Ukraińcy płacą za niepodległość najwyższą cenę. Nie mają jednak wątpliwości, że warto i że wojnę wygrają. Najnowsze badania pokazują, jak zmieniało się ukraińskie społeczeństwo od odzyskania niepodległości w 1991 roku
Ukraińcy świętują odzyskanie niepodległości 24 sierpnia. Tego dnia w 1991 roku Rada Najwyższa Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej uchwaliła Deklarację Niepodległości.
Akt ten zyskał powszechne potwierdzenie w referendum 1 grudnia 1991 roku.
Na zdjęciu – mieszkańcy Charkowa śpiewają ukraiński hymn w metrze – tak czczą Dzień Niepodległości (fot. Sergey Bokok/AFP)
32. rocznica odzyskania niepodległości przypada dokładnie półtora roku od rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie. 24 lutego 2022 roku Władimir Putin rozpoczął realizację scenariusza, który władza w Moskwie trzymała w gotowości od początku niezależnego ukraińskiego bytu.
Jak przypomina historyk Serhij Płochij,
Rosja nigdy nie uznała pełnej i bezwarunkowej niepodległości Ukrainy ani jej suwerenności terytorialnej.
Warunkiem takiego uznania miało być wejście w struktury integracji przestrzeni poradzieckiej, czyli, innymi słowy, zachowanie relacji imperialnej zależności.
Ewentualna pełna emancypacja Ukrainy nosiłaby znamiona casus beli. Zwłaszcza gdyby miała to być emancypacja aktywna, polegająca na integracji ze strukturami Zachodu.
Władimir Putin rozpoczął realizację tego scenariusza w 2014 roku, w odpowiedzi na Rewolucję Godności i utratę władzy przez uległego wobec Moskwy Wiktora Janukowycza.
24 lutego 2022 roku był, jakkolwiek zszokował międzynarodową opinię publiczną, jedynie kontynuacją planu dyscyplinowania terytorium uznawanego przez Rosję za część imperialnej domeny. Prezydent Rosji podjął nawet wysiłek intelektualnego uzasadnienia rosyjskich działań.
W 2021 roku ogłosił esej „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”. Jego główne tezy powtórzył w mowie poprzedzającej atak. Łatwo wykazać ich absurdalność. Tyle tylko, że polemika intelektualna straciła sens, gdy zza słów rosyjskiego dyktatora wyłoniły się czołgi i zbrojna przemoc.
Ukraińcom nie pozostało nic innego, jak pokazać, że po prostu są, istnieją i nie zmarnowali trzech dekad odnowionej niepodległości. Wynik tego brutalnego testu nie był z góry przesądzony.
Pod koniec 2021 roku Ukraińcy z pesymizmem patrzyli w przyszłość. Zdecydowana większość z nich twierdziła, że sprawy idą w złym kierunku.
Władimir Putin liczył zapewne, że silne uderzenie w taką strukturę społeczną i materialną, czyli w nieistniejące (wydawałoby się) państwo i nieistniejące zintegrowane społeczeństwo, doprowadzi do ostatecznego rozkładu. I umożliwi szybkie przejęcie kontroli politycznej nad podbitym terytorium.
Jak wiemy, stało się inaczej. Zapewne w niejednym opracowaniu naukowym pojawi się analiza, w jaki sposób wojenny nacisk uruchomił oraz zintegrował w Ukrainie i Ukraińcach zasoby odporności i zdolności. Nie tylko do stawiania skutecznego oporu, ale także do utrzymania państwa realizującego wszystkie swoje funkcje.
Oczywiście, częścią tej analizy musi być opowieść o tym, jak Ukraina wyszła w końcu ze strategicznej pułapki. Czyli z próżni bezpieczeństwa, polegającej na samotnym zawieszeniu między płytami tektonicznymi współczesnej geopolityki.
W odpowiedzi na rosyjską pełnoskalową agresję tzw. kolektywny Zachód odpowiedział inaczej niż w 2014 roku, kiedy Ukrainę zmuszono do przyjęcia porozumień z Rosją. Nie zatrzymały one pełzającej wojny w Donbasie i jej krwawych konsekwencji, stwarzały jednak pozór załatwienia sprawy przez zamrożenie konfliktu.
Wobec 24 lutego 2022 roku podobna ucieczkowa odpowiedź ze strony Zachodu musiałaby być uznana za kapitulację. Więcej, taka kapitulacja nie prowadziłaby do trwałego pokoju nawet za cenę klęski Ukrainy.
Jak stwierdził kanclerz Niemiec Olaf Scholz, rosyjska agresja oznacza Zeitenwende, historyczny przełom. Słowa te wypowiedziane na samym początku pełnowymiarowej wojny, w pełni słuszne, to nie uruchomiły wyobraźni niezbędnej do zrozumienia ich konsekwencji. Jeśli bowiem nastąpił przełom, to nie może być powrotu do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 roku.
Pozostawienie Ukrainy w sytuacji próżni bezpieczeństwa oznaczałoby tym samym zgodę na jej wasalizację w ramach rosyjskiego neoimperium
Na to Ukraińcy się nie zgodzą, pozostawieni jednak sobie, w hipotetycznej sytuacji zatrzymania lub ograniczenia sojuszniczej pomocy militarnej i materialnej, nie będą w stanie w nieskończoność stawiać oporu.
Jednak coraz wyraźniej widać, że samo wsparcie też nie wystarcza do rozstrzygnięcia. Dotychczasowa pomoc okazała się kluczowa dla podtrzymania nie tylko potencjału zbrojnego, ale także stabilizacji gospodarki i państwa. Jednak niewystarczająca do przeprowadzenia ukraińskiej kontrofensywy, która mogłaby skokowo zmienić charakter wojny.
W Dzień Niepodległości 24 sierpnia 2023 roku sytuacja na froncie zmieniła się niewiele, mimo że intensyfikacja działań Ukraińskich Sił Zbrojnych nastąpiła już na początku czerwca.
Okazało się, że ani zachodnie uzbrojenia, ani szkolenie części ukraińskiego personelu przez specjalistów z NATO nie wystarczyły, by przełamać schemat wojny pozycyjnej, obliczonej na wyniszczenie.
Ukraińcy skutecznie zarządzają przestrzenią informacyjną, szczelnie okrywając się mgłą wojny.
Widać jednak wyraźnie, że nie do końca ufają ekspertyzie zachodnich sojuszników, przekonani, że prowadzą wojnę, jakiej żadne z państw NATO, ze Stanami Zjednoczonymi włącznie, nigdy nie prowadziło.
Taka sytuacja wymaga nieustannej kreatywności, której najmniej znajdziemy w podręcznikach taktyki
Brak wyraźnego postępu na froncie wyraźnie nuży międzynarodową opinię publiczną i elity polityczne kolektywnego Zachodu. Scenariusz doprowadzenia do końca wojny bez bezpośredniego zaangażowania, tylko rękami Ukraińców, zaczyna się sypać.
Jego realizacja wymagałaby istotnej intensyfikacji pomocy zbrojeniowej, w wymiarze ilościowym i jakościowym.
Tu jednak pojawia się strach, że taka intensyfikacja mogłaby być potraktowana przez Moskwę jako zaangażowanie bezpośrednie
Taki wariant jest jednak bezwzględnie wykluczany. Scenariusz rozstrzygnięcia wojny na skutek wewnętrznych procesów politycznych w Rosji jest do pewnego stopnia atrakcyjny, choć oczywiście najmniej przewidywalny. Nibypucz Prigożyina pokazał potencjał dekompozycji, ale także ujawnił iluzoryczność tego potencjału.
W konsekwencji nikt nie dysponuje dziś wszechstronną strategią doprowadzenia do końca wojny jako etapu budowania nowego świata i pokojowego ładu międzynarodowego – z miejscem Rosji w tym świecie.
Jedyne pewniki to:
O ile nie dojdzie do jakiegoś przełomu na froncie, wobec tych dwóch pewników czynnikiem rozstrzygającym będzie polityka i dyplomacja kształtowane przez procesy polityczne zarówno w krajach sojuszniczych Ukrainy, jak i poza tą grupą.
Rola Chin, Indii, państw Globalnego Południa ma wielkie znaczenie, bo nawet jeśli tych państw nie uda się przekonać do stanięcia po stronie Ukrainy, to ważne, by jak najwięcej z nich nie stało po stronie Rosji.
Wołodymyr Zełenski doskonale rozumie ten globalny wymiar wojny, jaką jego kraj toczy, broniąc się przed Rosją
Od samego początku zmagań ukraińska dyplomacja dostała zadanie pracy w stolicach państw Globalnego Południa, z myślą o nich prowadzone są działania informacyjne i propagandowe.
Rosja przedstawiana jest nie jako kontynuatorka Związku Radzieckiego wspierającego ruchy antykolonialne i antyimperialistyczne, tylko
jako państwo imperialne par excellence
Doskonałym przykładem tej dyplomatycznej roboty była konferencja w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej. Poświęcona była przedyskutowaniu formuły pokoju przedstawionej przez Wołodymyra Zełenskiego pod koniec ubiegłego roku, podczas szczytu państw G20.
Konferencja, w której uczestniczyli doradcy ds. bezpieczeństwa głów państw lub rządów, miała przygotować grunt pod zapowiadaną przez Zełenskiego konferencję pokojową na najwyższym szczeblu. Miałaby się ona odbyć jeszcze w tym roku.
Nie wiadomo, czy tak się stanie, czytelne są natomiast intencje ukraińskiej dyplomacji. Chodzi o pokazanie, że Ukraińcy nie myślą jedynie o wojnie, tylko że najważniejszy jest dla nich pokój, oparty na trwałych zasadach, które opisuje dziesięciopunktowa formuła Zełenskiego.
W tej grze najważniejsze jest, by to właśnie ukraińska propozycja stała się podstawą do międzynarodowych dyskusji, jednocześnie pokazując ukraińską wolę do pozytywnego rozstrzygnięcia.
Z tego właśnie względu tak ważny był dla Kijowa udział w konferencji w Dżuddzie przedstawiciela Chin oraz innych kluczowych państw Globalnego Południa. Formuła Zełenskiego zyskała w ten sposób akceptację w roli negocjacyjnej platformy, a przynajmniej tak można ją przedstawiać podczas rozmów choćby z sojusznikami, przekonując ich o dalszym wsparciu.
To z kolei zależeć będzie w wielkiej mierze od rozstrzygnięć politycznych w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 2024 roku odbędą się wybory prezydenckie najwyższej stawki.
W 2024 roku odbędą się także wybory do Parlamentu Europejskiego, które niezależnie od wyników na jakiś czas zdestabilizują pracę Komisji Europejskiej.
Dotarliśmy do momentu, kiedy jasne się stało, że szybkie, choćby pozorne rozstrzygnięcia są niemożliwe. Z kolei rozwiązania realne wymagają strategicznej wyobraźni i strategicznej cierpliwości, a tego brakuje w świecie, w którym polityką rządzą emocje podsycane przez cyfrowe media.
Zakładnikiem takich emocji stały się relacje polsko-ukraińskie, do 24 lutego ubiegłego roku bardzo chłodne w wymiarze oficjalnym. Po rosyjskiej agresji wydawało się, że wszystko uległo zmianie. Polska znowu stała się najważniejszym sojusznikiem Ukrainy i przez pierwsze miesiące wojny nie był to slogan.
Przyjęcie uchodźców, pomoc polityczna i militarna, rola Polski w organizacji transferów pomocy kolektywnego Zachodu (przez Polskę przechodzi ponad 80 proc. dostaw uzbrojenia dla Ukrainy) – Ukraińcy to wszystko dostrzegli i docenili.
Do dziś w badaniach opinii publicznej Polacy są wskazywani za najbardziej przyjazdy dla Ukrainy naród. Andrzej Duda cieszy się większą popularnością od Joe Bidena. Te uzasadnione emocje nie mogą jednak przesłonić faktu, o którym już pisałem, a który Ukraina zrozumiała już na samym początku agresji:
Ta wojna nie ma wymiaru lokalnego, choć toczy się na ograniczonym terytorium
To wojna o znaczeniu globalnym, jej stawką jest nowy ład i system bezpieczeństwa międzynarodowego. Dlatego wszystkie relacje bilateralne muszą być odnoszone do globalnego, wielostronnego kontekstu.
Sukces na obu polach zależy od złożonych struktur współpracy, zdolnych zapewnić wsparcie militarne, finansowe, kapitałowe, technologiczne.
Docelowo Ukraina musi wyrwać się z próżni bezpieczeństwa. Musi zostać wciągnięta w system gwarancji bezpieczeństwa, wzmocniony włączeniem w sieci tworzenia wartości ekonomicznej.
Innymi słowy, stawką jest integracja Ukrainy z NATO i Unią Europejską, przy jednoczesnej jak najszerszej współpracy w ramach relacji dwustronnych z partnerami strategicznymi: Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Niemcami, Polską, Rumunią, Turcją, ale także państwami Globalnego Południa.
Jednak Polska, od lat włączona w zachodnie struktury i dobrobyt, prowadzi obecnie znacznie bardziej prowincjonalną politykę międzynarodową
Konflikt o ukraińskie zboże i jego późniejsza dyplomatyczna eskalacja wokół kwestii, czy Ukraińcy powinni być bardziej wdzięczni za uzyskaną pomoc, w pełnej mocy ujawniła ten prowincjonalizm.
Hasłem wybijanym zarówno przez premiera Mateusza Morawieckiego, jak i prezydenta Andrzeja Dudę stał się interes narodowy Polski. To on ma przyświecać polskiej polityce zagranicznej, również tej prowadzonej wobec Ukrainy.
Niestety, interes ten nie został jasno wyartykułowany. Czy tożsama z nim ma być obrona interesu polskich rolników? A jeśli tak, to czy blokada ukraińskiego zboża jest najlepszym sposobem jego realizacji w kontekście innych komponentów naszego interesu narodowego? Czy interes narodowy jest tożsamy z interesem ORLEN-u, który jeszcze długo w 2022 roku importował z Rosji paliwo?
Do jakiego stopnia interes narodowy powinien być zakładnikiem kwestii historycznych, takich jak zbrodnia wołyńska?
Pytania nie mają charakteru retorycznego. Od odpowiedzi na nie, a także od diagnozy rzeczywistości geopolitycznej zależy rzeczywista realizacja polskiego interesu narodowego, a w konsekwencji też relacje polsko-ukraińskie.
Wspólne postrzeganie Rosji jako śmiertelnego zagrożenia na pewno Polskę i Ukrainę łączy. Już jednak spojrzenie na Niemcy jako podobnego do Rosji w sensie strategicznym zagrożenia jest dla Ukraińców niezrozumiałe.
Polska realizująca interes narodowy tak, jak go definiuje prawica, zmierza do międzynarodowej izolacji i zmniejsza nasze znaczenie jako partnera w tworzeniu porozumień wielostronnych.
Z kolei Polska w układzie bilateralnym, choć jest dla Ukrainy partnerem niezbędnym, to jednak o ograniczonym znaczeniu.
Naszym największym zasobem jest potencjał lewarowania pozycji w strukturach geopolitycznych i łańcuchach tworzenia wartości gospodarczej. Daje to większe możliwości, niżby wynikało z własnych zasobów kapitałowych, technologicznych, militarnych i politycznych (te bowiem są ciągle dość ograniczone w kontekście globalnej stawki trwającego rozstrzygnięcia).
Niestety, z zasobu tego korzystamy w co najmniej ograniczonym stopniu.
Dzień Niepodległości Ukrainy to doskonałe okazja, aby przyjrzeć się nie tylko międzynarodowemu kontekstowi rosyjskiej agresji. Ukraińscy badacze społeczni są zgodni, że wojna przyspieszyła konsolidację obywatelsko-narodową w Ukrainie.
Wbrew oczekiwaniom Władimira Putina i obawom wielu obserwatorów na świecie, atak nie doprowadził do społecznego rozpadu
Wzmocnił za to procesy, które przed trzema dekadami przyniosły Ukrainie niepodległość.
W 1991 roku Ukraińcy wypowiedzieli się jednoznacznie za niepodległością, choć wtedy nie do końca wiedzieli, kim są. W latach dziewięćdziesiątych mniej niż połowa badanych na pytanie, kim są, odpowiadała: „obywatelami Ukrainy”.
Rzeczywista konsolidacja tożsamości obywatelsko-narodowej nastąpiła podczas Rewolucji Godności w latach 2013–2014, kiedy odsetek deklaracji o ukraińskim obywatelstwie przekroczył 50 proc., osiągając 64,6 proc. w przededniu wojny.
Czas ten socjologowie z Instytutu Socjologii Ukraińskiej Akademii Nauk nazywają okresem obywatelsko-narodowej krystalizacji.
Po wybuchu nastąpiła konsolidacja i wzrost odsetka osób deklarujących ukraińskie obywatelstwo do 80 proc. Wyrazem tej konsolidacji jest stosunek do języka. Przeprowadzone w sierpniu 2023 badanie agencji Rating pokazuje, że
Jeszcze w grudniu 2021 roku ukraińskiego w domu używało tylko 46 proc.
Na pytanie o wyrazy patriotyzmu – respondenci mieli wskazać trzy odpowiedzi. Na pierwszym miejscu (dla 46 proc. badanych) jest zaangażowanie społeczne przez darowizny lub wolontariat, na drugim mówienie po ukraińsku (45 proc.), dalej służba na froncie (33 proc.).
Blisko 70 proc. badanych jest przekonanych, że najbliższe pięć lat oznacza dla Ukrainy rozwój
Ta nadzieja wiąże się też z dość konkretną wizją kraju, który zapewniać będzie bezpłatną opiekę medyczną i wyższą edukację, nie pozwoli na sprzedaż ziemi obcokrajowcom.
Państwo ma dbać o wysokość dochodów mieszkańców, ale nie wtrącać się zbytnio regulacyjnie. Nie ma zgody na autorytaryzm – rządy silnej ręki zaakceptowałoby około 30 proc. badanych.
Wojna przyspieszyła ewolucję świadomości Ukrainek i Ukraińców w wielu wymiarach
Zgodnie z badaniami Instytutu Socjologii UAN, taką afiliację ideologiczną wskazuje 32,5 proc. ankietowanych (należy wszakże zauważyć, że 43 proc. badanych nie potrafiło określić swojej afiliacji). Z tego 18,8 proc. deklaruje, że jest nacjonalistami – to istotny wzrost w stosunku do wskazań przedwojennych.
Poglądy lewicowe deklaruje 12,2 proc., liberalne 6 proc.
Jednocześnie jednak widać wyraźną liberalizację poglądów. Wyraża się ona w rosnącej akceptacji dla osób LGBT+, związków partnerskich, poparciu dla demokracji jako najlepszego systemu politycznego. I w zmniejszeniu poparcia dla kary śmierci.
O ile w marcu 2022 roku 53,7 proc. badanych twierdziło, że centralne organy władzy radzą sobie w pełni ze swymi obowiązkami, a 39,3 proc. uznawało, że radzą sobie częściowo, to w czerwcu 2023 tylko 20% miało przekonanie o pełnej sprawności władz, a 58,9 proc. dało częściowo pozytywne oceny.
To ciągle lepiej niż przed wojną, kiedy w listopadzie 2021 roku 44,2 proc. badanych odpowiadało wprost, że władze centralne sobie nie radzą.
W czerwcu 2023 państwo wywołuje pozytywne emocje u 21,8 proc. i negatywne u 39,7 proc. badanych. Oczywiście te skumulowane dane warto rozbić na instytucje.
Ukraińcy też potrafią ocenić, jakie mankamenty życia publicznego należy naprawić w pierwszej kolejności. Badanie przeprowadzone przez Vox Ukraine i Vox Group w kwietniu 2023 roku pokazały, że priorytetem wskazywanym przez 81 proc. badanych jest rozprawienie się z korupcją.
W dalszej kolejności należy zreformować
Lektura wyników badań społecznych, prowadzonych w Ukrainie mimo wojny systematycznie, pokazuje fascynujący obraz zmieniającego się społeczeństwa.
Mimo wojny i kryzysu ekonomicznego potrafią oni zachować tak zwaną war-life balance.
I wiarę w lepszą przyszłość, która w ich przekonaniu zależy głównie od nich, ale też od miejsca Ukrainy w świecie.
Ukraińska demokracja nie była i nie jest doskonała. Pewne jest jednak, że demokracja i wolność to trwałe filary ukraińskiego stylu życia.
Jego ważnym elementem jest krytycyzm wobec władz.
Dobrze go ilustruje reakcja ukraińskiego społeczeństwa na wymianę godła ZSRR na tryzuba, herb Ukrainy, na słynnym monumencie rzeźbie Matki-Ojczyzny w Kijowie. Ta wymiana to jeden z elementów obchodów tegorocznego Dnia Niepodległości.
70 proc. badanych zgodziło się, że pomysł jest dobry i ocenia go jako symbol zerwania z przeszłością imperialnej zależności. Taki sam odsetek jednak uznał, że z realizacją pomysłu można było poczekać do końca wojny.
Zgodnie z ukraińską tradycją jest raczej wybranym przez suwerena hetmanem, który w każdej chwili może być strącony z tronu.
O takiej możliwości przypominają dwa zrywy na Majdanie, w 2004 i 2013/2014 roku. W efekcie scena polityczna w Ukrainie rozwija się w sposób, z którego zrozumieniem mają problem politycy innych państw.
Prawdą jest, że Zełenski umiejętnie wykorzystał wojnę do zapewnienia sobie hegemonii politycznej.
W zasadzie jedynym i to tylko potencjalnym, realnie liczącym się konkurentem jest dowodzący Siłami Zbrojnymi generał Wałerij Załużnyj.
Ten ambicji politycznych na razie nie przejawia, jednak dominacja Zełenskiego osłabia sprawczość innych instytucji władzy, zwłaszcza rządu.
W takiej sytuacji najsilniejszym partnerem i adwersarzem prezydenta Ukrainy w przestrzeni publicznej stało się coraz lepiej organizujące się społeczeństwo obywatelskie.
Udowodniło ono swą niezbędność w czasie wojny,
Wołodymyr Zełenski dysponujący niezwykle silnym mandatem do sprawowania władzy zdaje sobie sprawę, jak bardzo ten mandat jest ograniczany przez podmiotowość aktorów społecznych. Ukraińcy przywracają sens polityce i demokracji w sposób równie zaskakujący i kreatywny, jak zaskakująco i kreatywnie prowadzą działania zbrojne.
Edwin Bendyk – prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Dziennikarz, publicysta i pisarz, do niedawna kierował działem naukowym tygodnika „Polityka”. Wykłada w Graduate School for Social Research PAN i Collegium Civitas, gdzie współtworzył Ośrodek Badań nad Przyszłością.
Tekst był opublikowany na blogu Forum Idei Fundacji Batorego
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
Komentarze