Od marca handel będzie ograniczony do dwóch niedziel w miesiącu. To dobra zmiana np. dla dużej części pracowników centrów handlowych. W mniejszych placówkach, i tak zatrudniających na gorszych warunkach, można się spodziewać wielu prób obejścia prawa. Tymczasem politycy odmówili Państwowej Inspekcji Pracy zwiększenia budżetu
Od 1 marca 2018 roku wchodzi w życie "Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele i święta oraz w niektóre inne dni". Zakaz handlu w niedziele jest wprowadzany stopniowo. W 2018 roku nie będzie można handlować w dwie niedziele każdego miesiąca, od 2019 wolne od handlu będą już trzy niedziele w miesiącu, a rok później wszystkie z wyjątkiem siedmiu niedziel.
Ale ustawa jest mocno dziurawa, zakaz handlu nie jest całkowity. Wskutek różnych nacisków wprowadzono bardzo dużo wyjątków. Lista placówek handlowych, które będą mogły pracować w niedziele i święta, jest długa. Zakaz dotknie przede wszystkim centra handlowe, supermarkety i sieci małych sklepów (np. Żabki).
Handlować będzie można m.in. na stacjach benzynowych, w kwiaciarniach i piekarniach.
Projektowi w wersji PiS sprzeciwiała się - bezskutecznie, jak się okazało - nieco egzotyczna koalicja niektórych związków zawodowych i organizacji pracodawców sprzeciwiających się projektowi w formie forsowanej przez PiS nie zatrzymała ustawy. Została przyjęta przy sprzeciwie PO i .N (PSL wstrzymało się od głosu). Teraz możemy tylko obserwować, jak zadziała.
To będzie ważny i ciekawy eksperyment. Zmiana powinna przysłużyć się ogromnej części pracowników handlu - w samych centrach handlowych pracuje w Polsce prawie 400 tys. ludzi.
Przeciwnicy ustawy twierdzą, że zamknięcie sklepów spowoduje zwolnienia pracowników. Ile dokładnie - jeśli w ogóle - miejsc pracy zniknie, trudno przewidzieć i eksperci mocno się tutaj różnią.
Od 100 tys. miejsc pracy według związanego z prawicą Instytut Jagielońskiego, po 30-35 tys. szacowane przez Polską Organizację Handlu i Dystrybucji.
W OKO.press pisaliśmy jednak, że ograniczenie handlu nie musi oznaczać aż tak znaczącej utraty miejsc pracy. „Na początku rzeczywiście możemy obserwować spadek zatrudnienia, być może nawet o 10 proc., ale z czasem zapewne będziemy obserwować dodatkowe zatrudnienie na poziomie dwóch trzecich tego, które zostało utracone” – mówił OKO.press Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Możliwość dorabiania w weekend częściowo stracą studenci i to być może najpoważniejsza z doraźnych konsekwencji ustawy.
A korzyści? Oczywiste, zwłaszcza dla rodziców zmuszonych przez pracodawcę do pracy w niedzielę, przez co nie mogą spędzać wolnego dnia z dziećmi. Mniej oczywiste dla reszty społeczeństwa przyzwyczajonego do niedzielnych zakupów.
Jesteśmy jednak jednym z najbardziej przepracowanych społeczeństw w UE (drugim po Grecji wg OECD), jeden dzień w tygodniu powszechnie traktowany jako faktycznie wolny od pracy może nam tylko wyjść na zdrowie. I to dosłownie, jak wynika z badań opublikowanych w 2015 roku w brytyjskim prestiżowym piśmie medycznym "Lancet".
Czy coś może pójść nie tak? Jest jedna branża, która notorycznie wymyka się takim regulacjom: mniejsze placówki handlowe. Zapewne czeka nas wyścig uników pomiędzy nim a mająca ich kontrolować Państwową Inspekcją Pracy.
Politycy, którzy uchwalili ustawę o wolnych niedzielach, nie zadbali o zwiększenie budżetu by skutecznie przypilnowała przestrzegania ustawy.
Zakaz obejmie przez wszystkim duże sklepy i centra handlowe. Obok ustawowych wyjątków, handel będzie możliwy także w mniejszych sklepach, w których za ladą - przynajmniej teoretycznie - stanie właściciel. Zamknięcie dużych sklepów zwiększy im obroty.
Możemy już dziś z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, że
wielu właścicieli takich sklepów nie podporządkuje się nowemu prawu. Jak? Zapewne wypychając pracowników na samozatrudnienie lub po prostu łamiąc przepisy.
"Trudno w tym kontekście zrozumieć decyzję rządu chcącego tym samym wzmocnić najbardziej śmieciowy segment handlu, w którym łamanie praw pracowniczych jest nagminne. Zamknięcie supermarketów i centrów handlowych w niedzielę może stać się bodźcem do pogorszenia i tak już złych warunków pracy w małych sklepach" - pisze Piotr Szumlewicz z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
W 2016 roku Państwowa Inspekcja Pracy sprawdziła 15 sierpnia, w ustawowy dzień wolny od handlu, czy w polskich sklepach przestrzegany jest świąteczny zakaz handlu.
Skontrolowano 1,7 tys. małych placówek i 291 dużych sklepów. Okazało się, że w co piątej mniejszej placówce pracowały osoby zatrudnione na umowie o pracę lub umowie cywilnoprawnej, ale w warunkach właściwych dla stosunku pracy.
W wielu sklepach była to kolejna kontrola ujawniająca nieprawidłowości. PIP wymienia najczęstsze z nich:
Często sklepikarze "zatrudniali" pracownika na jeden dzień na podstawie umowy u dzieło - wówczas trudno udowodnić, że zachodzi stosunek pracy. Według nowej ustawy, która w marcu wchodzi w życie, takie umowy mogą uchronić pracodawcę przed sankcją. Bo według ustawy zatrudniony jest określany jako "osoba fizyczna, wykonująca w placówce handlowej pracę na podstawie umów prawa cywilnego, a także osoba skierowaną do wykonywania w placówce handlowej pracy tymczasowej na podstawie umowy prawa cywilnego, zgodnie z przepisami o zatrudnianiu pracowników tymczasowych".
Ale jaką sankcją? Dotychczas była ona niska w stosunku do potencjalnego zysku z łamania zakazu (sklepikarzom groził mandat do 2 tys. zł i 5 tys. w przypadku ponownego naruszenie przepisów; oraz do 30 tys. zł kary w przypadku skierowania sprawy do sądu). Teraz ma być groźniej - wg ustawy za złamanie zakazu handlu grozić będzie kara w wysokości od 1 tys. zł do 100 tys. zł, a przy uporczywym łamaniu ustawy - kara ograniczenia wolności.
Jednak ministerstwo rodziny uspokaja, że przy pierwszej kontroli pracodawcom grozi jedynie... upomnienie. Ministerstwo właśnie porozumiało się w tej sprawie z Państwową Inspekcją Pracy.
Kolejna kontrola nie jest z kolei aż tak prawdopodobna. PIP jest bowiem instytucją cierpiącą na regularne niedofinansowanie. W budżecie na 2018 wydatki na Inspekcję praktycznie nie wzrosły w stosunku do poprzedniego roku (a nawet zostały obcięte o 23 mln złotych w stosunku do pierwszej wersji budżetu).
Nie wzięto pod uwagę mocno zwiększonych obciążeń, które spadną na inspekcję w związku z zakazem handlu. Liczba kontroli spadnie zamiast wzrosnąć. Na 2018 rok PIP zaplanowała 72 tys. kontroli. Dla porównania – w 2017 roku planowała 79 tys., a w 2016 wykonała 82,5 tys. kontroli.
"W praktyce, od szeregu już lat systematycznie zmniejszają się możliwości czasowe zajmowania się przez inspektorów pracy czynnościami kontrolno-nadzorczymi »w terenie«, czyli w bezpośrednim kontakcie z pracodawcą, zakładem pracy czy zagrożeniem" - czytamy na stronie Stowarzyszenia Inspektorów Pracy.
Samych sklepów spożywczych jest w Polsce ponad 100 tys. Hipermarkety, supermarkety i dyskonty to 6 proc. z nich.
Jeśli handel - legalnie lub nie - przeniesie się do małych placówek handlowych, a instytucje kontrolne nad tym nie zapanują, sytuacja ogółu pracowników wcale nie musi ulec poprawie. Małe firmy nie tylko częściej łamią przepisy prawa pracy, ale i płacą mniej.
Zwraca na to uwagę Szumlewicz, który przywołuje dane GUS.
I tak np. w 2016 roku średnie wynagrodzenie w mikroprzedsiębiorstwach zajmujących się handlem wyniosło 2541 zł brutto, podczas gdy w przedsiębiorstwach z tej samej branży zatrudniających powyżej 9 osób - 3755 zł.
To gigantyczna różnica. I jeśli w związku z ograniczeniem handlu w niedziele i święta nastąpi przepływ pracowników z dużych firm do małych, pracownicy odczują zmianę na gorsze.
To jeden z powodów, dla których OPZZ postulowało inne rozwiązanie - zamiast ograniczenia handlu, ustawowe podwyższenie stawek za pracę w niedziele do 2,5-krotności stawek obowiązujących w dni powszednie. Rozwiązanie dotyczyłoby wszystkich branż.
NSZZ "Solidarność" planuje z kolei walczyć o wolne niedziele dla większej liczby pracowników. "Przeanalizujemy obecne wyjątki od generalnego zakazu pracy w niedziele i święta" - mówi Piotr Duda, przewodniczący związku. "Chcemy, aby dla kolejnych grup zawodowych były one wolne".
Bez względu na to, którą strategię uznamy za lepszą (a może dla odmiany obydwie uznamy za równie dobre), grozi im to samo niebezpieczeństwo: bez silniejszej inspekcji pracy pozostaną na papierze.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze