0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Stańczak / AgencjaTomasz Stańczak / Ag...

Dziewczynka otula się futrem zabitego jenota. Na innym zdjęciu uśmiechnięte dzieci pozują z fotografiami zwierząt. Za nimi ubrana w myśliwski mundur Alicja Fruzińska, Diana (polująca kobieta) i edukatorka z Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ). Wszyscy są zadowoleni. Nauczycielka dzieci również.

Pod galerią takich zdjęć "Początek przygody z łowiectwem w Szkole Podstawowej Nr 3 w Złotowie" wyraz swemu niezadowoleniu dali internauci

  • "Skandal! Mordowanie to nie edukacja!" - pisze "Wkurzona".
  • "A pokaz mordowania i patroszenia też był?" - pyta "Aga".
  • "Gdyby moje dziecko odbyło taką lekcję, uwierzcie mi, że puściłabym waszą szkołę z dymem" - dodaje "Satori".

Są też bardziej emocjonalne wypowiedzi, których już nie cytujemy.

Te zajęcia odbyły się pod koniec października tego roku. Jak informuje złotowski portal, Alicja Fruzińska takich zajęć z dziećmi i młodzieżą w przedszkolach i szkołach przeprowadziła ok. 120 (do kwietnia 2017). Opowiadała nie tylko o zwierzętach. Również o tym, dlaczego polowania są konieczne. "Myślistwo to ogromna pasja, mogę o niej mówić godzinami. Z przyjemnością to, co wiem, przekazuję dalej - zaczynając od najmłodszych - może to wśród nich właśnie wyrośnie mój następca" - mówi.

Dr Ryszard Kulik, psycholog z Uniwersytetu Śląskiego, członek Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, mówi OKO.press, że edukacja przyrodniczo-myśliwska to odpowiedź zwolenników polowań na coraz bardziej krytyczny stosunek Polaków do łowiectwa. "Coraz częściej myśliwy jest postrzegany nie jako przyjaciel przyrody, ale jej bezduszny eksploatator, który zabija po prostu dla przyjemności" - mówi.

"Dlatego wejście [myśliwych] do szkół i przedszkoli z zajęciami przyrodniczo-łowieckimi to zabieg mający na celu takie ukształtowanie dzieci, by w przyszłości, już jako ludzie dorośli, bardziej życzliwym okiem patrzyły one na myśliwych".

Przeczytaj także:

"Nie mieliśmy żadnych skarg"

Zajęcia, jak te prowadzone w złotowskich szkołach i przedszkolach, odbywają się w wielu miejscach w Polsce. "Nie prowadzimy ewidencji w skali kraju ilości zajęć prowadzonych przez członków naszego Zrzeszenia w szkołach. Odbywają się w oparciu o programy przygotowane przez pedagogów i metodyków i są dostosowane do wieku odbiorców" - pisz do OKO.press Diana Piotrowska, rzeczniczka prasowa Polskiego Związku Łowieckiego.

Piotrowska podkreśla, że myśliwscy edukatorzy przechodzą warsztaty metodyczne i pedagogiczne. Treść zajęć jest uzgadniane z dyrekcją placówki oraz nauczycielem prowadzącym. Ten ostatni jest zawsze obecny na lekcji. "Nie było do tej pory żadnych skarg z placówek oświatowych na zajęcia prowadzone przez naszych edukatorów. Wręcz przeciwnie, posiadamy wiele podziękowań za przeprowadzanie zajęć przybliżających dzieciom tematy przyrodnicze" - zaznacza.

To właśnie Piotrowska od kilku lat podkreśla konieczność edukowania najmłodszych. Na konferencji leśników i myśliwych w Rogowie w 2016 roku ze smutkiem komentowała wyniki badania opinii publicznej, według których dwudziesto- i trzydziestolatkom łowiectwo najczęściej kojarzy się z niepotrzebnym zabijaniem zwierząt.

"Z tego wynika dla nas ważny wniosek: konieczna jest edukacja, na najniższym poziomie nauczania. Jeśli nie podejmiemy tych działań, to w przyszłości będziemy mieć jeszcze więcej przeciwników - mówiła.

"Nie pokazujemy polowań"

Przegląd merytorycznej treści takich zajęć daje artykuł "Edukacja przyrodniczo-łowiecka społeczeństwa realizowana przez Polski Związek Łowiecki", którego współautorką jest Piotrowska. Dowiadujemy się, że Związek kieruje swoje działania edukacyjne przede wszystkim do dzieci i młodzieży szkolnej. Porusza w nich nie tylko zagadnienia stricte przyrodnicze, takie jak np. nauka rozpoznawania dzikich zwierząt, czy zachowania w kontakcie z nimi. Również

"kształtowane są postawy dotyczące zjawiska nadmiernej liczebności niektórych gatunków zwierząt łownych i konieczności eliminacji ze środowiska pewnej ich liczby, poprzez odstrzał".

Autorzy piszą, że myśliwscy edukatorzy w swoim przekazie zwracają również uwagę na "argumenty popierające tego rodzaju działania myśliwych, jak choćby szkody wyrządzane przez zwierzynę na polach i w lasach".

Poza tym, o czym przekonuje przegląd postów internetowych, dba się o to, by pokazywać troskę myśliwych o zwierzęta. Dlatego mówi się o tym, że dokarmiają je zimą. Niekiedy, jak np. na zajęciach terenowych prowadzonych przez lubelskie Koło Łowieckie "Knieja", angażują dzieci w akcje napełniania paśników karmą.

"W młodszych grupach wiekowych w ogóle nie wspomina się o łowiectwie, a tym bardziej polowaniu" - zastrzega Piotrowska. "Dzieci starsze dowiadują się czym zajmują się myśliwi, ale nigdy nie ma sytuacji, żeby dzieci dowiadywały się jak się poluje, jakie są metody polowania. Nie mówię już o skrajności, czyli pokazywaniu filmów z polowań" - dodaje rzeczniczka.

Fałszywy obraz myśliwego

"Z takiej edukacji dzieci wynoszą obraz myśliwego jako dobrego człowieka, który dba o zwierzęta. Ale nie dowiedzą się, że potem zasadza się na te same zwierzęta, by je zabić. I to te najlepsze, z których będą najpiękniejsze trofea" - mówi OKO.press Małgorzata Świderek, edukatorka ekologiczna z Ośrodka Działań Ekologicznych "Źródła".

Świderek nie neguje tego, że myśliwi mają ponadprzeciętną wiedzę przyrodniczą. Jej zdaniem problem polega na tym, że przedstawiają ją w sposób, który często staje w konflikcie ze współczesnymi standardami edukacji ekologicznej. "Na przykład dzielą zwierzęta na szkodniki i na te pożyteczne. A przecież to rozróżnienie nie ma nic wspólnego z obecnym stanem wiedzy biologicznej" - wyjaśnia.

Krytycznie odnosi się też do tego, że myśliwi uczą, że natura nie poradzi sobie bez pomocy człowieka i dlatego trzeba np. zimą dokarmiać zwierzęta w lasach. "A to przecież jedno z tych działań myśliwych, które jest powszechnie krytykowane przez specjalistów od ochrony środowiska.

Bo myśliwi zima dokarmiają zwierzęta przecież po to, by mieć do czego strzelać w sezonie łowieckim" - mówi.

Anachroniczna indoktrynacja

Zdaniem rozmówców OKO.press, edukacja przyrodniczo-łowiecka daje nie tylko fałszywy obraz myśliwego, ale też skrzywiony obraz przyrody. "Jest on bardzo daleki od takiej wizji natury, która wyłania się ze współczesnych nauk przyrodniczych, w tym z ekologii. W jej świetle jest w zasadzie anachroniczny" - mówi dr Kulik.

W czym tkwi jego anachroniczność? W tym, że opiera się na założeniu potrzeby całkowitej kontroli i dominacji człowieka nad przyrodą. Myśliwi próbują przekonywać, że istnieje konieczność redukowania populacji zwierząt poprzez ich odstrzał, ponieważ natura bez ludzi nie da sobie rady.

"Tymczasem we współczesnej ochronie przyrody w coraz większym stopniu odchodzi się od zarządzania na rzecz wsłuchiwania się w naturę i jej spontaniczne procesy" - wyjaśnia dr Kulik.

W opinii psychologa - pomijając anachroniczność myśliwskiej wizji relacji między człowiekiem a przyrodą - problem leży również w tym, że myśliwska edukacja jest jednostronna. Dzieciom i młodzieży nie prezentuje się alternatywnego punktu widzenia. W efekcie nie mogą świadomie wybierać między różnorodnością poglądów dotyczących łowiectwa.

"Więc w zasadzie - trzeba to powiedzieć wprost - myśliwi poddają je indoktrynacji" - mówi.

"Mówienie o zabijaniu jest trudne"

Świderek mówi, że zrównoważenie łowieckiej propagandy PZŁ w szkołach, to wyzwanie dla organizacji ekologicznych w Polsce. Tym bardziej, że w czasach rządów ministra środowiska Jana Szyszki myśliwstwo jest przez władzę mocno promowane.

Podkreśla, że z pewnością udałoby się zbudować zespół edukatorów specjalizujących się w tematyce łowiectwa, którzy mówiliby o nim w "niezaczarowany" przez myśliwych sposób. Ale problem zaczyna się w szkołach.

"Nauczyciele mają problem z zapraszaniem ludzi, którzy o polowaniach mówią otwartym tekstem. To w ogóle najtrudniejszy temat w edukacji ekologicznej. Mówienie o zabijaniu jest trudne, bo wyzwala trudne emocje".
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze