0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Mateusz Mirys / OKO.pressIlustracja: Mateusz ...

Jak będzie wyglądać naprawianie edukacji po Czarnku? Zwiększanie subwencji na oświatę, podwyższanie pensji nauczycieli, odsuwanie od władzy pisowskich kuratorów, odchudzanie podstawy programowej oraz przywracanie współpracy z organizacjami pozarządowymi… Czy podczas tego wielkiego sprzątania ktoś wreszcie zadba, aby stworzyć w naszym kraju edukację, budując zdrowe relacje, kompetencje w zakresie stawiania własnych granic i asertywności? Edukację pomagającą zrozumieć własne emocje? Mówiącą o szacunku i miłości do swojego ciała, antykoncepcji, ochronie przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, a przede wszystkim, edukację antydyskryminacyjną, uczącą równości praw, otwartości na innych i poszanowania drugiego człowieka? Czy jest to możliwe? Pewnie, że tak! Istnieją przecież kraje, w których edukacja wspiera zdrowie psychiczne, seksualne i dobre samopoczucie uczniów. Ale jak to działa?

The Cure zamiast dzwonka

Rano wita dzieci uśmiechnięty starszy pan w odblaskowej kamizelce, każdego pyta: „Jak leci?”, przybija piątkę i czerwonym „stop” zatrzymuje samochody. Dzieci przechodzą przez bezpieczną ulicę, wchodzą przez otwartą bramę na teren szkoły. W granatowych mundurkach, wielkich kapeluszach, biegają po boisku, tarzają po trawie, radosne i głośne. O 08:35 zamiast dzwonka rozbrzmiewa muzyka (dziś akurat leci The Cure „Friday I’m in love”), uczniowie kierują się do klas. Tam pracują przy stolikach, w grupach, tworzą różne projekty, szukają rozwiązań, piszą ręcznie, na komputerach, trochę siedzą na dywanie, słuchając swoich pań, a podczas każdej przerwy muszą wyjść na świeże powietrze.

Po intensywnych lekcjach są krótkie zajęcia mindfulness, podczas których dzieciaki mogą poleżeć na miękkich poduchach, zrobić proste origami, pokolorować mandale. Panie zachęcają, motywują, chwalą, „jest dobrze, następnym razem będzie jeszcze lepiej”, nie krzyczą. Nie ma ocen ani kar, jest pomoc i dodatkowy nauczyciel w klasach, szkoły są integracyjne. I tak na przykład do dzieci, które mają problemy z czytaniem, przychodzi raz w tygodniu edukator z psem. Uczniowie czytają książki zwierzakowi, opowiadają, co przeczytały.

Nauczyciele dbają o to, aby dzieciaki czuły się w placówce komfortowo, komunikują swoje obserwacje z rodzicami, szkoły podsyłają rodzicom linki na zoomy i warsztaty (stres u dzieci, wpływ gier komputerowych, wpływ telefonów na koncentrację i tak dalej). Do domu uczniowie i uczennice wracają o 15.15, uśmiechnięta nauczycielka otwiera bramę, dzieci przechodzą przez ulicę żegnane przez uśmiechniętego pana w żółtej kamizelce.

Tak, to nie sen, to jawa, niestety jeszcze daleko od Polski, w Australii.

Szkoły dzielą się tu na trzy grupy: państwowe, prywatne, prywatne – katolickie (albo innych wyznań). Najlepszą renomą cieszą się państwowe, ale niestety głównie te w zamożnych dzielnicach. Prywatne dla większości, ze względu na horrendalnie wysokie ceny, są niedostępne. Duża liczba Australijczyków różnych wyznań, a także ateistów, posyła swoje dzieci do szkół katolickich, gdzie zamiast modlitwy jest medytacja, nie ma przymusu chodzenia do kościoła, opłaty są, ale umiarkowane, a warunki często lepsze niż w szkołach państwowych.

Oprócz obowiązkowych przedmiotów z australijskiego programu nauczania, każda placówka musi prowadzić – od zerówki po klasę maturalną – edukację zdrowia: psychicznego, emocjonalnego, socjalnego i fizycznego. Jest też edukacja seksualna. Brzmi nudno jak nasze pruderyjne lekcje WDŻWR (wychowania do życia w rodzinie)? Ależ nie, to zupełnie coś innego…

Rodzice w Australii wspierają Sex Ed w szkołach. Chociaż i tu zdarzają się konserwatywni rodzice, Polacy i nie tylko, którzy mówią tak:

– LGBT to głupie gadanie, szkoła nie powinna być miejscem do tego…

– Słyszałam, jest dziewczynka w szkole córki, która utożsamia się z kotem, miauczy na lekcjach… Podobno kuwetę musiała szkoła zapewnić, bo tak się utożsamiała…

– Wciskają im do głowy, tą edukacją zdrowia psychicznego, nerwice, lęki i depresje…

Relacje pełne szacunku

Do szkół przyjeżdża żyrafa-pacynka, znana w Australii już od lat 70., która specjalizuje się w pogadankach na temat bezpieczeństwa w sieci, dojrzewania, palenia e-papierosów, a przede wszystkim – relacji opartych na szacunku.

Szkoła podstawowa, katolicka, dzieci 10-12 lat, siadają na dywanie i wspólnie z edukatorką dyskutują o przyjaźni, komunikacji on-line i mylnych interpretacjach zachowań. Każde dziecko mówi, za co w przyjaźni dostałoby złoty medal. Dziewczynki stawiają na udzielanie pomocy, wysłuchanie przyjaciół w potrzebie. Chłopcy na zabawianie kumpli i bycie sobą. Pojawia się nowe słowo – „empatia”.

„Pełne szacunku relacje” to ogólnokrajowa inicjatywa lewicowego rządu Partii Pracy, mająca na celu zmniejszenie przemocy wobec kobiet i dzieci poprzez promowanie szacunku, pozytywnych postaw w szkołach i przedszkolach. Jej koszt wynosi 82 milionów dolarów. Każdy australijski stan wdraża ten program nieco inaczej. I tak na przykład w stanie Wiktoria, której stolicą jest Melbourne, jest obowiązkowa we wszystkich szkołach. Przystąpiło do niej ponad 1950 szkół, aby „stworzyć kulturę równości płciowej i szacunku we wspólnocie szkolnej”.

Opracowane przez ekspertów rządowe materiały edukacyjne dotyczą tworzenia pełnych szacunku związków, ale też wyrabiania odporności u dzieci, uczenia ich stawiania granic, seksualności obejmującej wszystkie orientacje i tożsamości płciowe. W ramach programu szkoleni są nauczyciele, dlatego każda szkoła posiada swojego wewnętrznego „koordynatora szanujących relacji”. Dodatkowo szkoły korzystają z zewnętrznych organizacji, takich jak Life Ed-żyrafa, których w Australii jest pełno, do wyboru.

Okazuje się, że nie zawsze potrzebna jest rządowa kasa, wystarczy inicjatywa nauczycieli i rodziców.

I tak na przykład, opłata za udział w programie Life Ed-żyrafa wynosi 17 i pół dolara od ucznia, które rodzice muszą dorzucić z własnej kieszeni. Ale co to jest 17,50, skoro 5 dolców kosztuje tu mała kawa? Za 17,50 rodzice mogą spać spokojnie, bo w szkole jest coraz mniej przemocy rówieśniczej i nie trzeba będzie młodej czy młodemu mówić od podstaw o dojrzewaniu, tożsamościach seksualnych, zagrożeniach związanych z alkoholem, paleniem e-fajek czy narkotykami.

Nie chowają się po kątach

– Nie musiałam edukować moich dzieci na temat seksu, one wszystko wiedziały, głównie ze szkoły. Edukację seksualną zaczynają tu bardzo wcześnie, klasa trzecia – opowiada Kinga, która ma synów w szkole średniej, publicznej. – Sex Ed to nie jest opowieść o tym, jak pszczółki zapylają, ale konkrety, nazywanie rzeczy po imieniu. Dużo jest mowy o „edukacji zgody”, że obcy ludzie nie mogę cię dotykać, że nie można być zmuszanym do niczego.

Szkoła podstawowa, dzieci z klasy trzeciej i czwartej, przychodzą pod wieczór z rodzicami na Sex Ed. Prowadząca jest z organizacji zewnętrznej specjalizującej się w takich warsztatach, rodzice zapłacili po 20 dolarów, sala jest pełna. Kobieta pyta dzieci o różne rodzaje rodzin, bo przecież wszyscy jesteśmy różni. Potem rysuje na tablicy penisa, jądra i rozrodczy układ kobiet. Opowiada, co się dzieje, gdy ludzie są bardzo blisko i plemniki wygrywają wyścig. Jest też o zapłodnieniu in vitro (choć to szkoła katolicka) i różnych rodzajach porodów. Prowadząca wyjmuje termofor na gorącą wodę, ze środka wyciąga lalkę z pępowiną i łożyskiem. Oczywiście jest też o prywatności, zgodzie, stawianiu granic.

W klasie piątej i szóstej dochodzą tematy dojrzewania, radzenia sobie z emocjami. Omawiane są różne odmiany przyjaźni, odkrywanie tożsamości seksualnej i dlaczego powinniśmy cieszyć się naszą unikalnością, odmiennością.

A potem szkoła średnia… W szkołach średnich w Australii, szczególnie publicznych, na korytarzach wiszą tęczowe flagi, plakaty i ulotki na temat LGBTQIA+. Lesbijki, geje, osoby transpłciowe nie chowają się po kątach.

– Mamy w szkole „Centrum Zdrowia” – salę, do której każdy może pójść, gdy czuje się zestresowany i porozmawiać z doradcą psychologicznym. Są tam komputery, kolorowanki, a nawet jedzenie dla uczniów, którzy przyszli bez kanapki. Mamy też kolorowy pokój zwany „Współdziałaj” dla osób LGBTQIA+ – opowiada Zosia, uczennica klasy 10, szkoła średnia, publiczna.

"W szkołach w stanie Wiktoria, włączając placówki niepubliczne, równość nie podlega negocjacjom (…). Zapewniamy szkolenia dla personelu, aby wspierać uczniów LGBTIQ+ za pomocą programu Bezpieczne Szkoły” – pisze w odpowiedzi na pytanie o Seks Ed pracownik kancelarii Minister Edukacji Natalii Hutchins.

Czy seks boli?

Australia nie zawsze taka była. Długo obowiązywały tu zasady wstydliwej ery wiktoriańskiej, naturalną nagość Pierwszych Narodów uważano za przejaw niższości ras, białe, kolonialne ciała zakrywano skrzętnie, nawet na plażach. Homoseksualizm surowo karano i nazywano „sodomią” („buggery”), „skandalami zła bez precedensu”. Pierwszy pocałunek dwóch kobiet na telewizyjnym ekranie pojawił się w 1970 roku, w latach 70. zaczęły się demonstracje i kampanie w sprawie tęczowych praw. W 1996 roku rząd przyjął Ustawę o Prawach Człowieka (Działalność Seksualna), która legalizowała aktywność seksualną między dorosłymi mężczyznami homoseksualnymi, choć nadal pozostawało wiele do zrobienia w sprawie pełnej równości.

Rael Belterman chodził do szkoły średniej w latach 90. Opowiada, że wtedy Sex Ed skupiało się na infekcjach przenoszonych drogą płciową, o gejach mówiło się tylko w kontekście HIV. – Teraz niektórzy edukatorzy maja anatomicznie lalki, na których mogą demonstrować różne rodzaje seksu. Prezentacje z takimi lalkami są szczególnie odpowiednie dla uczniów ze specjalnymi potrzebami – opowiada Rael, który jeszcze niedawno pracował jako edukator zdrowia seksualnego dla organizacji NGO i ze swoimi wykładami jeździł po różnych szkołach w Melbourne.

– Dzieciaki po zajęciach zadawały anonimowo pytania na kartkach. Na przykład: „Czy seks boli?” albo „Dlaczego ludzie wydają dziwne odgłosy podczas kochania?”. W podstawówkach dzieci zainteresowane były zmieniającym się ciałem. Tłumaczyłem więc, na czym polega dojrzewanie, skąd się biorą dzieci, mówiłem także o zapłodnieniu in vitro. Opowiadałem, jak różne są ludzkie ciała, tłumaczyłem, na czym polega niebinarność i czym są tożsamości osób transpłciowych – mówi Real.

– Młodzież w szkołach średnich była bardziej zainteresowana związkami, pytała, jak kogoś poznać, jak w związku czuć się bezpiecznie? Ale zdarzały się pytania: „Czy mój penis nie jest zbyt krzywy?”. Albo: „Co robić, bo kiedy uprawiam seks oralny, chce mi się wymiotować?”. Czasem pytali dla zgrywy, ale zawsze odpowiadałem na wszelkie pytania.

Jak mówi Real, Sex Ed nie skupiał się wyłącznie na fizycznej stronie seksu, uwzględniał także problemy związków. – Tłumaczyliśmy jak rozpoznać, czy związek jest zdrowy, przedstawialiśmy scenariusze, szukaliśmy rozwiązań. Mówiliśmy o stawianiu granic, nierobieniu niczego, co wywołuje dyskomfort, o komunikacji z partnerem. Bardzo ważny temat to seksting (komunikacja elektroniczna, w której przekazem jest seksualnie sugestywny obraz lub treść – red.) i pornografia, powszechnie dostępna na telefonach. Podkreślaliśmy, że pornografia przedstawia nierealistyczne, często niezdrowe i w większości przemocowe zachowania. Przypominaliśmy, z kim seks jest legalny, a z kim nie.

Czy Sex Ed miesza dzieciom w głowach?

W 2017 roku odbyły się w Australii korespondencyjne badania rządowe w sprawie małżeństw par tej samej płci. 61.6 procent społeczeństwa odpowiedziała „tak”, małżeństwa jednopłciowe stały się legalne.

– Dziś temat LGBTQIA+ w szkołach, to nie jest wielka sprawa – śmieje się Rael – Dyskutujemy o panseksualności, biseksualność, homoseksualności i osobach transpłciowych. Przypominamy, że uczucia do osoby tej samej płci są normalne, uspokajamy, bo przecież są różne rodzaje ludzkiego przyciągania, są też osoby aseksualne.

A co by Rael powiedział rodzicom, którzy obawiają się, że Sex Ed mieszka dzieciakom w głowach?

– Tacy rodzice często nie umieją rozmawiać o seksie i seksualności. Dzieci są bezbronne, otwarte na dezinformację, zachowania wysokiego ryzyka. Na przykład, miałem kiedyś ucznia, który słysząc o seksie, zwymiotował, bo „nie możemy mówić o takich rzeczach” – wspomina Rael.

A w dzielnicy, gdzie jest dużo migrantów, konserwatywnych ewangelicznych chrześcijan, czternastolatka po zajęciach wyznała: „Jestem w ciąży, nie wolno nam używać prezerwatyw”.

Wyobraź sobie: masz 14 lat i czujesz, że jesteś w nieodpowiednim ciele, albo ciągnie cię do chłopców… Nie znasz nikogo podobnego, a rodzice nie dają ci zrozumienia, wsparcia… Jesteś z tym sam. Co zrobisz? Popadniesz w depresję, lęki, może narkotyki i alkohol. Dowody pokazują, że jeśli ktoś otrzymuje wsparcie, zna odpowiedni język, będzie wiedział, w jakich źródłach szukać informacji, będzie miał mniej problemów ze zdrowiem psychicznym.

Gdyby jakiś rodzic wyraził obawy dotyczące moich lekcji, zapytałbym: kto powinien odpowiadać na pytania twojego dziecka? Przyjaciel twojego dziecka, internet, a może ty sam? Czy raczej wyszkolony profesjonalista? Zawsze namawiamy rodziców, aby rozmawiali wcześnie i często ze swoimi dziećmi na temat relacji i seksualności.

Męska jaskinia i motyle

Martwiłam się o syna, klasa szósta, szkoła podstawowa – opowiada Kinga, z pochodzenia Polka. – Program szkolny stał się trudniejszy i uderzyła w niego emigracja. Nie czuł się w domu ani tu, ani tam, narzekał, że nie mówi płynnie w żadnym języku, czuł się rozerwany. Poszłam do nauczycielki, od razu zorganizowała spotkanie ze szkolnym „koordynatorem mindfulness”. Usiadłyśmy we trzy, powiedziały, co zauważyły u syna w szkole, poradziły konsultację z lekarzem rodzinnym i organizacją zajmującą się zdrowiem psychicznym nastolatków Headspace. Tam zrobili sesję rodzinną, podczas której dwóch psychologów zadawało nam pytania, a sześciu innych obserwowało nas zza lustra. Potem oni opowiadali, co zobaczyli w naszej rodzinie.

To było przed Covidem, nie czekaliśmy długo, nic nie płaciliśmy. Potem regularnie spotykałam się z nauczycielką, która elastycznie podchodziła do zadań mojego syna, na przykład nie robił przed klasą żadnych prezentacji, bo bał się publicznych wystąpień, zostawała więc z nim po lekcjach.

– Mamy w szkole specjalne dni, kiedy zbieramy pieniądze na fundacje promujące świadomość zdrowia psychicznego, zaburzeń odżywiania oraz LGBTQIA+ – opowiada Zosia, uczennica klasy 10, szkoła średnia. – W klasie dziewiątej mieliśmy pogadankę o zapobieganiu samobójstw prowadzoną przez organizację zewnętrzną. Uczyli nas jak wyłapywać u przyjaciół znaki, gdzie szukać pomocy.

W kwestii zdrowia psychicznego mężczyzn specjalizuje się organizacja The Man Cave. Do tej pory przeprowadziła warsztaty dla ponad 50 tysięcy chłopców w całym kraju. Jej pracownik Daniel Paproth mówi, że dla wielu chłopców dojrzewanie jest trudne. Covid i lockdowny były dla nich trudnym czasem. – Jeździmy do szkół i dajemy im narzędzia, które pozwolą zarządzać własnym dobrostanem – opowiada Daniel – Badamy wspólnie problemy, przez które przechodzą: relacje z kobietami, tożsamość seksualna, depresja, lęk, myśli samobójcze, presja, którą odczuwają w szkole, od rodziców, w klubach sportowych.

Organizacji edukujących na temat zdrowia psychicznego jest tu wiele. Na przykład Butterfly Foundation, która uświadamia i wspiera dzieci i młodzież zmagającą się z zaburzeniami odżywiania, niezdrowym podejściem do ciała. Od jakiegoś czasu w Australii tępi się „body shaming” – krytykę wyglądu fizycznego, szczególnie związaną z wagą ciała.

Założycielem Fundacji Never Alone jest Lance Picioane, który sam doświadczył szkolnej przemocy i zmaga się z depresją. Lance opowiada, jak zmienia się u młodych Australijczyków świadomość zdrowia psychicznego, od ostatnich 10 lat, odkąd założył fundację.

– Po pandemicznych lockdownach, zdrowie psychiczne już nie jest tabu. Mamy jednak problemy ze zrozumieniem różnicy pomiędzy diagnozą, a „złym dniem”. Wszyscy przeżywamy czas, kiedy jesteśmy przytłoczeni, zestresowani, ale szybko mówimy: „Mam depresję, mam nerwicę”. Dziś rodzice są jak kosiarki do traw, wycinają problemy swoich dzieci, zanim do nich dojdzie. Dzieci nie wiedzą, co je uszczęśliwia, co smuci. Cały czas siedzą na mediach społecznościowych i wszędzie słyszą, że „powinny być szczęśliwe”, w „szczęśliwym kraju” mają przecież tyle możliwości. Jest duży nacisk, już na 7-letnie dzieci, aby były szczęśliwe!

Uczymy więc w szkołach i klubach sportowych, że zdrowie psychiczne to karuzela, raz w górę, raz w dół, że są tak ciężkie dni, gdy musimy trzymać się mocno. Nie wszystkie szkoły mają doradców psychologicznych, po lockdownach psychiatria jest przeładowana. Uczymy dzieci i młodzież, gdzie szukać pomocy, jak bez wstydu i wyśmiewania mówić o problemach z psychiką.

Czy Australijczycy zatem są narodem szczęśliwym?

– Generalizując, biała Australia tak – mówi Lance. Ale czarna to zupełnie inny świat.

Jeepem do pracy po bezdrożach

Page McMillan pracuje dla Life Ed w centrum kontynentu, w Katherine, skąd wszędzie jest naprawdę daleko. Ale, jak mówi, ma szczęście, bo wcześniej mieszkała jeszcze dalej, a tu ma luksusy, supermarket spożywczy, jest kawiarnia.

Grupka przeszkolonych, doświadczonych rdzennych i nie-aborygeńskich edukatorów Life Ed jeździ do 45 oddalonych społeczności. Do dwóch szkół muszą w sezonie monsunów latać samolotem. Najdalsza placówka położona jest 750 kilometrów stąd, jadą do niej jeepami, kilka razy w roku. Oczywiście, zawsze zabierają żyrafę i pacynkę pustynnego jaszczura.

Temat szacunku wśród Pierwszych Narodów wygląda nieco inaczej. Za nieuprzejme uważane jest na przykład patrzenie obcym w oczy podczas rozmowy. Ogromnym szacunkiem obdarzana jest Starszyzna, przyroda, ale już niekoniecznie rzeczy materialne, które można dostać, kupić. Dlatego program Life Ed na Outbacku (rozległe, słabo zaludnione obszary w środkowej Australii – red.) jest trochę inny, niż w dużych miastach. Opracowując lekcje, prowadzący współpracują z Aborygeńskimi Radami Zdrowia, aby program był odpowiedni kulturowo i językowo.

– Główna różnica naszego programu polega na tym, że oprócz dzieci i młodzieży pracujemy z całymi rodzinami – mówi Page. – Siadamy z nimi pod drzewami i rozmawiamy o tym, co jest ważne dla danej społeczności. Duży nacisk kładziemy na higienę i choroby: trachoma (jaglica), denga, świerzb. W naszych rozmowach uczestniczą lekarze, położne, doradcy zdrowia. Organizujemy wieczory filmowe, wspólne gotowanie, fora oddzielnie dla mężczyzn i kobiet, na które przychodzą lub nie.

A jak na Outbacku wygląda Sex Ed?

– Potrzebujemy więcej edukatorów, aby z szacunkiem dla kultury Pierwszych Narodów kobieta mogła rozmawiać o sprawach kobiecych, a mężczyzna o męskich, oddzielnie. Zwykle przy takich rozmowach obecna musi być Starszyzna. Dlatego Sex Ed prowadzimy jedynie w mieście Darwin, w ogólnodostępnych szkołach.

A propagowanie świadomości zdrowia psychicznego? Jak podaje Australian Institute of Health and Welfare:

„Współczynnik samobójstw wśród młodych Aborygenów jest ponad dwukrotnie wyższy niż wśród nie-rdzennych Australijczyków”.

Page wyjaśnia, że to temat tabu w oddalonych społecznościach, więc gdy jadą, aby mówić o emocjach, zabierają pielęgniarki zdrowia psychicznego. Aborygeńskie społeczności nic nie płacą, Life Ed finansują rząd Terytorium Północnego, Departament Edukacji i Departament Zdrowia. Nie trzeba też dożywiać głodnych dzieci, programy dożywiania organizują szkoły. – Ale wiesz, jak to jest z młodzieżą, czasem przygotujemy owoce, bo obietnica popołudniowej przekąski może sprawić, że zostaną z nami trochę dłużej.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Agnieszka Burton

Reporterka, dziennikarka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, publikowała w: Dużym Formacie, Przekroju, magazynie Znak, Newsweek.pl. Pracuje nad reporterską książką o Australii, gdzie mieszkała 16 lat.  

Komentarze