Polski wariant węgierskiego „gulaszowego autorytaryzmu” nie wydaje się już możliwy. Ale też stało się jasne, że Jarosława Kaczyńskiego powstrzymać może jedynie realna polityczna siła. Energia wielkiego nawet, masowego protestu siły takiej jeszcze nie tworzy. Wyrwać nas z chocholego tańca może zmiana generacyjno-genderowa po stronie sił pro-demokratycznych
Lipcowy zamach stanu – pod takim hasłem ma szansę przejść do historii kończący się tydzień, kiedy polski parlament w błyskawicznym tempie rozprawił się z Sądem Najwyższym. Tydzień, kiedy w polskiej polityce ujawniło się kilka nowych, ciekawych procesów i doszło też do przełomów otwierających nowe, również optymistyczne perspektywy na przyszłość.
Kolejną "Analizę na niedzielę", czyli cotygodniowe podsumowanie tygodnia przygotował dla OKO.press Edwin Bendyk (rocznik 1965), wybitny publicysta przede wszystkim "Polityki". Pisze o procesach społecznych, modernizacji, przemianach cywilizacji, nauce, rewolucji cyfrowej. Aktywista społeczny. Autor bloga Antymatrix i kilku ważnych książek, m.in. nominowanej do Nagrody Nike pracy "Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności" (2003) oraz "Bunt sieci" (2012)
Senat 22 lipca 2017 roku przyjął, bez poprawek, ustawę o Sądzie Najwyższym - de facto likwidująca główną instytucję władzy sądowniczej.
Dotychczas data 22 lipca kojarzyła się w polskiej historii z ogłoszeniem manifestu PKWN, fundującego PRL i otwierającego drogę do ustroju demokracji ludowej. Podążająca za Jarosławem Kaczyńskim parlamentarna większość 22 lipca 2017 roku domknęła inny proces legislacyjny. Gwarantowany konstytucją trójpodział władzy został zniesiony.
Ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, zmieniając ustrój sądownictwa zmieniają - w sposób niezgodny z konstytucją - ustrój polityczny w Polsce.
Wkroczyliśmy na drogę prowadzącą do autorytaryzmu. Czy możemy z niej zawrócić?
Rozwiązaniem najprostszym byłoby weto prezydenta Andrzeja Dudy. Czy prezydent zdecyduje się zakwestionować trzy ustawy o sądownictwie lub choćby tę likwidującą Sąd Najwyższy?
Przed głową państwa czas historycznej próby i wielka okazja by zacząć budować polityczną autonomię wobec Jarosława Kaczyńskiego.
Czy Andrzej Duda do takiej próby dojrzał? Wielu, jeśli nie większość komentatorów wątpi w możliwość prezydenckiego zwrotu, sprawa nie jest jednak taka oczywista.
Wystarczy poczytać komentarze prawicowych publicystów. Wielu z nich uznało, że Jarosław Kaczyński poszedł zbyt daleko, a rewolucyjny zapał w niszczeniu systemu sądownictwa nie ma nic wspólnego z wartościami konserwatywnymi i republikańskimi. Przeciwnie - destabilizuje państwo i otwiera w przyszłości (żadna władza nie trwa wiecznie – ostrzegają) drogę do lewicowej lub lewicowo-liberalnej kontrrewolucji.
W prawicowej publicystyce pojawił się nowy sposób przedstawiania społecznych protestów: tym razem na ulice nie wyszli jedynie przedstawiciele elit starego porządku broniący status quo i przywilejów. Ulice polskich miast zdominowali „zwykli ludzie”. Tacy sami, pisze Igor Janke, jak ci, co pokojowo wcześniej chodzili na Marsze Niepodległości.
Andrzej Duda ma więc szansę odpowiedzieć na prośby owych „zwykłych ludzi” (wszak nawet kibice poznańskiego Lecha palili świeczki) i swym wetem rozpocząć budowę konserwatywno-republikańskiej alternatywy dla bolszewicko-rewolucyjnego projektu Jarosława Kaczyńskiego. Alternatywa taka na pewno byłaby atrakcyjna dla wielu przedstawicieli prawicy, którzy dostrzegli, że sprawy zaszły „zbyt daleko”, a eskalacja konfliktu może w nieodwracalny sposób rozsadzić wspólnotę polityczną Polaków.
Na decyzję prezydenta mniejszy wpływ jednak będą mieli intelektualiści i przedstawiciele elit, nawet konserwatywnych, liczyć się będzie ocena „bazy”. A elektorat Prawa i Sprawiedliwości, zgodnie z sondażem IBRiS dla „Rzeczpospolitej” przeprowadzonym już po awanturze sejmowej we wtorek 18 lipca (tej ze „zdradzieckimi mordami”) trzyma się mocno (PiS ma 37 proc. poparcia) i widać, że determinacja Jarosława Kaczyńskiego tylko go konsoliduje.
Trwałość poparcia PiS jest dziś głównym faktem polskiej polityki i jeśli nie zmieni się ono w najbliższych dniach jako efekt zamachu na sądy (czy nawet przeciwnie, poparcie Kaczyńskiego jeszcze się wzmocni), będzie głównym problem i wyzwaniem sił prodemokratycznych.
Szczęśliwie w obozie prodemokratycznym ujawniły się niezwykle ciekawe zjawiska, już w OKO opisywane, więc mogę zaznaczyć je w skrócie. Najciekawsza jest oczywiście mobilizacja młodzieży, a wraz z nią nie tylko nowe twarze na ulicach, ale także dominacja komunikatów pro-demokratycznych w internecie. Dotychczas to prawica umiejętniej korzystała z mediów społecznościowych. W mijającym tygodniu sytuacja się zmieniła, co pokazał portal „Polityka w sieci” komentując m.in. że „protestowanie przeciwko władzy PiS przestało być obciachowe”.
Ujawnienie się nowej, młodej i wyraźnie nasyconej energią kobiet siły zostało symbolicznie skwitowane w piątek 21 lipca przez Władysława Frasyniuka pod Sądem Najwyższym.
Dla wielu ciągle wymarzony jako „lider zjednoczonej opozycji” Frasyniuk stwierdził, że czas oddać ster walki o przyszłość Polski pokoleniu 1989. Czas też porzucić wizję powrotu do III Rzeczypospolitej, bo ta już została zaorana. Na jej zgliszczach trzeba budować nową republikę.
Swoista abdykacja, uznanie dla konieczności pokoleniowej zmiany, otwiera nowy rozdział w polskiej polityce, umożliwiający wyjście poza dotychczasowy schemat narzucony przez pokolenie Solidarności. Jak ten rozdział zostanie zapisany?
Nie znając decyzji prezydenta Andrzej Dudy możemy zaryzykować stwierdzenie, że kończący się tydzień ujawnił i zintensyfikował procesy polityczne otwierające możliwość przełomu. W perspektywie bezpośredniej, najbliższej stanęliśmy na krawędzi przepaści, kiedy eskalacja konfliktu oparta na przekonaniu Jarosława Kaczyńskiego o sile poparcia własnego zaplecza (motywacji psychologicznych, jakie ujawniła tyrada o „zdradzieckich mordach” też nie należy zapominać) może doprowadzić do nieodwracalnego pęknięcia wspólnoty politycznej i wkroczenie do polityki przemocy.
Polski wariant węgierskiego „gulaszowego autorytaryzmu” nie wydaje się możliwy. Ale też stało się jasne, że Jarosława Kaczyńskiego powstrzymać w realizacji jego planu może jedynie realna polityczna siła. Energia wielkiego nawet, masowego protestu siły takiej jeszcze nie tworzy, choć jest warunkiem koniecznym jej powstania. Nie stworzy jej powtarzanie starych, zużytych skryptów polskiej polityki.
Władysław Frasyniuk zrozumiał, że jeśli chce odsunąć Kaczyńskiego od władzy, sam też musi się odsunąć, bo tylko w ten sposób polityka w Polsce może wyrwać się z chocholego tańca.
Czy się wyrwie, zależeć będzie od tego:
Pytania te będą ważne niezależnie od tego, jaką decyzję w najbliższych dniach podejmie Andrzej Duda.
Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
Komentarze