie Powiatowego Lekarza Weterynarii z Gorzowa i Głównego Lekarza Weterynarii” - mówi OKO.press mec. Kuszlewicz. Dodaje, że z tym ostatnim ona i organizacje będą rozmawiać na początku przyszłego tygodnia, by uzgodnić ewentualne warunki przekazania zwierząt pod opiekę osobom, które zadeklarowały chęć ich przyjęcia.
„Sytuacja tych zwierząt jest szczególna. Nie mogą ponosić tak dotkliwej kary za to, że żyły na wolności. Dlatego też oczekujemy szczególnego podejścia ze strony Inspekcji. Dostrzegamy dobrą wolę obydwu instytucji, mamy nadzieję, że krowom uda się ocalić życie" – mówi Kuszlewicz.
W internecie jest już petycja do Głównego Lekarza Weterynarii w tej sprawie. „Zwracamy się więc do Pana z apelem, aby zachować stado krów z Deszczna przy życiu, przebadać zwierzęta, zakolczykować i przyznać im paszporty bydła, co umożliwi przetransportowanie ich do nowego, bezpiecznego miejsca życia” - czytamy w apelu, który można podpisać tu. Podobną petycję przygotowała też Fundacja Centaurus.
Jeszcze wczoraj (7 maja) Polskie Towarzystwo Etyczne wraz z Rzecznikiem ds. Praw Zwierząt wystosowało wniosek do Powiatowego Lekarza Weterynarii z Gorzowa Wielkopolskiego, by ten nie tylko wstrzymał się z wykonaniem decyzji o zabiciu krów, ale też ją zmienił. Z uwagi na „niewspółmierność orzeczonych w decyzji środków do problemu związanego z tymi zwierzętami” i „istotne wady, jakimi objęty jest wyrok Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim”.
Chodzi o to, że sąd podtrzymując nakaz zabicia zwierząt wydany przez Powiatowego Lekarza Weterynarii, zrobił to w sprawie dotyczącej znęcania się nad zwierzętami przez ich właściciela.
„To absurdalne, bo sąd orzekając winę właściciela stada za znęcanie się nad krowami, jednocześnie nakazał mu uśmiercenie krów” - mówi mec. Kuszlewicz.
„Będziemy zabiegali o wznowienie postępowania w tym zakresie" – dodaje.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze