Przedstawiana jako "historyczna" i niezwykle ważna, wizyta Beaty Szydło w Wielkiej Brytanii jest spotkaniem polityków z państw, którzy wypchnęli swoje państwa na europejski margines. Podobnie jest z nagłaśnianym, jutrzejszym spotkaniem szesnastu ministrów spraw zagranicznych
Sama Beata Szydło w porannym wywiadzie dla TVP Info nie umiała wytłumaczyć, po co właściwie wybiera się do Zjednoczonego Królestwa. W rozmowie przed wylotem do Londynu Szydło zapowiedziała, że wizyta "będzie dotyczyć":
W efekcie w telewizji publicznej Beata Szydło uznała za kluczowe to, że Theresa May nie tylko się z nią spotka, ale jeszcze wyjedzie powitać reprezentację z Polski na lotnisku. To rzeczywiście w dyplomacji uznawane za wyraz szczególnej przyjazności, ale to tylko gest, który nie ma żadnych praktycznych konsekwencji.
W rzeczywistości Wielką Brytanię i Polskę łączy marginalizacja - w wyniku podjętych decyzji politycznych oba państwa znalazły się daleko od głównego nurtu decyzji na kontynencie europejskim. Teresa May i Beata Szydło są liderkami dużych, kompletnie nie liczących się w Europie rządów.
UE nie ma wyjścia, będzie współpracowała z Wielka Brytanią. W Wielkiej Brytanii UE będzie miała być może najważniejszego partnera. Pozostaje ona ważnym sojusznikiem NATO. To państwo, które będzie nadawało ton sprawom europejskim.
Oczywiście Wielka Brytania po wyjściu z Unii Europejskiej będzie ważnym partnerem gospodarczym i politycznym Unii Europejskiej - jest państwem demokratycznym, należy do Rady Europy, NATO i wielu innych organizacji międzynarodowych, które utrwalają demokratyczny ład polityczny obszaru euroatlantyckiego.
Twierdzenie jednak, że to Unia Europejska nie ma wyjścia i musi współpracować z Wielką Brytanią, która "będzie nadawać ton sprawom europejskim" jest nonsensem.
Rdzeń Europy niezmiennie tworzą państwa strefy euro, wśród których dominują największe gospodarki - Niemcy, Francja, Włochy oraz sąsiadujące z nimi, piekielnie bogate państwa Beneluksu. Do niedawna, nieco awansem, w tej pierwszej lidze była również Polska. Wielka Brytania natomiast od początku była w ogonie integracji europejskiej - nie przystąpiła ani do unii walutowej, ani do strefy Schengen, wynegocjowała rabat w składce do budżetu unijnego.
Na "Brexicie" stracą i Unia Europejska, i Wielka Brytania, ale decyzja referendalna zaszkodziła bardziej Wyspom - dlatego po ogłoszeniu wyników premier David Cameron podał się do dymisji, namawiający do głosowania na opuszczenie UE populiści zaczęli odwoływać swoje wcześniejsze obietnice, a sformowany po kryzysie rząd w Londynie od miesięcy unika oficjalnego rozpoczęcia procedury wyjścia z Unii Europejskiej.
Politycy w Brukseli doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to oni są w lepszej pozycji negocjacyjnej - dlatego naciskają na Londyn, by rozpoczął procedurę wychodzenia z UE lub wycofał się z głupiej decyzji.
Jutro do Polski przylatuje 16 ministrów spraw zagranicznych. Będą rozmawiać o przyszłości UE, o reformach. Przylatuje również w najbliższych dniach do Polski premier Malty. Polska jest państwem, które nadaje ton polityce europejskiej.
Polska została drugim państwem - obok opuszczającej wspólnotę Wielkiej Brytanii - które zostało przez premier Szydło nazwane "nadającym ton". To oczywiście nonsens - Polska po zmianie politycznej stara się jednoczyć państwa Europy środkowej i wschodniej, których główną motywacją do udziału w jutrzejszym spotkaniu jest to, że nic nie tracą na obecności w Polsce.
Kiedy jednak jedność państw "Trójmorza" ma zostać przekuta w działanie polityczne, wszystko się sypie. Doskonałym przykładem był komunikat Słowacji i Czech, które - po deklaracji Jarosława Kaczyńskiego i Victora Orbana o planach "kontrrewolucji kulturowej" natychmiast jasno powiedziały, że w niczym takim nie zamierzają brać udziału.
Do Polski przyjeżdżają szefowie dyplomacji szesnastu państw, ale poza rzeczywiście pierwszoligowymi Włochami i Polską, która pod władzą PiS spadła do drugiej ligi, w szczycie udział wezmą mało istotne gospodarczo i politycznie państwa UE.
Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Chorwacja, Grecja, Rumunia, Słowenia to europejska trzecia liga. Pozostałe państwa to marginalne państwa bałkańskie, które nie należą nawet do UE - Czarnogóra, Serbia, Macedonia, Albania, Bośnia, Hercegowina i Kosowo. Wszystkie te państwa obciążone są podobnym problemem - podatnością na argumenty Rosji, którym Polska bez wsparcia Unii Europejskiej nie jest w stanie się przeciwstawić. Premią za liczbę jest obecność szefowej unijnej dyplomacji, Federiki Mogherini.
Celebrowany przez PiS szczyt nie może przynieść żadnych istotnych decyzji - nikt nie będzie chciał zobowiązać się do współpracy z Warszawsą - mało przewidywalną politycznie, pogrążoną w konflikcie z instytucjami unijnymi i partnerami na Zachodzie, która nie ma nic konkretnego do zaproponowania.
Natomiast chwalenie się wizytą szefa rządu Malty to wyraz absolutnej desperacji, który w poważnej rozmowie o polityce zagranicznej brzmi jak dowcip.
Oczywiście, spotkania z Maltą są konieczne i należy im się odpowiednia oprawa wynikająca z szacunku dla suwerennego, sojuszniczego państwa, ale wymienianie Malty jako podmiotu nie ma sensu - to państwo na Morzu Śródziemnym ma poniżej pół miliona mieszkańców (mniej więcej tyle, co Gdańsk), a jego PKB to mniej więcej jedna czwarta bogactwa generowanego przez jeden tylko niemiecki Berlin.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze